Poznaję Boży świat / 2019 – Liban, śladami św. Charbela. Dzień 7. Byblos, Dolina Qadisha, Balamand, Nourieh

2023 – Dni Krzyżowe na sieradzkiej Pradze
16 maja 2023
Warto zobaczyć / Przydrożne krzyże i kapliczki
24 maja 2023
Udostępnij to:

2019 – Liban, śladami św. Charbela

 

 

***

Dzień 7
25 października 2019 

 

Nasz pobyt na świętej ziemi Libanu powoli zmierza ku końcowi. Pozostał tak naprawdę ostatni dzień zwiedzania, podczas którego zobaczymy kolejne niezwykłe miejsca. Powrócimy m.in. do Byblos, Doliny Qadisha, a na koniec pojedziemy do Balamand, gdzie znajduje się prawosławny klasztor i odwiedzimy miejscowość Nourieh. W tej ostatniej miejscowości znajdują się położone na stromym, skalistym klifie sanktuarium i klasztor z IV wieku poświęcony „Matce Bożej Światła”. Z tym miejscem wiąże się ciekawa legenda, o której opowiem nieco później.

Czas na pielgrzymkach upływa zdecydowanie za szybko i zanim człowiek się obejrzy, trzeba wracać do domu. Dobrze, że w moim domowym archiwum pozostaną te wszystkie fotografie, które od początku wyjazdu mogłem wykonać. Dzięki nim wspomnienia z kolejnej pielgrzymki staną się jednymi z najpiękniejszych, niematerialnych rzeczy, które mogę posiadać, i co ważne, mogę się nimi dzielić z innymi. Również pisanie swoich wspomnień, które mogę ubogacić zdjęciami, sprawia mi wielką radość w sercu. Dzięki temu mogę na swój sposób mówić o Bogu, do którego w ziemskim życiu zmierzamy. To wszystko jest dla mnie niezwykle piękne, radosne i chciałbym, aby tak było już zawsze.

Wracając do przedostatniego dnia pielgrzymki, to z samego rana powróciliśmy do Byblos. To historyczne miasto zobaczyliśmy podczas drugiego dnia, ale tym razem mogliśmy poświęcić na zwiedzanie znacznie więcej czasu. Byblos jest nieprzerwanie zamieszkane od ponad 7 tysięcy lat i uchodzi za jedno z najstarszych miast na świecie. W pobliżu portu znajduje się rozległe stanowisko archeologiczne wraz z XII-wiecznym zamkiem krzyżowców, które będziemy mogli też zobaczyć. Jest to najważniejsza atrakcja miasta, obowiązkowo odwiedzana przez turystów. Antyczne ruiny miasta zostały wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i świadczą o obecności całego przekroju cywilizacji, od czasów neolitu po średniowiecze. Zanim jednak tam się udaliśmy, to najpierw poszliśmy na Mszę Świętą do XIII-wiecznego kościoła poświęconego św. Janowi Chrzcicielowi. Po niej natomiast spacerkiem i bez pośpiechu przy pięknej i bezchmurnej pogodzie udaliśmy się prosto na wspomniane ruiny. Poniżej pragnę zaprezentować krótki fotoreportaż z tego miejsca.

 

To był dla mnie wyjątkowy spacer po ruinach miasta. Nasz przewodnik na początku przedstawił nam historię tego miejsca, a następnie mieliśmy czas na indywidualny spacer. O wyznaczonej godzinie w wyznaczonym miejscu mieliśmy się jedynie spotkać, aby ruszyć w dalszą drogę. Miejsce było też dla mnie ciekawe, ponieważ ruiny, po których spacerowaliśmy leżą, jak zresztą całe miasto Byblos, nad Morzem Śródziemnym. Należę do tych osób, które uwielbiają wolny czas spędzać nad wodą, to jest to, co sprawia mi nieopisaną radość, kiedy spacerując, mogę wsłuchiwać się w szum morza, wiatru, słuchać śpiewu ptaków i do tego wpatrywać się w bezkres morza. To jest najlepszy dla mnie sposób na odpoczynek i regenerację sił, a do tego, jeśli jeszcze mogę wykonać nieco zdjęć, to już jestem w pełni szczęśliwy (uśmiech).

 

Po spacerze wróciłem do miejsca, w którym mieliśmy ustalone spotkanie, a następnie udaliśmy się w kolejne miejsce, o którym chciałbym też wspomnieć. Jest to Dolina Qadisha, która nie była nam zupełnie obca. Podczas trzeciego dnia, kiedy jechaliśmy do letniej rezydencji Patriarchy Maronickiego w Diman, mogliśmy tę niezwykłą dolinę podziwiać. Teraz natomiast udamy się do klasztoru św. Antoniego w Qozhaya, który podobno jest najstarszym klasztorem w dolinie. Przylega do zbocza góry i otacza grotę, w której wydrążono kościół. Jak powiedział nam przewodnik, wielu pielgrzymujących do klasztoru, modlących się za swoje rodziny, starających się o dzieci i cierpiących na choroby psychiczne, otrzymało tu łaskę cudu.

Dolina Qadisha po arabsku oznacza „święta” i nic dziwnego, że tak nazywa się dolinę, która przez wieki dawała schronienie maronickim chrześcijanom uciekającym tu przed prześladowaniami muzułmanów. Wąwóz wyrzeźbiony przez mierzącą 35 km rzekę Nahr Abu Ali rozciąga się od Baszarri do wybrzeża Libanu. Klifowe ściany wąwozu, których wysokość dochodzi do 1000 m, pełne są niedostępnych grot. Maronici ukrywali się w nich od VII w., gdy na Liban napadli wyznawcy proroka islamu – Mahometa, chcąc przemocą narzucić im swą wiarę, aż do XI w., gdy dotarli tu krzyżowcy. Chroniący się w wysoko położonych jaskiniach maronici wciągali na skalne półki umieszczoną w koszach ziemię, dzięki czemu mogli uprawiać niezbędne do życia rośliny. W skalnych ścianach wykuto przez wieki wiele kaplic oraz wybudowano klasztory. Jedną z tych doskonale wtopionych w krajobraz budowli jest klasztor św. Antoniego Pustelnika z Qozhaya, zbudowany nieopodal groty skalnej, w której mieszkali uczniowie św. Antoniego Pustelnika. I do tego pięknego miejsca, które ukażę na swoich fotografiach, właśnie się udajemy.

Jeszcze tylko kilka ostrych zakrętów i będziemy na miejscu. Jazda po takich krętych i stromych drogach sprawiała, że czasami dostawałem palipitacji serca (uśmiech).
Jesteśmy na miejscu. Co za widoki! W Dolinie Qadisha, będącej słynnym miejscem pielgrzymkowym, znajduje się ponad 80 kościołów, klasztorów i kaplic. My udajemy się do klasztoru św. Antoniego Wielkiego.
Klasztor św. Antoniego Wielkiego w Qozhaya, to jeden z najstarszych monastyrów w Dolinie Qadisha; jego początki sięgają IV w. Klasztor był wielokrotnie łupiony, palony, burzony i odbudowywany.
Św. Antoni Wielki pochodził z Egiptu; uważany jest za ojca chrześcijańskiego monastycyzmu. Jako pierwszy wypracował model męczeństwa polegający na odejściu od świata, samotnej medytacji i ascezie. Nie ma świadectw historycznych na temat pobytu św. Antoniego w Libanie, jednak starożytna ustna tradycja mówi, że już w IV w. jego uczniowie przywędrowali do Doliny Qadisha.
Figura św. Antoniego, a tuż za nią pomieszczenia, w których mieszkali zakonnicy
Dziedziniec klasztoru
Jaskinia, w której znajduje się kaplica św. Antoniego
Kamienny ołtarz, na którym sprawowana była Eucharystia
Kościół wykuty w skale. To miejsce robi na odwiedzających wrażenie.
We wnętrzu kościoła znajduje się w głównym ołtarzu obraz z wizerunkiem św. Antoniego Wielkiego.
Rozpościerający widok z klasztoru na Dolinę Qadisha
W klasztorze znajduje się również muzeum. Możemy w nim zobaczyć m.in. pierwszą prasę drukarską, którą sprowadzono na Bliski Wschód w 1584 r., na której rok później wydrukowano arabskimi czcionkami Psałterz.

Spacerując po klasztorze, przychodziło mi na myśl, jaka musiała być wiara ludzi, którzy w tak niedostępnych miejscach budowali klasztory. Wizyta w klasztorze obfitowała w wiele głębokich duchowych doznań. Było wręcz czuć, jak mury świątyni przesiąknięte są modlitwami tych, którzy jako pierwsi, ponad tysiąc lat temu, dotarli w to miejsce, przeciskając się przez wąskie wąwozy. Płaskorzeźby pokrywające kamienne ściany groty, to wręcz jakby pomost łączący historię z teraźniejszością. Z całą pewnością jest to miejsce niezwykłe, które koniecznie trzeba zobaczyć i które zapewnia prawdziwą przygodę w malowniczej, naturalnej scenerii. Miejsce, w którym można zatracić się w kontemplacji i zachwycić przyrodą.

Kiedy nasz czas w klasztorze św. Antoniego Wielkiego w Qozhaya dobiegł końca, udaliśmy się jeszcze na krótko do dwóch położonych blisko siebie miejscowości nad Morzem Śródziemnym. Pierwszą jest Balamand, gdzie znajduje się patriarchalny klasztor Matki Bożej.

Balamand pochodzi od francuskiego Belmont, nazwa nadana przez cysterskich mnichów w XII wieku ich pierwszemu klasztorowi w Lewancie, a od 1603 roku miejscowość Balamand jest centrum prawosławnego klasztoru w Antiochii, poświęconego Dziewicy Maryi i św. Jerzemu. Niestety w tych miejscach we wnętrzach klasztorów był zakaz robienia zdjęć, dlatego niestety zbyt wiele na zdjęciach nie ukażę.

 

Następnie z Balamand udaliśmy się już do ostatniej miejscowości, którą mieliśmy według naszego programu zobaczyć. Była to miejscowość Nourieh, gdzie na szczycie stromego klifu znajduje się sanktuarium i klasztor poświęcony „Matce Bożej Światła”. Jak wspomniałem na początku dzisiejszych wspomnień, z tym miejscem wiąże się ciekawa legenda, która mówi o dwóch marynarzach, którzy pewnej zimowej nocy, pływając na wzburzonym morzu, znaleźli się w niebezpieczeństwie. Zaczęli się gorliwie modlić, po czym ukazała im się Matka Boża w postaci źródła światła, które poprowadziło ich bezpiecznie do brzegu. Żeglarze wyrzeźbili w klifie jaskinię i poświęcili ją Maryi. Z tego miejsca ze szczytu, na którym znajduje się grecko-prawosławny klasztor z XVIII wieku, w którym znajduje się cudowna ikona Maryi. Niestety w tym klasztorze, jak i w Balamand, również był zakaz robienia zdjęć, więc ukażę tylko kilka fotografii, łącznie z pięknym widokiem na zatokę.

 

I tak tym niezwykłym widokiem ze szczytu i znajdującego się tam klasztoru na zatokę, doszliśmy do końca wspomnień z dzisiejszego dnia. Miejscowość Nourieh była tak naprawdę naszym ostatnim punktem pielgrzymki, który mieliśmy zobaczyć. W drodze powrotnej do hotelu nasz przewodnik podsumował cały dzisiejszy dzień i powiedział nam, co nas czeka podczas ostatniego dnia pobytu w Libanie. Ostatniego dnia pielgrzymki mieliśmy zaplanowany całodniowy wypoczynek nad morzem. Jednak ze względu na to, że podczas naszego całego pobytu w Libanie nie było nam dane zobaczyć Bejrutu, to nasz przewodnik zaproponował nam, żebśmy w ramach takiej jakby rekompensaty z samego rana udali się ponownie do św. Charbela w Annaya. Tak jak rozpoczynaliśmy naszą pielgrzymkę po Libanie właśnie od św. Charbela, tak żebyśmy ją zakończyli ze św. Charbelem. Oczywiście nasza grupa była bardzo zadowolona z takiej propozycji. Ja również cieszyłem się, że ponownie udamy się do św. Charbela, by chociaż przez chwilę ponownie być tam i za wszystko jeszcze raz jemu podziękować. Ta noc jak wspomniał nasz przewodnik, będzie dla nas również ostatnią nocą, którą spędzimy w Libanie. Już jutro, kiedy nasz wypoczynek nad morzem dobiegnie końca, już nie wrócimy do hotelu, a udamy się bezpośrednio na lotnisko w drogę powrotną do Polski. Póki co teraz czas schować aparat do plecaka i nieco odpocząć po dzisiejszym dość intensywnym dniu. Widzimy się jutro (uśmiech).

Łukasz Piotrowski

 

Ciąg dalszy…

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: