Poznaję Boży świat / 2007 – Francja, Lourdes

1 listopada 2021 – Uroczystość Wszystkich Świętych na cmentarzu parafialnym w Sieradzu
1 listopada 2021
Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 23 – Vilalba, 21 km / łącznie 591,2 km
8 listopada 2021
Udostępnij to:

Pielgrzymkę do Lourdes we Francji odbyłem w dniach 7-17 maja 2007 roku

Sieradz, 7 listopada 2021

Przed Grotą Massabielską – grotą objawień w Lourdes. To w tym miejscu 11 lutego 1858 r. Matka Boża objawiła się chłopskiej dziewczynce, Bernadecie Soubirous. Pozuję do zdjęcia jako żołnierz służby zasadniczej. Miałem wówczas zaledwie 24 lata; fot. 13 maja 2007

Wiele już lat minęło od mojego pierwszego wyjazdu do jednego z największych sanktuariów maryjnych na świecie. Co ciekawe, nie był to zwykły wyjazd rekreacyjny, lecz zupełnie niespodziewana podróż służbowa, a jednocześnie spełnienie moich marzeń, bo od zawsze chciałem pojechać do Lourdes. Już w dzieciństwie miejsce to wzbudziło mój zachwyt, gdy zobaczyłem je na stronach jednej z moich książeczek. Chociaż od tego wyjazdu minęło już 14 lat, chciałbym powrócić do niego, bo wspomnienia o nim wciąż są tak żywe w mojej pamięci. Chciałbym się z Wami, drodzy czytelnicy, podzielić wrażeniami z tamtej pielgrzymki i być może zachęcić Was do odwiedzenia tego świętego miejsca. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że od tej pielgrzymki do Lourdes, od maja 2007 r. zaczęło się moje poznawanie pięknego Bożego świata, które trwa i do którego zapał mam coraz większy.

Nie będę już szczegółowo opisywał historii objawień Matki Bożej, bo uczyniłem to w swoich wspomnieniach z 2017 r., które możecie znaleźć na moim blogu. Skupię się tylko na swoich przeżyciach i doświadczeniach.

Dlaczego tak długo czekałem, by spisać swoje wrażenia z tamtejszego wyjazdu do Lourdes? Otóż wtedy, kiedy jako młody chłopak wyruszyłem do tego świętego miejsca w ramach 49. Międzynarodowej Pielgrzymki Żołnierskiej, nawet nie pomyślałem, że mógłbym o tym wyjeździe cokolwiek pisać. Dopiero po latach w moim sercu zrodziła się taka potrzeba, by dzielić się z innymi osobami tym, co przed laty zobaczyłem i czego doświadczyłem nie tylko w Lourdes, lecz także na innych pielgrzymkowych szlakach.

Kiedy 7 lutego 2007 r. wstępowałem do wojska, strona internetowa Sieradz-Praga.pl była aktywna już od trzech lat. Wtedy jednak miała ona zupełnie inny charakter i dopiero z czasem zacząłem publikować na niej treści związane z Panem Bogiem. Z czasem w moim sercu rozgościła wielka radość i wiedziałem, że to, co robię, jest dobre i chyba podoba się naszemu Stwórcy. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widzę, jak opatrzność Boża prowadzi swoją często zagubioną i grzeszną owieczkę przez życie. Nigdy bym też nie przypuszczał, że poznawanie Bożego świata rozpocznę właśnie od Lourdes. To święte miejsce, w którym Matka Boża w dniu 11 lutego 1857 r. objawiła się Bernadecie Soubirous, wzywając ludzi do modlitwy i pokuty, znałem już z dzieciństwa. W domu mieliśmy niewielką, adresowaną do dzieci książeczkę, w prosty sposób przedstawiającą historię objawień Matki Bożej w Lourdes. Kto wie, może już wtedy w moim sercu zaczęło kiełkować pragnienie poznawania innego świata, świata sacrum? Dzisiaj z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że choć przez wszystkie minione lata urlop spędzałem w różnych miejscach kultu, nigdzie nie odczuwałem tak silnej potrzeby przebywania i powracania, jak właśnie w Lourdes. Przyjeżdżałem do tego świętego miejsca nazywanego stolicą cudów jeszcze w roku 2017 i 2020. Jest w nim jakaś niezwykła siła, bo wciąż jednak odczuwam pragnienie, by ponownie odwiedzić Grotę Massabielską. Czuję się bardzo spełniony i szczęśliwy, kiedy mogę każdą swoją zagraniczną pielgrzymkę udokumentować i za pomocą fotoreportażu opowiedzieć o niej na stronie internetowej. Tym samym mam wspaniałą możliwość, by ukazać te wszystkie święte miejsca i przybywających tam ludzi, których wzrok kierowany jest na Boga. Dzisiejszy świat niestety jest coraz bardziej zlaicyzowany. Człowiek odrzuca naukę Jezusa, nie przyjmuje orędzi Matki Bożej w Jej objawieniach i żyje tak jakby Bóg nie istniał.

Pamiętam, że już jako dzieciak gdziekolwiek się udawałem z rodziną czy jechałem na szkolną wycieczkę, zabierałem ze sobą aparat, wtedy jeszcze na kliszę. Z czasem zdołałem odłożyć swoje pierwsze zarobione pieniądze, by w 2005 r. kupić niewielki aparat cyfrowy. Oczywiście moim marzeniem była lustrzanka cyfrowa, jednak ze względu na niebotycznie wysoką cenę była poza moim zasięgiem. Ten mój pierwszy aparat towarzyszył mi właśnie podczas opisywanej pielgrzymki do Lourdes w 2007 r., ale dzięki niemu mogłem też uwiecznić swoją pierwszą pieszą pielgrzymkę z Sieradza na Jasną Górę, na którą wyruszyłem 22 sierpnia 2005 r.

Do sedna! Jak to się stało, że swój pierwszy zagraniczny wyjazd odbyłem właśnie do Lourdes? Zaczęło się to wszystko tak naprawdę w dniu 7 lutego 2007 r., kiedy to wstąpiłem do wojska z zamiarem odbycia dziewięciomiesięcznej służby wojskowej. Wtedy służba wojskowa była dla chłopaków obowiązkowa, ale że wówczas studiowałem zaocznie, nie musiałem jej odbywać. Mimo to podjąłem decyzję o wstąpieniu do wojska z myślą o tym, by swoją przyszłość związać z mundurem. Zasadniczą służbę wojskową odbywałem w 15. Sieradzkiej Brygadzie Wsparcia Dowodzenia, a więc w jednostce wojskowej, która znajduje się w moim mieście. Pamiętam dobrze, jak przed pójściem w kamasze żegnałem się z rodzicami i babcią. Babcia miała wówczas łzy w oczach. Bała się o mnie, bo wiedziała, że w wojsku bywa ciężko, a ludzie nie zawsze są tam życzliwi i przychylni. Rodzice byli poniekąd podobnego zdania. Jak się później okazało, mieli sporo racji.

Na kilka chwil przed pójściem do wojska… Pamiątkowe zdjęcie z moją ukochaną i wzruszoną babcią Marysią. Na zdjęciu widoczna jest jeszcze data i godzina jego wykonania.

O swoich przeżyciach i doświadczeniach związanych ze służbą wojskową nie będę się tutaj rozpisywał. Skoncentruję się tylko na wrażeniach z pielgrzymki do Lourdes. Poniżej dodam jedynie kilka zdjęć, które na pamiątkę służby zasadniczej wykonałem. Kto wie, jakby potoczyło się moje życie, gdyby nie ponad ośmioletnia przygoda z wojskiem. To wszystko z całą pewnością było po coś i tylko Pan Bóg wie, jaki miał wobec mnie plan.

 

Dzień, w którym przekroczyłem bramę 15. Sieradzkiej Brygady Wsparcia Dowodzenia, wyznaczył nowy etap w moim życiu. Zostałem żołnierzem i to nie z przymusu, lecz z własnej woli i pragnienia, by spełnić swój patriotyczny obowiązek wobec ojczyzny. Pewnego dnia podczas poniedziałkowego, brygadowego rozprowadzenia, po przemówieniu płk Jana Sobotki, który wówczas był Dowódcą Brygady, głos zabrał ksiądz kapelan ppłk Zenon Pawelak. Powiedział wtedy pierwszy raz o organizowanej pielgrzymce żołnierskiej do Lourdes, która miała odbyć się w maju. Wystosował zaproszenie do żołnierzy, zachęcając ich do uczestnictwa w takiej peregrynacji. Pomyślałem sobie, że fajnie by było tam pojechać i zobaczyć na własne oczy miejsce, które wcześniej znałem tylko z książki. Podczas przerwy śniadaniowej za zgodą swoich przełożonych skontaktowałem się z księdzem kapelanem. Udałem się do jego kancelarii, przedstawiłem się i powiedziałem, że od kilku tygodni jestem żołnierzem służby zasadniczej i bardzo bym chciał, jeżeli będzie taka możliwość, pojechać do Lourdes. Ksiądz kapelan opowiedział mi szczegółowo o przebiegu pielgrzymki, podkreślił, że jest to pielgrzymka międzynarodowa, żołnierska. Gdy usłyszałem, iż w Lourdes spotykają się żołnierze z całego świata, zapałałem jeszcze większą chęcią, by tam pojechać. Jednak informacja o kosztach, jakie się wiążą z tym wyjazdem, bardzo mnie zasmuciła. Akurat moja mama straciła pracę i wydatek rzędu tysiąca złotych w owych czasach nie wchodził w ogóle w grę. Podzieliłem się tym wszystkim z księdzem kapelanem, a ten, widząc moje zrezygnowanie, uspokoił mnie i powiedział, że mi pomoże. Zaproponował, że część wyjazdu mi sfinansuje i że napiszemy również wniosek do dowódcy o zapomogę. Do dziś jestem wdzięczny księdzu kapelanowi za okazaną mi swego czasu bezinteresowną pomoc. Byłem wówczas szczęśliwy, że jednak nie wszystko było stracone i że wciąż była szansa na wyjazd. Ksiądz kapelan zdradził, że z naszej jednostki na pielgrzymkę pojedzie także ppłk Zbigniew Wesołowski, szef Sztabu Brygady. Dla niewtajemniczonych powiem tylko, że szef Sztabu Brygady jest trzecią pod względem rangi osobą w strukturach jednostki wojskowej. Ksiądz kapelan powiedział, że moje nazwisko przekaże panu pułkownikowi, który się ze mną niebawem skontaktuje. Kiedy wracałem na swoją kompanię, byłem podekscytowany i moje myśli wybiegały już do majowego wyjazdu do Lourdes.

Minęło może kilka dni, a na kompani rozdzwonił się telefon, po którym rozniosła się informacja, iż szer. Piotrowski ma się zameldować u szefa Sztabu Brygady ppłk Wesołowskiego. Nie zdajecie sobie sprawy, jakie poruszenie wywołał ten telefon. Na mojej kompanii wręcz powiało grozą. Zostałem nawet wezwany do dowódcy kompanii, który był w stopniu kapitana, w celu dokładnego wyjaśnienia wspomnianego nakazu stawienia się u szefa Sztabu Brygady. Opowiedziałem szczegółowo o wyjeździe do Lourdes. Ewidentnie mój dowódca nie był z tego faktu zadowolony i najchętniej nie wyraziłby zgody na taki wyjazd służbowy, szczególnie że chodziło o zwykłego szeregowego, który dopiero co wstąpił do wojska, a już chce jeździć po pielgrzymkach. Zapewne, gdyby to wszystko zależało od mojego dowódcy kompanii, o takim wyjeździe mógłbym co najwyżej pomarzyć. Skoro jednak sam szef Sztabu miał być uczestnikiem takiej pielgrzymki i na dodatek wzywał mnie do siebie, dowódca nie mógł nic zrobić. Musiał się podporządkować. Niestety ze względu na ten wyjazd do Lourdes wciąż spotykałem się z różnymi złośliwymi komentarzami.

Do sztabu brygady udałem się w towarzystwie mojego przełożonego. Byłem bardzo zdenerwowany, bo nie miałem pojęcia, jak będzie wyglądała rozmowa z szefem Sztabu. Gdy tylko zameldowaliśmy się w jego gabinecie, pan pułkownik odprawił mojego przełożonego. Był bardzo miły i życzliwy w stosunku do mnie, żołnierza służby zasadniczej, co bywa niestety rzadkością w tej instytucji, jaką jest wojsko. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony przebiegiem naszej rozmowy, odbywała się ona w luźnej atmosferze i moje zdenerwowanie szybko ustąpiło miejsca spokojowi. Pułkownik powiedział, żebym się nie martwił o wyjazd i że ze wszystkim sobie poradzimy. Przedstawił bardziej szczegółowo program pielgrzymki i okazało się, że po drodze będziemy mieli okazję zobaczyć jeszcze inne miejsca we Francji, m.in. wspólnotę ekumeniczną w Taizé, kaplicę w Paray-le-Monial, gdzie św. Małgorzata Maria Alacoque czterokrotnie ujrzała Pana Jezusa, który nakazał jej szerzyć kult Serca Jezusowego, i okazałe zabytkowe miasto warowne Carcassonne położone na południu Francji. Dzisiaj mogę stwierdzić, że wtedy do tych miejsc (poza Lourdes) zbytnio nie przywiązywałem wagi, bo ich za bardzo nie znałem. Dopiero w 2018 r., kiedy udałem się do La Salette, ponownie i z ogromnym zaciekawieniem odwiedziłem Taizé i Paray-le-Monial. Wtedy już te znane na całym świecie miejsca były dobrze znane także i mnie.

Powrócę jeszcze do rozmowy z panem pułkownikiem, który poruszył temat noclegu w Lourdes. Powiedział, że jeżeli będę tylko chciał, to mogę dostać nocleg w hotelu wraz z wszystkimi żołnierzami zawodowymi. Było to niemałe wyróżnienie, bo żołnierze służby zasadniczej, do których się zaliczałem, mieli nocować na polu namiotowym. Poprosiłem pana pułkownika, abym – jeżeli będzie taka możliwość – mógł nocować w hotelu. Po prostu chciałem być z kimś, kogo będę znał. Tym sposobem – uwierzcie mi – byłem jedynym żołnierzem służby zasadniczej, który miał nocleg w hotelu podczas całego pobytu w Lourdes.

Po opuszczeniu gabinetu szefa sztabu byłem przeszczęśliwy z dwóch powodów. Po pierwsze: miałem świadomość, że udam się w swoją pierwszą podróż zagraniczną właśnie do Lourdes, a po drugie: nie będę sam ze swojej jednostki wojskowej, lecz w towarzystwie – jak się okazało – bardzo życzliwego i uprzejmego szefa Sztabu Brygady, przy którym rzeczywiście podczas całej podróży czułem się bardzo swobodnie, bo pułkownik umiał zadbać o dobrą atmosferę.

Jeszcze przed wyjazdem spotykałem się z nim kilkukrotnie w celu omówienia naszej pielgrzymki. Pan pułkownik informował mnie, skąd odbędzie się wyjazd do Lourdes i co należy ze sobą zabrać. Wspomniał, że z Polski wyruszy ponad 6 autokarów nie tylko z żołnierzami z czynnej służby, lecz także z emerytami wojskowymi i ich małżonkami. Wiedziałem też, że po drodze do Lourdes będą czekały nas trzy noclegi. Jeden w jednostce wojskowej w Świętoszowie i kolejne dwa w koszarach francuskich, co było dla mnie nowym i ciekawym doświadczeniem. Przy tym wszystkim trzeba było jednak pamiętać, że wyjazd miał charakter służbowy i należało jak najlepiej się zaprezentować, by nie przynieść wstydu swojej macierzystej jednostce wojskowej. Dzisiaj, po wielu latach, mogę powiedzieć, że pod względem logistyki wyjazd do Lourdes był dobrze przygotowany. Mimo to ta cała kilkudniowa i odległa podróż autokarem była dla większości z nas bardzo męcząca.

7 maja 2007 r. nastał wyczekiwany przeze mnie dzień wyjazdu. Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem podekscytowany tym wszystkim, czego miałem doświadczać przez najbliższe dni. Udałem się do Warszawy, gdyż zbiórka dla części grupy rozpoczęła się przy katedrze polowej Wojska Polskiego. Kolejne autokary z żołnierzami i księżmi kapelanami dołączały do pielgrzymki na trasie, w efekcie czego z 10 Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie wszystkie autokary jechały wspólnie jeden za drugim.

Zdjęcia, które poniżej będę prezentował, nie są piękne, a tym bardziej artystyczne, bo wówczas dopiero raczkowałem jako fotograf. Nie szukałem też wyjątkowych czy interesujących kadrów, tylko po prostu pstrykałem sobie zdjęcia swoim poczciwym niewielkim Canonem A95. Wtedy też nawet nie myślałem, że kiedykolwiek jeszcze do Lourdes powrócę. Jednak Opatrzność Boża tak moim życiem pokierowała, że do Lourdes powracałem kilka razy, ale już zupełnie z innym nastawieniem i z bardziej profesjonalnym sprzętem fotograficznym, który pozwolił mi na wykonywanie zupełnie innych jakościowo zdjęć.

Przed katedrą Wojska Polskiego autokary wojskowe czekały już na żołnierzy. Spójrzcie, jaki byłem wtedy młodziutki. Miałem 24 lata (uśmiech); fot 7 maja 2007
Na jednym z postojów. Tuż obok mnie stoi ppłk Zbigniew Wesołowski, ówczesny szef Sztabu 15. Sieradzkiej Brygady Wsparcia Dowodzenia. Niestety z naszej jednostki wojskowej tylko nas dwóch pojechało do Lourdes, bo nikt poza nami nie był zainteresowany takim wyjazdem.

Po przejechaniu ponad 500 km zatrzymaliśmy się na pierwszy nocleg w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Na zdjęciu parafia wojskowa pw. św. Floriana, w której uczestniczyliśmy we mszy św.
Po zakwaterowaniu w koszarach wojskowych udaliśmy się na smaczną kolację

Kolejny postój miał miejsce już w Niemczech. Na drugim planie można zobaczyć nasze autokary; fot. 8 maja 2007
A to już francuska ziemia, gdzie w późnych godzinach popołudniowych dojechaliśmy na drugi nocleg, tym razem w koszarach francuskich. Choć było deszczowo, widoki za oknem autokaru były przepiękne.

Nocleg w koszarach francuskich. Spójrzcie tylko, na jak grubych materacach spaliśmy. W Polsce o takich można było jednie pomarzyć (uśmiech).
Z samego rana przy deszczowej pogodzie udaliśmy się do autokarów. Niebawem mieliśmy dojechać do Taizé. To pierwszy punkt w naszym pielgrzymkowym programie; fot. 9 maja 2007

Francuskie wioski bardzo często inspirują artystów swoim pięknem
Przy jednym z najbardziej kultowych samochodów na świecie – Citroenie 2CV. Pomyśleć, że podobno na przestrzeni 41 lat wyprodukowano ich ok. 4 mln. Jak nic należało przy takiej maszynie zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.

Pierwszym przystankiem na naszej drodze do Lourdes była założona w 1940 r. przez brata Rogera międzynarodowa wspólnota ekumeniczna w Taizé. W tamtym czasie niestety niewiele wiedziałem o tym miejscu. Nie było takiej możliwości, by podczas podróży zajrzeć do Internetu i co nieco poczytać sobie o danym miejscu. W tamtych latach nie było przecież dotykowych telefonów z dostępem do sieci, które dzisiaj niemal każdy z nas posiada. Dopiero na miejscu brat Marek szczegółowo przedstawił nam postać brata Rogera i misję całej wspólnoty Taizé. Brat Roger był żywym dowodem na obecność miłującego i przebaczającego Boga w dzisiejszym świecie, tak bardzo głodnym miłości, pokoju i nadziei. Brat Roger w wieku 90 lat został śmiertelnie ugodzony nożem. Miało to miejsce 16 sierpnia 2005 r. podczas wieczornego nabożeństwa w Taizé. Był protestanckim mnichem, który całe swoje życie poświęcił walce o jedność chrześcijan i przyczyniał się do pojednania podzielonych wiernych. Wiele osób mówi, że był – podobnie jak św. Jan Paweł II – prorokiem naszych czasów. Niektórzy uważają, że nawet wyprzedzał swój czas. Mawiał często: „Chcielibyśmy mieć stale przed oczami obraz rozdarcia Ciała Chrystusowego, aby stać się zaczynem niepokoju dla tylu chrześcijan, którzy podział Kościoła powszechnego uważają za rzecz normalną. Nasza wspólnota ma być ogniskiem ekumenizmu”

Od kilku dziesiątek lat Taizé przyciąga młodych ludzi z całego świata, stając się poniekąd centrum młodzieży europejskiej. Papież św. Jan XXIII powitał niegdyś brata Rogera słowami: „Ach, Taizé, ta mała wiosna!”. Od 1978 r. wspólnota Taizé organizuje na przełomie starego i nowego roku wielkie spotkania młodzieży: w Afryce, Ameryce Północnej i Południowej, w Azji i Europie, na które przyjeżdżają dziesiątki tysięcy młodych ludzi. Kilkakrotnie były one organizowane również w Polsce. Spotkania te są dorocznymi etapami „Pielgrzymki zaufania przez ziemię”, która zrodziła się również z inicjatywy brata Rogera.

Podczas naszego krótkiego pobytu w Taizé mieliśmy okazję poznać wspomnianego brata Marka, pierwszego Polaka i katolickiego księdza, który został bratem w Taizé. Przybliżył nam historię wspólnoty i bardzo się ucieszył, że może tak liczną grupę polskich żołnierzy gościć. Po spotkaniu z nim uczestniczyliśmy w modlitwie, która się odbyła w Kościele Pojednania. Charakterystyczną cechą tego kościoła jest to, że jest cały czas otwarty. O każdej porze dnia można do niego wejść. W świątyni nie ma ławek ani krzeseł, za to podłoga wyłożona jest wykładziną, na której modlący się siadają lub klękają. Bracia ze wspólnoty mają wydzielone miejsce pośrodku kościoła, wyróżniają się białymi habitami przypominającymi, że przyoblekli się w Chrystusa. Na środku świątyni znajduje się ambona, na której jest czytana Biblia. Było to dla mnie – młodego jeszcze chłopaka – zupełnie nowe doświadczenie. W ten sposób miałem okazję zgłębić tematyki ekumenizmu. W Taizé spędziliśmy kilka godzin. Mieliśmy także czas dla siebie. Ja wybrałem się na krótki spacer po wiosce. Udałem się też na pobliski cmentarz, gdzie spoczywa brat Roger.

Wspólnotę ekumeniczną w Taizé odwiedziłem ponownie jeszcze 19 września 2018 r., kiedy brałem udział w pielgrzymce do La Salette. Wtedy też wykonałem więcej zdjęć w lepszej jakości (możecie je obejrzeć tutaj).

Taizé był naszym pierwszym przystankiem na pielgrzymkowym szlaku do Lourdes. W pielgrzymce wzięli udział również emerytowani żołnierze wraz ze swoimi rodzinami.
Wnętrze Kościoła Pojednania przed rozpoczynającą się modlitwą

Brat Marek z Taizé jest pierwszym Polakiem, który wstąpił do wspólnoty ekumenicznej. Przybliżył nam szczegółowo całą jej historię.
Na niewielkim, wiejskim cmentarzu, w pobliżu wspólnoty Taizé znajduje się skromny grób brata Rogera. Co ciekawe, brat Roger był wyznania ewangelicko-reformowanego, a mimo to jego msza żałobna odbyła się według obrządku rzymskokatolickiego.

Prosto z Taizé, pokonawszy ok. 65 km, udaliśmy do Paray-le-Monial – niewielkiej miejscowości w środkowo-wschodniej Francji, by nawiedzić romańską bazylikę Najświętszego Serca Pana Jezusa i znaną kaplicę objawień przy pojezuickim klasztorze zamieszkałym od 1629 r. przez siostry wizytki. To właśnie tam znajdują się relikwie świętej Małgorzaty z Alacoque, której w latach 1673-1675 czterokrotnie ukazał się Jezus Chrystus z przebitym włócznią sercem. Podczas objawień Jezus zażyczył sobie, aby w pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała przypadała uroczystość ku czci Jego Serca. Wiernym, którzy będą oddawać cześć Boskiemu Sercu, obiecał wiele łask (tzw. obietnice Serca Jezusowego). Nie bez powodu do Paray-le-Monial pielgrzymował także św. Jan Paweł II, czciciel i krzewiciel kultu Najświętszego Serca Jezusa, określany mianem apostoła cywilizacji miłości. Pierwszy raz odwiedził to miejsce jeszcze jako metropolita krakowski.

To święte miejsce, tak licznie odwiedzane przez pielgrzymów z całego świata, również odwiedziłem ponownie 19 września 2018 r. Jeżeli jesteście zainteresowani tym miejscem i historią objawień, to zapraszam do obejrzenia bardziej szczegółowych zdjęć i zachęcam do przeczytania moich wspomnień dostępnych tutaj.

Na tle okazałej romańskiej bazyliki pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Paray-le-Monial
Spacerek uliczką prowadzącą do klasztoru sióstr wizytek

Niespełna 150 metrów od romańskiego zabytku znajduje się klasztor sióstr wizytek, gdzie w latach 1673–1675 miały miejsce wydarzenia, które bardzo wpłynęły na późniejszą pobożność katolicką. Młodej zakonnicy św. Małgorzacie Marii Alacoque objawiał się Jezus.
Jedna z sióstr wizytek prowadząca w zaciszu klauzuli modlitwy

Po całym dniu pełnym przeżyć duchowych udaliśmy się prosto do koszar francuskich na ostatni nasz nocleg. Po drodze, kiedy siedziałem „wygodnie” w autokarze, przyglądałem się z zaciekawieniem wszystkim mijanym miejscowościom. Z całą pewnością Francja, która słynie z wielu zabytków, smacznej kuchni i pięknych krajobrazów jest wyjątkowym krajem na mapie Europy i warto go odwiedzić.

Dla chrześcijan Francja jest też szczególnym miejscem, które Matka Boża wybrała, by przekazywać światu swoje orędzia. Najpierw 19 września 1846 r. w La Salette ukazała się dwojgu dzieciom: jedenastoletniemu Maksyminowi Giraudowi i prawie piętnastoletniej Melanii Calvat. Następnie 11 lutego 1858 r. ukazała się w Grocie Massabielskiej 13-letniej chłopskiej dziewczynce, Bernadecie Soubirous. Do tego ostatniego miejsca właśnie zmierzaliśmy. Tak mijał nam kolejny dzień pielgrzymowania. Po duchowych przeżyciach związanych z pobytem w Taizé i Paray-le-Monial dojechaliśmy do naszego ostatniego noclegu w kolejnych koszarach francuskich. Po zakwaterowaniu i zjedzeniu kolacji mogliśmy udać się na odpoczynek i nocleg.

Już w autokarze. Powoli ruszamy w dalszą podróż
Kolejny nasz nocleg był w koszarach francuskich. Na zdjęciu sprzęt wojskowy armii francuskiej.

Gdyby takie jedzenie serwowało żołnierzom Wojsko Polskie, to by było coś
Czas na ostatni przed zakwaterowaniem w Lourdes odpoczynek i nocleg. Dobranoc.

Nareszcie nadszedł tak bardzo przeze mnie wyczekiwany dzień.W moim sercu panowała ogromna radość, bo znalazłem się w miejscu, które Matka Boża wybrała, by przekazać światu orędzie. Jednak zanim dojechaliśmy do Lourdes, mieliśmy jeszcze okazję zwiedzić fortyfikację w Carcassonne, która w 1997 r. została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ta ogromna, pochodząca z XII w. cytadela otoczona jest podwójnym murem o długości 3 km. Ta monumentalna budowla zrobiła na nas wszystkich spore wrażenie, dlatego jeżeli będziecie we Francji, w pobliżu Carcassonne, koniecznie ten zamek odwiedźcie. Na dokładne zwiedzanie całej fortyfikacji niestety nie mieliśmy czasu. Nasz pobyt w tym miejscu sprowadzał się jedynie do krótkiego spaceru, z którego i tak nasza grupa była zadowolona. Krótki pobyt w Carcassone był ostatnim punktem na szlaku naszej pielgrzymki do Lourdes, od którego dzieliło nas nieco ponad 200 km. Mogłem więc jeszcze zza szyby autokaru oglądać piękną i słoneczną Francję.

Carcassonne to niewielkie langwedockie miasto położone w południowej Francji, nad rzeką Aude. Znane jest ono na całym świecie z historycznej zabudowy otoczonej podwójnym pierścieniem murów obronnych z systemem licznych baszt, barbakanów oraz bram; fot. 10 maja 2007
Każdego roku Carcassonne odwiedzają ponad 3 miliony turystów. Podobno cała twierdza napiękniej prezentuje się o zmierzchu, kiedy jest przepięknie oświetlona. Niestety nie było nam dane tego zobaczyć.

Z uśmiechniętym panem pułkownikiem Zbigniewem Wesołowskim na dziedzińcu zamku
W pobliżu twierdzy znajduje się niewielki cmentarz. Nie wiem dlaczego, ale gdziekolwiek jestem, szczególnie za granicą, lubię nawiedzać cmentarze i spacerować po nich. Te cmentarze często różnią się od tych, które znajdują się w Polsce.

Do hotelu w Lourdes jechaliśmy wąskimi uliczkami. Na każdym kroku widać było żołnierzy zmierzających do celu. Ulice w samym centrum miasta były wypełnione cywilnymi pielgrzymami, którzy z zainteresowaniem przyglądali się wojskowym. Trzeba przyznać, że był to niecodzienny widok, w jednym miejscu bowiem zgromadziło się mnóstwo żołnierzy z wielu krajów świata. Był to dla mnie podniosły moment, czułem się dumny, że również i ja będę cząstką tej międzynarodowej żołnierskiej pielgrzymki do Matki Bożej. Ruch w centrum Lourdes był duży, ale cóż się dziwić, w mieście tym przecież znajduje się jedno z najbardziej znanych sanktuariów maryjnych na świecie. Czy wiecie, że Lourdes jest drugim miastem po Paryżu z największą ilości hoteli. Mieści się ich tutaj ponad 130! W promieniu kilkuset metrów od groty hotel sąsiadaje z hotelem. To pokazuje, jaką popularnością wśród pielgrzymów i turystów cieszy się to miejsce. Nasz hotel znajdował się stosunkowo blisko sanktuarium. Co ciekawe, był to polski hotel prowadzony już od wielu lat przez bardzo sympatyczne i pomocne pielgrzymom polskie małżeństwo. Jak pisałem na początku, to w tym hotelu było zakwaterowana część żołnierzy, tzw. kadra z rodzinami, a żołnierze służby zasadniczej mieli nocleg na nieco oddalonym od świątyni polu namiotowym. Byłem jedynym młodym żołnierzem służby zasadniczej, który nocował w hotelu i niestety nie wszystkim się to podobało. Niektórzy starsi stopniem żołnierze chcieli mnie przenieść na pole namiotowe. Jednak mój opiekun ppłk Wesołowski zdecydowanie się temu sprzeciwił i powiedział, że mam mieć nocleg w tym hotelu co on. Powiem szczerze, że tą postawą bardzo mi dowódca zaimponował i było mi bardzo miło, że tak bardzo zatroszczył się o zwykłego szeregowca, który dopiero zaczyna przygodę ze służbą wojskową. Temat noclegu był już na szczęście definitywnie zakończony.

Gościnność gospodarzy hotelu Atlantic zrobiła na mnie duże wrażenie. Toteż, kiedy po 10 latach ponownie przybyłem do Lourdes z cywilną grupą pielgrzymów, postanowiłem tych przemiłych gospodarzy odwiedzić. Było to w 2017 r. W 2020 r. już prywatnie, bez żadnej grupy pielgrzymkowej przyleciałem na kilka dni do Lourdes. Nie wyobrażałem sobie, aby zamieszkać gdzieś indziej, niż w dobrze mi znanym hotelu Atlantic. Relację z tego ostatniego pobytu w Lourdes wraz ze zdjęciami możecie obejrzeć tutaj (zakładka w trakcie przebudowy).

Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, więc po zakwaterowaniu nie wychodziliśmy już nigdzie, choć sanktuarium znajdowało się bardzo blisko. Podczas kolacji przewodnik grupy przedstawił nam szczegółowo program na kolejny dzień. Najważniejszym wydarzeniem miała być wieczorna msza święta z udziałem wszystkich wojsk przybyłych do Lourdes. Ta uroczysta liturgia została odprawiona w bazylice podziemnej św. Piusa X. Zainaugurowała ona 49. Międzynarodową Żołnierską Pielgrzymkę do Lourdes. Ja jednak troszkę ubolewałem nad tym, że nie możemy tego samego popołudnia pójść do groty objawień choćby na chwilkę, lecz dopiero następnego dnia. W trakcie naszego trzydniowego pobytu w Lourdes spędzaliśmy czas wspólnie, ale był też czas wolny, który każdy mógł wykorzystać według własnych potrzeb.

Nareszcie można było się porządnie wyspać; fot. 11 maja 2007
Z samego rana czekało na nas lekkie, francuskie śniadanie

Z samego rana udaliśmy się do oddalonego od Lourdes o ponad 30 km miasteczka Idron, gdzie uczestniczyliśmy w spotkaniu z przedstawicielami władz lokalnych i francuskiej Polonii. To spotkanie – jak powiedział nasz przewodnik – miało na celu podtrzymanie pamięci i oddanie czci poległym we Francji podczas II wojny światowej Polakom. Pierwsza część spotkania odbyła się przy zbudowanej przez internowanych polskich żołnierzy kapliczce z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Powstała ona z kolorowych szkiełek i innych materiałów, jakie w tamtym czasie były dostępne. Po odegraniu hymnów, złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy przez strony polską i francuską nadszedł czas na przemówienia zebranych gości. Następnie w pochodzie udaliśmy się na mszę świętą do kościoła pw. św. Piotra. Po niej odbyło się spotkanie z Polonią i poczęstunek. Spotkanie odbyło się w hali sportowej, która była wypełniona przybyłymi gośćmi. Pamiętam, że czułem się tam nieswojo, ponieważ byłem tylko nic nie znaczącym szeregowym. Dookoła mnie generałowie, oficerowie, podoficerowie, duchowieństwo i wielu zaproszonych polityków. Dyskomfort ten zniknął, gdy podszedłem do zastawionego różnymi regionalnymi przekąskami stołu. Postanowiłem, że spróbuję sobie co nieco tych francuskich specjałów. Na jednym z talerzy było coś, co przypominało pieczeń umieszczoną w niewielkiej ilości czerwonego, bardzo rzadkiego sosu. Nie zapomnę chwili, w której wziąłem spory kawałek mięsa do ust i okazało się, że ta niby ładnie wyglądająca pieczeń jest nie tylko na wpół surowa, lecz na dodatek bardzo krwista. Wierzcie mi, byłem o krok od zwymiotowania. Dzisiaj – jak przypominam sobie tę scenę – chce mi się śmiać, ale wtedy do śmiechu mi nie było. Wypluć tego nie mogłem, bo wszędzie byli zebrani goście. Jedyne, co mogłem zrobić, to jak najszybciej kawałek mięsa połknąć i popić. Tak też zrobiłem i natychmiast wypiłem niesamowicie dużą ilość soku pomarańczowego. Po tym niezapomnianym doznaniu odechciało mi się tych wszystkich francuskich specjałów i bankietów. Najchętniej jak najszybciej wracałbym do hotelu.

Z panami pułkownikami tuż przed udaniem się do miasteczka Idron
Na początku uroczystości został odegrany hymn Polski, który uwieczniłem na powyższym nagraniu (nagranie z 11 maja 2007)

Kapliczka poświęcona Matce Bożej Częstochowskiej znajduje się w miasteczku Idron. Na zdjęciu delegacje składające kwiaty.
Po zakończeniu uroczystości przy kapliczce zostało wykonane pamiątkowe zdjęcie

W kościele pw. św. Piotra uczestniczyliśmy we mszy świętej
Eucharystia miała bardzo podniosły charakter

Po powrocie z porannych uroczystości mieliśmy już do wieczora czas wolny. Jednak to jeszcze nie był właściwy czas na udanie się do groty objawień (zupełnie nie wiem dlaczego). Wówczas z kilkoma osobami poszedłem w góry, skąd można było podziwiać wspaniałą panoramę na Lourdes, Tarbes, Pau, dolinę Argelès-Gazost i pirenejskie szczyty. Warto nadmienić, że podczas naszego trzydniowego pobytu w Lourdes pogoda bardzo nam dopisała. Było ciepło i bardzo słonecznie, co sprzyjało poznawaniu okolicy. Naszym celem był położony na wysokości 900 m n.p.m. szczyt Pic du Jer. Mogliśmy wjechać na szczyt stuletnią kolejką górską, ale jak to żołnierze postanowiliśmy o własnych siłach wspiąć się na sam szczyt góry. Warto było doświadczyć tego trudu i wylać trochę potu, bo widok z samego szczytu był niepowtarzalny i wyjątkowy. Spędziliśmy w tym miejscu trochę czasu. Oczywiście nie byliśmy tam sami, bo odwiedza je wiele osób, które kochają góry. Na szczycie znajduje się nie tylko obserwatorium i punkt widokowy, lecz także restauracja, w której można też smacznie zjeść. Także to miejsce odwiedziłem ponownie 25 sierpnia 2020 r. w trakcie mojego trzeciego pobytu w Lourdes. Mogłem wówczas w samotności delektować się niezwykłymi widokami, a przy okazji przy bezchmurnym niebie wykonać piękne zdjęcia. Coś niesamowitego! Bardzo polecam to miejsce wszystkim, którym będzie dane być w Lourdes. Koniecznie wejdźcie bądź wjedźcie kolejką górską na sam szczyt Pic du Jer.

No to wchodzimy na szczyt góry Pic du Jer
Co jakiś czas trzeba było się zatrzymywać na krótki odpoczynek. Tego dnia było bardzo ciepło i słonecznie.

Trud wspinaczki na górę wynagrodził nam piękny widok na całą okolicę Lourdes
Na górze spotkaliśmy inne osób z naszej grupy. Byli też żołnierze z Bundeswehry, z którymi zrobiliśmy sobie zdjęcie.

A to już jest budynek będący stacją stuletniej kolejki górskiej
Tuż obok niej znajduje się restauracja z widokiem na Lourdes

Kiedy zbliżała się godzina 17:00, powoli udaliśmy się w drogę powrotną do hotelu. Pozostało niewiele czasu, żeby przygotować się do ceremonii otwarcia 49. Międzynarodowej Wojskowej Pielgrzymki Żołnierzy do Lourdes. Po przyjściu do hotelu, nie chcąc czekać kolejnego dnia, postanowiłem, że szybko jeszcze przed ceremonią otwarcia udam się w końcu do groty objawień. Powiedziałem swojemu opiekunowi, dokąd idę i że niedługo wrócę. W mieście było już bardzo dużo ludzi. Reprezentujący swoje kraje żołnierze z całego świata bardzo rzucali się w oczy. Do groty nie było trudno trafić, bo na każdym skrzyżowaniu znajdowały się oznaczenia, które wskazywały drogę do sanktuarium. Kiedy dotarłem do Groty Massabielskiej, poczułem w sercu ogromną radość i bardzo się wzruszyłem. Znalazłem się w miejscu tak bardzo oddalonym od mojego domu, w miejscu, w którym 11 lutego 1858 r. Matka Boża objawiła się 13-letniej chłopskiej dziewczynce, Bernadecie Soubirous. To tutaj przy grocie ujrzałem wielu ludzi chorych, cierpiących, którzy przybyli z pokorą prosić o łaskę zdrowia. Wielu przybyło do Lourdes wraz ze swoimi opiekunami, wolontariuszami bądź z rodziną, gdyż sami nie byliby w stanie dotrzeć. Uklęknąłem przed grotą i w ciszy się pomodliłem, wyrażając Bogu ogromną wdzięczność za możliwość przebywania w tym świętym miejscu. Na koniec pochyliłem się i ucałowałem ziemię, jak kiedyś uczyniła to mała Bernadetka. Stałem w miejscu i miałem przed oczami te wszystkie wydarzenia, które rozegrały się przy Grocie Massabielskiej ponad 146 lat temu. Ludzie ustawiali się w długiej kolejce, by dojść do samej groty, dotknąć skały, na której ukazała się Matka Boża, i zobaczyć cudowne źródło, z którego wytrysnęła woda. Niestety czas mnie naglił i chociaż bardzo chciałbym jeszcze zostać w tym świętym miejscu, to powoli musiałem wracać do hotelu. Wiedziałem jednak, że jutro z samego rana tutaj przyjdę ponownie, bo mieliśmy przy grocie zaplanowaną dla Polaków mszę świętą.

Kiedy zbliżała się godzina 21:00, procesja z przedstawicielami armii z całego świata, w tym oczywiście z Polski, przeszła ulicami miasta i dotarła do bazyliki św. Piusa X, gdzie odbyła się ceremonia otwarcia. Tego widoku nie da się zapomnieć: tysiące ubranych w mundury żołnierzy robiły wrażenie. Cała podziemna bazylika św. Piusa X była wypełniona wojskiem do tego stopnia, że trudno było się przecisnąć. Ciężko było mi nawet zrobić jakiekolwiek zdjęcie. Zamieszczę poniżej dwa krótkie filmiki, które w malutkim stopniu ukazują atmosferę, jaka panowała tego wieczoru.

Ze śpiewem na ustach jedna z grup zmierza krokiem defiladowym do podziemnej bazyliki św. Piusa X (nagranie z 11 maja 2007)
Sanktuarium Matki Bożej w Lourdes o zmierzchu

A to już niewielka grupa armii ukraińskiej
Tuż przed wejściem do bazyliki św. Piusa X. W oddali na szczycie można dostrzec pochodzący z XIV w. warowny zamek.

Już za momencik miało nastąpić uroczyste otwarcie otwarcie 49. Międzynarodowej Pielgrzymki Żołnierzy
Ceremonia otwarcia miała bardzo podniosły charakter. Otwarcie zrobiło na wszystkich zebranych ogromne wrażenie (nagranie z 11 maja 2007)

Po oficjalnym wprowadzeniu sztandarów i przedstawieniu wszystkich przybyłych wojsk rozpoczęła się msza święta. Cała uroczystość trwała ponad dwie godziny. Pierwszy raz w swoim życiu brałem udział w tak podniosłym wydarzeniu religijnym. Kiedy przy akompaniamencie muzyki wchodzili przedstawiciele poszczególnych narodowości, wiele osób biło brawo ze łzami w oczach oraz powagą na twarzy. Ewidentnie nie tylko mnie rozpierała duma nie tylko z samego bycia polskim żołnierzem, lecz także z tego, że mogę uczestniczyć w tak wzruszającym wydarzeniu, podczas którego wiele ludzi z różnych krańców świata przybyło do Lourdes, by zawierzyć swoje życie, życie i zdrowie najbliższych oraz ojczyznę Maryi. Ubolewałem nad tym, że nie jestem w stanie ukazać całego piękna tego miejsca, które mnie otaczało. Mój mały aparacik niestety zbytnio się do tego nie nadawał. Nigdy też bym nie pomyślał, że moje życie duchowe od wyjazdu do Lourdes wejdzie na zupełnie inny tor. Wracając już późnym wieczorem do hotelu, pomimo zmęczenia fizycznego, czułem w duszy ogromne szczęście i wdzięczność wobec Boga za to, że pozwolił mi przyjechać do Lourdes, że to miejsce, gdzie tak wiele ludzkiego cierpienia można zobaczyć, wybrał na moją pierwszą zagraniczną pielgrzymkę. Taki był dzień pierwszy naszego pobytu w Lourdes.

Drugi dzień zapowiadał się bardzo interesująco. Rozpoczął się bardzo wcześnie rano. Już przed godz. 6:00 udaliśmy się do groty, by w miejscu objawień wziąć udział we mszy świętej. O tej godzinie na dworze było jeszcze ciemno i panował mrok. Jednak grota, w której ukazała się Matka Boża jest specjalnie podświetlona, co podkreślało klimat cudowności i niezwykłości miejsca. Punktualnie o godz. 6:00 cała nasza pielgrzymka wzięła udział we mszy świętej wraz z inną zagraniczną grupą. Przybyły z nią biskup oraz księża sprawowali Eucharystię z udziałem także i naszych księży kapelanów. Niestety nie pamiętam, jakiej narodowości byli modlący się z nami pielgrzymi. Pamiętam też, że na koniec mszy świętej została odśpiewana „Barka”, ukochana pieśń naszego umiłowanego papieża Jana Pawła II. Po zakończonej Eucharystii na spokojnie, bo jeszcze nie było tłumów, mogliśmy dotknąć wygładzonej od ludzkich rąk skały, na której Bernadecie Soubirous objawiła się Matka Boża. Wielu z nas zatrzymywało się nad miejscem objawień i trwało przez chwilę w modlitwie.

Mogliśmy też przyjrzeć się miejscu, z którego wypływa cudowne źródło. Znajduje się ono w grocie i jest zabezpieczone specjalną szybą, która ma je uchronić przed zniszczeniem. To tutaj podczas dziewiątego objawienia, 25 lutego 1858 r., Matka Boża powiedziała Bernadetcie, by w tym miejscu szukała źródła i napiła się z niego wody. Dopiero po kilku próbach udało się dziewczynce wykopać dołek, z którego wytrysnęła woda. Wszyscy, którzy chcą napić się wody ze źródła albo napełnić wodą butelki, mogą to uczynić, ponieważ w pobliżu groty znajdują się specjalne krany, z których wypływa cudowna woda. Większość osób, która przybywa do Lourdes, tak właśnie czyni. Wiele pielgrzymów obmywa sobie nią twarz albo miejsca dotknięte chorobą. Bernadeta podczas objawień usłyszała od Matki Bożej, że wielu chorych doświadczy w tym miejscu uzdrowienia. Źródełko, które wówczas wybiło, nigdy nie wyschło i wciąż jest narzędziem licznych uzdrowień.

Z panem pułkownikiem Zbigniewem Wesołowskim przed Grotą Masaabielską oczekujemy na rozpoczęcie się mszy świętej; fot. 12 maja 2007
Uroczystej mszy świętej w asyście kompani honorowej przewodniczył ks. biskup. W koncelebrze wzięli udział wszyscy nasi księża kapelani.

Cudowne źródło zostało zabezpieczone. Wielu pielgrzymów rzuca w to miejsce kwiaty, składa intencje do Matki Bożej.
Przy specjalnych kranikach, które są połączone ze źródłem, można zaopatrzyć się w wodę. Również i ja taką wodę przywiozłem dla swoich najbliższych.

Tego dnia mieliśmy jeszcze zaplanowany spacer po Lourdes. Przy pięknej, słonecznej pogodzie odwiedziliśmy m.in. kościół parafialny, w którym 9 stycznia 1844 r. Bernadetta Soubirous przyjęła chrzest święty. Odwiedziliśmy też dom, w którym mieszkała wraz z rodzicami i rodzeństwem po opuszczenia młyna w Boly. Dzisiaj w tym miejscu znajduje się muzeum, w którym możemy obejrzeć zarówno zdjęcia z tamtego okresu, jak i przedmioty, które udało się zachować. W rodzinnym domu Bernadetty warto się nieco dłużej zatrzymać. Te wszystkie fotografie i przedmioty, które można obejrzeć w muzeum, jeszcze bardziej rozbudzają wyobraźnię. Dzięki nim można zobaczyć, jakimi ludźmi posługuje się Maryja, żeby przekazać światu swoje orędzie. Nie wskazuje na mędrców tego świata, nie wybiera ludzi z wysoką pozycją społeczną czy z tytułami naukowymi. Wybiera i wskazuje na tych najsłabszych, schorowanych, tak naprawdę nic nie znaczących w świecie, w społeczeństwie. Mała Bernadetta taka właśnie była, lecz z pokorą i dziecięcą ufnością przyjęła to, co mówiła do niej Matka Boża, chociaż wiele z tego nie rozumiała. Często była wyśmiewana, pogardzana i zastraszana. Wiele osób jej po prostu nie wierzyło, ludzie wraz z księdzem proboszczem na czele twierdzili, że kłamie, że to wszystko wymyśliła. Jednak ona z pokorą do końca wypełniała wolę Matki Bożej. Była jej bezgranicznie oddana i do końca swoich ziemskich dni służyła z wielkim oddaniem Panu Bogu. Ten krótki pobyt w jej rodzinnym domu był dla mnie pełen wzruszeń. Do tego szczególnego miejsca powrócę jeszcze raz w 2017 r., kiedy po raz drugi przybędę do Lourdes.

Podczas upalnych dni można skorzystać w pobliżu sanktuarium ze specjalnych kraników i napić się zimnej, źródlanej wody
Spacer po zatłoczonych uliczkach Lourdes, gdzie można nie tylko zaopatrzyć się w pamiątki, lecz także smacznie zjeść

Przed młynem w Boly, gdzie 7 stycznia 1844 r. przyszła na świat Bernadetta Soubirous. W tym budynku, który nazywała „młynem szczęścia”, mieszkała 10 lat.
Dzisiaj w miejscu, gdzie dawniej znajdował się młyn, mieści się muzeum z licznymi fotografiami i pamiątkami po rodzinie Soubirous

Następnie w popołudniowych godzinach udaliśmy się na wzgórze przy sanktuarium, gdzie znajdują się monumentalne stacje drogi krzyżowej. Nasz ksiądz kapelan odprawił przy nich nabożeństwo i przy każdej ze stacji słuchaliśmy specjalnego rozważania. Przy tych wyjątkowych stacjach drogi krzyżowej 30 maja 2017 r. już w samotności rozważałem mękę Pańską. Wyposażony w lepszy aparat fotograficzny postanowiłem sfotografować to niezwykłe miejsce. Wykonane wówczas przeze mnie zdjęcia wraz ze wspomnianymi rozważaniami możecie obejrzeć tutaj.

 

Ostatnim punktem programu była procesja ze świecami, w której uczestniczyli wszyscy przybyli tu żołnierze. Takie procesje są organizowane w Lourdes od 1908 r. Towarzyszy im niezwykła atmosfera, toteż wyczekuje ich każdy, kto pielgrzymuje do Lourdes. Każdego dnia, kiedy zbliża się godzina 21:00, pielgrzymi zmierzają ze świecami do groty, by wziąć udział w tzw. procesji światła. Przy blasku świec odmawiany jest wówczas różaniec w najróżniejszych językach świata, również w języku polskim. Tego wieczoru plac Różańcowy i okolice groty były wypełnione żołnierzami. Już z daleka widoczne były galowe mundury żołnierzy, którzy w dłoniach trzymali przyniesione ze sobą świece. Procesję o godzinie 20:45 rozpoczęła pieśń „Salve Regina”, przy śpiewie której wszyscy uczestniczy wyruszyli wzdłuż rzeki w stronę miasta, potem zawrócili i udali się na plac Różańcowy. Na czele procesji szedł krzyż, a tuż za nim niesiona była figura Matki Bożej. Następnie chorzy, na wózkach inwalidzkich lub specjalnych łóżkach w towarzystwie bliskich i wolontariuszy. Ta grupa ludzi najsłabszych i chorych jest szczególnie uprzywilejowana w Lourdes. Chyba nie ma na świecie drugiego takiego miejsca, w którym tak wielu ludzi chorych, niepełnosprawnych gromadzi się na wspólnej modlitwie. Widok chorych, cierpiących osób bardzo mnie zasmucił, ale jednocześnie budujący jest obraz ich bezgranicznego zawierzenia Matce Bożej. Warto nadmienić, że podczas pierwszego objawienia Maryja powiedziała Bernadecie takie słowa: „Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, lecz na innym” Te słowa są kierowane również do nas, a szczególnie do tych najsłabszych, zmarginalizowanych i wykluczonych przez społeczeństwo. Prawdziwego szczęścia nigdy nie zaznamy na tym świecie, ono czeka na nas dopiero po drugiej stronie, w niebie.

 

Przed nami pozostał ostatni dzień pobytu w Lourdes. Najważniejszym wspólnym punktem programu była uroczysta msza święta sprawowana w bazylice św. Piusa X na zakończenie 49. Międzynarodowej Pielgrzymki Żołnierskiej. Podobnie jak Eucharystia rozpoczynająca pielgrzymkę miała ona bardzo podniosły i niezwykle uroczysty charakter. Próbowałem choć w części oddać panującą wówczas atmosferę na zdjęciach.

 

Po zakończonej mszy świętej każdy z nas miał już czas wolny dla siebie. Przeznaczyłem go na spacer po terenie sanktuarium i rozmyślanie o tym wszystkim, czego doświadczyłem i nadal doświadczam podczas tej pielgrzymki. Podczas spaceru wykonałem też troszkę pamiątkowych zdjęć, które, mimo że nie są najlepszej jakości, dla mnie są bardzo ważne. Postanowiłem, że swój pobyt w Lourdes zakończę, obmywając się w jednym z kilku specjalnych, kamiennych basenów, które znajdują się kilkanaście metrów od groty. Wielu pielgrzymów przychodzi tutaj, by zanurzyć całe swoje ciało w lodowatej wodzie. Nie jest to taki zwykły basen, jakbyśmy sobie mogli wyobrażać, są to kamienne zbiorniki kształtem przypominające wannę. Jest też specjalnie wydzielona część dla kobiet i dla mężczyzn.

Gdy do nich dotarłem, musiałem ustawić się w kolejce i cierpliwie poczekać. Kiedy nastała moja kolej, poszedłem się przebrać, a w zasadzie to rozebrać, bo byłem tylko przepasany ręcznikiem. W pomieszczeniach, w których znajdują się baseny, wolontariusze czuwają nad wszystkim. Każdy pielgrzym przed wejściem do basenu zostaje poinstruowany na temat tego, jak należy się zachować i co zrobić. Schodząc po kamiennych stopniach, poczułem lęk przed zanurzeniem w lodowatej wodzie. Jednak kiedy już dotarłem do basenu i zostałem sam na sam z wolontariuszem, zapomniałem o moich obawach. Na końcu kamiennego zbiornika znajduje się figurka Matki Bożej, którą po odmówieniu specjalnej modlitwy wolontariusz podaje pielgrzymowi do ucałowania. Wolontariusze pomagają też ludziom zanurzyć się w wodzie, żeby nikomu nie stała się żadna krzywda. Trzeba wspomnieć, że każdy pielgrzym zanurza, obmywa się zupełnie nago, ale powiem szczerze, że nie odczuwałem w związku z tym jakiegoś dyskomfortu czy zawstydzenia. Atmosfera, jaka panuje w tym miejscu, jest wyjątkowa, tak więc wszelkie niepokoje czy lęki szybko mijają.

Widok na sanktuarium od głównego wejścia. Na masztach powiewają flagi wszystkich państw, z których żołnierze przybyli do Lourdes.
Na tle statuy Matki Bożej Ukoronowanej znajdującej się naprzeciwko bazyliki

Na tle bazyliki w moim poczciwym wojskowym berecie
Spójrzcie, ile pielgrzymów dotarło do groty. Wielu chorych korzysta ze specjalnych wózków i pomocy wolontariuszy.

Most umożliwiający przejście na drugą stronę rzeki Gave. Za nim znajduje się ośrodek stanowiący jednocześnie dom pielgrzyma i szpital – Accueil Notre Dame. Został on zbudowany w 1996 r., by gościć chorych przyjeżdżających do Lourdes.
Modlitwa jest rozmową naszego serca z Bogiem. Kobieta z chustą na głowie skupiona na pokornej molitwie klęczy przed grotą objawień.

Żeby dostać się do samej groty objawień, należało ustawić się w długiej kolejce
Pamiątkowe zdjęcie w miejscu, gdzie Matka Boża 11 lutego 1858 r. objawiła się Bernadecie Soubirus. W miejscu objawień znajduje się figura Matki Bożej z widniejącym u jej stóp napisem: „Jestem Niepokalane Poczęcie”.

W Lourdes ludzi chorych można spotkać na każdym kroku. To tutaj Maryja nazywana jest „Uzdrowieniem chorych”.
Wielu wolontariuszy nie tylko z Francji, lecz także z innych krajów przybywa do Lourdes, by służyć bezinteresownie drugiemu człowiekowi szczególnie temu najbardziej potrzebującemu i choremu. Pan Jezus powiedział: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” /Mt 25, 40/ .

W odległości kilkunastu metrów od groty objawień znajdują się baseny, które rocznie odwiedza ok. 350 000 pielgrzymów
Żeby z nich skorzystać, często trzeba ustawić się w długiej kolejce. Na szczęście wykwalifikowani wolontariusze czuwają nad tym, aby wszystko przebiegało szybko i sprawnie.

Po tym niezwykłym duchowym przeżyciu udałem się w stronę miasta, by zaopatrzyć się w pamiątki dla siebie i bliskich. W Lourdes jest mnóstwo sklepów z dewocjonaliami. Od chodzenia po nich może rozboleć głowa. Zakupiłem kilka różańców, obrazków z wizerunkiem Matki Bożej objawiającej się Bernadecie Soubirous i świece. Do dziś przywiezioną wówczas z Lourdes świecę zapalam podczas modlitwy. Obrazek, który przywiozłem, znajduje się w mojej sypialni i tak jak świeca przypomina mi o moim pierwszym pobycie w Lourdes.

Jedna z prowadzących do sanktuarium ulic, na której znajdują się liczne sklepy z pamiątkami
Każdy pielgrzym z całą pewnością znajdzie coś nie tylko dla siebie, lecz także dla swoich bliskich. Asortyment pamiątek jest tutaj niezwykle bogaty.

Nasz pobyt w Lourdes powoli zmierzał niestety ku końcowi. Po przyjściu do hotelu trzeba było się spakować, gdyż wcześnie rano, zaraz po śniadaniu mieliśmy wyruszyć w drogę powrotną do Polski. W dzień naszego wyjazdu pogoda diametralnie się zmieniła: znacznie się ochłodziło, zrobiło się pochmurno i deszczowo. Dobrze, że przez te trzy dni naszego pobytu w Lourdes mieliśmy idealną pogodę. Kto zna góry, ten wie, że pogoda w nich bywa bardzo zmienna. Tego ostatniego dnia wstałem trochę wcześniej, bo chciałem jeszcze na sam koniec udać się do groty i pożegnać się z Matką Bożą. Pożyczyłem parasolkę i szybkim krokiem udałem się ostatni raz do groty. Uklęknąłem i podziękowałem Matce Bożej za ten pięknie dla mnie przeżyty czas. Zawierzyłem Maryi swoich rodziców, brata, babcię i tych wszystkich, których przywiozłem do Lourdes w swoim sercu. Pamiętam, że powiedziałem: „Chciałbym jeszcze tutaj wrócić, bo było mi dobrze blisko Ciebie, Maryjo”. Deszcz padał coraz mocniej, mokre również zrobiły się moje oczy, cisnęły się do nich łzy jako przejaw smutku, że to już jest koniec pielgrzymki i trzeba wracać do domu. Spojrzałem jeszcze ostatni raz na grotę i ze smutkiem wróciłem do hotelu na śniadanie, podczas którego ksiądz kapelan poświęcił wszystkie dewocjonalia, które nasza grupa zakupiła. Następnie każdy poszedł do swojego pokoju po bagaże i pożegnaliśmy się z właścicielami hotelu, którym dowódca grupy podziękował za otwartość i gościnność. Usiadłem w autokarze przy oknie, tak żebym mógł jeszcze ostatni raz spoglądać na Lourdes.

Taki był mój wyjazd i takie były moje wspomnienia z tego świętego miejsca. Pragnę jeszcze raz na sam koniec podziękować panu ppłk. Zbigniewowi Wesołowskiemu za to, że wziął mnie pod swoje skrzydła i podczas całej pielgrzymki do Lourdes się mną opiekował. Powiem szczerze, że niewielu tak szlachetnych ludzi spotkałem na swojej żołnierskiej drodze. Dlatego jeszcze raz z głębi serca dziękuję za wszystko, co otrzymałem od Pana i niech Matka Boża, do której Pan pielgrzymował, otacza Pana swoim płaszczem miłości.

Kiedy wróciłem do domu, wręczyłem rodzinie zakupione upominki i wszystko na spokojnie, ze szczegółami opowiedziałem. Ten wyjazd sprawił, że zapragnąłem, by każdego roku – jeżeli tylko będzie taka możliwość – gdzieś sobie wyjechać i lepiej poznawać ten jakże piękny Boży świat, który mnie bez reszty zafascynował. Tak też się stało. Co więcej, po tym wyjeździe do Lourdes już wiedziałem, że każdy mój wyjazd w przyszłości będę uwieczniał na fotografiach. W moim sercu już wtedy rodziło się pragnienie, by na zdjęciach jak najpiękniej oddawać znaki Boga, jednak do tego potrzebowałem lepszego aparatu. Pamiętam, że kiedyś, podczas modlitwy prosiłem Pana Boga o to, by pomógł mi jak najlepiej ukazywać Jego piękno na fotografiach, którymi będę mógł się dzielić z innymi. Jednak żebym mógł to czynić potrzebny był mi inny aparat, o który również się modliłem. Dzisiaj z perspektywy wielu lat widzę, że Pan Bóg poprowadził moje życie tak, aby spełnić moje dawne pragnienie służenia Mu.

Kiedy po zakończeniu służby zasadniczej zostałem żołnierzem zawodowym, zdecydowałem, że pierwsze zarobione pieniążki przeznaczę na zakup profesjonalnego aparatu z wymienną optyką. Dlatego w 2008 r. zrezygnowałem z wakacji, by móc zaopatrzyć się w lustrzankę cyfrową. Do niej dokupiłem też kilka obiektywów, a fotografia zaczęła pochłaniać większość mojego wolnego czasu i mimo niewielkiej przerwy przygoda z nią trwa do teraz. Jestem wdzięczny Panu Bogu za to, że przez te wszystkie lata z wielką pasją prowadzę stronę internetową Sieradz-Praga.pl i mogę na niej ukazywać Kościół Chrystusa. Kiedy to czynię, moje serce wręcz płonie. Pragnę, żeby tak było już zawsze, aż po kres moich ziemskich dni, bo w moim przekonaniu nie ma nic piękniejszego od służby Bogu i ludziom i jestem bardzo szczęśliwy, że mogę to czynić.

Kolejnym moim wyjazdem zagranicznym była podróż do Włoch w 2009 r. I do tej pielgrzymki będę chciał niebawem powrócić i ją opisać.

Was, drodzy czytelnicy, proszę na sam koniec, byście zawsze trwali przy Matce Bożej i Jej Synu, jak czyniła to Bernadetta Soubirous. Wpatrujmy się zawsze w Jej Matczyne oblicze, szczególnie wtedy, kiedy w życiu bywa nam ciężko i wielu rzeczy niejednokrotnie nie możemy zrozumieć. Pamiętajmy o wypowiedzianych przez Maryję słowach: „Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, lecz w innym”, byśmy tego innego świata, o którym mówi Matka Boża mogli po śmierci dostąpić. Tego Wam i sobie z całego serca życzę.

Łukasz Piotrowski

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: