Poznaję Boży świat / 2011 – Meksyk, Guadalupe, Acapulco. Wstęp i podróż do Meksyku

Park im. Adama Mickiewicza w Sieradzu
26 czerwca 2021
2021 – 411. Piesza Pielgrzymka Sieradzka na Jasną Górę. Dzień 8 (2021-08-29)
7 lipca 2021
Udostępnij to:

Pielgrzymkę do Meksyku odbyłem w dniach 29 listopada – 10 grudnia 2011 roku

 

„Potem wielki znak ukazał się na niebie:
Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami,
a na głowie wieniec z gwiazd dwunastu. A jest brzemienna.
I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia”. Ap 12,1-2

Bazylika Matki Bożej z Guadalupe jest, zaraz po Watykanie, największym i najczęściej odwiedzanym miejscem kultu chrześcijańskiego na świecie. Rocznie odwiedza go ok. 20 milionów pielgrzymów. Sanktuarium powstało na wyraźne żądanie Najświętszej Maryi Panny podczas pierwszego Objawienia Juanowi Diego mającego miejsce na wzgórzu Tepeyac dnia 9 grudnia 1531 r.

W 2010 roku uczestniczyłem w pielgrzymce do Ziemi Świętej, która wywarła na mnie ogromne wrażenie i pogłębiła moją wiarę. Przeżyłem wielką radość, że dane mi było znaleźć się w miejscach, w których narodził się, żył, nauczał i umarł za nas na krzyżu Jezus Chrystus, a w następstwie zrodziło się chrześcijaństwo. Jeszcze przed wylotem do Ziemi Świętej na lotnisku w Warszawie dane mi było poznać starsze, emerytowane małżeństwo, które w piękny sposób opowiadało o swojej pielgrzymce, którą kilka lat wcześniej odbyli do Meksyku. Małżonkowie mieli już dorosłe dzieci i wolny czas lubili spędzać na wspólnym pielgrzymowaniu. Zrobiło na mnie wrażenie, że pomimo wieku zawsze podróżowali razem. Po wysłuchaniu ich opowiadań z odbytej pielgrzymki do Meksyku również zapragnąłem odwiedzić to miejsce, ale gdy już emocje opadły, zdałem sobie sprawę, że nie będzie to łatwa ani tania wyprawa. Dlatego wsiadając do samolotu, starałem się już o tym nie myśleć, ale skoncentrować się na wymarzonej pielgrzymce do Ziemi Świętej. Program pielgrzymkowy był bardzo napięty i muszę przyznać, że nie było nawet czasu pomyśleć, gdzie chciałbym spędzić swoje kolejne wakacje (uśmiech).

Sanktuarium w Guadalupe nie tylko jest największym sanktuarium maryjnym na świecie, odwiedzanym rocznie przez ok. 20 mln pielgrzymów, ale przede wszystkim objawienia, które miały tam miejsce, są najstarszymi objawieniami maryjnymi uznanymi przez Kościół katolicki. O historii tych niezwykłych objawień wiedziałem już wcześniej z przeczytanych książek, teraz jednak doświadczałem coraz pilniejszej potrzeby, by tam pojechać i samemu znaleźć się w tym świętym miejscu, zanurzyć się w modlitwie.

Przeglądając w internecie liczne i różnorodne oferty pielgrzymkowe, miałem kłopot z podjęciem decyzji, jak ma wyglądać moja przyszłoroczna pielgrzymka do Meksyku. Ostatecznie wybrałem wariant, który gwarantował mi podczas 12-dniowego pobytu odwiedzenie sanktuarium w Guadalupe przynajmniej dwa razy, zwłaszcza zaś 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. A dodatkowo zapewniał spędzenie kilku dni na leniuchowaniu na nadoceanicznej plaży. Cieszyłem się również, że w programie znalazła się wizyta w Narodowym Muzeum Antropologii, odwiedzenie takich zabytków, jak Piramida Słońca, Jaskinie Cacahuamilpa, największe i najpiękniejsze w całej Ameryce Łacińskiej, zwiedzanie miasta Taxco i Acapulco, słynnego kurortu nad Oceanem Spokojnym, i wiele innych ciekawych miejsc. Poza tym pielgrzymka miała się odbyć na przełomie listopada i grudnia, jako że w tych dla nas zimowych miesiącach w Meksyku jest najmniej opadów deszczu i jest najcieplej. Była to dla mnie „nowość”, że znajdę się w kraju, gdzie w grudniu będą panowały ponad 30-stopniowe upały, a różnica czasu między Polską a Meksykiem będzie wynosiła aż siedem godzin (uśmiech). Taką pielgrzymkę należało zaplanować i opłacić z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, co w ciągu kilku tygodni uczyniłem. Pielgrzymka miała się rozpocząć 28 listopada 2011 roku. Trzy miesiące przed zaplanowaną pielgrzymką zacząłem spotykać się z dziewczyną o imieniu Justyna, którą poznałem już wcześniej na sieradzkiej pielgrzymce i mogłem się przekonać, że jest także osobą głęboko wierzącą. Dlatego tym razem było mi przykro, że pojadę w tak odległe miejsce sam, a nie wspólnie z nią. Przed moim wyjazdem pożegnaliśmy się i zapewniłem, że będę o niej myślał i pamiętał w codziennej modlitwie. I dodałem, że wierzę, iż następny urlop uda nam się spędzić już razem.W nocy w drodze na lotnisko towarzyszył mi mój tata i brat Dominik, na których zawsze mogę liczyć. Wcześniej samolotem leciałem tylko raz – lot do Ziemi Świętej trwał ok. 4 godzin. Natomiast lot do Meksyku miał trwać znacznie dłużej, bo 11 godzin. Najpierw przesiadka w Paryżu, a następnie lot Boeingiem 747 (Jumbo Jetem), jednym z największych pasażerskich samolotów odrzutowych na świecie, do Meksyku. Po wylądowaniu w Mexico City (stolicy kraju) pierwsze, co dało się odczuć, to temperatura powietrza. Przed wylotem z Polski, w dniu 29 listopada 2011 roku, temperatura w naszym kraju wynosiła zero stopni Celsjusza, a w Mexico City wieczorem termometr wskazywał ponad 20 stopni. Prosto z lotniska udaliśmy się do hotelu, by odpocząć po wielogodzinnej podróży.

Wymarzoną pielgrzymkę do Meksyku czas zacząć. To był mój drugi lot samolotem (uśmiech); fot. 29 listopada 2011.
Pod nami widać dywan gęstych chmur, które przykryły znaczną część Polski.
A to już na lotnisku w Paryżu. Podróż z Warszawy do Paryża zajęła nam nieco ponad dwie godziny.
Jumbo Jet to jeden z najbardziej imponujących samolotów na świecie. Prawdziwy kolos!
Jeżeli kogoś interesuje, jak wyglądał nasz posiłek w drodze do Meksyku, to zamieszczam zdjęcie. Powiem tylko tyle, że było całkiem smacznie.
W zagłówkach foteli znajdowały się monitory, na których wyświetlano nasz 11-godzinny lot do Mexico City.

Z samego rana, o brzasku, udaliśmy się na śniadanie, by następnie przystąpić do zwiedzania miasta. Pani przewodnik poinformowała nas, że Mexico City liczy około 25 mln mieszkańców i położone jest na wysokości 2240 m n.p.m., co oznacza, że jest jednym z najwyżej położonych miast świata. Taka wysokość sprawia, że poranki są tam bardzo chłodne, a im bliżej południa – temperatura rośnie do ponad 30 stopni Celsjusza. Z samego rana, gdy miasto budzi się do życia, da się zauważyć Meksykanów o twarzach zasłoniętych specjalnymi maskami albo szalem, by nie wdychać tego bardzo chłodnego powietrza.Meksyk jest kolebką wielu kultur, m.in. Majów, Azteków i Olmeków, ale przede wszystkim jest krajem bardzo chrześcijańskim. Zawdzięcza to hiszpańskim kolonizatorom, którzy po odkryciu tych terenów i ekspansji na nie, aktywnie szerzyli religię chrześcijańską poprzez wiele akcji misyjnych. Była to jednak aktywność bardzo agresywna, szerząca wprawdzie Ewangelię, ale jednocześnie bezwzględnie zakazująca tubylcom wyznawania innych religii. Współcześnie Meksykanie są krajem spójnym religijnie, znaczna większość, bo około 85 procent społeczeństwa, to wyznawcy Kościoła katolickiego.

Poranki w Mexico City są bardzo chłodne, a to dlatego, że miasto położone jest na wysokości 2240 m n.p.m.
Na ulicach można było spotkać uzbrojonych policjantów pilnujących porządku w mieście.
Pierwszym punktem na trasie naszej pielgrzymki było miasto Tlatelolco znajdujące się na obrzeżach Mexico City. Zdjęcie przedstawia plac Trzech Kultur, na którym znajdują się ruiny azteckich świątyń i okazały kościół pw. św. Jakuba.
Tak prezentuje się wnętrze kościoła pw. św. Jakuba.

W moich wspomnieniach chciałbym się skoncentrować na miejscu, które wywarło na mnie największe wrażenie. To oczywiście sanktuarium maryjne w Guadalupe. Cieszyłem się bardzo, że już pierwszego dnia będziemy mogli odwiedzić to najświętsze dla Meksykanów miejsce. Warto wspomnieć, że katolicyzm meksykański jest dość specyficzny, żywiołowy i przeżywany niezwykle głęboko. Widać to zwłaszcza w Guadalupe. Sanktuarium poświęcone jest patronce Meksyku – Nuestwa Sefioria de Guadalupe (Matce Bożej z Guadalupe), która miała się ukazać aż pięciokrotnie Meksykaninowi Juanowi Diego, prosząc o zbudowanie świątyni na miejscu objawień.

Zanim przejdę do ukazania zdjęć, które podczas tego dnia zrobiłem, chciałbym przypomnieć wszystkim historię objawień Matki Bożej. Przytoczę tutaj artykuł ks. Mieczysława Piotrowskiego, który ukazał się 2 maja 2016 roku na portalu internetowym Miłujcie się!

==================================================================

Guadalupe – objawienia Matki Bożej

Indianin Juan Diego, któremu Matka Boża objawiła się o świcie 9 grudnia 1531 roku na wzgórzu Tepeyac, został kanonizowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II w Guadalupe, w końcu lipca 2002 roku. Święty Juan Diego urodził się w 1474 roku i otrzymał imię, które w azteckim języku znaczy „Śpiewający Orzeł”. Przyjął chrzest w 1525 roku, razem ze swoim wujem Juanem Bernardino, którego uważał za przybranego ojca. Byli jednymi z pierwszych Indian nawróconych na chrześcijaństwo przez misjonarzy franciszkańskich.

Juan Diego był żonaty, ale jego żona, Maria Lucia zmarła, nie pozostawiając mu potomstwa. Był bardzo gorliwym chrześcijaninem. 9 grudnia 1531 roku, w obchodzone wtedy święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, Juan wyszedł z domu przed świtem, aby zdążyć na Mszę św. w odległym kościele Santiago. Było jeszcze ciemno i wyjątkowo zimno. Zwyczajem indiańskim biegł przez kamieniste i rzadko porośnięte wzgórza. W pewnym momencie usłyszał przepiękny śpiew ptasich chórów, rozrzuconych po zaroślach rosnących na wzgórzu zwanym Tepeyac, w miejscu gdzie były ruiny pogańskiej świątyni poświęconej bogini Matki Bogów. Śpiew nagle ustał i zdumiony Indianin zobaczył przepiękną kobietę, otoczoną jakby słońcem, która wołała go po imieniu: „Juan Diego! Juanito!” Była cudownie piękna i wyglądała, jakby miała 16 lat. Zapytała z niezwykłą czułością i miłością: „Dokąd idziesz, Juanie, najmniejszy i najdroższy z moich dzieci?” Juan odpowiedział: „Spieszę się, by zdążyć na Mszę świętą i wysłuchać kazania”. Wtedy usłyszał: „Kocham cię, mój drogi synku. Jestem Maryją, Niepokalaną Dziewicą, Matką prawdziwego Boga, który daje życie i je zachowuje. On jest Stwórcą wszystkiego, Panem nieba i ziemi. On jest wszechobecny. Chcę, aby w tym miejscu wybudowano świątynię, gdyż chcę tutaj okazywać miłość i współczucie twemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc. Tutaj będę ocierać im łzy, uspokajać i pocieszać. Biegnij teraz do biskupa i powiedz mu, co tu widziałeś i słyszałeś”. Po tych słowach Juan upadł do stóp Maryi i powiedział: „Szlachetna Pani, idę spełnić Twoje życzenie”.

Pierwsze spotkanie z Biskupem
Kiedy Juan Diego dotarł do domu biskupa, szybko przekonał się, że wypełnienie misji, jaką Maryja mu powierzyła, jest ponad jego możliwości. Biskup Zumarraga wprawdzie był bardzo miły i cierpliwie wysłuchał opowiadania o objawieniu Matki Bożej, ale myśl o budowie kościoła na prawdziwym pustkowiu odrzucił jako nierealną. Juan zmęczony i zawiedziony nieudaną misją wrócił na miejsce objawienia. Kiedy dotarł na wzgórze, Niepokalana Dziewica już czekała na niego. W wielkiej pokorze powiedział Jej: „Niestety, biskup mi nie uwierzył. Wybacz mi, że mam odwagę dawać Ci rady. Nie jestem godny, byś powierzyła mi tak ważną misję. Wyślij, proszę, kogoś bardziej odpowiedniego, bo ja jestem nikim”. Matka Boża odpowiedziała: „Mój kochany syneczku, mogłam posłać innych, ale ja ciebie wybrałam. Nie zniechęcaj się, jutro rano idź do biskupa i powiedz mu, że posyła cię Maryja Dziewica i że bardzo pragnę, by w tym miejscu wybudowano kościół”. Umocniony tym spotkaniem, Juan Diego z nowym entuzjazmem zabrał się do spełnienia powierzonej mu misji. Następnego dnia musiał okazać wielki upór, by skłonić służbę, żeby pozwoliła mu spotkać się ponownie z biskupem. Biskup cierpliwie wysłuchał jego relacji ze spotkania z Matką Bożą i na koniec powiedział, że dopiero wtedy podejmie konkretne działania w sprawie budowy kościoła, gdy Maryja da mu jakiś widzialny znak.

Po tej rozmowie Juan Diego poszedł znowu na wzgórze Tepeyac, aby opowiedzieć o wszystkim Maryi. Klęknął u Jej stóp i powiedział, że biskup prosi o jakiś znak. Odpowiedziała: „Miałeś przeze mnie wiele kłopotów, idź więc w pokoju, aby odpocząć. Przyjdź tu jutro o świcie i wtedy dam ci znak, abyś przekazał go biskupowi”.

Choroba wujka
Umocniony spotkaniem z Niepokalaną Juan Diego poszedł odwiedzić swojego ukochanego wujka Bernardino. Zmartwił się bardzo, kiedy zobaczył go w łóżku, dotkniętego ciężką chorobą. Nie mógł go zostawić samego, został więc z nim przez całą noc i cały następny dzień, aby przygotowywać mu posiłki i ziołowe lekarstwa. To był główny powód, dla którego w poniedziałek rano nie mógł stawić się na umówione spotkanie z Matką Bożą. Juan Bernardino czuł się coraz gorzej i poprosił siostrzeńca, aby przyprowadził mu księdza, gdyż chciał jeszcze przed śmiercią wyspowiadać się i przyjąć Komunię św. Juan Diego wczesnym rankiem 12 grudnia pobiegł po księdza do kościoła parafialnego. Droga prowadziła przez wzgórze Tepeyac. W swojej naiwności sądził, że nie spotka Maryi, biegnąc wschodnią stroną wzgórza. Kiedy tam się znalazł, nagle, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, pojawiła się przed nim postać Matki Bożej. Niepokalana postawiła mu pytanie: „Co się stało, moje kochane dziecko?” Indianin, pragnąc ukryć zakłopotanie, odpowiedział: „Moja Pani, dlaczego wstałaś tak wcześnie? Nic Ci nie jest? Wybacz mi, że nie przyszedłem wczoraj rano, by zanieść biskupowi znak, który zamierzałaś mu posłać. Nie zlekceważyłem obietnicy, ale mój wujek jest umierający i pragnie, bym sprowadził mu przed śmiercią księdza”.

„Nie bój się, mój synu – odpowiedziała Maryja – czyż nie jestem twoją Matką, która się tobą opiekuje? Twój wujek odzyska zdrowie. A teraz posyłam cię z moją misją. Wejdź na szczyt wzgórza i nazbieraj kwiatów, które tam rosną i przynieś je tutaj”. Kiedy Juan wszedł na szczyt, zobaczył przepiękne kastylijskie róże, które przecież nie mogły same urosnąć w środku zimy na kamienistej, zmrożonej i pokrytej szronem ziemi. Szybko napełnił kwiatami swój indiański płaszcz (tilmę), opuszczony z przodu jak peleryna i podwiązany na plecach. Kiedy przybiegł z kwiatami, Maryja własnymi rękami je poukładała i zawiązała mu dolne końce tilmy na szyi, by mógł bezpiecznie donieść kwiaty biskupowi. Powiedziała: „To jest obiecany znak, który przesyłam biskupowi. Kiedy go otrzyma, powinien zgodnie z moim pragnieniem, wybudować w tym miejscu świątynię. Nie pokazuj nikomu kwiatów i nie opuszczaj końców tilmy, dopóki nie znajdziesz się przed biskupem. Tym razem bądź pewny, że biskup uwierzy we wszystko, co mu powiesz”.

Znak od Maryi
Kiedy wpuszczono Juana Diego do domu biskupa, wszystkich zdumiał cudowny zapach, który otaczał ubogiego Indianina. Niektórzy próbowali uchylić jego tilmę i zobaczyć, co tam kryje. Wszelkimi sposobami bronił dostępu, jednak niektórym udało się zobaczyć ukryte róże. Próbowali więc brać kwiaty w ręce, ale gdy ktoś tylko dotknął róży, zamieniała się ona w rodzaj haftu na płaszczu Juan Diego. Kiedy wreszcie stanął przed biskupem Zumarraga, podniósł obie ręce i rozwiązał rogi swojego zgrzebnego płaszcza. Zaskoczony biskup zobaczył całe naręcze cudownych kastylijskich róż, które po pewnym czasie znikły, a na tilmie ukazało się przepiękne odbicie postaci Matki Boskiej. Biskup zerwał się z fotela i razem z domownikami ukląkł u stóp Indianina i przed długi czas adorował cudowny obraz. Po długim czasie gorącej modlitwy, biskup wstał, delikatnie zdjął tilmę z ramion Juan Diego i przeniósł ją do głównego ołtarza swojej kaplicy. Wieść o cudzie rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Następnego dnia w procesji przeniesiono cudowny obraz do katedry. Wydarzeniu towarzyszył radosny śpiew ogromnej rzeszy ludzi.

12 grudnia rano Matka Boża objawiła się również umierającemu Juanowi Bernardino, wujkowi Juana Diego. Przywróciła mu pełne zdrowie i powiedziała, żeby się nie martwił o swego siostrzeńca, gdyż posłała go do biskupa z cudownie odbitym obrazem na jego płaszczu. Powiedziała również pod jakim tytułem chciałaby, aby Ją czczono w przyszłości. Tłumacz, który przekazał biskupowi relację Juana Bernardino, przełożył tytuł jako: „Zawsze Dziewica, Święta Maryja z Guadalupe”. Słowo „Guadalupe” Hiszpanie skojarzyli natychmiast ze znanym sanktuarium Matki Bożej w dalekiej Hiszpanii. Natomiast tubylcy rozumieli to imię jako „de Guatlashupe”, co pisze się w ich języku „tetlcoatlaxopeuh”, a znaczy „Zdeptany Kamienny Wąż”. „Te” oznacza kamień; „coa” węża; „tla” jest końcówką rzeczownika; „xopeuh” oznacza zdeptanie, pokonanie. Najprawdopodobniej tłumacz błędnie przełożył z azteckiego języka Nahuatl słowo, które fonetycznie brzmiało podobnie do „Guadalupe”. W azteckim języku nie istnieją litery D i G. Ostatnie badania potwierdzają, że było to słowo „tetlcoatlaxopeuh”, które wymawia się „de Guatlashupe”. W ten sposób Matka Boża ogłosiła, że pokonała straszliwego boga Quetzalcoatla, czczonego w postaci upierzonego węża oraz innych bogów, za którymi kryje się sam szatan, a którym Aztekowie składali w ofierze niezliczoną ilość ludzi. Wśród Indian szybko rozniosła się wieść o imieniu, który obrała sobie Kobieta, objawiając się Juanowi Bernardino i Juanowi Diego. Jej cudowny wizerunek, w którym zawarte są wszystkie symbole: chmury, gwiazdy, słońce, półksiężyc i mały czarny krzyż na złotej broszce, potwierdził prawdę, że zdeptała głowę krwiożerczego węża i pokonała go, ponieważ jest Matką Boga – Jezusa Chrystusa. Na cudownym wizerunku dwie poły płaszcza są związane czarną wstążką w kształcie kokardy (dla Azteków był to znak, że kobieta jest w ciąży). Poniżej jest kwiat z czterema płatkami, który jest symbolem boskości. Znaczy to, że dziecko w łonie Maryi jest Bogiem. Badania astronomów w 1981 roku potwierdziły, że istnieje zgodność układu gwiazd na płaszczu Matki Bożej z układem gwiazd w czasie objawień, w 1531 roku. Dla Azteków był to niezwykle mocny znak wzywający ich do porzucenia pogaństwa i zwrócenia się do religii chrześcijańskiej, bo słońce, księżyc i gwiazdy nie są żadnymi bogami, lecz zostały stworzone przez Boga, Stwórcę nieba i ziemi. Patrząc na cudowny obraz, każdy Indianin mógł bez trudności odczytać z niezwykle bogatej symboliki, że Kobieta jest w ciąży, a dziecko, które się z niej narodzi, jest Bogiem.

Nawrócenie Meksyku
Objawienia Matki Bożej na wzgórzu Tepeyac były momentem zwrotnym w ewangelizacji Ameryki. Dały początek masowym nawróceniom Indian. Do momentu objawień misjonarze chrzcili najczęściej niemowlęta i umierających. Natomiast po objawieniach każdego dnia tysiące Indian zgłaszało się do placówek misyjnych z prośbą o chrzest. Niektórzy księża musieli udzielać sakramentu chrztu nawet 6 tysiącom osób dziennie. Misjonarz Torbio de Benavento pisze, że w konwencie Quecholac w ciągu pięciu dni ochrzcił 14200 Indian. Flamandzki franciszkanin o. Peter Ghent zaświadcza, że w czasie jego misji w Meksyku, sam ochrzcił około miliona Indian. W ciągu zaledwie kilku lat, od 1532 do 1538 roku, dokonała się chrystianizacja całego Meksyku, około 9 milionów ludzi przyjęło dobrowolnie chrzest i inne sakramenty. Jest to fakt bez precedensu w historii. Wszyscy mieszkańcy, którzy przed objawieniami w większości byli bardzo niechętni i często wrogo nastawieni do chrześcijaństwa, nawrócili się w sposób zupełnie spontaniczny. Przez Reformację w Europie 5 milionów ludzi opuściło Kościół katolicki, a w tym samym czasie, po objawieniach w Gua-dalupe, 9 milionów Azteków włączyło się we wspólnotę Kościoła katolickiego. Liczni misjonarze, którzy przyjechali z Europy, zaczęli budować w całym Meksyku szkoły, szpitale, warsztaty pracy, kościoły i klasztory. W 1552 roku dekretem papieża i króla został powołany do istnienia pierwszy Uniwersytet Meksyku i otrzymał podobną rangę, jak hiszpański Uniwersytet w Salamance.

Dzięki Matce Bożej
Zaraz po objawieniach rozpoczęto budowę pierwszej kaplicy na wzgórzu Tepeyac. Zakończono ją w ciągu 13 dni, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. 26 grudnia 1531 roku biskup Zumarraga przeniósł cudowny obraz w uroczystej procesji z katedry do kaplicy w Tepeyac. Wzięli w niej udział wszyscy mieszkańcy miasta. Indianie z wielkiej radości śpiewali, tańczyli, dla wiwatu strzelali strzałami w powietrze. Niestety, jedna ze strzał zupełnie przypadkowo ugodziła pewnego mężczyznę w szyję. Zabitego położono pod obrazem Matki Bożej i wszyscy ludzie z dziecięcą wiarą zaczęli modlić się o cud. Po pewnym czasie Indianin otworzył oczy, popatrzył na obraz Niepokalanej i wstał o własnych siłach. Został całkowicie uzdrowiony. Na widok cudownie przywróconego do życia Indianina zgromadzeni z jeszcze większą gorliwością zaczęli śpiewać Bogu azteckie hymny dziękczynienia.

Biskup Zumarraga ustanowił Juana Diego odpowiedzialnym za nową kaplicę z cudownym obrazem Matki Bożej. Na mocy specjalnego pozwolenia przyjmował Jezusa w Komunii św. trzy razy w tygodniu. Do nowego sanktuarium każdego dnia przybywały rzesze pielgrzymów. Matka Boża zgodnie ze swoją obietnicą pocieszała strapionych, przywracała radość życia oraz zdrowie dusz i ciał. Juan Diego nieustannie opowiadał przychodzącym Indianom historię objawień w ich ojczystym języku. Wyjaśniał prawdy chrześcijańskiej wiary i w ten sposób przygotowywał Indian do przyjęcia chrztu, później odsyłał ich do misjonarzy, aby przez udzielenie sakramentów dopełnili dzieła ewangelizacji. Juan Diego zmarł 30 maja 1548 roku i został pochowany na wzgórzu Tepeyac. Jego beatyfikacji dokonał Ojciec Święty Jan Paweł II 6 maja 1990 roku w Guadalupe. Natomiast kanonizacji w lipcu 2002 roku, również w Meksyku. Wpatrując się w postać świętego Indianina, prośmy go o wstawiennictwo, aby nam dopomógł osiągnąć ducha heroicznej wiary i pokornej miłości. Św. Juanie Diego, módl się za nami!

ks. Mieczysław Piotrowski TChr

==================================================================

I tak pierwszego dnia pobytu w Meksyku udaliśmy się do Sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe, gdzie w głównej bazylice przy bocznym ołtarzu mieliśmy odprawioną przez naszego księdza Mszę św. Czułem się bardzo wzruszony, że w tym właśnie miejscu mogę uczestniczyć jako wyznawca Jezusa Chrystusa w Eucharystii i przyjąć Go do swojego serca. Całe wnętrze bazyliki, ale przede wszystkim wiara Meksykanów wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Ich religijność znacznie różni się od religijności Polaków. Gdy uczestniczyliśmy w ich codziennej Mszy św., pierwsze, co rzuciło mi się w oczy – to żywiołowe zaangażowanie w liturgię, radosny śpiew. Ich wznoszone w górę ręce podczas odmawiania Ojcze Nasz, by jeszcze bardziej wielbić Boga. Podczas przekazywania sobie znaku pokoju całe rodziny czule i radośnie się przytulają, małżonkowie dają sobie buziaki, a znajomi bratersko poklepują się po plecach. Byłem pod wrażeniem ich przeżywania Mszy Świętej. Nasza młoda pani przewodnik, Polka, przyznała, że ten kraj tak ją oczarował, iż postanowiła już tutaj zostać. Powiedziała nam również, że dla Meksykanów najważniejsza jest rodzina, która zawsze bardzo się wspiera, no i ich Mateczka z Guadalupe, której wizerunki są w każdym domu, sklepie, na stacji benzynowej. Meksykanie lubią powtarzać, że Matka Boża objawia się w różnych miejscach na świecie, ale mieszka tylko w Guadalupe (uśmiech).Dla Meksykanów bardzo ważną postacią pozostaje św. Jan Paweł II, który do dnia dzisiejszego jest dla nich kimś wyjątkowym, traktują go wręcz jak jednego ze swoich. Postawili mu wiele pomników. I to dzięki Janowi Pawłowi II Polacy są tu traktowani w sposób szczególny, jak promień odbity od jego świętości. Pamiętajmy, że polski papież wybrał Meksyk jako cel swojej pierwszej zagranicznej podróży, a potem odwiedzał ten kraj aż pięć razy. Można zadać sobie pytanie, czemu właśnie Meksyk? Bo miejsce to symbolizowało wykluczenie i marginalizację ogromnych rzesz ludności. Polski papież w czasie swych pielgrzymek potrafił przekazać Meksykanom czułość, która pozostawiła w ich sercach trwały ślad. Gdy ich odwiedzał, to było jak dotknięcie nieba. Umiał dotrzeć do wnętrza ich serc, dlatego mówią o nim Papież Meksykanin.

Guadalupe! Cel naszej pielgrzymki, do którego dotarliśmy już drugiego dnia… To największe sanktuarium maryjne na świecie doprawdy zapiera dech w piersiach.
Ujrzenie tego świętego miejsca było moim skrytym marzeniem. Wielka radość panowała w moim sercu, gdy wreszcie do niego dotarłem.
Uśmiechnięte i ślicznie ubrane Meksykanki, ich kolorowe stroje robią wielkie wrażenie i oddają barwność tego miejsca.
Meksykanie pielgrzymują do Matki Bożej całymi rodzinami, na swój własny sposób dając świadectwo głębokiej wiary.
Wzgórze Tepeyac, znane dziś jako Sanktuarium Matki Boskiej z Guadalupe, stało się miejscem kultu przyciągającym tysiące wiernych z całej Ameryki, a potem i świata. Stara bazylika (z prawej strony) okazała się zbyt mała, a ponadto groziło jej zawalenie na skutek osiadania gruntu. Podjęto więc decyzję o budowie nowej i zadania tego podjęła się grupa architektów pod kierunkiem Pedro Ramireza Vazqueza, budowniczego Museo National de Antropologia. Prace rozpoczęte w roku 1974 zakończono dwa lata później. W dniu 12 października 1976 roku cudowny płaszcz przeniesiono już do nowej siedziby.
Cudowny obraz znajduje się obecnie w nowej Bazylice. Jest to dzieło, którego nie wykonała ręka ludzka. Istnieją na świecie tylko trzy wizerunki ukazujące Zbawiciela i Niepokalaną: Całun Turyński, Chusta z Manoppello oraz tilma św. Juana Diego, na której jest cudownie „zapisany” obraz Maryi Panny. Obraz Matki Bożej z Guadalupe został w cudowny sposób „namalowany” na bardzo nietrwałym płótnie z włókien agawy niemal pięć wieków temu i przetrwał nienaruszony po dziś dzień.
Modlitwa w tym świętym miejscu była moim marzeniem. Przed laty nigdy bym nie przypuszczał, że dane mi będzie je zrealizować.
Juan Diego był świadkiem objawienia Matki Bożej na wzgórzu Tepeyac. W dniu 6 maja 1990 roku Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym, a 31 lipca 2002, podczas swojej kolejnej pielgrzymki do Meksyku, włączył go do grona świętych.
Matka Boża z Guadalupe odbiera w Meksyku cześć równie wielką jak w Polsce Matka Boża Częstochowska. Meksykanie mawiają, że ich kraj w 90% jest katolicki, a w 105% – “guadalupiański”. Pani z Guadalupe jest patronką Meksyku, a także Królową obu Ameryk.
Najstarsi mieszkańcy Meksyku, by dotrzeć przed święty obraz, muszą liczyć na pomoc swoich najbliższych. Meksykanie są jednym z najbardziej religijnych narodów świata.
Wielu Meksykanów przed cudowny wizerunek Matki Bożej z Guadalupe udaje się na kolanach.
Utrudzenii drogą pielgrzymi u celu posilają się przygotowanymi wcześniej w domu lub zakupionymi na miejscu potrawami.
Bazylika Matki Bożej z Guadalupe jest narodowym sanktuarium Meksyku.
Pomniki, które można tutaj napotkać, przypominają pielgrzymom wydarzenia sprzed 500 lat.
Teren wokół sanktuarium jest bardzo zadbany i dość rozległy. Wokół jest dużo zieleni i miejsc zachęcających do odpoczynku, co jest ważne szczególnie dla osób starszych i chorych.
Liczący 17 figur monumentalny zespół rzeźb „Ofiarowanie” przedstawia hołd złożony Matce Bożej przez Indian. Figura Matki Bożej ma prawie 4 metry, wokół zaś rozmieszczone są figury biskupa Juana de Zumarragi, Juana Diego i anonimowych Indian, którzy składają Matce Bożej ofiary z kukurydzy, kwiatów i kadzidła. Strumyki wypływające z dwóch położonych powyżej małych źródełek łączą się u stóp Matki Bożej, stanowiąc symbol jedności Hiszpanów i Indian, którzy utworzyli nowy meksykański naród.
Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia idą pełną parą. Pomyśleć tylko, że u nas w Polsce o tej porze roku panuje zima.
Widok obu Bazylik i panorama miasta ze wzgórza Tepeyac.
Chwilowy odpoczynek i czas na pamiątkowe zdjęcie.
Statua Archanioła Michała w pobliżu Bazyliki Matki Bożej w Guadalupe.

Na niniejszych zdjęciach w skrótowy sposób chciałem oddać to, jak wyglądała nasza kilkugodzinna wizyta w maryjnym sanktuarium w Guadalupe, miejscu niesamowitym, do którego pod koniec naszej pielgrzymki jeszcze raz powrócimy.

W godzinach popołudniowych udaliśmy się do bodaj najbardziej znanej atrakcji turystycznej Meksyku, a mianowicie do jednej z największych i najstarszych piramid w Mezoameryce – Piramidy Słońca. Znajduje się ona przy Alei Zmarłych w starożytnym mieście Teotihuacán. Razem z pobliską Piramidą Księżyca oraz Cytadelą otoczoną licznymi mniejszymi świątyniami tworzy centrum kultowe miasta. Jej wygląd, podobnie jak Piramidy Księżyca, przypomina kształt masywu Cerro Gordo, który otacza pobliską dolinę. W tym fascynującym miejscu pośród piramid spędziliśmy już resztę dnia, a jak się okazało czekały tu na nas jeszcze inne atrakcje.

W Meksyku możemy spotkać wiele odmian kaktusów. Z prawej strony na tle Piramidy Słońca prezentuje się m.in. agawa amerykańska z wyrośniętym pędem kwiatu.
Na drodze prowadzącej do słynnych piramid natrafiamy na mnóstwo straganów, w których możemy zakupić pamiątki z pobytu w Teotihuacán.
Jest to największy gatunek wśród agaw. Liście mięsiste, bardzo sztywne, włókniste, zakończone ostro kolcem, a wzdłuż krawędzi uzbrojone w kolce. Ma wiele zastosowań…
Przede wszystkim jest to roślina włóknodajna. Jej liście wykorzystywane są m.in. do produkcji papieru.
Teotihuacán jest największym starożytnym miastem Meksyku, gdzie znajdują się 2 spośród 3 najwyższych piramid w kraju, piramidy Słońca i Księżyca. Teotihuacán – obowiązkowy przystanek dla każdego turysty – położone jest 50 km na północ od miasta Meksyk. Na zdjęciu Piramida Słońca w całej okazałości.
W oddali, na drugim planie, można wypatrzeć drobne kolorowe kropeczki. To turyści wdrapujący się na szczyt piramidy. Widok z niej zapewne musi robić wrażenie.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym i ja nie zdobył szczytu mierzącej 63 metry Piramidy Słońca.
No i udało się (uśmiech). Za mną turystka korzysta z pięknej pogody i wolny czas postanowiła wykorzystać na opalanie.
Widok z samego szczytu robi wrażenie.
A tak prezentuje się cała okolica z samego wierzchołka Piramidy Słońca.
Po zejściu z piramidy udaliśmy się na zakupy do sklepu mieszczącego się w restauracji. Na zdjęciu charakterystyczna figurka La Catriny.
Zanim zasiedliśmy do stołu mogliśmy zobaczyć taniec Indian, potomków Azteków. Dla Azteków taniec był bramą prowadzącą do poznania własnej duszy. Takie tańce odbywały się zwykle przed obrzędami religijnymi czy rytuałami.

Po całym intensywnym dniu udaliśmy się do hotelu na nocleg. Pomimo fizycznego zmęczenia i wciąż odczuwalnej zmiany czasu (między Polską a Meksykiem jest 8 godzin różnicy), niczym dziecko cieszyłem się z tego, gdzie się znajduję, byłem w stanie ciągłego zauroczenia czy zdumienia. Po kąpieli mogłem w ciszy położyć się na hotelowym łóżku i jeszcze raz na spokojnie w myślach prześledzić cały właśnie przechodzący do historii dzień.

Kolejny, który zapowiadał się również bardzo ciekawie, miał być wypełniony poznawaniem świeckich atrakcji turystycznych.

Z samego ranka udaliśmy się na śniadanie, które było lekkostrawne i smaczne. Zazwyczaj serwowano nam wędlinę, nabiał, dżem. Kto chciał, mógł się napić herbaty, kawy albo soku, który bardzo przypadł mi do gustu, szczególnie ten świeżo wyciskany z pomarańczy. Każdego dnia wypijałem po kilka szklanek (uśmiech). Warto wspomnieć, że pomarańcze czy banany, które kupujemy w Polsce znacząco różnią się w smaku od tych, które rosną w bardziej odległych, egzotycznych krajach. Po zjedzeniu śniadania i uprzednim spakowaniu, udaliśmy się do autokaru, by zobaczyć kolejne znajdujące się na naszej pielgrzymkowej mapie miejsca. W programie tego dnia znajdowały się dla nas takie atrakcje jak: wizyta w Narodowym Muzeum Antropologicznym, spacer i zwiedzanie placu Zócalo, a na koniec dnia czekał nas rejs kolorową gondolą kanałami Xochimilco.

Wielu meksykanów z rana zakrywa twarz przed chłodnym powietrzem. Jak pisałem wcześniej, poranki są tam zimne.
Meksykański pucybut. Zawód stary, ale nieśmiertelny i popularny! W Meksyku ludzi tej profesji można spotkać wszędzie – w dużych miastach i małych miejscowościach, najczęściej przy głównych placach i deptakach. Ich obecność najpierw turystów rozśmiesza, potem zastanawia, a w końcu nawet… zawstydza!
Przechodząc przez ulicę, można zaopatrzyć się w codzienne gazety.
Uliczne jedzenie to cały klimat Meksyku. Wielu z potraw sprzedawanych na ulicy nie znajdzie się w restauracjach. A jeśli się nawet znajdzie, to nie będą one na pewno smakowały tak samo. Oczywiście, czasami warunki sanitarne odbiegają od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni, a osoby o szczególnie wrażliwych żołądkach powinny się mieć na baczności (jak wszędzie w Meksyku).
Będąc w Meksyku, nie można pominąć Narodowego Muzeum Antropologicznego. Muzeum położone jest w stołecznym parku Chapultepec.
Zgromadzono w tym muzeum najważniejsze eksponaty dotyczące historii i życia plemion indiańskich: Olmeków, Majów, Azteków i wielu innych. Można tu zobaczyć całą gamę ”świadków przeszłości”: od kalendarzy azteckich po olmeckie głowy, posągi bogów Majów, skarby odzyskane od cywilizacji Majów.
Model przedstawiający dawną stolicę Azteków Tenochtitlán.
Zdjęcie przy agawie w pięknych ogrodach stanowiących część Narodowego Muzeum Antropologicznego w Meksyku.
W pobliżu muzeum znajduje się park, gdzie zarówno turyści, jak i lokalna społeczność może zobaczyć meksykański obrzęd religijny – Voladores. Panowie stojący za mną właśnie się przygotowują do pokazu.
Voladores można podziwiać w całym Meksyku, szczególnie w kurortach i strefach tłumnie obleganych przez turystów. Obrzęd ma formę tańca indiańskiego. Pięciu mężczyzn wspina się na 30-metrowy pal. Są oni przymocowani do jego szczytu jedynie liną zapiętą w pasie, nie mają żadnych innych zabezpieczeń. Powoli, w rytm muzyki, odkręcają się, wisząc głowami w dół. Taniec jest przepełniony symboliką. Czterech tancerzy reprezentuje cztery strony świata, a ich obniżanie się – opady deszczu, który jest silnie związany z kultem płodności. Natomiast piąty mężczyzna przez cały rytuał siedzi na szczycie i przygrywa na bębenku oraz flecie. Każdy tancerz odkręca się 13 razy, co symbolizuje 13 nieb indiańskiego boga Słońca. Iloczyn liczb 13 (obroty) oraz 4 (tancerze) to 52, co nawiązuje do kalendarza indiańskiego, w którym wyróżnia sie 52-letnie cykle. Kolorowe stroje tancerzy korespondują zaś z barwnym upierzeniem tropikalnych ptaków.
Dochodzimy do głównego placu w mieście Meksyk, znanego jako Zócalo.
Podpierający murek młodzi meksykanie płci męskiej chyba wypatrują nowych sympatii (uśmiech).
Przy jednej z restauracji, w której się zatrzymaliśmy, mogliśmy podziwiać cały plac Zócalo z góry. Tuż za mną ogromna Katedra Metropolitalna w Meksyku.
Plac Zócalo jest jednym z największych placów na świecie. Na środku tuż obok powiewającej flagi Meksyku ustawiona jest sporych rozmarów bożonarodzeniowa choinka.
Na placu można spotkać meksykanów sprzedających rękodzieło.
Plac Zócalo jest miejscem spotkań dla wszystkich.
Sternik zanurza żerdź w wodzie i odpycha się od dna. Ruszamy w labirynt pływających ogrodów.
Na sąsiednich gondolach przygrywają wszystkim pływającym po kanale Xochimilco Mriachi (rodzaj orkiestr popularnych w Meksyku).
Dla całej naszej grupy został przygotowany smaczny meksykański posiłek.
Tym posiłkiem był pieczony kurczak wraz z ryżem i warzywami. Wszystko doprawione ostrymi meksykańskimi przyprawami. Dobrze, że przewidziano też colę, która pomogła ugasić ogień w ustach (uśmiech).

Kolejny dzień wyjazdu nasza grupa spędziła na rejsie po kanale Xochimilco. Wrażeń było na tyle dużo, że na odpoczynek nie można było liczyć, ale nie relaks był najważniejszy na tym wyjeździe.

Wielkim atutem pielgrzymek, w których stosunkowo od niedawna zacząłem uczestniczyć, jest nie tylko to, iż pozwalają dotrzeć do niezwykłych miejsc sakralnych, będących źródłem niebywałych doświadczeń duchowych, lecz także stanowią okazję do poznawania zupełnie egzotycznej dla nas kultury. Tak było też w przypadku pielgrzymki do Meksyku. Moim pragnieniem jest, by każdego roku korzystać z tej formy spędzania wolnego czasu.

Wiele ciekawych odkryć udało nam się poczynić w mieście Taxco, które było jedną z głównych atrakcji na kolejnym etapie naszego pielgrzymkowego szlaku. Nie bez przyczyny nazywane jest ono meksykańską stolicą srebra. Jednak zanim do niego dojechaliśmy, odwiedziliśmy zespół jaskiń i grot położonych na terenie Parku Narodowego Grutas de Cacahuamilpa.

Po dotarciu na teren Parku Narodowego Grutas de Cacahuamilpa udaliśmy się do pobliskiej restauracji, by zaspokoić pragnienie.
W wielu restauracjach na terenie Meksyku znajduje się coś w rodzaju niewielkiego ołtarzyku. Meksykanie są nie tylko żywiołowym i otwartym, lecz także (a może przede wszystkim) bardzo religijnym narodem.
Według legendy jaskinia Cacahuamilpa to miejsce spoczynku bezimiennego Anglika i jego wiernego psa. Angielski poszukiwacz przygód wybrał się do jaskiń Cacahaumilpa w 1759 roku. Podczas wędrówki spadający głaz złamał mu nogę i uniemożliwił powrót na powierzchnię ziemi. Pies Anglika dotarł do pobliskiej wsi i szczekając, próbował zwrócić na siebie uwagę. Wieśniacy uznali go jednak za psa diabła i przegonili z wioski. Pies ujadał jeszcze parę dni przed jaskinią, po czym wrócił do swego pana i przy nim zdechł.
Cacahuamilpa jest jedną z największych jaskiń na świecie. Czas wejść do niej i zobaczyć jej piękno od środka (uśmiech).
W miejscach, gdzie woda przesącza się przez skały powstają niepowtarzalne, mieniące się różnymi kolorami formacje skalne.
Jaskinia Cacahuamilpa robi na zwiedzających ogromne wrażenie.
Ta niepowtarzalna jaskinia powstawała przez wiele milionów lat…
Groty Cacahuamilpa obejmują około 90 naturalnych komór, tzw. “salonów”, z których tylko 20 udostępniono do zwiedzania. Do parku przybywa 350 tysięcy osób rocznie.
W drodze do Taxco. Panorama miasta z oddali robi wrażenie na człowieku.
Taxco jest jednym ze 111 miast zaklasyfikowanych jako Pueblo Mágico, co znaczy po hiszpańsku mniej więcej tyle, co Magiczne Miasteczko. Pueblo Mágico jest oficjalnym tytułem nadawanym przez rząd atrakcyjnym pod względem turystycznym miejscowościom.
Jedna z uliczek w Taxco. Stare budowle są odnawiane, a nowo wznoszone muszą podporządkować się rygorystycznym przepisom konserwatora zabytków.
Do Taxco przyjechaliśmy w godzinach popołudniowych 2 grudnia 2011 roku. Jak widać, przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia idą pełną parą.
Taxco to „srebrne miasto”. Do dziś są tu czynne kopalnie srebra, a miasto słynie z pięknych, tradycyjnych wyrobów jubilerskich.
Na drobnych zakupach. Z całą pewnością miasteczko Taxco przypadnie do gustu paniom, które mają słabość do wyrobów ze srebra (uśmiech).
Miasto nocą jest po prostu piękne. Gdy jedni kładą się spać, inni wychodzą na ulice, by podziwiać piękno oświetlonych blaskiem żarówek zakątków miasta.
Kościół św. Pryski – zabytkowy kościół z epoki kolonialnej w meksykańskim mieście Taxco de Alarcón w stanie Guerrero. Został zbudowany w połowie XVIII w. przez pochodzącego z Katalonii José de la Borda – najbogatszego człowieka ówczesnego Meksyku, który zbił majątek na kopalniach srebra w Taxco…
Na mieście byliśmy do późnych godzin nocnych.
Miasto to jest rzeczywiście ”magiczne” – przepełnia je niesłychana “magia”, magia nocy…

Następny dzień dla naszej grupy zaczął się wcześnie rano. Z naszego pokoju hotelowego rozpościerał się piękny widok na całą okolicę Taxco. Pomimo, że w programie mieliśmy jeszcze krótkie zwiedzanie miasta, to moje myśli wybiegały w kolejne miejsce, które niebawem mieliśmy się udać…

Widok z naszego hotelu na Taxco.
Do miasta zjechaliśmy kolejką linową.
Meksykanie bardzo czczą Matkę Bożą z Guadalupe. Jej wizerunek znajduje się nie tylko w domach, ale i miejscach pracy.
Jedna z uliczek w Taxco. Z prawej strony widzimy nie produkowanego już od 2003 r. Volkswagena Garbusa. To wciąż jeden z najpopularniejszych samochodów w Meksyku.
W jednym z lokalnych sklepów wraz panią ekspedientką zapozowaliśmy do pamiątkowego zdjęcia.
No to pora pomachać i udać się do autokaru. Czas wyruszyć w drogę do Acapulco (uśmiech).

Nasz pielgrzymkowy program był bardzo napięty, dlatego na odpoczynek nie było zbyt wiele czasu. Odpocząć mogliśmy dopiero w innym pięknym miejscu, o którym chciałbym w kilku zdaniach wspomnieć. Mówię o Acapulco, pięknym kurorcie położonym nad Oceanem Spokojnym. Kilkudniowy odpoczynek bardzo nam wszystkim się przydał. Przypomnę bowiem, że różnica stref czasowych między Polską a Meksykiem wynosi 7 godzin. To bardzo dużo i z początku było nam ciężko przestawić się na inny czas i zaaklimatyzować.

W pamięci mam wjazd autokarem na wzgórze, skąd roztacza się piękny widok na całą zatokę, nad którą znajduje się kurort. W czasie drogi kierowca włączył nam nagranie znanej wszystkim piosenki Ricchi E Poveri – Acapulco, wprowadzając nas jeszcze skuteczniej w klimat tego bajecznego miejsca.
Ucieszyłem się, że mój pokój znajduje się na ósmym piętrze, z przepięknym widokiem na Ocean Spokojny. W Acapulco przez cały rok panują bardzo wysokie temperatury, i ze zdziwieniem zauważyłem, że w budynku hotelowym nie ma w ogóle wejściowych drzwi czy okien.

Pomimo, że był to początek grudnia, Meksykanie już przygotowywali się do świąt Bożego Narodzenia. W hotelu i na ulicach można było zobaczyć choinki udekorowane lampkami i ozdobami świątecznymi. Panował już wtedy świąteczny wystrój, co można zobaczyć na fotografiach. Nasz hotel, położony nad samym brzegiem oceanu, miał dodatkowo basen, gdzie często się kąpałem. Oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym nie zażył też kąpieli w oceanie. Kiedy wszedłem do oceanu i zanurzyłem się w nim, dopiero wówczas zrozumiałem, czym różni się ocean od morza. W oceanie są dużo silniejsze prądy morskie, dlatego trzeba było bardzo uważać, bo siła nawet niewielkich fal była bardzo duża. Za dnia bardzo lubiłem się opalać i spędzać czas na spacerowaniu po plaży i podziwianiu tego niezwykłego miejsca. Wieczorami natomiast uwielbiałem leżeć na łóżku przy otwartych drzwiach balkonowych i wsłuchiwać się w szum oceanu. A cały czas towarzyszyła mi refleksja, że jestem w miejscu oddalonym o kilkanaście tysięcy kilometrów od mojego Sieradza.

W Acapulco byliśmy w dniach 3-7 grudnia 2011 roku

 

W dniu 5 grudnia 2011 r. odbyliśmy wycieczkę fakultatywną do Laguna de Coyuca. To wielkie jezioro słodkowodne służyło za scenerię do takich filmów jak Tarzan czy Rambo II. Laguna de Coyuca ciągnie się przez 17 km, jest szeroka na 8 km, a jej głębokość dochodzi do 7 metrów. Laguna de Coyuca znajduje się niedaleko tętniącego życiem kurortu Acapulco. Bajeczne miejsce otoczone dziewiczą przyrodą… Ocean, palmy i egzotyczne ptactwo tworzą prawdziwie rajską scenerię.

 

Kilkudniowy pobyt w Acapulco był dla mnie niezapomnianym przeżyciem i mogę jedynie polecić wszystkim, którzy wybierają się na pielgrzymkę do Meksyku, to miejsce jako wypoczynek. Miasto to usytuowane na wschodnim wybrzeżu jest najbardziej znanym kurortem w kraju. Piękna pogoda, złociste plaże, turkusowa i ciepła woda w Pacyfiku całym rokiem przyciągają wielu turystów z całego świata. Niestety czas było się z tym bajecznym miejscem pożegnać i wyruszyć ponownie do Guadalupe, by 8 grudnia 2011 roku w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny pożegnać się z Matką Bożą.

Popocatépetl, Volcán Popocatépetl (znany też jako El Popo lub Don Goyo) – czynny stratowulkan w Meksyku, na Wyżynie Meksykańskiej, w Kordylierze Wulkanicznej. Znajduje się około 70 km na południowy wschód od miasta Meksyk.
Popocatépetl, Volcán Popocatépetl (znany też jako El Popo lub Don Goyo) – czynny stratowulkan w Meksyku, na Wyżynie Meksykańskiej, w Kordylierze Wulkanicznej. Znajduje się około 70 km na południowy wschód od miasta Meksyk.
Jedna z wielu zabytkowych budowli w centrum Puebla.
Puebla jest nazywane Miatem Aniołów.
Uliczni grajkowie, których w całym Meksyku można spotkać bardzo wielu. Tutaj tata wraz ze swoim synem grają i śpiewają.
Dla wielu Meksykan publiczne granie jest sposobem na życie.
Do Guadalupe powróciliśmy 8 grudnia 2011 roku. Dla nas, pielgrzymów z Polski była to pożegnalna wizyta.
Kościół katolicki obchodzi w dniu 8 grudnia uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Poniżej zapraszam do obejrzenia zdjęć, które tego dnia zrobiłem.

W czasie naszego 12-dniowego pobytu w Meksyku odwiedziliśmy Guadalupe dwukrotnie: 30 listopada i 8 grudnia 2011 roku, w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Dzieje kultu Niepokalanego Poczęcia NMP zostały po raz pierwszy przytoczone przez papieża Aleksandra VII w bulli Sollicitudo omnium ecclesiarum, wydanej 8 grudnia 1661 roku. Kult istniał, jednakże dopiero papież Klemens XI ustanowił w 1708 roku dzień 8 grudnia jako święto Niepokalanego Poczęcia NMP, obowiązujące w całym Kościele. Prawda o Niepokalanym Poczęciu Maryi jest dogmatem wiary. Ogłosił go uroczyście 8 grudnia 1854 roku bullą Ineffabilis Deus Pius IX. Uczynił to w Bazylice św. Piotra w Rzymie w obecności 54 kardynałów i 140 arcybiskupów i biskupów. Oto fragment bulli:

Ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć.

Po upływie czterech lat od ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP – w dniu 11 lutego 1858 roku – zaczęły się objawienia Matki Bożej w Lourdes. Szczególne znaczenie miała wypowiedź Najświętszej Maryi Panny udzielona Bernadecie Soubirous 25 marca: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”. W ten sposób Maryja potwierdziła swoje wyjątkowe powołanie.

Bardzo się cieszę, że 8 grudnia 2011 roku, w święto Niepokalanego Poczęcia NMP mogłem przeżyć w Guadalupe, że mogłem w tym pięknym sanktuarium zanurzyć w modlitwie i zawierzyć Najświętszej Panience swoje życie, jak i całą moją rodzinę. Oczywiście, swoim zwyczajem, starałem się moją podróż do Meksyku udokumentować fotograficznie, bym zawsze mógł do tego miejsca z wielką radością powracać.

 

Cała meksykańska pielgrzymka była dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Oczywiście, odwiedziliśmy jeszcze wiele innych wspaniałych miejsc, które można zobaczyć na dołączonych zdjęciach. Natomiast te dwa miejsca, które bardziej szczegółowo opisałem, głęboko zapadły mi w pamięć – cała zresztą pielgrzymka pozostanie w mojej pamięci do końca moich dni. Wiem, że raczej już tego miejsca nie odwiedzę, dlatego cieszę się z każdego zdjęcia, które wykonałem na meksykańskiej ziemi. Przedostatniego dnia naszego pobytu w Guadalupe zakupiłem pamiątki w postaci obrazków dla rodziców, brata, mojej dziewczyny Justyny i jej rodziców, z intencją, by Matka Boża z Guadalupe miała nas wszystkich w swojej opiece.

Wszystko, co w życiu dobre, szybko się kończy… Czas wracać do Sieradza, do rodziny i… dziewczyny.
Na lotnisku w Warszawie czekali na mnie moi kochani rodzice.

Pielgrzymowanie stało się moim pięknym sposobem spędzania swojego urlopu w pracy. Podążanie za Panem Jezusem i słuchanie, co do mnie mówi każdego dnia, jest czymś wyjątkowym i pięknym. Może dla wielu nie są to łatwe słowa, ale na pewno nie nieosiągalne, bo z Jezusem jest wszystko możliwe. Trzeba tylko dać się Mu prowadzić. Każdego dnia staram się dziękować Panu Bogu za wszystko, czego doświadczyłem i czego doświadczam. Chociaż życie nie zawsze jest kolorowe i piękne jak na obrazkach, to nigdy nie można zwątpić i się poddać. Na końcu ziemskiej wędrówki będzie czekała na nas nagroda. Wiem, że Bóg mnie kocha takim jakim jestem, a ja Jemu pragnę służyć i swój krzyż z pokorą do końca moich dni dźwigać. Dlatego jako człowiek pragnę powiedzieć Bogu: „Tak, Panie, Ty rządź moim życiem. Niech spełnia się Twój plan dla mojego życia, bo nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. Amen”.

Łukasz Piotrowski

 

 

Udostępnij to: