Poznaję Boży świat / 2019 – Liban, śladami św. Charbela. Wstęp / biografia św. Charbela

Kaplica Miłosierdzia Bożego w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Sieradzu
18 stycznia 2023
Podniebny kadr. Wstęp!
22 stycznia 2023
Udostępnij to:

2019 – Liban, śladami św. Charbela

 

***

 

Sieradz, 27 grudnia 2019

 

Poprzez całkowite wyrzeczenie się siebie samego i świata wraz z jego złudzeniem bogactw, ten prosty i wielkoduszny mnich wybrał pełnię, którą dać może tylko Bóg. Pojął on w sensie praktycznym, że posiadanie jest niczym, bycie zaś wszystkim. Bóg, sama prostota, nie posiada niczego, choć jest Bytem absolutnym. I tak poprzez ucieczkę od świata – będącą cechą charakterystyczną wschodniej duchowości – Charbel pragnął nawiązania dialogu z Bogiem w zaufaniu, trwaniu i miłości. Czuł się nieustannie nawoływany przez Chrystusa Zbawiciela do powrotu do głębi, a jego oczy, zamykając się na świat, otwierały się na bezcenne, boskie bogactwa, których ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało. (1 Kor 2,9)

Paul Pierre Kardynał Meouchi
Patriarcha Antiochii i Całego Wschodu

 

Zapewne wielu z Was, drodzy czytelnicy, którzy starają się być na co dzień blisko Kościoła, słyszało o niezwykłej postaci, którą jest św. Charbel z Libanu, a jeżeli nie słyszeliście, to mam nadzieję, że poprzez moje wspomnienia, spisane na stronie Sieradz-Praga.pl, poznacie i może zechcecie w przyszłości również taką pielgrzymkę odbyć, do czego bardzo was zachęcam.

Pielgrzymkę do Libanu śladami św. Charbela odbyłem w dniach 19–26 października 2019 roku.

Jak pisała, w swojej książce o św. Charbelu, Patrizia Cattaneo: „Skromny libański pustelnik przeszedł przez życie w całkowitym ukryciu, a zaistniał dopiero po śmierci, rozświetlając dolinę wokół swojego grobu w czasach, gdy nieznany był jeszcze prąd elektryczny. Ciało jego pozostało giętkie, nie uległo rozkładowi przez 79 lat – od 1898 do 1977 roku – i wydzielało czerwonawy płyn o cudownych uzdrowieniach. Także obecnie jego interwencje są niezwykłe, a cuda jedyne w swoim rodzaju i nie mają porównania z cudami żadnych innych świętych”.

Św. Charbel pochodził z Libanu, który jest częścią Ziemi Świętej, na której nauczał sam Jezus Chrystus. Ziemia ta znajduje się na skrzyżowaniu dróg łączących trzy kontynenty: Europę, Azję i Afrykę. Kraj ten wielokrotnie był wspominany w Piśmie Świętym. Według Ewangelii mieszkańcy Tyru (obecnego Syru, na południu Libanu) oraz pobliskiego Sydonu udawali się na południe do Galilei, by słuchać nauczania Mistrza z Nazaretu (Mk 3,8). Sam Jezus był w okolicach Tyru i Sydonu (Mk 7,24). Mówił m.in. o tym, że oba te miasta, wówczas pogańskie, spotka lepszy los na Sądzie Ostatecznym, niż miasta palestyńskie, które Go nie przyjęły (Mt 11,21–22). Bezpośredni kontakt z Jezusem pozostawił trwałe ślady wśród mieszkańców tych obszarów. Późniejsza wieść o męce Mistrza z Nazaretu i jego śmierci oraz powstaniu z martwych, wielu utwierdziła w wierze w Niego. To w górskiej libańskiej miejscowości Bigah-Kafra 8 maja 1828 roku przyszedł na świat jeden z największych współczesnych świętych, którego kult jest żywy na całym świecie.

Św. Charbel był maronickim duchownym, mnichem i pustelnikiem, a ostatnie 23 lata swojego życia spędził na pustelni. Pomimo że prowadził niezwykle surowe życie, narażony na zimno i skwar, pozbawiony jakichkolwiek wygód i czułości ludzkiej, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Jeszcze nie tak dawno, bo może kilka lat wstecz, niewiele osób w Polsce słyszało o tym wybranym przez Boga mnichu. Również i ja do tej grupy się zaliczałem. Pewnego razu natrafiłem na artykuł o św. Charbelu w dwumiesięczniku katolickim „Miłujcie Się!” z 2017 roku. Wczytując się w biografię św. Charbela, byłem pod ogromnym wrażeniem, z jakim oddaniem i uniżeniem ten prosty zakonnik zawierzył się Bogu, a historia jego życia i cuda, które dzisiaj dokonują się na całym świecie, są wręcz aż trudne do uwierzenia.

Kiedy przeglądam różne oferty biur pielgrzymkowych, da się zauważyć, jak pielgrzymki śladami św. Charbela z Libanu cieszą się coraz to większym zainteresowaniem. Również i ja zapragnąłem w przyszłości odbyć pielgrzymkę śladami tego żyjącego w XIX w. jednego z największych cudotwórców wśród świętych. To za jego wstawiennictwem do dzisiaj dokonało się już kilkadziesiąt tysięcy poświadczonych uzdrowień, a jedno z nich jest tym, o którym napiszę troszkę później, bo jest ono szczególnie wyjątkowe i piękne.

Jak pisałem wcześniej, wyjazd do Libanu planowałem w niedalekiej przyszłości. Jednak pewne problemy zdrowotne mojej mamy, o których nie chcę szczegółowo pisać, a z którymi zmagała się na początku 2019 roku, tylko przyśpieszyły moją decyzję o wyjeździe. Pamiętam, jak mama miała robione badania i oczekiwała w szpitalu na wyniki. Modliłem się nowenną do św. Charbela za jej zdrowie i prosiłem przez jego wstawiennictwo, by wszystkim się zajął. Obiecałem, że jak wszystko będzie dobrze i mama wróci do zdrowia, to udam się osobiście do niego i przy jego grobie podziękuję za wysłuchanie mojej błagalnej modlitwy. I tak też się stało. Moi rodzice, a szczególnie mama nie lubi zbytnio, kiedy podróżuję samolotami. Martwi się, że może mi się przytrafić coś złego i lepiej, żebym siedział w domu. W jakiś sposób rozumiem jej obawy, bo każdy rodzic martwi się o swoje dziecko, ale radość z pielgrzymowania i nawiedzania miejsc świętych jest o wiele większa od strachu, którego ja akurat nie odczuwam. Pewnego razu, gdy mama przyszła do mojego pokoju i zaczęła mówić, żebym sobie może pojechał gdzieś bliżej, a nie do Libanu, gdyż ten kraj kojarzył jej się, tylko nie wiem, dlaczego, z terrorystami (uśmiech). W pewnym momencie wziąłem książkę o św. Charbelu, w której miałem przy nowennie włożone jej zdjęcie i powiedziałem, że kiedy była chora, to modliłem się do św. Charbela o twoje zdrowie, a teraz jadę za wszystko mu podziękować. Kiedy to usłyszała, poleciały jej łzy. Nie drążyłem już dalej tego tematu, bo nie chciałem o tym rozmawiać.

Szukając odpowiedniej oferty pielgrzymkowej, kierowałem się tym, że chciałbym, żeby pobyt w Libanie był w sposób szczególny powiązany ze św. Charbelem, tzn. żebym w miejscu, gdzie żył i zmarł święty, spędził chociaż kilka dni. Wiedziałem, że moja pielgrzymka nie będzie tylko podziękowaniem za zdrowie mojej mamy, ale chciałem także poprzez swój pobyt w tym miejscu, zrobić z tego odpowiedni fotoreportaż, by o fenomenie, jakim jest św. Charbel opowiedzieć innym, którzy jeszcze nie poznali tego świętego pustelnika. I tak, kiedy znalazłem najbardziej dla mnie odpowiednią ofertę pielgrzymkową do Libanu, mogłem spokojnie wyczekiwać mojej kolejnej podróży, która miała być dla mnie niesamowitym przeżyciem duchowym.

Cieszyłem się, że moja pielgrzymka śladami św. Charbela, będzie trwała osiem dni, podczas których zapoznam się szczegółowo nie tylko z historią wspomnianego św. Charbela, ale i św. Rafki, św. Nimatullaha al-Hardiniego, czy bł. brata Stefana Nehme. W dalszej części swoich wspomnień przybliżę te wszystkie postacie.

Najważniejszym dla mnie punktem na mapie pielgrzymki, była oczywiście wizyta w pustelni św. Charbela w Annaya, gdzie w niedalekiej odległości znajduje się również klasztor św. Maruna i grób św. Charbela. W tym miejscu, według programu, powinniśmy być dwukrotnie, ale przez ogromne demonstracje i protesty Libańczyków w całym Libanie klasztor św. Maruna odwiedziliśmy aż trzy razy, z czego akurat bardzo się cieszyłem.

Kolejnym ważnym punktem mojej pielgrzymki było uczestnictwo w kilkutysięcznej procesji, która wiedzie z pustelni do grobu św. Charbela w klasztorze w Annaya każdego 22. dnia miesiąca. Zapewne zapytacie, dlaczego akurat tego dnia odbywają się tak liczne procesje? Dlatego że tę procesję nakazał sprawować sam św. Charbel, który ukazał się w nocy we śnie Nuhad Al-Chami z dnia 21/22 stycznia 1993 roku, którą wraz ze św. Maronem zoperował i w cudowny sposób uzdrowił. Wiadomość o cudownym uzdrowieniu Nuhad Al-Chami odbiła się głośnym echem w środkach masowego przekazu w całym Libanie. Tłumy ciekawskich zaczęły przychodzić do jej domu. Proboszcz i lekarz rodzinny doradzali kobiecie, aby przeniosła się z rodziną w inne miejsce. Jednakże pewnej nocy podczas snu znowu pokazał się jej św. Charbel, mówiąc: „Zoperowałem cię, aby ludzie się nawracali, widząc, że zostałaś cudownie uzdrowiona. Wielu ludzi oddaliło się od Boga, przestali się modlić, przystępować do sakramentów i żyją tak, jakby Bóg nie istniał. Proszę cię, abyś uczestniczyła we Mszy św. w klasztorze Annaya 22. dnia każdego miesiąca. Na pamiątkę twojego uzdrowienia do końca ziemskiego życia, w każdy pierwszy piątek miesiąca oraz 22. dnia każdego miesiąca twoje pooperacyjne rany będą krwawić”. Pani Nuhad Al-Chami jest już starszą kobietą, ale miałem to szczęście 22 października ją zobaczyć, a nawet możliwość przywitania się. Mogłem z bliska zobaczyć ranę, która jako znak cudownego uzdrowienia, została po operacji.

To były dla mnie dwa najważniejsze punkty pielgrzymki, ale poza nimi odwiedziliśmy jeszcze dom rodzinny św. Charbela w Bekka Kafra, rezerwat Lasu Cedrowego w rejonie miasta Baszarri i wiele innych bardzo ciekawych i interesujących miejsc, o których również napiszę. I tak jak mam to w zwyczaju robić, do całości swoich wspomnień dołączę wiele fotografii, które w trakcie całej pielgrzymki udało mi się wykonać. Dla mnie najcenniejsze zdjęcia, to te, które zrobiłem właśnie w Annaya. Pragnąłbym, żeby osoby, które trafią może przypadkiem na moje wspomnienia z tego świętego miejsca, jeszcze bardziej otworzyły swoje serca na Boga, by pozwoliły Panu Jezusowi, który jest naszym jedynym Panem i Zbawicielem, działać w swoim życiu i aby nie bali się Jemu zaufać.

I tak, kiedy nastał 19 października 2019 roku, a więc dzień mojego wyjazdu, po dokładnym spakowaniu i pożegnaniu z rodzicami, udałem się w godzinach popołudniowych na lotnisko do Warszawy. Grupa pielgrzymkowa powoli się zjeżdżała i mogliśmy się ze wszystkimi przywitać i poznać. W pielgrzymkę udawał się również nasz duchowy opiekun i pilot ks. Roman Grądalski, którego również bardzo serdecznie pozdrawiam. Kiedy nadeszła odprawa, to główny bagaż zdałem do luku bagażowego samolotu, a podręczny bagaż, tj. plecak, w którym mam sprzęt fotograficzny, trzymałem już w samolocie. Wchodząc na pokład samolotu, byłem podekscytowany tym, gdzie się udaję i tym, co będzie mi dane zobaczyć. Już nie mogłem się doczekać, kiedy wylądujemy w Bejrucie, stolicy Libanu, ziemi św. Charbela.

Selfiaczek z moimi rodzicami (uśmiech); fot. 19 października 2019
I jeszcze ostatnie spojrzenie na rodziców przed wyruszeniem do Warszawy na lotnisko im. Fryderyka Chopina. No to w drogę!

 

Oczekując na nasz samolot, mogłem od czasu do czasu podziwiać przy zachodzącym słońcu samoloty startujące z lotniska na warszawskim Okęciu
Samolotem z Warszawy udaliśmy się z przesiadką we Frankfurcie do Bejrutu, stolicy Libanu

 

A tak na filmie, który nagrałem, prezentuje się nocą Frankfurt nad Menem w Niemczech. Nasz samolot powoli podchodzi właśnie do lądowania. Jeszcze tylko przesiadka i niebawem będziemy w Libanie (uśmiech).
W drodze do Bejrutu jeszcze raz dokładnie zapoznałem się z naszym programem. Już nie mogłem się doczekać chwili, kiedy wylądujemy i zaczniemy naszą niepowtarzalną pielgrzymkę.

Cała podróż przebiegła bezproblemowo, a w Bejrucie wylądowaliśmy późnym wieczorem. Na lotnisku czekał na nas przewodnik, z którym udaliśmy się autokarem do naszego hotelu. Jak się okazało, nasz hotel był położony w pobliżu morza i nawet pewnego dnia z kolegą poszliśmy sobie na krótki spacer, aby zażyć kąpieli w ciepłych wodach Morza Śródziemnego (uśmiech). Na dłuższy odpoczynek tuż po zakwaterowaniu w hotelu nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo już z rana, po zjedzeniu śniadania zaczęliśmy realizować nasz program pielgrzymkowy.

Pierwszym naszym punktem zwiedzania, na który wszyscy z niecierpliwością czekali, była pustelnia św. Charbela i klasztor św. Maruna w Annaya. Zanim zaprezentuję zdjęcia z tych miejsc, to na początek polecam zapoznać się z biografią św. Charbela. Przytoczę interesujący tekst ks. Mieczysława Piotrowskiego TChr z książki pt. „Święty Szarbel – przyjaciel Boga i ludzi”.

Niech historia św. Charbela będzie tym punktem, od którego zaczniemy nasze pielgrzymowanie po libańskiej Ziemi Świętej, po której kroczył sam Pan Jezus z Maryją.

Łukasz Piotrowski

 

 

***

 

ŚWIĘTY PUSTELNIK Z LIBANU
Ks. Mieczysław Piotrowski TChr

 

Pamiątka, którą m.in. przywiozłem z Libanu do swojego domu. Jest to wizerunek św. Charbela wypalony na drzewie cedrowym.

Pan Bóg wybiera niektórych ludzi, aby w nadzwyczajny sposób przypominali światu o Jego istnieniu, Jego wszechmocnej miłości oraz nieskończonym miłosierdziu. Święty Szarbel Machluf jest jednym z najbardziej znanych współcześnie świętych na Bliskim Wschodzie. Dla świata nauki jest wielką tajemnicą, a dla nas wszystkich czytelnym znakiem obecności Boga. Pomimo tego, że był najzdolniejszym studentem teologii w Kfifan, nie napisał żadnej książki. Mówią o tym libańskim pustelniku, że wszystkie chwile swojego życia wypełnił Chrystusem, był „pijany Bogiem”, idąc za Nim drogą krzyża i fascynacji miłosierdziem Boga.

POCZĄTKI
Święty Szarbel urodził się 8 maja 1828 roku jako piąte dziecko ubogich rolników Antoniego i Brygidy Machlufów, zamieszkałych w małej, górskiej miejscowości Bekakafra, 140 kilometrów na północny wschód od Bejrutu. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Rodzice jego byli katolikami obrządku maronickiego. Dzieci Machlufów wzrastały w radosnej atmosferze wzajemnej miłości, która wynikała z codziennej modlitwy oraz ciężkiej pracy na roli. W tych czasach Liban był pod panowaniem osmańskim, muzułmańskim.

Kiedy Józef miał 3 lata, umarł w Gherfin jego ojciec, wracając z przymusowych robót. By zapewnić utrzymanie i wykształcenie dzieciom, matka zdecydowała się powtórnie wyjść za mąż – za uczciwego i pobożnego Lahuda Ibrahima. Człowiek ten został później wyświęcony na kapłana i służył w parafii jako ksiądz Abd el-Ahad.

POWOŁANIE ZAKONNE
W wieku 14 lat Józef po raz pierwszy poczuł powołanie do życia zakonnego. Dopiero jednak w 1851 roku zdecydował się na wstąpienie do klasztoru w Majfuk. Odbył tam postulat i pierwszy rok nowicjatu. Przybrał imię zakonne Szarbel na cześć antiocheńskiego męczennika ze 107 roku. Na początku drugiego roku nowicjatu brat Szarbel przeniósł się do klasztoru św. Marona w Anna, gdzie 1 listopada 1853 roku złożył pierwsze śluby zakonne.

Szczególna przyjaźń łączyła Szarbela z ojcem Elizeuszem z pustelni św. św. Piotra i Pawła – miejsca, do którego po 16 latach dołączył i on. To dzięki ojcu Elizeuszowi brat Szarbel został przyjęty na studia teologiczne. Odbył je pod opieką św. Nemetalli Al-Hardiniego, który stał się jego duchowym opiekunem i nauczycielem, a 23 lipca 1859 roku otrzymał święcenia kapłańskie.

Jako młody ksiądz w 1860 roku był świadkiem strasznej masakry przeszło 20 000 chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Bojówki muzułmańskie bez żadnej litości mordowały całe rodziny chrześcijańskie, plądrowały, grabiły i paliły kościoły, konwenty, gospodarstwa i domy. Setki uciekinierów – głodnych, poranionych i przerażonych tym, co się stało – szukało schronienia w klasztorze w Annai. Ojciec Szarbel całym sercem pomagał uciekinierom, modlił się, pościł i stosował surowe praktyki pokutne, ofiarowując siebie Bogu w duchu ekspiacji za popełnione zbrodnie i błagając o Boże miłosierdzie dla prześladowców i prześladowanych. Kiedy człowiek całkowicie oddany Chrystusowi modli się, uobecnia w świecie wszechmocną miłość Boga. Wtedy sam Chrystus działa przez niego, zwyciężając zło dobrem, kłamstwo prawdą, nienawiść miłością. Jest to jedyny w pełni skuteczny sposób walki ze złem obecnym w świecie. W taki właśnie sposób przeciwstawiał się złu ojciec Szarbel. Wiedział on, że najskuteczniejszym sposobem zmiany świata na lepsze jest najpierw zmiana samego siebie, czyli własne uświęcenie poprzez zjednoczenie się z Bogiem. To był główny cel jego zakonnego życia. Tylko ludzie, którzy szczerze dążą do świętości, czynią świat lepszym.

ŻYCIE W PUSTELNI
15 lutego 1875 roku, po 22 latach pobytu we wspólnocie zakonnej w Annai, ojciec Szarbel otrzymał pozwolenie na przeniesienie się do eremu św. św. Piotra i Pawła, aby tam – w całkowitym milczeniu, przez modlitwę, pracę i jeszcze surowsze umartwienia – całkowicie zjednoczyć się z Chrystusem. Erem ten był pustelnią położoną na wysokości 1350 m n.p.m. i mieszkało w nim wówczas trzech mnichów.

Cela ojca Szarbela miała tylko 6 metrów kwadratowych. Pod habitem libański eremita nosił zawsze włosiennicę, spał tylko kilka godzin na dobę, jadł bardzo skromne potrawy bez mięsa i tylko raz dziennie. Centrum jego życia była Eucharystia. Codziennie odprawiał Mszę św. w kaplicy eremu; długo się do niej przygotowywał, a po jej skończeniu przez 2 godziny trwał w dziękczynieniu. Jego ulubioną modlitwą była adoracja Najświętszego Sakramentu; medytował także teksty Pisma św., nieustannie modlił się i pracował. Przez 10 godzin dziennie wykonywał najcięższe prace: zbierał i wynosił kamienie, orał twardą, kamienistą ziemię bez pomocy zwierząt i uprawiał winnice. W czasie pracy na polu wzrok miał utkwiony w ziemi i z nikim nie rozmawiał. W ten sposób ojciec Szarbel całkowicie oddawał się do dyspozycji Boga, aby Stwórca oczyszczał jego serce, by uwalniał go od wszelkich złych skłonności i egoizmu – czyli czynił go świętym, to znaczy takim, jakim Jezus pragnął, aby się stał. Jego zakonni współbracia już za życia uważali go za świętego, gdyż widzieli, że w heroiczny sposób naśladował Chrystusa. Tylko niektórych ludzi Chrystus powołuje na taką drogę życia, jaką przeszedł św. Szarbel, ale wszystkich powołuje do świętości. Po to żyjemy na ziemi, aby dojrzewać do miłości, do nieba – czyli uczyć się kochać tak, jak kocha nas Chrystus, i wcielać w swoim codziennym życiu Jego największe przykazanie: „Abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie”. (J 13,34)

ZNAKI I CUDA ZA ŻYCIA
Ojciec Szarbel był tak ściśle zjednoczony z Chrystusem, że w spotkaniu z każdym człowiekiem promieniował radością czystej miłości, a Jezus przez jego pośrednictwo mógł dokonywać różnych znaków i cudów. Spośród wielu cudów libańskiego zakonnika warto przypomnieć zdarzenie, kiedy to w 1885 roku na polach rolników mieszkających w wioskach w pobliżu klasztoru w Annai osiadła potężna chmara szarańczy, która niszczyła uprawy rolne. Dla miejscowych ludzi była to straszna plaga, prowadząca do wielkiego głodu. Przełożony polecił ojcu Szarbelowi, aby natychmiast udał się na pola zajęte przez szarańczę i by się tam modlił, błogosławił i kropił wodą święconą. Ze wszystkich pól, które udało się zakonnikowi pobłogosławić, szarańcza zniknęła, a zbiory zostały uratowane.

W 1873 roku z polecenia swojego przełożonego ojciec Szarbel został zawieziony do pałacu księcia Raszida Beka Al-Churiego, aby się modlić nad jego synem Nażibem, który umierał zarażony tyfusem. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie. Ojciec Szarbel udzielił choremu sakramentu chorych, a następnie pokropił go święconą wodą. Wtedy w jednym momencie, ku wielkiej radości wszystkich obecnych, Nażib całkowicie odzyskał zdrowie. Po skończeniu studiów medycznych rozpoczął praktykę lekarską i stał się jednym z najsławniejszych lekarzy w Libanie.

W małym miasteczku Ehmeż żył człowiek psychicznie chory, bardzo niebezpieczny dla samego siebie i innych. Kilku mężczyzn z wielkim trudem przywiozło go do klasztoru w Annai, lecz nie byli w stanie wprowadzić go do kościoła, ponieważ opierał im się z nadludzką siłą. Wtedy zbliżył się do niego ojciec Szarbel i rozkazał mu pójść za sobą oraz klęknąć przed tabernakulum. Człowiek ów uspokoił się i pokornie wykonał polecenie mnicha. Po modlitwie zgodnie ze wschodnim zwyczajem, ojciec Szarbel odczytał nad głową chorego fragment Ewangelii. Wtedy stał się cud: psychicznie chory mężczyzna odzyskał zdrowie. Później się ożenił, a kiedy miał już liczną rodzinę, wyemigrował do Ameryki.

NARODZINY DLA NIEBA
Ojciec Szarbel zmarł w Wigilię Bożego Narodzenia 1898 roku, podczas nocnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Współbracia zakonni znaleźli go rano leżącego na posadzce kaplicy; widzieli, jak z tabernakulum promieniowało przedziwne światło, które otaczało ciało zmarłego. Był to dla nich oczywisty znak z nieba. Na dworze padał wówczas obfity śnieg i wiał mroźny wiatr. Wszystkie drogi do eremu zostały całkowicie zasypane, zatem nikt z klasztoru nie mógł zawiadomić mieszkańców okolicznych wiosek o śmierci świętego pustelnika. Stała się jednak rzecz niezwykła: otóż wszyscy okoliczni mieszkańcy otrzymali tego dnia wewnętrzne przekonanie o narodzeniu się ojca Szarbela dla nieba. Młodzi mężczyźni wyruszyli z łopatami, aby odgarnąć śnieg, by można było dotrzeć do eremu i przenieść ciało do klasztoru w Annai. Ówczesny przeor klasztoru tak napisał o nim: „Straciliśmy błyszczącą gwiazdę, która swoją świętością ochraniała Zakon, Kościół i cały Liban. Módlmy się, aby Bóg uczynił go naszym patronem, który będzie nas strzegł i prowadził przez ciemności ziemskiego życia”.

W dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia 1898 roku, ojciec Szarbel został pochowany w klasztornej krypcie grobowej.

TAJEMNICZE ŚWIATŁO
W pierwszą noc po pogrzebie zauważono nad miejscem pochówku zakonnika oślepiające, tajemnicze światło, widoczne w całej dolinie, które świeciło nieustannie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. Fakt ten wywołał wielkie poruszenie w całej okolicy. Tysiące chrześcijan i muzułmanów przybywało do grobu, aby zobaczyć to osobliwe zjawisko. Niektórym z przybyłych udało się otworzyć grób i zabrać ze sobą jako relikwię kawałek ubrania czy kilka włosów z brody eremity. Patriarcha maronitów, poinformowany o tym, co się działo przy grobie pustelnika, nakazał ze względów bezpieczeństwa przeniesienie ciała do klasztoru. Grób ojca Szarbela został otwarty w obecności lekarza i innych urzędowych świadków. Była w nim woda z mułem, ale zwłoki świętego pustelnika pozostały nienaruszone. Po wyjęciu z grobu ciało poddano badaniom. Stwierdzono, że nie miało ono najmniejszych śladów pośmiertnego rozkładu i wydzielało wspaniały zapach oraz płyn nieznanego pochodzenia (pewien rodzaj surowicy z krwią), będący znakiem Chrystusowej mocy uzdrawiania. Ciało ojca Szarbela zostało obmyte, ubrane w nowe szaty i włożone do otwartej trumny, która została złożona w klasztornym schowku, niedostępnym dla wiernych. Co dwa tygodnie zakonnicy musieli zmieniać szaty na ciele ojca Szarbela z powodu nieustannie wydzielającego się płynu.

ZDUMIENIE NAUKOWCÓW
To, co zdumiewa naukowców, to fakt, że wielokrotne ekshumacje potwierdziły, iż ciało św. Szarbela nie podlega procesowi pośmiertnego rozkładu: jest giętkie, miękkie i świeże. Badania lekarskie wykazały, że żadna część jego ciała nie wykazywała najmniejszych oznak gnicia, ani rozkładu tkanek. Kiedy lekarz nożem chirurgicznym lekko naciął biodro zmarłego, gwałtownie zaczęła płynąć z niego krew. Konieczne było zabandażowanie tego miejsca, aby zatamować krwotok.

Dopiero 24 lipca 1927 roku ciało eremity zostało włożone do metalowej trumny i przeniesione do marmurowego grobowca w kościele klasztornym. Ponieważ w 1950 roku z tego grobowca zaczął obficie wyciekać tajemniczy płyn, patriarcha Kościoła maronickiego wydał polecenie otwarcia grobu i ekshumacji zwłok. Dokonano tego w obecności komisji lekarskiej, przedstawicieli Kościoła oraz władz cywilnych. Oczom zebranych ukazał się niesamowity widok: ciało świętego pustelnika wyglądało tak, jak w chwili śmierci – było zachowane w idealnym stanie 52 lata po śmierci. Tajemniczy płyn nieustannie wydzielający się z ciała całkowicie skorodował metalową trumnę i przedziurawił marmur grobowca. Po obmyciu i ubraniu w nowe szaty ciało ojca Szarbela zostało wystawione do publicznej czci. Ani zły stan dróg, ani trudności w dotarciu do tego odludnego miejsca, jakim jest klasztor św. Marona w Annai, ani żadna inna przeszkoda nie była w stanie zatrzymać rzeki ludzi, która płynęła tam dniem i nocą. Ściągali wszyscy, idąc pieszo przez błoto i trudne górskie przesmyki, a pośród nich rzesza chorych. Wszyscy próbowali dotknąć grobu bądź pozyskać jakąś relikwię. Nikt nie wie, jak ci ludzie dowiedzieli się o tym, iż trumna z ciałem ojca Szarbela będzie wystawiona na publiczny widok. Ci, którym nie udało się zabrać relikwii, zrywali liście dębu, pod którym modlił się przy pustelni św. Szarbel. Stary dąb w ten sposób został kawałek po kawałku całkiem ogołocony. Jego liście gotowano i podawano jako leczniczy wywar chorym.

Cuda przypisywane wstawiennictwu św. Szarbela są spisywane przez mnichów od 11 listopada 1926 roku. Od dnia wystawienia jego ciała na widok publiczny liczba niezwykłych uzdrowień wzrosła o dziesiątki tysięcy. Rok ten nazwano na pamiątkę rokiem cudów św. Szarbela, a klasztor w Annai stał się celem pielgrzymek nie tylko dla chrześcijan, ale także dla muzułmanów oraz przedstawicieli innych wyznań obecnych w Libanie.

PONOWNA EKSHUMACJA
Dnia 7 sierpnia 1952 roku nastąpiła ponowna ekshumacja zwłok ojca Szarbela w obecności ówczesnego patriarchy maronickiego, Antoniego Piotra Aridy, biskupów, pięciu profesorów medycyny, ministra zdrowia i innych obserwatorów. Ciało świętego eremity było nienaruszone, ale zanurzone w tajemniczym płynie, który się nieustannie z niego wydobywał. Ponownie wystawiono je na widok publiczny od 7 do 25 sierpnia tego roku. Różnymi sposobami próbowano powstrzymać wydzielanie się płynu ze zwłok, między innymi usunięto z nich żołądek i jelita, ale wszystkie te zabiegi okazały się nieskuteczne. Ludzkie działania nie były w stanie powstrzymać Bożej mocy działającej w ciele świętego eremity.

Znany libański profesor medycyny, Jerzy Szukralla, w ciągu 17 lat 34 razy szczegółowo badał ciało św. Szarbela. Naukowiec ten tak podsumował swoje kilkunastoletnie analizy: „Ile razy badałem ciało Świętego, zawsze ze zdumieniem stwierdzałem, że było ono nienaruszone, giętkie, jakby było zaraz po śmierci. To, co szczególnie mnie zastanawiało, to płyn nieustannie wydzielający się z ciała. Podczas moich wielu wyjazdów konsultowałem się z profesorami medycyny w Bejrucie i w różnych miastach Europy, ale nikt z nich nie potrafił mi tego wyjaśnić. Jest to rzeczywiście zjawisko jedyne w całej historii. Gdyby ciało wydzielało tylko 3 gramy płynu dziennie – a w rzeczywistości wydzielało kilka razy więcej – to wtedy w ciągu 66 lat łączna jego waga wynosiłaby 72 kilo, czyli o wiele więcej aniżeli waga całego ciała Świętego. Z naukowego punktu widzenia jest to zjawisko niewytłumaczalne, gdyż w ciele człowieka znajduje się około 5 litrów krwi i innych płynów. Opierając się na dotychczasowych badaniach, doszedłem do przekonania, że ciało św. Szarbela zachowuje się w stanie nienaruszonym, wydzielając tajemniczy płyn, dzięki interwencji samego Boga”.

W ciągu 67 lat, do czasu beatyfikacji, z ciała św. Szarbela wypłynęło około 20 tysięcy litrów płynu. Olej ten stał się znakiem Chrystusowej mocy uzdrawiania ludzi z najrozmaitszych chorób. Zachowując ciało św. Szarbela od pośmiertnego rozkładu, Jezus Chrystus dał nam czytelny znak swego ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią w swoim zmartwychwstaniu.

5 grudnia 1965 roku ojciec Szarbel został beatyfikowany, a 9 października 1977 roku kanonizowany na placu św. Piotra w Rzymie przez Ojca Świętego Pawła VI. Od momentu wstąpienia Szarbela do klasztoru nikt, poza jego zakonnymi współbraćmi, nie widział jego twarzy i nikt go nie fotografował. 8 maja 1950 roku, w dniu urodzin świętego pustelnika, czterech misjonarzy maronickich przybyło z pielgrzymką do jego grobu. Po modlitwie zrobili sobie tam grupowe zdjęcie razem ze strażnikiem pilnującym miejsca spoczynku ojca Szarbela. Po wywołaniu kliszy okazało się, że na zdjęciu obok misjonarzy znajduje się postać tajemniczego mnicha z białą brodą i kapturem na głowie. Eksperci wykluczyli, że jest to fotomontaż. Najstarsi mnisi, którzy znali św. Szarbela, rozpoznali, że to jest właśnie on i że tak właśnie wyglądał w ostatnich latach swojego życia. Fotografia ta stała się wzorem dla wszystkich portretów Świętego, również tych wywieszonych na placu św. Piotra podczas jego beatyfikacji i kanonizacji.

Święty Szarbel przykładem swojego życia i nieustannym wstawiennictwem u Boga apeluje do nas, abyśmy codziennie, z odwagą i w sposób bezkompromisowy, zmierzali do szczęścia wiecznego w niebie. A prowadzi tam tylko jedna droga, na którą zaprasza nas Jezus: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. (Mk 8,34-35) Patrząc na przykład św. Szarbela, nie bójmy się iść drogą umartwienia, zaparcia się siebie, śmierci dla grzechu, aby całkowicie jednoczyć się z Chrystusem – Źródłem Miłości – przez wytrwałą modlitwę, sakramenty pokuty i Eucharystii oraz ofiarną miłość bliźniego.

Ks. Mieczysław Piotrowski TChr

 

 

Ciąg dalszy…

 

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: