Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte (WSTĘP)

2022 – Groby Pańskie w sieradzkich i okolicznych kościołach
18 kwietnia 2022
2022 – Męski Różaniec w Warszawie
8 maja 2022
Udostępnij to:

Jestem ogromnie szczęśliwy, że w końcu, po upływie kilku miesięcy od mojego powrotu z Hiszpanii, mogę się z Wami podzielić wspomnieniami i refleksjami z pielgrzymki do grobu św. Jakuba znajdującego się w Santiago de Compostela. Moja przygoda rozpoczęła się 23 lipca 2021 r. i trwała 38 dni. W tym czasie pokonałem 804 km. Było to moje drugie camino, tym razem poszedłem Drogą Północną (hiszp. Camino del Norte).

Chciałbym Wam zaprezentować swoją fotorelację, by za sprawą ok. 2800 fotografii opowiedzieć o moim pielgrzymowaniu dzień po dniu.

Do Santiago de Compostela, które było moim głównym celem, doszedłem 19 sierpnia 2021 r. Zwieńczeniem całej drogi był odpoczynek w niewielkim malowniczym miasteczku, jakim jest  położona nad samym Oceanem Atlantyckim Muxía. Miejscowość ta skrywa sanktuarium Matki Bożej.

Mam nadzieję, że swoimi wspomnieniami i fotografiami zachęcę kogoś z Was do przebycia tak pięknej, aczkolwiek nie do końca może łatwej, drogi, która wiedzie do grobu umiłowanego ucznia Pana Jezusa – św. Jakuba Starszego. Jego wędrówka przez życie też była trudna, a zakończyła ją męczeńska śmierć za głoszoną Ewangelię. Podczas objawień w Kibeho Matka Boża powiedziała, że: „Nikt nie wchodzi do nieba, nie cierpiąc”. Dlatego czasami warto podjąć trud i każdy wysiłek ofiarować Panu Jezusowi.

Całą drogę w Hiszpanii przebyłem samotnie, ale tak naprawdę ani przez chwilę nie czułem się sam. Miałem w sobie przekonanie, że ktoś jest przy mnie, że ktoś kroczy ze mną…

Tak jest również i dzisiaj, gdy pokonuję ścieżki codzienności, tak naprawdę nie mając nic, mam wszystko i jestem szczęśliwy. Zachęcam Was, drodzy czytelnicy, byście z jeszcze większą gorliwością potrafili zapraszać Pana Jezusa do swojego życia. On bowiem sprawia, że życie człowieka tutaj na ziemi staje się o wiele piękniejsze. W podzięce za te wszystkie piękne dni, którymi mnie obdarowałeś, tam daleko w Hiszpanii, pragnę Ci się pokornie pokłonić, Panie Jezu, i powiedzieć: „Dziękuję, dziękuję Ci, Panie, za wszystko, co dla mnie czynisz!”.

Łukasz Piotrowski

 

***

 

Camino del Norte oraz Muxía
(23 lipca – 28 sierpnia 2021 r.)

 

Sieradz, 7 listopada 2021 r.

 

Lecz ci, co zaufali Panu,
odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły:
biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą
(Iz 40,31).

 

 

Po 28 dniach wędrówki, pokonawszy 714 km, dotarłem do Santiago de Compostela. To jest moje drugie Camino. Tym razem obrałem Szlak Północny (hiszp. Del Norte). To tutaj, w Santiago de Compostela, w tej okazałej barokowej katedrze znajdują się szczątki św. Jakuba Apostoła, zwanym Większym. Św. Jakub był jednym z najbliższych przyjaciół Pana Jezusa. Jako pierwszy spośród apostołów poniósł śmierć męczeńską. Święty Jakubie, módl się za nami i prowadź nas do Jezusa!; fot. 19 sierpnia 2021

Jeszcze kilka ładnych lat temu nie pomyślałbym o tym, aby samemu przemierzyć jeden z najstarszych pielgrzymkowych szlaków chrześcijańskiej Europy. Ten ponad tysiącletni szlak prowadzi do grobu św. Jakuba Starszego, umiłowanego ucznia Pana Jezusa. Znajduje się on w północno-zachodniej części Hiszpanii (Galicja), w mieście Santiago de Compostela. Papież Benedykt XVI w pięknej książce pt. „Apostołowie” (notabene gorąco Wam polecam tę lekturę) tak napisał o Jakubie Starszym: Razem z Piotrem i Janem był przy Jezusie w chwili agonii w ogrodzie Getsemani oraz w czasie Jego przemienienia. Są to sytuacje bardzo różniące się między sobą: w jednym przypadku Jakub z dwoma innymi apostołami doświadcza chwały Pana, widzi Go, jak rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem, widzi przejawiający się w Jezusie Boski blask. W drugim przypadku staje wobec cierpienia i upokorzenia, widzi na własne oczy, jak Syn Boży się uniża, stając się posłuszny aż do śmierci.

Szlak wiodący do Santiago de Compostela nie jest mi obcy. Już w 2012 roku z ówczesną dziewczyną kroczyłem do grobu św. Jakuba. Wówczas obraliśmy trasę francuską (hiszp. Camino Francés), która do dziś uchodzi za najpopularniejszy szlak Jakubowy. W ciągu 31 dni pokonaliśmy pieszo 702 km. Na ten szlak przed 9 laty wyruszyliśmy jako para ludzi żyjąca blisko Kościoła, a wróciliśmy już jako narzeczeni. Następnie w uroczystość dwóch największych Apostołów – św. Piotra i św. Pawła, 29 czerwca 2013 r. w sieradzkiej kolegiacie zawarliśmy związek małżeński. Kolejne ważne daty w naszym życiu wyznaczyły niezwykle radosne wydarzenia: 14 maja 2014 r. na świat przyszła nasza ukochana córeczka Klara, a 11 września 2015 r. urodził się nasz ukochany syn Kacper. Niestety, to, co miało być takie piękne i święte, bardzo szybko przeminęło…

Mówiąc o Camino, chcąc nie chcąc, muszę jednak powrócić do przeszłości. Pamiętam dobrze, jak w 2011 r. planowaliśmy naszą pierwszą, wspólną wyprawę do Santiago de Compostela. Zastanawialiśmy się wtedy nad wyborem trasy. Braliśmy pod uwagę tę najpopularniejszą (właśnie Drogę Francuską) oraz piękniejszą, ale bardziej wymagającą, prowadzącą wzdłuż gór i linii brzegowej Oceanu Atlantyckiego Drogę Północną (hiszp. Camino del Norte). Wówczas troszkę obawialiśmy się szlaku północnego, dlatego wybór padł na Drogę Francuską. Relację z mojego pierwszego Camino możecie zobaczyć tutaj. Wzbogaciłem ją o krótkie refleksje i wiele fotografii. W tym artykule postanowiłem zamieścić jedynie kilka zdjęć z tej jakże niesamowitej wyprawy, którą było dane było mi przeżyć. Niech te wybrane fotografie pomału wprowadzą was, drodzy czytelnicy, w klimat Camino.

 

Camino Francés i Przylądek Finisterre, 2012 r.

 

Szlak wiodący do Santiago de Compostela ma w sobie taką moc, że, gdy ktoś raz nim wędrował, będzie miał nieodpartą potrzebę wrócić, takie jest Camino. Oczywiście w czasie, kiedy założyłem rodzinę i na świat przyszły moje ukochane dzieci, taki kolejny wyjazd nie wchodził z wiadomych względów w grę. Jednak to pragnienie ponownego wyruszenia w drogę odżyło we mnie, kiedy po życiu rodzinnym pozostały jedynie wspomnienia. Jednak wraz z silną potrzebą wyruszenia na kolejne Camino narastał we mnie lęk przed taką wyprawą, dlatego wciąż odkładałem ją na później, tłumacząc sobie, że jeszcze nie nadszedł ten czas. Największą barierą dla mnie był wówczas język. Niestety – mówię to z pełną powagą – w obecnych czasach osoba, która nie zna żadnego języka obcego, jest półanalfabetą. Mowa tu również o mnie. Przychodzi mi też na myśl nasze pierwsze Camino – śmialiśmy się wtedy, że gdybym był na szlaku sam, to pewnie od razu znalazłbym się w programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”.

Podobnie jak przed laty (20 lipca 2012 r.) na Finisterze było mi dane podziwiać piękny zachód słońca. Bóg na zwieńczenie mojej wędrówki podarował mi możliwość doświadczania niepowtarzalnego zachodu słońca nad Oceanem Atlantyckim w miejscowości Muxía; fot. 24 sierpnia 2021

Jak wspominałem, pragnienie, by kolejny raz wyruszyć na Camino, zaczęło we mnie kiełkować. Z czasem narastało, lecz zaczęło mnie przepełniać tak naprawdę dopiero po rozpadzie mojego małżeństwa. Należy sobie zdać sprawę z tego, że pielgrzymowanie szlakiem św. Jakuba nie jest łatwe i należy się do niego odpowiednio przygotować. Dla Polaków niezwykle ważne są tak liczne piesze pielgrzymki na Jasną Górę. Jednak wędrowanie Camino różni się od tych znanych nam peregrynacji praktycznie pod każdym względem. W Hiszpanii jesteśmy zdani tylko na siebie. Dlatego też sporo osób decyduje się na przejście szlaku wiodącego do Santiago de Compostela w towarzystwie innej osoby albo, co jest raczej rzadkością, wędruje w niewielkich kilkuosobowych grupach. Ja jednak wiedziałem, że jeżeli moje drugie Camino dojdzie do skutku, to będę chciał je przejść sam. Nie wyobrażałem sobie, żeby ktoś mógł mi w czasie tej drogi towarzyszyć. I tak też się stało. Swoje drugie Camino przeszedłem już samotnie. Jednak, co może wydawać się dziwne, nie czułem się osamotniony. Jak wspomniałem, miałem pewność, że podczas całej wędrówki ktoś jest przy mnie.

Wybierając się na Camino, należy pamiętać, że pielgrzymka ta wymaga sporo czasu. To jest często barierą dla osób pracujących, ponieważ otrzymanie dłuższego urlopu bywa nieraz dużym problemem. Można też oczywiście w swoją drogę do Santiago de Compostela wyruszyć z dowolnego punktu trasy, niekoniecznie trzeba przejść szlak od samego początku. Jednak ja chciałem mieć do pokonania jak najwięcej kilometrów, żeby wręcz móc się delektować każdym dniem spędzonym na Camino, każdym krokiem, który zbliżał mnie do celu. Podobnie było za pierwszym razem, kiedy wyruszaliśmy z Logroño i do przejścia mieliśmy – łącznie z drogą na przylądek Finisterre – 700 km. Planując ostatnie Camino, też założyłem długą trasę – nie mogło być inaczej. Żeby doświadczyć, czym jest Camino, trzeba iść na całość i spędzić na nim wiele dni, a najlepiej mimo lęku wyruszyć w drogę samemu. To oczywiście moje subiektywne zdanie i nie musicie się z nim zgadzać.

Przełomowym rokiem dla mnie był rok 2020. To, co on mi przyniósł, w znacznej mierze też wpłynęło na decyzję o wyruszeniu na drugie Camino. W 2020 r. odbyłem kolejną pielgrzymkę do Lourdes (chyba Opatrzność Boża czuwała nad tym wszystkim). W pamięci mam pewne zdarzenie, które tak naprawdę zdecydowało o moim wyjeździe do Hiszpanii. 25 sierpnia 2020 r. schodziłem ze szczytu góry Pic du Jer we francuskich Pirenejach. Po drodze niestety troszkę zbłądziłem. W pobliżu nie było nikogo, kogo mógłbym poprosić o wskazanie szlaku, którym mógłbym dojść chociażby do centrum miasta. Wtedy w mojej głowie zaświtał pomysł, żeby skorzystać z aplikacji Google Maps, którą miałem w telefonie. Tak też uczyniłem i wierzcie mi, że mapa, z której skorzystałem poprowadziła mnie perfekcyjnie do celu, wyznaczając prawidłową drogę między szlakami. Jak olśnienie przyszła do mnie myśl, że skoro w górach ta aplikacja się sprawdziła, to zapewne równie dobrze poradzi sobie w Hiszpanii. Byłem tym odkryciem bardzo podekscytowany i od tamtego pamiętnego zdarzenia wiedziałem jedno: kolejny urlop spędzę ponownie na Camino w Hiszpanii. W grę wchodził tylko jeden szlak: Camino del Norte. Tak, właśnie ten wymagający, który braliśmy pod uwagę w 2012 r.

Kolorem czerwonym na mapie zaznaczona jest droga północna (Del Norte), a kolorem pomarańczowym znana mi już Droga Francuska (Camino Francés).

Uwielbiam wodę, toteż gdy oglądałem zamieszczone w Internecie zdjęcia z tego szlaku, olśniewające widoki na ocean tylko podsycały moje pragnienie, by wyruszyć w drogę. Wielka radość zagościła w mym sercu, gdy w pracy dostałem zielone światło dla mojego dosyć długiego urlopu (na przebycie mojego drugiego Camino potrzebowałem 38 dni). Kiedy już powoli odliczałem dni do mojego wyjścia na szlak Jakubowy, z zapałem śledziłem na Facebooku relacje innych pielgrzymów, którzy przemierzali Del Norte. Byłem zdumiony pięknem tego szlaku, który prowadził nie tylko przez lasy i góry, lecz także przez urokliwe portowe miasteczka oraz niczym niewyróżniające się miejscowości i wsie, wiódł również zapierającymi dech w piersiach nadbrzeżami oceanu. Czytając wiele na temat szlaku Del Norte, natrafiłem na hiszpański sklep internetowy, w którym można było zakupić różne akcesoria, pamiątki z Santiago de Compostela. Mnie najbardziej urzekła pewna mapa, na której były zaznaczone wszystkie szlaki prowadzące do grobu św. Jakuba. Od razu wiedziałem, że musi być moja.

Mapę Hiszpanii z zaznaczonymi szlakami św. Jakuba zakupiłem przez Internet. Przyszła do mnie prosto z Santiago de Compostela. W Sieradzu oprawiłem ją w drewnianą ramę i powiesiłem na honorowym miejscu, by mi zawsze przypominała o moich pieszych wędrówkach; fot. 18 czerwca 2021

Pragnąłem, by moje drugie Camino trwało jak najdłużej, dlatego zdecydowałem, że swoje pielgrzymowanie rozpocznę w Bilbao – mieście położonym w Kraju Basków. Miasto to było mi już znane, bo od niego rozpoczynaliśmy w 2012 r. naszą Drogę Francuską, choć byliśmy tam tylko przelotem, by prosto z lotniska w Bilbao pojechać autokarem do oddalonego o ponad 130 km Logroño (z tego położonego na południu Hiszpanii miasta wyruszyłam nasz szlak).

Nadmienię jeszcze, że dla wielu pielgrzymów wędrówka nie kończy się przy grobie św. Jakuba w Santiago de Compostela. Większość pątników podejmuje jeszcze trud i przez kolejne 3 dni maszeruje do jednych z dwóch miejscowości: Finisterry, która jest nazywana „końcem świata”, albo do miasteczka Muxía, gdzie nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego znajduje się niezwykłe sanktuarium poświęcone Matce Bożej. Te dwa urokliwe miasteczka znajdują się ok. 80 km od Santiago de Compostela. Z tego względu, że w 2012 r. byłem już na Finisterze, podczas tej pielgrzymki postanowiłem, że moim drugim celem będzie Muxía.

Niestety z początkiem 2021 r. świat wciąż zmagał się z pandemią koronawirusa i nie byłem pewny, czy uda mi się wyjechać do Hiszpanii. Wstępnie wyjazd zaplanowałem na początek czerwca. Jednak z każdym miesiącem coraz więcej krajów wprowadzało ograniczenia, które wręcz uniemożliwiały podróżowanie. Swobodne przemieszczanie się zostało ograniczone również pomiędzy wybranymi regionami Hiszpanii. Ponadto, pomimo że z początkiem roku w całej Europie (w tym również i w Polsce) rozpoczęto akcję szczepienia przeciwko Covid-19, nie byłem pewny, czy do czerwca uda mi się w pełni zaszczepić. Pomimo wszystko nie traciłem nadziei i podejmowałem kolejne kroki, by przygotować się do wyjazdu, wierząc, że wszystko jednak się uda. Z początkiem maja 2021 r. sytuacja na tyle się poprawiła, że zobaczyłem światełko w tunelu. Okazało się, że jest spora szansa na wyjazd. Hiszpania poluzowała obostrzenia, które wręcz uniemożliwiały pielgrzymowanie, a ja byłem zapisany na przyjęcie pierwszej dawki szczepionki przeciwko Covid-19. Niestety termin szczepienia wpłynął na zmianę terminu wyjazdu, ale dzięki temu mogłem bez obaw wyruszyć w drogę.

Dzisiaj, patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, wiem, że dobrze się stało. Kto wie, czy to nie Opatrzność Boża czuwała nad tym wszystkim?! Pan Bóg wie przecież, jak ważna jest pogoda, żeby zrobić w miarę dobre zdjęcia, na których mi przecież zależało (uśmiech). W czerwcu aura by mi nie sprzyjała. Jak można było zobaczyć w relacjach pielgrzymów, na północy Hiszpanii pogoda była wówczas bardzo zmienna, często padał deszcz i było chłodno. Byłem tym nieco przerażony, bo całym sobą nie chciałem wędrować podczas pluchy. I wiecie co, drodzy czytelnicy? Podczas mojej wędrówki, na przełomie lipca i sierpnia doświadczyłem wyjątkowo pięknej i słonecznej pogody. Pan Bóg podarował mi cudowną aurę i to szczególnie w miejscach, w których widoki zapierały dech w piersiach, a pejzaże aż prosiły się o uwiecznienie na fotografiach. Oczywiście były też dni pochmurne i chyba ze dwa deszczowe, jednak ta „gorsza pogoda” nie popsuła mi planu sfotografowania najważniejszych dla mnie miejsc. Ileż radości czerpałem z tego, że miasta takie jak Monte de Gozo, Santiago de Compostela czy Muxía raczyły mnie bezchmurnym niebem i pięknymi zachodami słońca. Chwała za to Panu, że pozwolił mi doświadczyć oglądania tego piękna stworzonego świata!

Kiedy już znałem termin drugiego szczepienia, moje przygotowania nabrały tempa. Musiałem jak najszybciej zakupić bilety na samolot i to w obie strony. Wcześniej już wstępnie przygotowałem plan wędrówki na każdy dzień. Wiedziałem, ile mam dni wolnego i ile kilometrów muszę przejść danego dnia, by cały założony plan zrealizować.

Przedstawię Wam w skrócie, jak miał on wyglądać. Zakładałem, że w nocy 23 lipca 2021 r. pojadę na lotnisko Lotnisko Chopina w Warszawie i stamtąd samolotem udam się do Amsterdamu (Holandia). Następnie z Amsterdamu polecę już bezpośrednio do Bilbao. Powinienem tam być około południa. Następnie udam się pieszo do centrum miasta (lotnisko jest położone na przedmieściach w odległości ok. 10 km od serca miasta) na swój pierwszy, wcześniej zarezerwowany nocleg w schronisku (hiszp. albergue) i dopiero następnego dnia tak naprawdę wyruszę na szlak.

Każdego dnia miałem zamiar pokonać od 20 do 38 km. Jednak późniejsze zawirowania z noclegami sprawiły, że troszkę swój program musiałem zmodyfikować. Przed wylotem do Hiszpanii miałem już wcześniej zarezerwowany i opłacony pobyt w Santiago de Compostela (trzy noclegi) oraz w Muxía (również trzy noce), dlatego nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek opóźnienia. Te dwa miejsca były dla mnie podczas całej pielgrzymki najważniejsze. Nawiedzenie grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela i sfotografowanie wnętrz katedry były moimi głównymi celami. Muxía zaś była zwieńczeniem całej drogi. Po zakończonej pielgrzymce z Muxii miałem udać się już autokarem na dworzec do Santiago de Compostela, skąd autobusem miejskim chciałem przejechać na lotnisko oddalone od miasta o ok. 10 km. Potem samolotem do Madrytu, gdzie czekała mnie kilkugodzinna przerwa w podróży, by następnie już bezpośrednio samolotem polecieć na lotnisko do Warszawy.

Zanim przejdę do relacji z mojej pielgrzymki, chciałbym z całego serca podziękować mojej koleżance Ani i jej mężowi Miguelowi, którzy na co dzień mieszkają w Sewilli. Już przed moim wylotem Ania powiedziała mi, że będzie trzymała kciuki za moją podróż i że w razie jakichś problemów mam do niej dzwonić. Na pewnym etapie mojego pielgrzymowania byłem zmuszony z jej nieocenionej pomocy skorzystać. Miałem problem z rezerwacją noclegów, których z powodu panującej pandemii brakowało. W schroniskach wprowadzono limity pielgrzymów. Gospodarze bardzo ich przestrzegali, więc należało z wyprzedzeniem robić rezerwacje. Dziękuję Ci, Aniu, bo gdyby nie Twoja ogromna życzliwość i szlachetność, nie raz musiałbym nocować pewnie pod chmurką.

Ten nieoczekiwany zamęt z noclegami zmobilizował mnie do nadrabiania kilometrów. Bowiem schroniska, w których zamierzałem nocować, były zapełnione, a ja musiałem iść do następnego albergue. Ze względu na te modyfikacje w planie w pewnym momencie okazało się, że mam jeden dzień w zapasie. Mogłem go przeznaczyć na dłuższy pobyt w Santiago de Compostela lub w Muxii. Po dłuższym namyśle zdecydowałem, że poświęcę o jeden dzień więcej na zwiedzanie ostatniego z miast. Ta decyzja była strzałem w dziesiątkę. Pewnie zapytacie dlaczego. 24 sierpnia, kiedy rozpoczynałem ostatni dzień swojej wędrówki, pogoda była bezchmurna, a wieczór obdarzył mnie wyjątkowym zachód słońca. Gdybym do Muxii doszedł dzień później, a więc według pierwotnego planu, to takiego zachodu słońca bym już nie zobaczył. Podczas moich trzech noclegów w tym uroczym mieście Pan Bóg pozwolił mi podziwiać tylko jeden tak piękny zachód słońca. Zupełnie jak przed laty w Finisterze. Dziękuję Ci Panie za to doświadczenie cudu natury!

Czymś naturalnym było dla mnie, by złowić jak najlepsze kadry. Liczyłem na to, iż mój poczciwy aparat pomoże mi oddać piękno szlaku północnego. Nie wyobrażałem sobie, żeby obrazy z takiej wyprawy sfotografować tylko aparatem z telefonu, oj nie! Dlatego zabrałem ze sobą swojego Nikosia i specjalny niewielki statyw do robienia pamiątkowych zdjęć. Dzisiaj, z perspektywy czasu, wiem, że to był dobry pomysł, choć statyw bardzo mi ciążył, to dzięki niemu jestem na kilku zdjęciach.

Kiedy od wyjazdu dzieliło mnie już tylko kilka dni, miałem wszystko skompletowane. Wcześniej też zakupiłem nowy plecak, niewielki ręcznik, lekki śpiwór i płaszcz przeciwdeszczowy. Dodatkowo zabrałem ze sobą lekką kurtkę z kapturem, lekką bluzę polarową, trzy pary skarpet, majtek i jakieś przewiewne szybkoschnące koszulki z krótkim rękawem. Cały ekwipunek okroiłem do minimum, by plecak był jak najlżejszy. Jeżeli chodziło natomiast o obuwie, to zdecydowałem, że zabiorę swoje dziewięcioletnie buty trekkingowe. Te buty miałem na sobie podczas pierwszego pielgrzymowania Jakubowym szlakiem i – o dziwo – tak jak przed dziewięciu laty wytrzymały i spisały się dobrze. Miałem ze sobą również schodzone już lekkie adidasy oraz sandały, by w razie przemoczenia albo ewentualnego uszkodzenia trekkingów mieć w czym wędrować. Podczas całej drogi najlepiej sprawdziły się oczywiście trekkingi (te za kostkę), które najbardziej polecam na takie wyprawy. Zabrałem ze sobą jeszcze odrobinę lekarstw, powerbank, ładowarkę do telefonu i aparatu oraz jakieś inne drobiazgi.

Na przestrzeni tych dziewięciu lat, jakie minęły od pierwszego Camino, wyraźnie widać, jak bardzo technika poszła do przodu. Gdy po raz pierwszy ruszałem do Santiago de Compostela, nie było jeszcze smartfonów i Internetu w telefonach. W 2012 r. posługiwaliśmy się tradycyjną mapą i polegaliśmy na przewodnikach, a telefony komórkowe mieliśmy najprostsze, bo przecież innych wtedy nie było. Dzisiaj smartfon z dostępem do Internetu posiada już każdy, a telefon to taki mały komputer, na który można zainstalować wszelakie potrzebne aplikacje, które bardzo ułatwiają życie i podróżowanie.

Odliczałem ostatnie dni do wyjazdu, na który bardzo się cieszyłem. Jednocześnie w moim sercu zagościł także smutek, bo zdałem sobie sprawę z tego, że przez długi czas nie będę mógł się widzieć ze swoimi dziećmi: Klarusią i Kacperkiem, nie będę mógł ich przytulić i ucałować. Podczas wędrówki wielokrotnie sięgałem po telefon, by spojrzeć na ich zdjęcia i odtworzyć filmiki z moimi aniołkami w roli głównej. Ich twarzyczki zawsze mnie wzruszają i dodają sił.

Mam taki zwyczaj, że na pożegnanie błogosławię dzieci, czyniąc im znak krzyża na czole. Nie zapomnę chwili, w której im powiedziałem o moim kilkutygodniowym wyjeździe. Kiedy już wychodziłem, po raz kolejny błogosławiąc moje szkraby, chorujący na dziecięce porażenie mózgowe Kacperek swoją małą rączką niespodziewanie uczynił na moim czole znak krzyża. Syn pobłogosławił swojego tatę. Było to dla mnie bardzo poruszające i nigdy tego, Synku, nie zapomnę. Jesteście dla mnie z Klarusią jak najjaśniejsze latarenki, które oświetlają moją codzienność i bez których nie wyobrażam sobie swojego życia. Pamiętajcie, że nikt was nie zastąpi, bo w moim sercu jesteście Wy i nie ma tam miejsca dla nikogo innego. Dlatego też czułem się tak, jakbyście pielgrzymowali ze mną. Na szlaku Jakubowym co jakiś czas sięgałem po różaniec, by w sposób szczególny zawierzyć Was Panu Jezusowi i Matce Bożej.

Moja duma, Kacperek, przepięknie śpiewa piosenkę Pawła Domagały pt. „Weź nie pytaj”. Film pochodzi z 8 maja 2021 r. (nagrałem go więc dwa miesiące przed moim wyjściem na Camino)
Obchodzona z jednodniowym opóźnieniem siódma rocznica urodzin mojej kochanej córeczki Klary; fot. 15 maja 2021

Kilkanaście dni po moim powrocie z Camino Kacperek obchodził szóstą rocznicę urodzin. Co za radość! fot. 11 września 2021

A ten filmik nagrałem już dwa miesiące po powrocie z Camino, 17 października 2021 r. Moja 7-letnia córeczka Klara i 6-letni synek Kacperek w roli spikerów.

Wieczór i popołudnie 22 lipca 2021 r. spędziłem na rozmowie z rodzicami. Jeszcze raz przedstawiłem im plan mojej podróży. Zapewniłem również, że będę dzwonił każdego dnia, żeby się o mnie nie martwili. Moja mama oczywiście nie przepada za tymi wszystkimi moimi podróżami, szczególnie boi się, gdy zamierzam gdzieś lecieć samolotem. Tym razem – jakby tego było mało – udawałem się do Hiszpanii zupełnie sam. Mama mówi, że się po prostu o mnie martwi. Cóż… takie chyba już są mamy. Tatuś – jak to tatuś – nic się nie odzywa i nie komentuje moich wyjazdów, bo i tak wie, że nic to nie da. Oj, gdybyście wiedzieli, kochani rodzice, co się dzieje w moim sercu, kiedy wyruszam poznawać świat tak doskonale stworzony przez naszego Pana i kiedy jest mi dane z aparatem w ręku odkrywać te wszystkie święte miejsca. Wówczas jeszcze bardziej doświadczam Bożej obecności. Jaka radość panuje w moim sercu, kiedy po powrocie z każdej pielgrzymki mogę usiąść przy swoim biurku i pisać o tym wszystkim, czego doświadczyłem, będąc w drodze. Jestem szczęśliwy. Chciałbym, byście Wy też byli, dlatego, nawet jeśli wielu rzeczy nie rozumiecie, po prostu Panu Bogu zaufajcie. Nic więcej, tylko Jemu zaufajcie, On się o wszystko zatroszczy.

Na podwórku z moimi rodzicami. Dzieli mnie już kilka godzin od udania się na lotnisko do Warszawy; fot. 22 lipca 2021 r.
Moje wysłużone trekkingi, w których przeszedłem w 2012 r. swoje pierwsze Camino. Obawiałem się że z racji sędziwego wieku rozpadną mi się po drodze. Na szczęście jednak zdały egzamin!

Po północy, 23 lipca 2021 r. pożegnałem się z mamą, która z czułością szepnęła: „Jedź z Bogiem”. „Zostańcie z Bogiem” – odpowiedziałem i wsiadłem do samochodu, którym tata odwiózł mnie na lotnisko. Zza okien spoglądałem sobie jeszcze na moją sieradzką Pragę. Myślami jednak byłem już w Hiszpanii. Na lotnisku pożegnałem się również z tatą. Zapewniłem go, że po wylądowaniu w Bilbao zadzwonię z informacją, że wszystko przebiegło bezproblemowo. Gdy tata odjeżdżał, powiedziałem jeszcze: „Buen Camino”. Dla niewtajemniczonych „Buen Camino” (z hiszp. dobrej drogi) to najbardziej znane zawołanie, którym pielgrzymi na szlaku do Santiago de Compostela się pozdrawiają.

Na Lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie; fot. 23 lipca 2021
Samolot holenderskich linii lotniczych KLM wystartował punktualnie o godz. 6:00. Podzielę się krótkim filmikiem ze startu samolotu. Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię to dziwne uczucie przy starcie samolotu.

Lot z Warszawy do Amsterdamu zajął pilotowi samolotu dwie godziny; fot. 23 lipca 2021 r.
Na przesiadkę miałem nieco ponad godzinę. Na zdjęciu międzynarodowy port lotniczy w Amsterdamie. Jest czwartym co do wielkości lotniskiem w Europie; fot. 23 lipca 2021
No i znowu w samolocie, a ja jak zwykle podekscytowany. Wystartowaliśmy nieco po godzinie 9:00; fot. 23 lipca 2021
Hiszpanio, witaj! Samolot powoli zmienia kurs lotu i zaczyna podchodzić do lądowania. Cudownie!; fot. 23 lipca 2021

 

Łukasz Piotrowski

 

***

Kolejne dni pielgrzymowania szlakiem “Camino del Norte” do Santiago de Compostela + Muxía w Hiszpanii:

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: