Ita Turowicz / Opowieść o klasztornej dzwonnicy

2020 – Wrocławskie zoo
4 lipca 2020
Moja Praga / Starorzecze Żegliny
20 lipca 2020
Udostępnij to:

Ita Turowicz

Opowieść o klasztornej dzwonnicy

Na Anioł Pański biją dzwony,
niech będzie Maria pozdrowiona,
niech będzie Chrystus pozdrowiony…
Na Anioł Pański biją dzwony,
w niebiosach kędyś głos ich kona.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Dzwony w służbie kultu religijnego rozpowszechniły się na zachodzie Europy już w wieku VIII i IX, w Polsce przyjęły się dopiero na początku XIV wieku. Od tamtego czasu nie ma kościoła, bazyliki, katedry, a choćby i wiejskiego kościółka, przy którym nie byłoby dzwonnicy. Zgodnie z legendą, wynalazcą dzwonów miał być św. Paulin, rzymski kapłan, w latach 409-431 biskup Noli, które to miasto niebawem zasłynęło z odlewu dzwonów. Dzwonnice przybierały różne formy i kształty: mogły być wolno stojące, tzw. kampanile, mogły przylegać do bryły kościoła lub mieścić się w kościelnej wieży czy sygnaturce; mogły być murowane lub drewniane. Tak jest do dziś.

Poza funkcjami liturgicznymi, religijnymi (oznajmianie o zbliżającym się nabożeństwie, modlitwie południowej Anioł Pański, zapowiadanie pogrzebu), dzwony pełniły w ciągu wieków także funkcje świeckie – uderzano w nie w godzinach trwogi: w razie pożarów, nadciągającej powodzi lub najazdu wroga, by ostrzec mieszkańców lub wezwać do działania. Zezwolenia na użycie dzwonów do celów pozaliturgicznych udzielał biskup, który wcześniej dokonywał obrzędu konsekracji, zwanego chrztem nowego dzwonu.

Jako ciekawostkę można podać, że największym polskim dzwonem był przez wieki dzwon Zygmunt w katedrze wawelskiej, ufundowany w 1521 roku przez króla Zygmunta Starego – aż do roku 1999, kiedy to przewyższył go wagą i rozmiarem dzwon Maryja Bogurodzica przy największej polskiej świątyni, czyli Bazylice Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu.

—————–

W monografii księdza Walerego Pogorzelskiego „Sieradz” z 1927 roku pojawia się cytat z dokumentu, przechowanego w archiwum parafialnym, mianowicie spisu przeorów dominikańskich od roku 1331 do końca 1831, z którego dowiadujemy się, że:

Od 1817 r. jest Przeorem O. Jucundus Karpinski, o nim notatka: Kościół i Klasztor zewnątrz i wewnątrz tak zreperował, jakoby nowe postawił. Parkany, dzwonnicę murowaną, stajnie z wozowniami nowe zbudował, studnię poprawił.

Jest to pierwsza wzmianka o dzwonnicy przyklasztornej, ale czy mówi ona o tej budowli, której zdjęcia z okresu międzywojnia zachowały się licznie, nie wiadomo.

Późniejsze bowiem czasy przyniosły złe okoliczności dla rozdartych rozbiorami ziem polskich, w tym zwłaszcza dla Królestwa Polskiego pod władaniem carskim. Po Powstaniu Styczniowym i kasacie zakonów sieradzki klasztor po sześciuset latach dominikańskiej obecności stracił mieszkańców i opiekunów, pod rządami kolejnych rektorów „poklasztornego kościoła” popadał w ruinę. W budynku klasztornym rosyjska administracja urządziła ochronkę, szkołę miejską i mieszkania dla nauczycieli.

Początek XX wieku, klasztor, fot. S. Grinbaum

Na pierwszym zdjęciu, opatrzonym podpisem „Początek XX wieku, klasztor, fot. S. Grinbaum”, widzimy kościół św. Stanisława w opłakanym stanie, z drewnianym ogrodzeniem i drewnianą bramą. Czy stała tam jeszcze zbudowana przez przeora Jucundusa dzwonnica? Drugie zdjęcie, które otrzymałam dzięki uprzejmości siostry archiwistki z Pniew, zapewne pochodzi z tego samego okresu i również dokumentuje drewniane ogrodzenie od południowej strony kościoła.

Wróćmy do pierwszej fotografii. Przed kościołem widać wysoki krzyż misyjny z figurą Chrystusa i dwiema drewnianymi figurami po bokach (Jan Apostoł i Maryja?). Krzyż ten (bez figur) dotrwa na miejscu do 20 kwietnia 1940 roku, kiedy to zostanie powalony przez młodych hitlerowców dla uczczenia 52. rocznicy urodzin Hitlera.

W lewej części kadru na białym postumencie stoi – i tu wkraczamy w sferę domysłów – coś, co wielkością, ułożeniem postaci, szaty oraz gestu rąk przypomina figurę św. Jana Napomucena, która potem, pozbawiona barwnej polichromii, zostanie umieszczona w zwieńczeniu murowanej bramy wejściowej.

W 1908 roku rektorem „poklasztornego kościoła” został ksiądz Aleksander Brzeziński, kapłan o duszy i zacięciu społecznika. Wbrew licznym przeszkodom w postaci konieczności uzyskiwania zezwoleń władz rosyjskich, przeprowadzi on szereg prac dla ratowania kościoła i klasztoru, m.in. dokona skanalizowania terenu, by zaradzić wilgoci atakującej stare mury, wyremontuje przeciekające dachy, położy posadzkę w kościele, ufunduje drewniane ławki, odrestauruje ołtarze. W 1910 roku, w 500-lecie bitwy pod Grunwaldem, zleci warszawskiemu artyście prof. Kazimierzowi Belinie-Borzymowi namalowanie szeregu fresków, ukazujących sceny historyczne z życia królowej Jadwigi, także w konfrontacji z Krzyżactwem – na podstawie obrazów Piotra Stachiewicza – oraz ozdobienie łuku dzielącego nawę od prezbiterium scenami tajemnic różańcowych. Przy czym opłaci to w większości z własnych funduszy.

Czy jednak dziełem księdza Brzezińskiego było również murowane ogrodzenie z piękną bramą ozdobioną zabytkową rzeźbą św. Jana Nepomucena i dzwonnicą w południowo-zachodnim narożniku murów? Brak o tym informacji, albo ja do nich nie dotarłam. Sieradzki proboszcz, ksiądz Walery Pogorzelski, wśród prac wykonanych przez szare urszulanki matki Urszuli Ledóchowskiej, po objęciu przez nie opieką podominikańskiego kompleksu klasztorno-kościelnego, wymienia m.in.: „Całą posesję ogrodzono”. Może więc to zasługa urszulanek?

Istnieje jednak zdjęcie opatrzone datą 1917 roku, na którym widnieje już murowany parkan z bramą, figurą i dzwonnicą. Siostry urszulanki SJK przybyły do Sieradza i przystąpiły do energicznych prac remontowych kościoła i klasztoru w roku 1922. Zatem akceptując wiarygodność datowania owej fotografii, musimy uznać, że siostry zastały już gotowe ogrodzenie, bramę i dzwonnicę. Natomiast zdanie „całą posesję ogrodzono” z kroniki księdza Pogorzelskiego mogło odnosić się do reszty zabudowań klasztorno-kościelnych wraz z ogrodem. Zdaniem siostry Ancilli Kosickiej z Pniew, styl przedwojennego ogrodzenia, zwłaszcza zaś bramy, również przeczy hipotezie o autorstwie sióstr („to nie w ich stylu”).

Fasada kościoła św. Stanisława z murowanym parkanem, bramą i dzwonnicą, zdjęcie wykonał w 1917 roku M. Boretti, być może kuzyn słynnego prekursora kaliskich fotografików, Wincentego Borettiego

Z całą pewnością okres między opuszczeniem klasztoru przez dominikanów a objęciem go przez szare urszulanki SJK wymaga dalszych kwerend i dociekań badaczy, historyków i regionalistów, by ustalić odpowiedź na rysującą się zagadkę: kto mianowicie był autorem murowanego parkanu przed klasztorem z bramą i dzwonnicą?

Kolejne zdjęcia kościoła klasztornego i jego zewnętrznego otoczenia pochodzą z lat 30. ubiegłego wieku i rodzą następne pytania. Pokazują murowane ogrodzenie z dużą trzywejściową bramą wykonaną w stylu klasycystycznym, z pilastrami po obu stronach i frontonem zdobionym u podstawy fryzem, z centralnie umieszczoną XVIII-wieczną rzeźbą św. Jana Nepomucena. Południowo-zachodni narożnik ogrodzenia zamyka murowana dzwonnica. Zarówno ogrodzenie, jak i brama oraz dzwonnica są otynkowane. Wewnątrz ogrodzenia, na placu przed kościołem, widoczny jest drewniany krzyż misyjny z figurą Chrystusa.

Pytanie brzmi: jeżeli kompleks ogrodzenia powstał za czasów rektorowania księdza Aleksandra Brzezińskiego (1908-1922), dokumentowany fotografią w 1917 roku – tym bardziej zaś gdyby zbudowały go urszulanki po 1922 roku – jak wytłumaczyć ślady sporych zniszczeń stosunkowo nowego obiektu już w latach przedwojennych?

Klasycystyczna brama wejściowa przed kościołem św. Stanisława, z umieszczoną centralnie figurą św. Jana Nepomucena, z prawej strony widoczny drewniany krzyż z figurą Chrystusa, fot. przedwojenna

Na tle klasztornej bramy ksiądz rektor Feliks Binkowski, zamordowany potem w Dachau, z sieradzką młodzieżą, fot. przedwojenna

Tymczasem 1 września 1939 roku nastąpiła agresja niemiecka na Rzeczpospolitą, zaczęła się wojna i potem długie lata okupacji. Pierwsze dramatyczne wiadomości dotyczące losu dzwonów, dzwonnicy, muru klasztornego, krzyża i figury świętego nad bramą pochodzą z książki Kronika okupacyjna klasztoru sióstr urszulanek w Sieradzu autorstwa siostry Pauliny Anieli Jaskulanki USJK, opracowanej przez piszącą te słowa. O kościelnych dzwonach dowiadujemy się z notatki zapisanej 5 czerwca 1940 roku:

Przeżyłyśmy dziś ogromne zdenerwowanie, gdyż Niemcy nakazali dzwonić we wszystkie dzwony, zarówno w farze, jak i kościele klasztornym, dla uświetnienia swoich sukcesów militarnych odniesionych na Zachodzie.

I ponownie w dniu 14 czerwca, kiedy to wojska niemieckie bez walk zajęły Paryż:

Znowu policja niemiecka nakazała piętnastominutowe dzwonienie w obu kościołach dla zamanifestowania zwycięstwa odniesionego nad Francją.

Jakże inaczej i jak rozdzierająco musiał brzmieć w uszach sieradzan dźwięk kościelnych dzwonów w służbie znienawidzonego okupanta! Taki też był cel tego dzwonienia – drażnienie Polaków i odbieranie im nadziei. Kolejny interesujący nas zapisek, pod datą 16 kwietnia 1941 roku, informuje:

Na rozkaz Niemców Żydzi rozebrali murowany parkan przy klasztorze, a robotnicy polscy z magistratu rozsypali gruz na placu przed teatrem i klasztorem, aby zasypać dziury i wyrównać teren.

Widok budynków klasztornych z rozebranym parkanem, by – jak to uzasadniali Niemcy – nikt nie mógł się za nim ukryć

Po kilku dniach, 20 kwietnia 1941 roku, siostra Paulina zapisała:

Dziś wczesnym rankiem siostra Emma Dropiewska, wracając z nocnego dyżuru w szpitalu, zauważyła, że przewrócony jest krzyż sprzed naszego kościoła i opiera się o parkan koło dzwonnicy. Pobiegła więc na podwórze, gdyż wiedziała, że siostry ogrodniczki wcześnie wstają, nawet i w niedzielę, i powiadomiła siostrę Pankrację Łukasiak o tym, co zaszło. Natychmiast pospieszyły razem z siostrą Michałą Krakowiak i siostrą Emmanuelą, Walercią Marsz przed kościół – z ogromnym trudem podniosły ciężki krzyż i przeniosły go do klasztoru na krużganek.

Siostra Ludwika Miedźwiecka zanotowała wtedy:

Tej nocy poprzewracano i zbezczeszczono krzyże i kapliczki przydrożne w mieście i okolicy, na cmentarzu połamano krzyże, strzelano do pomników – to hitlerowcy obchodzili w ten sposób urodziny Führera, świętokradzkie czyny składając mu w darze. Komisarz gminy Męka, volksdeutsch Erich Kelm, powiedział w tym dniu do siostry prefekty Teresy Weikert, gdy ją spotkał idącą z kościoła po Mszy świętej: „Już koniec z Niemcami, nie wygrają. Kto z Bogiem walczy, nie może zwyciężyć”.

Mieszkańcy miasta opłakują zrąbany przez młodzież Hitlerjugend krzyż misyjny z dziedzińca przyklasztornego, 20 kwietnia 1941

Nowy krzyż z piękną figurą Ukrzyżowanego, uratowaną ze zniszczonego krzyża misyjnego, został po wojnie umieszczony w niszy nad wejściem do kościoła

Kolejny zapis siostry Jaskulanki, z 16 stycznia 1942 roku, każe wnioskować, że Niemcy w kwietniu 1941 roku kazali rozebrać tylko część muru, tę, która ogradzała budynki klasztorne, pozostawiając bramę naprzeciw wejścia do kościoła i część ogrodzenia z dzwonnicą. Siostra Paulina zapisała bowiem:Urzędnik z magistratu Becker przybył z ekipą robotników i rozkazał im rozbić łomami bramę przed kościołem. Na szczycie bramy znajdowała się zabytkowa figura św. Jana Nepomucena, artystycznej roboty. Siostry prosiły, by mogły zabrać figurę do klasztoru. Korzystając z nieobecności Beckera polscy robotnicy wyrazili na to zgodę. Jednak na drugi dzień Becker przyszedł do klasztoru z dwoma robotnikami, pytając o zabraną figurę. Gdy zobaczył, że jest ona w całości, nakazał robotnikom rozbić ją. Oni jednak odmówili wykonania tego niecnego rozkazu. Becker groził im zwolnieniem z pracy oraz innymi ciężkimi sankcjami, ale polscy robotnicy nie dali się zastraszyć i rozkazu nie wykonali. Wówczas Becker ze złością chwycił młot i sam rozbił figurę na drobne kawałki.Dwa miesiące później, 26 marca 1942 roku, siostra Paulina sporządziła notatkę:Wczesnym rankiem przyszli Niemcy i zabrali nasze dzwony klasztorne. Potem wzięli się za rozbijanie łomami dzwonnicy… Widać rozbijanie łomami masywnego budyneczku dzwonnicy nie powiodło się, gdyż po pięciu dniach, pod wtorkową datą 31 marca, czytamy:W dniu dzisiejszym Niemcy wysadzili dynamitem dzwonnicę klasztorną. Gruz kazali rozsypać na placu przed klasztorem…

Murowana dzwonnica z trzema dzwonami w południowo-zachodnim narożniku klasztornego muru – 26 marca 1942 roku pozbawiona dzwonów, a 31 marca wysadzona przez Niemców dynamitem; fot. z 1940 roku

Gruz z wysadzonej dynamitem dzwonnicy, niebawem uprzątnięty, zdążył jeszcze posłużyć do określenia prawdopodobnej daty exodusu żydowskiej ludności Sieradza do któregoś z przejściowych obozów, najpewniej w Zduńskiej Woli lub Łodzi. Gdy niemiecki treuhänder apteki Jakimowicza-Turowicza, Walfried Freudenfeld, fotografował na Dominikańskiej kolumny wypędzanych Żydów, w lewym dolnym rogu kadru uchwycił leżący jeszcze na ulicy gruz.

Z lewej strony widoczny gruz z wysadzonej przez Niemców 31 marca 1942 roku klasztornej dzwonnicy; ulicą Dominikańską, skręcając potem w Warszawską, podąża kolumna Żydów wysiedlonych z sieradzkiego getta

Przez całą okupację nad Sieradzem nie słychać było dźwięku kościelnych dzwonów. Nie zapowiadały Mszy świętych, bo ich w naszym mieście nie odprawiano, jedyny kościół dla Polaków z trzech powiatów znajdował się w Charłupi Wielkiej; dzwony nie rozlegały się na Anioł Pański, bo wiara katolicka była dla okupanta nienawistna i kościoły pozamieniano na magazyny ze zbożem i nawozami; dzwon kościelny nie zapowiadał katolickich pogrzebów, bo te z udziałem księdza były zabronione, zresztą i księża zostali wywiezieni do Dachau i innych obozów śmierci…

Ostatnim publicznym konduktem, na jaki zezwolili Niemcy, był pogrzeb proboszcza kolegiaty, księdza Walerego Pogorzelskiego w dniu 15 lutego 1941 roku, który zgromadził tysiące sieradzan i mieszkańców okolicznych wiosek, przeradzając się w patriotyczną demonstrację. Dlatego nauczeni doświadczeniem, Niemcy nie zezwolili na publiczny pogrzeb, zmarłego 20 czerwca tegoż roku, również niezwykle poważanego i zasłużonego księdza Aleksandra Brzezińskiego…

…Wreszcie po czarnej nocy okupacji nadszedł rok 1945. Niemcy opuścili nasze miasto. Zostały po nich zamknięte oba sieradzkie kościoły, zbezczeszczone i brudne, pełne worków z nawozami i zbożem, oraz biegających po kątach szczurów. Lecz oto w niedzielę 28 stycznia pojawia się radosny zapis siostry Pauliny Jaskulanki:

W pierwszą niedzielę po wyzwoleniu Mszę świętą dziękczynną odprawił w klasztorze na krużganku przed Panem Jezusem Ukrzyżowanym ksiądz Ignacy Swiąder.(…) Odbyła się także Msza święta u sióstr szarytek w szpitalu, odprawił ją ksiądz Antoni Samulski. On też odprawił sumę w Domu Katolickim przy kościele farnym. Na godzinę przed sumą rozległy się po raz pierwszy nad Sieradzem dzwony – było to niezwykłe przeżycie dla wszystkich mieszkańców, zaraz też zaczęły się gromadzić niezliczone tłumy ludności, która wypełniła cały cmentarz przykościelny.

Po wojnie mur klasztorny i bramę z bocznymi furtami odbudowano, wprowadzając jednak szereg zmian, nad którymi zapewne czuwała siostra kustosz klasztoru, znakomita historyczka sztuki i artystka, s. Magdalena Hekker. Przede wszystkim postanowiono nawiązać do neogotyku ceglanego, bliższego architekturze kościoła, zostawiając strukturę ceglaną bez otynkowania. Brama została pozbawiona klasycystycznego charakteru, pilastrów i innych ornamentów, zyskując dzięki temu na prostocie. Z dawnego projektu pozostał trójkątny fronton z fryzem – jednak bez zniszczonej figury św. Jana Nepomucena. Nie odtworzono również murowanej dzwonnicy. W lewym rogu fasady kościoła została urządzona „grota Niepokalanego Poczęcia z Lourdes” z figurą Matki Bożej i metalową balustradką.

Odbudowane murowane ogrodzenie z bramą wejściową, bez figury św. Jana Nepomucena, z prawej strony kadru widać fragment drewnianej dzwonnicy

Przez kilka powojennych dziesięcioleci funkcjonowała przed klasztorem, wewnątrz ogrodzenia, bardzo prosta, zbita z drewnianych bali dzwonnica. Pojedynczy dzwon uruchamiała, ciągnąc za długi sznur, któraś z sióstr urszulanek. Czasem pozwalała nam, małolatom, gdyśmy przybiegali na klasztorny podwórzec w czasie południowej przerwy szkolnej w pobliskiej „dwójce”, uwiesić się sznura z przekonaniem, że to nam dzwon zawdzięcza owo niosące się wysoko nad miasteczkiem brzmienie…

Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku ówczesna przełożona klasztoru urszulańskiego (a niebawem matka generalna Zgromadzenia Sióstr SJK), siostra Urszula Frankiewicz, zwróciła się do mojego brata, architekta Jana Turowicza, z prośbą o zaprojektowanie nowej murowanej dzwonnicy. Odniesienia do dawnego (mało urodziwego) projektu nie było, innych sugestii także. Pamiętam rozmowy z Jaśkiem podczas przymierzania się do nowej, korespondującej ze stylem bryły kościelnej, dzwonnicy.

Ostatecznie powstał ciekawy projekt nawiązujący do już zastosowanego w odbudowanym ogrodzeniu i bramie klasztornej, popularnego w XIX wieku tzw. neogotyku ceglanego, który z jednej strony był wynikiem poszukiwania stylu narodowego z wykorzystaniem rodzimej tradycji, a z drugiej stworzył środki wyrazu architektury współczesnej. W projekcie klasztornej dzwonnicy przejawiło się to niezwykle prostą i szlachetną sylwetką, ze wsparciem czterech narożników dwuskokowymi przyporami, charakterystycznymi dla zewnętrznej, gotyckiej bryły kościoła. Całość przykryta lekko spadzistym daszkiem.

W kronice urszulańskiej odnotowano fakt rozpoczęcia budowy dzwonnicy w dniu 11 kwietnia 1981 roku. Natomiast w sprawozdaniu za rok 1981/1982 znalazł się zapis: „W jesieni spodziewamy się wykończenia nowego dzwonu, na który złożyli ofiary Sieradzanie z okazji Jubileuszu Jasnogórskiego i rychłej beatyfikacji Matki Założycielki”. A pod datą 11 grudnia 1981: „Wstrząsająca wiadomość o tragicznej śmierci inż. Jana Turowicza, dawnego naszego ministranta, który projektował dzwonnicę przy naszym kościele”, po czym z notatki z 23 grudnia 1981 dowiadujemy się, że nastąpiło „uruchomienie elektrycznego napędu dzwonu na nowej dzwonnicy”. Wyposażona jest obecnie w dwa dzwony, dotychczasowy niewielki z drewnianej dzwonnicy oraz nowy dzwon ochrzczony jako Maria Urszula. Uroczystego poświęcenia dzwonu dokonał ksiądz biskup Jan Zaręba w dniu 13 marca 1983 roku.

Nie wiedziałam, ile jest prawdy w twierdzeniu, że po tragicznej śmierci Jaśka w wypadku samochodowym 8 grudnia 1981 roku dzwon na nowej dzwonnicy jemu pierwszemu zadzwonił. Tak szepnęła zbolałej mamie siostra przełożona, i tak już w rodzinie zostało. Pozwoliłam sobie to zapisać pod zdjęciem Jaśkowej dzwonnicy w Kronice okupacyjnej, dopuszczając myśl, że być może to tylko legenda…

Jednak teraz, po odczytaniu informacji z kroniki zakonnej, myślę tak: ciało Jaśka przewieziono do Sieradza z czechosłowackiej Ostravy, gdzie zginął, przez zablokowaną stanem wojennym granicę w Wigilię 1981, zatem uruchomiony dzień wcześniej dzwon zadzwonił pewnie po raz pierwszy na Pasterkę, ale już niebawem – w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia – na Jaśkowy pogrzeb. I najpewniej wypowiedź siostry przełożonej dotyczyła faktu, że to był pierwszy raz użycia dzwonu z okazji pogrzebu… projektanta dzwonnicy…

Na marginesie dodam, że gdyby nie tragiczna śmierć magistra inżyniera Jana Turowicza, być może kościół Najświętszego Serca Jezusowego na Jaworowym wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Pamiętam bowiem rozmowę księdza infułata Apolinarego Leśniowskiego z moim bratem, w której zaproponował mu przygotowanie projektu przyszłego kościoła na tym osiedlu. Nim jednak doszło do bardziej konkretnych ustaleń, Pan Bóg powołał go do siebie…

Została klasztorna dzwonnica…

Ita Turowicz

 

***

Zobacz także:

Udostępnij to: