Dni na Camino, jak widać, bardzo szybko mijają i pomyśleć, że rozpoczynam już 10 dzień „samotnej” wędrówki do Santiago de Compostela. Napisałem w cudzysłowie samotnej, ale tak naprawdę nigdy nie czułem się na tej drodze samotny. Czułem wręcz, że ktoś kroczy wraz ze mną i nie pozwala mi, bym był osamotniony. Po porannej toalecie i spakowaniu się mogłem opuścić schronisko i wyruszyć w dalszą drogę. Niestety moje buty trekkingowe, które były przemoczone, nie zdążyły wyschnąć, dlatego na dzisiejszy odcinek trasy założyłem adidasy, a trekkingi przypiąłem do plecaka, tak aby w trakcie drogi wyschły. Mam też tak w zwyczaju, że z rana jakoś nigdy nie mam apetytu i nie mogę nic jeść, dlatego zawsze, kiedy wstawałem, szybko starałem się wyruszać na szlak, by nie tracić potrzebnego czasu. Dopiero po kilku godzinach wędrówki zatrzymywałem się w przydrożnym barze na posiłek, który był połączony przy okazji z odpoczynkiem...