Poznaję Boży świat / 2023 – Francja, Lourdes. Obchody 165. rocznicy pierwszego objawienia Matki Bożej św. Bernadecie Soubirous. Dzień 1. Wstęp i podróż do Lourdes

Aforyzmy świętych i błogosławionych Kościoła katolickiego. Część II – 116 myśli
9 lutego 2024
2024 – Droga Krzyżowa na krużgankach klasztoru Sióstr Urszulanek SJK w Sieradzu
16 lutego 2024
Udostępnij to:

2023 – Francja, Lourdes. Obchody 165. rocznicy pierwszego objawienia Matki Bożej św. Bernadecie Soubirous.  

 

***

Sieradz, 25 marca 2023

 

„Lourdes jest cytadelą Życia i Nadziei” (św. Jan Paweł II).

 

W Lourdes byłem w dniach 9-13 lutego 2023 roku

Minęło już kilka tygodni od mojego powrotu z Lourdes, gdzie w dniu 11 lutego 2023 roku było mi dane od Boga uczestniczyć w pięknych obchodach 165. rocznicy pierwszego objawienia Matki Bożej w grocie Massabielskiej św. Bernadecie Soubirous. Tego też dnia, w święto Matki Bożej z Lourdes, obchodzony jest corocznie w całym Kościele katolickim ustanowiony w dniu 13 maja 1992 roku przez papieża Jana Pawła II Światowy Dzień Chorego. To właśnie ludzie chorzy, starsi, niepełnosprawni są najbardziej widoczną grupą, która przybywa do Lourdes. Papież Franciszek w jednej z katechez w dniu 1 czerwca 2022 roku tak powiedział o osobach starszych: „Osoby starsze są naszym skarbem, mądrością, pamięcią. Nie marginalizujmy ich”. Jakże wymowne i aktualne są to słowa w dzisiejszych czasach. Data 11 lutego jest dla nas katolików ważna również z innego powodu. Równo 10 lat temu w dniu 11 lutego 2013 roku papież Benedykt XVI, który był uważany za jednego z najwybitniejszych intelektualistów, który kiedykolwiek zasiadał na tronie Piotrowym, ogłosił, że z dniem 28 lutego rezygnuje z posługi biskupa Rzymu i następcy św. Piotra. Ten Wielki Nauczyciel Wiary odszedł do Domu Ojca 31 grudnia 2022 roku w wieku 95 lat. Do wielkiego papieża Benedykta XVI w dalszej części jeszcze powrócę i przytoczę jego piękne przemówienie, które wygłosił podczas procesji ze świecami w Lourdes z okazji 150. rocznicy objawień Matki Bożej.

Do Lourdes wróciłem po raz czwarty. Jest to miejsce, do którego zawsze z wielką radością powracam. Miejsce, gdzie w sposób szczególny odczuwa się obecność Boga i Maryi. Ostatni raz byłem w tym świętym miejscu w 2020 roku, a moje wspomnienia drodzy czytelnicy możecie przeczytać tutaj.

Kto był w Lourdes, ten wie, że cały kompleks sanktuaryjny jest zaprojektowany w sposób szczególny z myślą o osobach, które mają problemy z poruszaniem się i wymagają często opieki drugiego człowieka. Dzisiejszy „postępowy” świat, coraz bardziej zlaicyzowany, odrzucający Boże Przykazania nie promuje cywilizacji życia, a cywilizację śmierci. Często współczesny człowiek nie kieruje wzroku ku światłości, a zwraca się ku ciemności, otchłani. W coraz większym stopniu widzimy, jak ateistyczne ideologie, które odrzucają Boga, coraz głośniej domagają się barbarzyńskiego prawa, chociażby do zabijania bezbronnych i nienarodzonych dzieci, szczególnie takich, które mają urodzić się chore, niepełnosprawne. Piszę też o tym dlatego, że jestem tatą dwójki cudownych dzieci; 8-letniej Klary i 7-letniego Kacperka. Mój najukochańszy syn jest dzieckiem niepełnosprawnym, cierpiącym na Mózgowe Porażenie Dziecięce. Pamiętam, jak przed laty dowiedziałem się, że jest dzieckiem chorym i będzie wymagał szczególnej opieki. Nigdy wtedy, ani też dzisiaj nie odczuwam smutku z tego powodu, wręcz przeciwnie. Wiedziałem, że zawsze będę przy nim i że zawsze będzie mógł na mnie liczyć. Nigdy też nie miałem żalu do Pana Boga, dlaczego akurat jego to spotkało. Z pokorą przyjąłem to wszystko, co zostało nam podarowane. Nie wyobrażam sobie życia bez mojego syna, a jego uśmiech i radość, kiedy się za każdym razem widzimy, jest tak wielka, że jest dla mnie inspiracją, wzorem i siłą na każdy dzień mojego życia. Pokazuje mi zawsze swoją postawą, jakim trzeba być człowiekiem; radosnym, uśmiechniętym, lubiącym żarty, a w szczególności wygłupy z tatą (uśmiech). Taki jest mój syn, który jest niesamowitym i niepowtarzalnym Dzieckiem Bożym. Mam to ogromne szczęście, że jest moim najcudowniejszym synem, którym się nieustannie chlubię. I pamiętaj, że jesteś też dla swojego taty najpiękniejszym prezentem i darem, jaki kiedykolwiek otrzymałem od Pana Boga.

„Chcę widzieć uśmiech. Chrześcijanin nie ma żadnego powodu, aby być smutnym, a ma wiele, aby być wesołym” – św. Ignacy Loyola. Mój najukochańszy syn Kacperek na spacerze; fot. 29 października 2022
Z moimi najsłodszymi pociechami na niecałe 2 miesiące przed wyjazdem do Lourdes; 8-letnia Klara i 7-letni Kacperek; fot. 26 grudnia 2022

W Lourdes nikt nie czuje się niechciany, wykluczony. Tutaj, w tym niezwykłym miejscu, otoczonym przepięknymi górskimi terenami Pirenejów można doświadczyć ogromnej miłości Boga i bliźniego, który w chorym, cierpiącym, osamotnionym człowieku może dostrzec samego Jezusa, któremu pragnie służyć. Jak powie Pan Jezus w Ewangelii: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Podczas objawień Matka Boża wypowiedziała do św. Bernadetty znamienne słowa: „Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, ale w przyszłym”. Te piękne słowa, które często przytaczam, dotyczą również każdego z nas, a w sposób szczególny osób chorych, cierpiących, niepełnosprawnych, osamotnionych. Prawdziwe życie tak naprawdę dopiero się zacznie wraz z przejściem z życia ziemskiego do życia wiecznego, kiedy to dostąpimy zbawienia w Jezusie Chrystusie. Wielka to będzie radość!

Pragnienie ponownego przyjechania do Lourdes zrodziło się w moim sercu kilka miesięcy temu. Nie tylko bardzo zapragnąłem być w dniu, w którym Matka Boża pierwszy raz objawiła się Bernadecie Soubirous, ale i zrobić jak najpiękniejszy fotoreportaż z tych rocznicowych wydarzeń. W Lourdes, ilekroć jest mi dane tutaj powracać, za co dziękuję Panu Bogu, w moim sercu zawsze panuje ogromna radość. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale Lourdes jest tym miejscem, w którym nie tylko najlepiej się czuję, wypoczywam, ale przede wszystkim jest miejscem, do którego zawsze z ogromnym wytęsknieniem powracam. Lourdes jest dla mnie prawdziwym i najpiękniejszym przedsionkiem nieba.

Dzisiaj, kiedy Kościół obchodzi uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, pragnę powrócić w swoich wspomnieniach do tych kilku dni, które spędziłem w miejscu, w którym przed 165 laty Maryja pierwszy raz objawiła się wiejskiej i ubogiej analfabetce – Bernadecie Soubirous. Jej codzienne życie było bardzo trudne. W domu rodzinnym panowała ogromna bieda, brakowało wszystkiego, nawet opału na ogrzewanie. Rodzina Soubirous mieszkała w opuszczonym więzieniu „La Cachot” – opuszczonym z powodu szkodliwych dla zdrowia warunków, głównie ze względu na dużą wilgotność. Również Bernadetta mieszkała w tej niezdrowej wręcz „dziurze” i często nie dojadała, a że już wcześniej była słabowita, często chorowała. Była mizerna i miała, jak podają źródła, zaledwie 140 cm wzrostu, cierpiała na astmę i gruźlicę kości. „Być może Maryja pragnie, abym cierpiała? Może potrzeba cierpienia?” – taka była jej odpowiedź w obliczu licznych dotykających ją chorób. To właśnie taką osobę wybrała Maryja na swoją powiernicę. Jak później sama powie: „Maryja wybrała mnie, bo jestem najbiedniejsza”. Była zawsze cicha i pokorna. Nigdy swojej „popularności” związanej z objawieniami nie wykorzystała do tego, żeby poprawić sytuację materialną swoją i rodziny, a przecież mogła to w jakimś stopniu uczynić. Ofiarującym jej pomoc mała wizjonerka odmawiała stanowczo, mówiąc: „Wolę pozostać biedną”. Pomimo że była bardzo biedna, to była obdarowana bogactwem innym, nadprzyrodzonym. Ostatnie miesiące swego życia Bernadetta przeżywała w infirmerii, bardzo nadwyrężona chorobą. Wymęczona ogromnym cierpieniem w pewnym momencie powiedziała: „Jak ten koniec wolno nadchodzi”. A na kilka dni przed śmiercią powiedziała: „Jestem mielona jak ziarno pszenicy”. Umarła w środę po Wielkanocy. Prosząc, by ją posadzono; było z nią kilka sióstr. Do jednej z nich, przez siebie wybranej, zwróciła się z prośbą, by „pomodliła się z nią do końca”. Przed śmiercią wzięła w ręce krucyfiks i trzymając go, powiedziała: „Ten jedynie mi wystarczy”. Tuż przed odejściem, spojrzeniem jeszcze przypomniała siostrze, którą prosiła o modlitwę „do końca”, by spełniła swoją obietnicę. Razem więc skierowały prośbę: „Módl się za nami, biednymi grzesznikami”. Po czym Bernadetta umarła. Był 16 kwietnia 1879 roku, około trzeciej po południu.

Dzisiejsza data, kiedy zaczynam pisać swoje wspomnienia i przeżycia z Lourdes, jest też szczególna z innego powodu. To właśnie wtedy, w dniu 25 marca 1858 roku w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, „Piękna Pani” oznajmiła Bernadecie w miejscowym dialekcie, jak się nazywa. Maryja swój wzrok wzniosła ku niebu i powiedziała: Que soy era Immaculada Councepciou Jam jest Niepokalane Poczęcie. To znaczy, że Maryja zachowana jest od grzechu pierworodnego, a Niepokalane Poczęcie Maryi jest darem samego Boga, zachowaniem Maryi od skażenia grzechem, aby Zbawiciel całej ludzkości mógł narodzić się w środowisku czystym i świętym.

Jednak zanim opiszę swój kilkudniowy wyjazd i ukażę na zdjęciach, to wszystko, co udało mi się uwiecznić w kadrze aparatu, to chciałbym najpierw napisać, jak doszło do mojego wyjazdu. Wcześniej w Lourdes bywałem trzykrotnie, w latach: 2007, 2017 i 2020. Jednak nie były to wyjazdy, podczas których uczestniczyłem, chociażby w świętach maryjnych czy uroczystościach związanych z objawieniami Matki Bożej. Były to takie jakby „zwykłe”, zorganizowane wyjazdy do Lourdes, które jednak duchowo też pięknie mogłem przeżywać. Tym razem, podczas czwartego wyjazdu do Lourdes, było już inaczej.

: 2007 – 49. Międzynarodowa Żołnierska Pielgrzymka do Lourdes. Wspomnienia kliknij tutaj.

: 2017 – Zorganizowana pielgrzymka do Lourdes. Wspomnienia kliknij tutaj.

: 2020 – Indywidualny wyjazd do Lourdes. Wspomnienia kliknij tutaj.

 

***

 

Chcąc opowiedzieć, jak doszło do kolejnego wyjazdu do Lourdes, muszę cofnąć się do jesieni 2022 roku, bo to właśnie wtedy w moim sercu zrodziło się pragnienie ponownego udania się do Lourdes. Jednak tym razem pragnąłem powrócić do Lourdes na 165. rocznicę pierwszego objawienia się Matki Bożej. Oczywiście od tego pomysłu do realizacji była jeszcze długa droga. Zdawałem sobie dobrze sprawę, że organizacja takiego wyjazdu, ze względu, chociażby na porę roku, nie będzie wcale łatwa. Jednak to pragnienie, by pojechać ponownie do Lourdes, z każdym dniem we mnie wzrastało.

Lourdes w jakimś stopniu jest mi już dobrze znane, bo podczas moich wcześniejszych pobytów nieco już je poznałem. Tym razem jednak chciałem skoncentrować się przede wszystkim na wydarzeniach związanych z objawieniami Matki Bożej i miejscach, które w sposób szczególny nawiedzane są przez wiernych i postarać się jak najpiękniej ukazać mistykę tego świętego miejsca.

Pierwsze, co uczyniłem, zanim zacząłem planować swój wyjazd, to musiałem zorientować się, jak wygląda połączenie lotnicze z Polski do Lourdes. Dzień 11 lutego 2023 roku wypadał w sobotę, jednak ja chciałem być przynajmniej już dzień wcześniej w Lourdes, tak żeby na wszystko mieć czas. Zdawałem sobie sprawę, że pielgrzymi zaczną przybywać już kilka dni wcześniej, dlatego zdecydowałem, że udam się już 9 lutego (czwartek). Chciałem w Lourdes spędzić przynajmniej cały piątek, sobotę i niedzielę, a w poniedziałek zacząć wracać już do domu. Taki miałem plan i teraz jedyne co musiałem zrobić, to poszukać odpowiedniego i najlepiej bezpośredniego połączenia lotniczego.

Niestety, jak się okazało po pierwszych poszukiwaniach, o tej porze roku nie było bezpośrednich połączeń z Polski do Lourdes, co było dla mnie już sporym zmartwieniem. Jeżeli chciałem pojechać w tych dniach, które zaplanowałem, to musiałem liczyć się z przesiadkami na europejskich lotniskach. W pamięci miałem oczywiście swój ostatni wyjazd do Lourdes w 2020 roku, kiedy z Krakowa mogłem nie tylko bezpośrednio polecieć do Lourdes, ale i bezpośrednim lotem wrócić do Krakowa. Cała podróż w jedną stronę zajęła mi jedynie nieco ponad 2 godziny lotu. O takim połączeniu teraz mogłem jedynie pomarzyć.

Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań przyszło zniechęcenie i myśli, że chyba sobie tym razem z wyjazdem nie poradzę. Jakby tego było mało, to w Internecie wyczytałem, że Ryanair wznawia bezpośrednie loty z Krakowa do Lourdes, ale jak się okazało niestety dopiero z końcem marca. Zacząłem sobie w głowie coraz bardziej analizować, czy nie lepiej jechać do Lourdes wiosną albo latem, tak jak to kiedyś czyniłem. Przynajmniej miałbym bezpośredni lot, no i pogoda będzie zapewne o wiele lepsza niż teraz, kiedy mamy środek zimy. Jeszcze, gdy sprawdzałem długoterminową prognozę pogody, jaka może panować podczas rocznicowych wydarzeń, to ten wyjazd nie napawał mnie optymizmem.

Mijały kolejne dni, a ja jednak wciąż nie mogłem przestać myśleć o wyjeździe do Lourdes właśnie teraz, zimą, kiedy miało miejsce pierwsze objawienie. To pragnienie w moim sercu stawało się coraz większe i nie dawało mi spokoju, dlatego zdecydowałem, że bez względu na wszystko, co mnie czeka, zrobię wszystko, żeby na 11 lutego być u Matki Bożej (uśmiech). Dzisiaj wiem, że była to słuszna decyzja, żeby tam pojechać. Pomimo moich obaw związanych z transportem, pogodą, jaka może mnie zastać na miejscu, to wszystko udało się zrealizować. Oczywiście pojawiły też się niemałe problemy z noclegiem, o którym napiszę w dalszej części wspomnień, ale w tym wszystkim widzę, jak Opatrzność Boża prowadziła mnie od początku do końca mojej podróży. Jakby tego było mało, to przez wszystkie dni pobytu w Lourdes pogoda była wręcz idealna. Nie było nawet najmniejszej chmurki na niebie, a temperatura powietrza, nie licząc poranków, była jak na porę roku bardzo wysoka. Kilka dni po moim powrocie z Lourdes zaczął padać śnieg, deszcz i było wietrznie. Wszystkie moje zamierzenia, które miałem zrealizować, udało się wykonać wręcz z nawiązką, za co jestem niezmiernie wdzięczny Panu Bogu. Dzisiaj też widzę, jak zły duch robił wszystko, żeby mnie odwlec od tego wyjazdu. Jak bardzo napełniał moje serce niepokojem i lękiem, że na pewno nic z tego nie wyjdzie, że sobie nie poradzę, że pogoda zapewne będzie bardzo niesprzyjająca itd. Często mam tak, ilekroć wybieram się na zdjęcia, ukazując wydarzenia kościelne, to przychodzi zniechęcenie. Jednak kiedy zawierzam wszystko Panu Bogu i odrzucam te złe myśli, to widzę, że dobrze postąpiłem, uczestnicząc w tych wszystkich uroczystościach. Chwała Ci Panie za to!

Z początkiem stycznia 2023 roku dokonałem wszystkich potrzebnych rezerwacji m.in. na samolot i nocleg w hotelu. Jak pisałem wcześniej, nie było możliwości wykupienia lotu bezpośredniego, dlatego musiałem zdecydować się na przesiadki i zrobić tak, żeby startować i lądować na Lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Chcąc dostać się do Lourdes, musiałem najpierw udać się do Paryża, a następnie po prawie 12-godzinnym oczekiwaniu na kolejny samolot, wieczorem ze stolicy Francji odlecieć już bezpośrednio samolotem do Lourdes. Niestety droga powrotna była nieco bardziej skomplikowana, bo żeby wrócić do Warszawy, musiałem lecieć przez Londyn, Gdańsk i dopiero nad ranem 14 lutego br. było planowane lądowanie w Warszawie. Do Lourdes według planu miałem dotrzeć późnym wieczorem w czwartek (9 lutego), ale ze względu na to, że o tej porze nie jeżdżą już autobusy, miałem zarezerwowaną wcześniej taksówkę, która bezpośrednio zabrała mnie z lotniska do hotelu, gdzie będę mógł porządnie odespać i już od samego rana, w przededniu święta zacząć swój upragniony fotoreportaż. No, to tak wyglądał mój plan na całą podróż. Teraz jedynie trzeba było poczekać, aż nadejdzie upragniony dzień, kiedy udam się w kolejną niezapomnianą pielgrzymkę do mojego przedsionka nieba, którym jest Lourdes (uśmiech).

 

Dzień 1
9 lutego 2023 roku
Podróż do Lourdes

W dniu 9 lutego 2023 roku tuż po godzinie 2:00 w nocy udałem się na lotnisko do Warszawy. Miałem ze sobą jedynie jeden plecak, w którym znajdował się przede wszystkim aparat fotograficzny wraz z trzema obiektywami, niewielkim statywem i jedynie najpotrzebniejszą bielizną wraz z kosmetykami. Po dojechaniu na wcześniej zarezerwowany parking odstawiłem samochód, a kierowca zawiózł mnie pod sam terminal lotniska.

Na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie; fot. 9 lutego 2023
O godz. 5:50 można było już wejść na pokład samolotu. Jeszcze tylko selfie i można lecieć w 2,5 h podróży do Paryża, gdzie będzie czekała mnie przesiadka.
Cały lot przebiegł bezproblemowo i w Paryżu samolot wylądował kilka minut po godz. 9:00
Tak wygląda jeden ze sklepików znajdujący się na terenie lotniska w Paryżu

Po wylądowaniu w Paryżu musiałem zmienić terminal lotniska, co wiązało się z pewnymi zawirowaniami logistycznymi. Na szczęście miałem bardzo dużo czasu na kolejny lot, więc na spokojnie odnalazłem wskazany terminal i bramkę, przy której będzie odprawa. Czekając na samolot, zacząłem otrzymywać niepokojące informacje z mojego hotelu, który, jak się okazało, anulował moją rezerwację. Byłem tym bardzo zdziwiony i „trochę” przerażony, że na kilka godzin przed moim przybyciem spotyka mnie coś takiego. Mój niepokój był spowodowany tym, że w Lourdes będę dopiero po godz. 23:00 i o tej godzinie wszystko jest pozamykane. Gdybym był w Lourdes np. z rana albo po południu, to by nie było raczej problemu z noclegiem dla mnie, ale o tej porze już niestety tak.

Na lotnisku poprosiłem sprzedawcę z jednego ze sklepów o pomoc, żeby zadzwonił do hotelu i dowiedział się o przyczynę takiej sytuacji. Jak powiedziała recepcjonistka hotelu, doszło do awarii ogrzewania i hotel jest zamknięty. Został mi zaproponowany w tej samej cenie inny hotel, na który tak naprawdę, nie mając innego wyjścia, się zgodziłem. Hotel był w podobnej odległości od sanktuarium, więc nie był to dla mnie jakiś szczególny problem. Jednak cała ta historia z zamknięciem hotelu i jego awarią była dla mnie troszkę podejrzana. Miałem też pewne obawy z nowym hotelem, czy aby ktoś na pewno w nim będzie i czy będzie o tej porze otwarty. Nie mogłem niestety nic więcej zrobić, a jedynie cierpliwie czekać i być dobrej myśli, że wszystko będzie dobrze. Niestety dobrze nie było…

Na samolot do Lourdes przyszło mi czekać prawie 12 godzin. Byłem nieco zdenerwowany całą sytuacją związaną z anulowaniem nocleg w hotelu.
Samolot z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem wystartował po godz. 21:00. Na załączonym filmie w oddali można dojrzeć Wieżę Eiffla, gdzie na jej szczycie znajdują się umieszczone dwa reflektory, które kręcą się, jak na latarni morskiej i są widoczne aż z 80 km. Dobrze to widać w 40 sekundzie nagranego filmu.

Pomimo że cały lot był opóźniony, to po ponad godzinnym locie bezpiecznie wylądowaliśmy na, położonym o ok. 15 km od Lourdes, lotnisku. Było już po godz. 23:00 i byłem tą całą sytuacją psychicznie i fizycznie zmęczony. Mijały już prawie 24 h od mojego wyjazdu z domu. Przed głównym wejściem na lotnisko czekał na mnie kierowca taksówki z widoczną kartką „Łukasz Piotrowski”. Ucieszyłem się, że chociaż z transportem do hotelu nie będzie problemu. Po 20 minutach jazdy w końcu znalazłem się pod wskazanym adresem nowego hotelu. Na ulicach miasta o tej porze nie było już praktycznie nikogo. Hotel, w którym miałem mieć nocleg, był nieco dziwny i czułem, że zaraz zapewne zaczną się kolejne kłopoty. I miałem rację. Hotel był zamknięty. Na nic zdało się pukanie, dzwonienie dzwonkiem, czy dzwonieniem pod wskazany na tabliczce numer telefonu. Po prostu cisza. Byłem załamany. Nie dosyć, że dochodzi północ, jestem okropnie zmęczony, na dworze jest zimno, hotele pozamykane, a ja zostałem bez dachu nad głową. Nic tylko usiąść i płakać (uśmiech). Bałem się, że noc będzie trzeba spędzić pod chmurką i dopiero rano szukać noclegu, a to by już kolidowało z moimi planami.

Po kilku minutach musiałem wziąć się w garść i zacząć szybko działać. Pomimo że było już bardzo późno, to mimo wszystko zacząłem szukać jakiegokolwiek otwartego jeszcze hotelu. Tak dla niewtajemniczonych dodam tylko, że Lourdes jest drugim miastem po Paryżu pod względem ilości hoteli. Jednak przed sezonem pielgrzymkowym większość z nich jest zamknięta i dopiero tak od końca marca zaczyna się cały pielgrzymkowy ruch.

Przemierzając nocą Lourdes w poszukiwaniu jakiegokolwiek hotelu, miasto było jakby wymarłe. Pamiętam dobrze, jak to miasto żyje w sezonie pielgrzymkowym, gdzie to późnych godzin nocnych miasto tętni życiem, a teraz zupełna cisza. W oddali, ku swojej uciesze, zobaczyłem hotel, który był otwarty. Pośpiesznie udałem się do niego jednak, jak powiedział mi pan w recepcji, wszystkie pokoje były zarezerwowane i nie było już żadnego wolnego miejsca. Poprosiłem, żeby dobrze sprawdził, gdyż jestem zmęczony i zostałem bez dachu nad głową. Niestety wolnego miejsca dla mnie już nie było. Pomyślałem sobie: „no to cudownie” zaczyna się mój pobyt w Lourdes. Po przejściu kilkudziesięciu metrów natrafiłem na kolejny hotel, tym razem 4-gwiazdkowy, który wydawał mi się otwarty. Było mi już zupełnie bez znaczenia, ile hotel będzie miał gwiazdek, byle tylko znaleźć nocleg. Jednak, kiedy wszedłem do środka pan w ładnym mundurku, który jak się okazało, był jedynie ochroniarzem, powiedział, że nie jest w stanie mi pomóc, bo on jedynie tutaj pilnuje, a recepcja będzie czynna rano. Byłem już bardzo zrezygnowany i załamany całą tą beznadziejną dla mnie sytuacją. Jeszcze kilka godzin wcześniej zakładałem sobie, że po dojechaniu do hotelu wezmę ciepły prysznic, porządnie wypocznę w wygodnym łóżeczku, a z samego rana udam się do groty na upragnione zdjęcia. Niestety rzeczywistość, jak się okazało, była zupełnie inna, wręcz tragiczna. Kiedy nie wiedziałem już, co ze sobą zrobić, przyszła mi do głowy myśl, żeby jednak pójść do tego hotelu, w którym rezerwacja została mi anulowana. Hotel znajdował się kilkaset metrów dalej.

Po przyjściu zobaczyłem, że faktycznie hotel jest zamknięty. Dziwne to było dla mnie, bo nawet jeżeli jakaś grupa byłaby w środku, to powinien być otwarty, a tutaj cały hotel zamknięty na cztery spusty. Jednak po drugiej stronie uliczki zauważyłem inny hotel, „Hotel Croix des Bretons”, który pomimo późnej pory był jeszcze otwarty. W recepcji znajdował się pewien młody, uśmiechnięty i życzliwy mężczyzna, który jak się później dowiedziałem, był dyrektorem dwóch hoteli w Lourdes. Jak się okazało, to był mój punkt zwrotny i dzisiaj dziękuję Bogu, że do tego miejsca mnie pokierował. Kiedy zdyszany i zrezygnowany wszedłem do środka, zapytałem się, czy znajdzie się jeden pokój dla mnie. Opowiedziałem w skrócie swoją historię, że przyjechałem sam z Polski na główne uroczystości objawień i hotel, który znajduje się naprzeciwko waszego hotelu, kilka godzin wcześniej anulował moją rezerwację. Ten pan widział moje zmęczenie i widziałem, że żal mu się mnie zrobiło. Powiedział, żebym chwilę poczekał, to sprawdzi, jak może mi pomóc. Okazało się, że jest wolny jednoosobowy pokój, który jest nieco mniejszy od pozostałych. Zapytał się, czy mi to nie przeszkadza. Pomyślałem sobie „Boże kochany dawaj panie to, co jest, bo już ledwo na nogach stoję (uśmiech)”. Po chwili dodał, że w tym hotelu będę mógł zostać tylko 3 noce, bo zaraz po uroczystościach jest zamykany. Jednak kilkanaście metrów dalej jest drugi ich hotel, czterogwiazdkowy „Hotel Helgon”, do którego będę mógł przejść. Widziałem w tym człowieku ogromną chęć udzielenia mi pomocy. Jak powiedział „recepcjonista”, był pod wrażeniem mojego poświęcenia. Zapytał się, ile miałem zapłacić za wcześniejszy hotel. Pokazałem w telefonie swoją rezerwację i pomimo że jego hotel był nieco droższy, to zrobił mi taką samą cenę, jaką miałem wcześniej. Byłem bardzo szczęśliwy i zarazem ogromnie wdzięczny za tak okazaną życzliwość i pomoc. Ten życzliwy pan „recepcjonista” nazywał się Francois (Franciszek). Powiedział, że w hotelu pracuje jedna dziewczyna z Polski Monika i jeżeli będę chciał, to mogę rano z nią też porozmawiać. Oczywiście, że będę chciał, odpowiedziałem, ciesząc się z tego, że jest ktoś z Polski. Udając się do swojego pokoju, zatrzymałem się jeszcze przy hotelowym barze na zimną Coca-Colę, której byłem bardzo spragniony. Francois powiedział, żebym nie płacił za nią, że to jest na jego koszt. Podziękowałem za ten niby niewielki gest, który dla mnie bardzo wiele znaczył. Coca Colę wypiłem jednym duszkiem. Była przepyszna (uśmiech). Następnie Francois zaprowadził mnie do pokoju. Niczego w nim nie brakowało. Był bardzo przytulny. W pokoju był telewizor, łazienka i toaleta. W pokoju było tak gorąco, że musiałem zakręcić ogrzewanie, bo inaczej bym nie zasnął (uśmiech). Byłem bardzo szczęśliwy, że tutaj trafiłem, że za chwilę wezmę gorący prysznic i w końcu będę mógł położyć się spać. Dziękowałem Panu Bogu za to wszystko, że tej nocy jednak nie spędzę pod gołym niebem, ale w wygodnym hotelowym łóżku. Na sam koniec jeszcze raz bardzo podziękowałem Francois za to, co już dla mnie uczynił. W kolejnych dniach będę z nim jeszcze wiele razy rozmawiał, a na sam koniec mojego pobytu w Lourdes, zaoferuje mi odwiezienie na lotnisko, ale więcej o tym napiszę w późniejszej części wspomnień.

Tak wyglądała moja „niezwykła” podróż do Lourdes, o której, zanim przejdę do mojego fotoreportażu, to chciałem opowiedzieć. Pomimo problemów udało mi się w końcu dotrzeć do miejsca, gdzie już pojutrze będę uczestniczył w obchodach 165. rocznicy objawień Matki Bożej. Gdy leżałem już wykąpany w wygodnym łóżku, ciężko było mi zasnąć, bo wciąż myślałem o tym wszystkim, co mnie dzisiaj spotkało. Byłem jednak mimo wszystko już spokojny, bo wiedziałem, że w razie jakichś problemów, to będę mógł liczyć na pomoc Francois.

Łukasz Piotrowski

 

 

Ciąg dalszy…

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: