Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 34 – Muxía

Pasterka 2022 – Klasztor Sióstr Urszulanek SJK w Sieradzu
25 grudnia 2022
2013-01-07 – Uroczystości pogrzebowe Ks. prał Józefa Frątczaka, proboszcza kolegiaty sieradzkiej w Sieradzu
8 stycznia 2023
Udostępnij to:

DZIEŃ 34 (ŚRODA), 25 SIERPNIA 2021 r.
Muxía

 

***

Czas rozpocząć przedostatni dzień mojego pobytu na Muxía, gdzie cały beztroski dzień będę miał wyłącznie dla siebie. Przeznaczę go oczywiście na fotografowanie okolicy i robienie pamiątkowych zdjęć. Dopiero o godz. 19:00 udam się na Mszę św. do Sanktuarium Matki Bożej wybudowanego na skałach tuż nad samym oceanem. Legenda głosi, że do Muxii przybyła łodzią Matka Boża, by dodać otuchy św. Jakubowi w nawracaniu ludności na chrześcijaństwo. Niestety w 2013 roku w święta Bożego Narodzenia kościółek stanął w płomieniach i uległ poważnym zniszczeniom. Zniszczony został też przepiękny XVII-wieczny główny ołtarz. Warto też wspomnieć, że Muxía – urokliwe miasteczko, położone jest na wybrzeżu Costa da Morte, nazywanym „Przylądkiem Śmierci”. Swoją nazwę zawdzięcza licznym wrakom statków zatopionych wzdłuż zdradzieckiego skalistego wybrzeża. Ten przepiękny i niezwykle zróżnicowany pod kątem krajobrazu obszar jest niezwykle niebezpieczny. Dla okrętów i statków transportowych miejsce to uchodzi za jedno z najtrudniejszych, z jakim przychodzi się zmagać ich załogom w swoim żeglarskim życiu. Właśnie stąd nazwa Costa da Morte. W 2002 roku doszło tutaj do katastrofy ekologicznej, kiedy u wybrzeża zatonął tankowiec MT Prestige, a wody przybrzeżne zostały skażone wyciekającą ropą naftową. Na wzgórzu przed sanktuarium stanął symboliczny pomnik – pęknięty granitowy kamień, symbol katastrofy tankowca.

Wczoraj wieczorem wiedząc, że już nie muszę wcześnie dzisiaj wstawać, tak jak to miałem w zwyczaju robić, wyłączyłem budzik w swoim telefonie. Obudziłem się wypoczęty, a 34. dzień mojej pielgrzymki przywitał mnie bezchmurną i słoneczną pogodą. W pokoju, gdzie jeszcze na noc zatrzymało się wielu pielgrzymów, nie było nikogo poza mną. Wszyscy z samego rana opuścili schronisko i najprawdopodobniej powrócili już do swoich rodzinnych domów, kończąc przygodę na Camino.

Pomimo że wczorajszy dzień był dla mnie bardzo wyczerpujący ze względu na przebyte kilometry i wysoką temperaturę, która panowała, to odczuwałem ogromną radość w sercu. Udało mi się szczęśliwie dojść do celu, którym była miejscowość Muxía, a zwieńczeniem mojego ostatniego etapu drogi było, jak wiecie, podziwianie niezwykłego zachodu słońca.

Już z samego rana promieni słonecznych nie brakowało i było bardzo ciepło, dlatego ubrałem się lekko i poszedłem najpierw w stronę portu na spacer, zabierając ze sobą oczywiście aparat i swój niewielki, a zarazem jakże już wyeksploatowany statyw, który przez te wszystkie dni pielgrzymki dzielnie mi służył (uśmiech).

 

Pomimo że był środek tygodnia, to w miasteczku panował spokój tak, jakby wszyscy jeszcze spali. Jak zauważyliście pogoda podczas mojego drugiego dnia była, można powiedzieć, wręcz idealna; bezchmurne niebo, słońce. Kiedy jednak powoli zacząłem się przemieszczać z centrum miasta w stronę sanktuarium nad sam ocean, to pogoda diametralnie zaczęła się zmieniać. Nie było to typowe zachmurzenie nieba, tylko całą okolicę spowiła gęsta mgła, co za chwilę zobaczycie na zdjęciach. Nigdy wcześniej z takim zjawiskiem się nie spotkałem, dlatego byłem zdziwiony, jak całe otoczenie wokół mnie się zmienia. Dzięki temu nietypowemu zjawisku zdjęcia będą przez to bardziej klimatyczne, z czego się tylko cieszyłem. Przypomniał mi się również od razu mój pobyt w sanktuarium maryjnym w La Salette w 2018 roku, gdzie również doświadczyłem z samego rana niezwykłej mglistej aury, która jakże bardzo zmieniła całą górską okolicę. Zdjęcia, o których wspominam z La Salette, możecie obejrzeć klikając tutaj. Dopiero po ok. 2 godzinach niebo nad oceanem, przy którym znajduje się Sanktuarium Matki Bożej, zaczęło się przejaśniać, a cała mgła rozchodzić, ukazując piękno tego niezwykłego miejsca.

 

Nad oceanem spędziłem sporo czasu. Było tak pięknie, że nie chciało mi się wracać do schroniska. W pewnym momencie, kiedy byłem już nasycony zdjęciami, odłożyłem aparat na bok i usiadłem sobie wysoko na wzniesieniu, wpatrując się w ocean i sanktuarium. Wiedziałem, że mój pobyt dobiega już końca, że już pojutrze będę udawał się w drogę powrotną do domu. Z jednej strony byłem szczęśliwy, a z drugiej troszkę smutny, że moja piękna przygoda z Camino zmierza ku końcowi. Kiedy zbliżała się godzina 19:00, udałem się do kościółka na Mszę św., by podczas sprawowanej Eucharystii podziękować jeszcze raz Panu Bogu za wszystkie te dni, które spędziłem na szlaku. Przed Mszą św., wykonałem kilka pamiątkowych zdjęć z wnętrza pięknej świątyni, która, jak zobaczycie na zdjęciach, wymaga niestety remontu.

Sanktuarium Matki Bożej w Muxía znajduje się nad Oceanem Atlantyckim. Przybycie do sanktuarium staje się z całą pewnością dla pielgrzymów długo oczekiwaną nagrodą, za wysiłek włożony w dotarcie do końca Camino. Pośrodku zdjęcia widoczny pęknięty granitowy kamień – symbol katastrofy tankowca w 2022 roku.

 

: Wnętrze Sanktuarium Matki Bożej w Muxía

 

Na Mszy św., która jest odprawiana każdego dnia, co mnie trochę zdziwiło, było niewielu ludzi pragnących przyjąć Pana Jezusa do swojego serca. Wielu pielgrzymów dopiero przybywa nad ocean, by podziwiać chociażby zachód słońca. Pomija Eucharystię, która, jak powie Maryja, objawiając się Catalinie Rivas – współcześnie żyjącej boliwijskiej mistyczce, że jest „Największym cudem, jakich może doznać człowiek”. Podczas sprawowanej Eucharystii nie robiłem już zdjęć. Cieszyłem się natomiast, że zwieńczeniem mojego dnia jest Eucharystia i to w takim miejscu, jakim jest sanktuarium poświęcone Matce naszego Zbawiciela – Maryi. Chociaż nic zbytnio nie rozumiałem, bo Msza św. była sprawowana w języku hiszpańskim, to wiedziałem, co się dokonuje w danym momencie na ołtarzu i radowałem się, kiedy moje serce stało się domem dla Chrystusa.

Po zakończeniu Mszy Świętej jeszcze przez chwilę byłem w kościele, któremu mogłem się bliżej przyjrzeć. Niestety do dzisiaj widać skutki pożaru, najbardziej zniszczony był dach świątyni, który został już odbudowany i niestety zniszczeniu uległ również zabytkowy ołtarz. W jego miejscu, na całej wielkości, znajduje się zdjęcie ołtarza, ukazujące, jak wyglądał przed pożarem. W środku świątyni znajduje się wiele przedmiotów odnoszących się do historii tego miejsca. Niestety cała świątynia wymaga remontu i trzeba mieć nadzieję, że taki remont wkrótce się rozpocznie, tym bardziej że to święte miejsce, z tak piękną historią i tak licznie odwiedzane każdego dnia jest domem samego Boga.

Po wyjściu z kościoła udałem się do schroniska po cieplejsze ubranie, gdyż wieczorem nad oceanem bywa nie tylko chłodno, ale i bardzo wietrznie. Drugi dzień mojego pobytu w Muxía zakończę również nad oceanem, by wyczekiwać, chciałoby się powiedzieć niezwykłego zachodu słońca. Niestety, tak jak pisałem wcześniej, takiego zachodu słońca, jakiego doświadczyłem wczoraj, już nie zobaczyłem. Aby zobaczyć, jak ten wieczór dla mnie wyglądał, zapraszam już do obejrzenia poniższych fotografii.

 

 

Tak spektakularnego i pięknego, jak wczoraj, zachodu słońca już nie było. Chmur nad oceanem przybywało tak, że nie było nawet można dojrzeć zachodzącego za horyzont „pomarańczowego” słońca, dlatego postanowiłem, że skrócę swój pobyt nad oceanem i szybko udam się jeszcze do miasta, a dokładnie do fryzjera. Moje niezbyt liczne włosy na głowie wymagały pilnego uporządkowania, bo przez ponad miesiąc nieco urosły (uśmiech). Wcześniej już wiedziałem, w którym miejscu dany fryzjer, a dokładnie fryzjerka przyjmuje, ale zawsze, gdy zaglądałem, to byli klienci, a mi nie chciało się czekać w kolejce.

Kiedy zjawiłem się w salonie o zmroku, pani już niestety zamykała, ale powiedziała, że jeszcze mnie przyjmie i doprowadzi moje włosy do porządku. Podczas strzyżenia zauważyłem nawet, że zamiast wykorzystać do podgalania maszynkę, pani fryzjerka wykorzystała tradycyjną brzytwę, co było dla mnie ciekawym doświadczeniem. Za fryzjera zapłaciłem jedynie 8 euro i z efektów byłem bardzo zadowolony. Podziękowałem bardzo, że mimo późnej już pory zechciała mnie przyjąć.

Wychodząc z salonu, byłem uradowany i zanim wróciłem do schroniska na nocleg, to udałem się na miasto zjeść kolację. Tak jak dzień wcześniej, również i teraz udałem się tradycyjnie na pizzę, która w jednej z restauracji bardzo mi posmakowała. Mogłem oczywiście, zamiast pizzy skosztować np. gotowanej ośmiornicy, która była przyrządzana w restauracji na oczach gości, ale jakoś wolałem postawić na coś sprawdzonego i z całą pewnością smacznego (uśmiech). Po obfitej kolacji mogłem już najedzony udać się powolnym krokiem do schroniska na drugi mój nocleg. Jutrzejszy dzień będzie moim nie tylko ostatnim, ale i pożegnalnym dniem, który spędzę na Muxii. Pojutrze natomiast będę żegnał się już z Hiszpanią i udam się szczęśliwy w drogę powrotną do domu.

 

Łukasz Piotrowski

 

***

Kolejne dni pielgrzymowania szlakiem “Camino del Norte” do Santiago de Compostela + Muxía w Hiszpanii:

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: