Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 9 – Colombres, 16 km / łącznie 219,9 km

Wspomnienia pielgrzymkowe Ity Turowicz
19 sierpnia 2022
2022 – 412. Piesza Pielgrzymka Sieradzka na Jasną Górę. Apel Jasnogórski! (2022-08-21)
22 sierpnia 2022
Udostępnij to:

DZIEŃ 9 (SOBOTA), 31 lipca 2021 r.
San Vicente de la Barquera – Colombres – 16,3 km; łącznie przeszedłem 219,9 km

 

***

Niestety zapowiadana na ten dzień prognoza pogody się sprawdziła. Już od samego rana padał mocno deszcz, więc musiałem sięgnąć głęboko do plecaka i wyjąć z niego płaszcz przeciwdeszczowy. Założyłem w tym dniu też cienkie skarpetki, bo wiedziałem, że i tak będą całe mokre. A zależało mi bardzo, żebym już po dojściu na nocleg mógł wszystko w miarę szybko wysuszyć, dlatego też grubszych skarpet nie zakładałem.

Jeżeli chodzi o pogodę, to tak już jest w trakcie takich pieszych wędrówek, że trzeba się liczyć ze zmienną pogodą i nawet jeżeli pada mocno deszcz, to podjęty cel trzeba zrealizować. Nie można zostać w schronisku i czekać aż deszcz przestanie padać, tylko trzeba iść dalej. Zresztą patrząc na pogodę, nie zapowiadało się, żeby miało się cokolwiek w najbliższych godzinach przejaśnić, więc nie było innego wyjścia. Deszcz był dosyć intensywny, dlatego tego dnia nie robiłem zbyt wielu zdjęć. Aparat schowałem do specjalnej torby, którą umieściłem pod płaszczem przeciwdeszczowym. Idąc w strugach deszczu, pocieszałem się tylko tym, że mam do przejścia nieco ponad 16 km, dlatego od początku wędrówki wydłużyłem krok, żeby jak najszybciej dojść do schroniska.

Pamiętam, jak przechodząc przez górzyste i leśne tereny, w pewnym momencie cała ścieżka była zalana wodą, tak że nie można było przejść dalej. Zrobiłem nawet tej zalanej ścieżce zdjęcie, żeby ją upamiętnić (uśmiech). Dzisiaj, gdy to piszę, to się uśmiecham, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Żeby przez nią przejść, musiałem przebić się przez gęste krzaki, gdzie na dodatek nogi podrapałem sobie o kolce jeżyn, które akurat tam musiały jak na złość rosnąć, a potem wejść na górkę, po której przebiegały tory kolejowe.

Szaro, pochmurno i deszczowo. Tak właśnie rozpoczął się mój 9. dzień wędrówki
Kolejni pielgrzymi, którzy zabezpieczeni w kurtkę i płaszcz przeciwdeszczowy wyruszają na kolejny etap
Przy jednym z domostw napotkałem na interesującą kapliczkę
W środku kapliczki znajdowała się figurka św. Jakuba i krzyż. Przed figurką stało malutkie wiadereczko, które może ma służyć za skarbonkę? Nie wiem.
Na przydomowych murkach często można było spotkać ceramiczne płytki z charakterystyczną żółtą strzałką, a na dolnej płytce widzimy czerwony krzyż św. Jakuba
Z deszczowej pogody chyba jedynie zadowolone są wypasające się na łące krówki
Oto wspomniana zalana ścieżka. Troszkę musiałem się natrudzić, żeby ją pokonać, przez co moje buty do reszty już przemokły.
Na szczęście pod koniec drogi deszcz przestał już padać i nawet zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie w swoim płaszczu przeciwdeszczowym
Kolejny pielgrzym, którego spotkałem i któremu życzyłem mimo złej pogody dobrej drogi (Buen Camino)
W oddali deszczowe i mgliste chmury pokrywające całą okolicę
Ostatnie już kilometry, które dzielą mnie od schroniska. Co za ulga i radość, że kolejny etap wędrówki powoli mam już za sobą.
Ostatni kilometr, to była istna wspinaczka. Nie wiem, dlaczego, ale często podczas całej podróży bywało tak, że ostatnie kilometry drogi prowadziły pod strome wzniesienie i często musiałem się chociaż na momencik zatrzymać i złapać oddech.
A to już po zakwaterowaniu w schronisku w miejscowości Colombres. Niebo powoli zaczęło się przejaśniać i wychodzić słońce, dlatego szybko należało zrobić pranie i wszystko wysuszyć.
9. dzień wędrówki z San Vicente de la Barquera do Colombres. Dystans: 16,3 km, czas: 3h 52m.

Pomimo iż cały dzisiejszy etap należał do jednych z krótszych, to i tak nieźle mnie wymęczył. Było to niestety spowodowane deszczem i stromymi górkami, co dobrze widać na dołączonej animacji mapy z tego dnia. Schronisko, w którym się zatrzymałem, też do najlepszych nie należało. Niestety innego w tej miejscowości nie było. Z podwórza wchodziło się od razu do pomieszczenia, gdzie były rozstawione piętrowe łóżka. Przemoknięte buty musiały więc być na dworze, a w pomieszczeniu, w którym spaliśmy, najcieplej w nocy nie było. Po pewnym czasie zaczęło się na dworze przejaśniać i zrobiło się cieplej, dlatego szybko wywiesiłem swoje rzeczy do suszenia, tak żeby nie były zawilgocone. Kiedy tak wszystko się na dworze suszyło, mogłem sobie wreszcie odpocząć.

Po odpoczynku ubrałem się cieplej i poszedłem na spacer po okolicy. Niestety mój spacer nie trwał zbyt długo, bo tak naprawdę nie było, dokąd pójść. Jedynym tak naprawdę charakterystycznym budynkiem w okolicy, poza parafialnym kościółkiem pw. Najświętszej Maryi Panny, był dworek „Guadalupe” z 1905 r., będący siedzibą Fundacji Archiwum Ogólnego Imigrantów do Ameryki i Muzeum Emigracji. Jeżeli ktoś chciałby, to muzeum za drobną opłatą można również zwiedzić od środka. Ja na zwiedzanie muzeum się nie zdecydowałem, a jedynie zadowoliłem się krótkim spacerem po okolicy.

 

Ten sobotni dzień był też dla mnie szczególny, jeżeli chodzi o moje dzieci. Gdyby nie wyprawa do Santiago de Compostela, to dzisiejsze sobotnie popołudnie bym najprawdopodobniej spędził z nimi. Kiedy planowałem swoją podróż, liczyłem się z tym, że przez ponad miesiąc się z nimi nie zobaczę. Liczyłem się również i z tym, że nie będę mógł nawet do nich zadzwonić, abym mógł usłyszeć moje aniołki w słuchawce telefonu. Wędrując przez ostatnie dni, spoglądałem na swoje dzieci uwiecznione na zdjęciach i filmach, które miałem w telefonie. W jakimś stopniu spoglądanie na wspomniane zdjęcia z dziećmi pomagało mi w wędrówce, ale z drugiej strony odczuwałem też smutek i bezradność z powodu tego, czego muszą doświadczać na co dzień. Bycie rodzicem to nie tylko ogromny dar od Pana Boga, za który powinniśmy nieustannie Jemu dziękować, ale to też wielka odpowiedzialność w kwestii wychowania. Papież Franciszek podczas modlitwy Anioł Pański w dniu 16 lutego 2020 r. wypowiedział piękne słowa: „Nie kochając bliźniego, zabija się w pewnej mierze samych siebie i innych, gdyż nienawiść, rywalizacja i podział zabijają miłość braterską, która jest podstawą relacji międzyludzkich”.

Gdy spoglądałem na zdjęcia moich dzieci, przepełniała mnie ogromna duma, że jestem ich tatą i mogę się nimi wręcz chlubić. Wciąż miałem przed oczami pamiętne błogosławieństwo mojego synka Kacperka, który przed naszym ostatnim spotkaniem przed wylotem do Hiszpanii, uczynił mi znak krzyża na czole. O tym pięknym geście nigdy Twój tatuś nie zapomni. Sobotnie popołudnie, tutaj w Colombres, tak daleko oddalonym od moich dzieci, w jakiejś części poświęciłem na przywoływanie swoich wspomnień. Jednak w późniejszych dniach starałem się o dzieciach za bardzo nie rozmyślać, a to dlatego, że w sercu zaczęła pojawiać się coraz większa tęsknota, która w żaden sposób nie pomagała mi w wędrówce.

Po spacerze udałem się do jednej z pobliskich restauracji, gdzie posiliłem się, zamawiając sobie bardzo smaczną regionalną pizzę i mleczną kawę. W drodze do schroniska w lokalnym sklepie zrobiłem jeszcze niewielkie zakupy, gdyż następny dzień, to niedziela więc ze sklepami mogło być różnie. Przychodząc do schroniska, mogłem, tak jak to miałem zawsze w zwyczaju zapoznać się z programem na kolejny dzień. A z tego, co wyczytałem, zapowiadał się niezwykle pięknie.

 

Łukasz Piotrowski

 

***

Kolejne dni pielgrzymowania szlakiem “Camino del Norte” do Santiago de Compostela + Muxía w Hiszpanii:

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: