Wspomnienia Małgorzaty Mieczkowskiej-Borejko

Wspomnienia Ewy Janiak-Stanisławiak cz.III
19 sierpnia 2018
Wspomnienia Ewy Janiak-Stanisławiak cz.II
19 sierpnia 2018
Udostępnij to:

O sieradzkich tropach
i sile poczty internetowej

Tytułem wstępu. Pierwsze cudowne odkrycie, jakie poczyniłam, to istnienie portalu www.sieradz-praga.pl. Drugie – książka Ity Turowicz I wszystko w sny odchodzi… Memuar sieradzki. Trzecie – dotarcie do autorki. Obie mieszkamy w Warszawie (!), w tej samej dzielnicy (!), jesteśmy dziennikarkami (!). Serdeczne porozumienie, choć telefoniczne i „mailowe”, nastąpiło natychmiast. I oto trzymałam w rękach memuar, który kilkakrotnie „pożarłam” i nieustannie go wertuję. W sukurs przyszedł drugi skarb: Kronika okupacyjna klasztoru sióstr urszulanek w Sieradzu siostry Pauliny Anieli Jaskulanki USJK, której opracowania, przedmowy i przypisów podjęła się pani Ita. To zapiski kronikarskie i wspomnienia z lat 1939-1945. Czasu wojny i okupacji. To także sieradzkie lata mojej babci, mamy i cioci.

Stałam się stałym gościem portalu www.sieradz-praga.pl. Czytałam Wspomnienia inspirowane mieszkańców Sieradza: Ewy Janiak-Stanisławiak, Andrzeja Ruszkowskiego (z czasów wojny i zaraz po), Janusza Kurkowskiego (z lat 1938-1965). Wspomnienia dodane Anity Jarocińskiej-Stankiewicz „O braciach Jarocińskich i ich Matce”, także Zbyszka Kowalskiego o sieradzkim Rynku z lat 50., z sekwencją historycznych zdjęć Rynku z 1941 roku, autorstwa Victora Clemensa Beckera. Oglądałam film „Miasteczko” (1958) Romualda Dobraczyńskiego, Juliana Dziedziny i Janusza Łęskiego, z Helcią nosiwodą przy pompie na Rynku.

Pompa na Rynku – przecież mama o niej opowiadała. Właśnie przy niej złamała palec, kiedy któregoś z okupacyjnych dni poszła z wiadrami po wodę. Nie było kolejki, co już wydało jej się dziwne. Szybko i boleśnie odczuła tego przyczynę – ramię pompy było popsute, a szarpanina z nim spowodowała złamanie palca. Niedaleko grupa łobuziaków głośno się śmiała…

Kto mgliście wspomina, ten czasem mimo wszystko zbliży się odrobinę do prawdy, choćby krętymi drogami. Wspomniane lektury i obrazy pozwoliły mi na zbliżenie się do nieznanego okresu życia mojej mamy. Pozwoliły niemal dotknąć zdarzeń, a czasem zobaczyć je z fotograficzną dokładnością. Poczuć emocje na granicy światów wirtualnego i realnego. Zderzyć historię rodziny z naszym dniem dzisiejszym. Uporządkować to wszystko.

Na początku był chaos. Jak to zwykle. Ale była też siła sprawcza w osobie pani Ity Turowicz, która serdecznie namawiała, zachęcała, lekko popychała do spisania tej historii. I była też determinacja w nas – córkach Jadwigi Łabęckiej, przez dziesięć lat sieradzanki (1937-1947), aby ową dekadę z życia mamy zapisać. Miałyśmy w ręku dwa dokumenty (!), kilka fotografii i pożółkłe świadectwa szkolne. Tyle. Rozpoczęłyśmy poszukiwania. Gdzie? Oczywiście, w cyberprzestrzeni nieocenionego Internetu. Moja siostra Anna zaczęła tropić fakty, pozyskiwać dokumenty i wdała się w doprawdy niezwykłą przygodę z genealogią. Ja, pośród tropionych faktów, szukałam minionych wrażeń, smaków, zapachów.

Stopniowo pojawiali się i angażowali w poszukiwania śladów rodziny Łabęckich: Marianny – naszej babci (1904-1981), mamy Jadwigi (1925-1993) i jej siostry Ireny (1924-1995) oraz zmarłego w 1937 roku we Wróblewie dziadka Władysława (1896-1937) – ludzie z początku zupełnie nam nieznani (dziś już nie użyję słowa obcy), aby z czasem – bez przesady – stworzyć więź prawdziwie rodzinną. Dziękujemy więc wszystkim tym, którzy kierowali się w tej sprawie jedyną najsłuszniejszą w życiu zasadą: jeśli nie będziemy sobie pomagać, to wszystko straci sens.

———————————————————————————

DZIĘKUJEMY PO STOKROĆ

Icie Turowicz – z urodzenia i głosu serca dozgonnej sieradzance, dziennikarce z Warszawy, autorce pozycji książkowych związanych z rodzinnym miastem, wspaniałej osobowości

Marii Strózik z Sieradza – dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej we Wróblewie

Cezaremu Zbrojewskiemu z Sieradza – autorowi kilku tysięcy rysunków, grafik i obrazów, miłośnikowi Sieradza, który wskrzesza jego przeszłość w wielu swych pracach i wie o nim wszystko

Sławomirze Zbrojewskiej (z domu Perke) z Sieradza – mamie Cezarego, córce chrzestnej naszego nigdy nie poznanego osobiście dziadka Władysława Łabęckiego

Sławomirze Paszkiewicz z Wróblewa – kuzynce Sławomiry Zbrojewskiej, chodzącej encyklopedii Wróblewa

Annie Piestrzeniewicz z Muzeum Okręgowego w Sieradzu

Irenie Kostrzewskiej – dyrektor Spółdzielczego Domu Kultury w Sieradzu

Ryszardowi Mencowi z Wielunia – dalekiemu, a zupełnie dotychczas nieznanemu kuzynowi, tropicielowi korzeni rodziny na genealogicznych ścieżkach.

———————————————————————————

Będzie to nietypowy – jak na zamieszczane na stronie Sieradz-Praga.pl wspomnienia – zapis odkrywania sieradzkiej historii rodziny spisany nie przez sieradzankę, a przez kolejne pokolenie. Jej dorosłe córki: Annę i Małgorzatę. A oto jak tworzyła się historia, początkowo na rozgrzanych – bywało do białości – łączach internetowych. Potem na łączach telefonicznych. Wreszcie – podczas osobistych spotkań.

Cała rodzina mamy pochodziła z szeroko pojętych okolic Sieradza. Miejsca ich urodzenia to Dietrzniki, Wieluń, Włyń, Dzierżązna. Pierwsze dłuższe miejsce pobytu – Wróblew. Dlatego też Anna rozpoczęła korespondencję z Marią Strózik z miejscowej Gminnej Biblioteki Publicznej, pytając jeszcze wówczas z niewiarą, choć zarazem z nadzieją, o jakiekolwiek ślady po rodzinie Władysława Piotra Łabęckiego, sekretarza Gminy Wróblew w latach 30., przesyłając też nieliczne zdjęcia (obecnie zamieszczone na stronie www.gbp-wroblew.pl/galeria).

1 kwietnia 2013 roku otrzymała mail następującej treści:

Pani Anno, chcę jeszcze raz podziękować Pani za fotografie, informacje. Pani Babcia, Marianna Łabęcka była piękną kobietą i swą urodą zachwycała wszystkich. Tak mówią o niej starsi mieszkańcy Wróblewa. I ja też tak uważam.

Byłam również zachwycona ocenami na świadectwach Pańskiej Mamy… piękna i zdolna…

Pani Anno, bardzo bym prosiła Panią o każdą informację czy opowieść, nawet jakby wydała się absurdalna. To dla mnie bardzo cenne. Proszę mi też napisać o sobie.
Pozdrawiam serdecznie
Maria Strózik, Gminna Biblioteka Publiczna we Wróblewie

Trzy dni później łącze aż zadrżało. Pani Maria nadała krótką wiadomość:

Pani Sławomira Zbrojewska z d. Perke, córka chrzestna Władysława Łabęckiego za pośrednictwem swojej kuzynki Sławomiry Paszkiewicz z Wróblewa prosiła o kontakt e-mailowy z Panią. Podaję adres maila do jej syna Cezarego Zbrojewskiego…

Chrześniaczka dziadka Władka?! Emocje rosły, a tu niespodzianka goniła niespodziankę:

Witam!
Pytałam i wciąż pytam o rodzinę Łabęckich we Wróblewie. Pamiętają ją tylko starsze osoby i to jeszcze z opowiadań swoich rodziców. Rodzina Łabęckich mieszkała we Wróblewie w budynku urzędu gminy. Władysław był sekretarzem do 1937 roku. W tymże roku zmarł tragicznie i pochowany jest we Wróblewie.

Nie ma grobu. Przez długi czas na miejscu jego spoczynku stał krzyż drewniany i tam co roku kwiaty przynosiła córka chrzestna, Sławomira Zbrojewska, z domu Perke, zamieszkała w Sieradzu. Jestem umówiona z panem Trojanowskim, który pisze kronikę myśliwską z gminy Wróblew i jest w posiadaniu fotografii m.in. Władysława Łabęckiego. Chcę jeszcze zajrzeć do archiwum gminy Wróblew i tam zdobyć jakiekolwiek informacje. Proszę o cierpliwość i zrozumienie.
Pozdrawiam
Maria Strózik

Tymczasem już porozumiałyśmy się z Panem Cezarym. Mail z 6 kwietnia zawierał dla nas sensacyjny list od jego mamy Sławomiry Zbrojewskiej.

Witam ponownie. Przytaczam list mamy:

Mile zaskoczyła nas wiadomość od Pani. W moim domu i we Wróblewie nikt nie wiedział o istnieniu rodziny P. Władysława Łabędzkiego. Mówiło się, że po wyjeździe z Wróblewa i rychłym wybuchu wojny – ślad po nich zaginął. Teraz już nie ma świadków tamtych czasów. Ja, Sławomira Zbrojewska, córka Stefana Perke jestem chrześnicą Pana Władysława.

Chrzest był w roku 1937, a kilka miesięcy później Władeczek zginął. Jego grobem opiekował się Pan Holak – nauczyciel z Dąbrówki, również przyjaciel Pani dziadka, który aż do śmierci w 1972 mieszkał w Dąbrowie. Ja z moim ojcem przy każdej bytności we Wróblewie odwiedzałam zieloną mogiłę z olbrzymim, drewnianym krzyżem. Od czasu kiedy zabrakło mojego ojca, tj. od 1980 roku, odwiedzam ją sama z moją rodziną. Po roku 1993 pozostał już tylko pień po drzewie rosnącym nieopodal grobu. Na nim, w okresie Świąt Zadusznych oraz w trakcie odpustu św. Anny we Wróblewie – zapalam światełko i zostawiam kwiatek oraz modlitwę.

Dziadek Pani był sekretarzem gminy – było to na tamte czasy najwyższe stanowisko w gminie. Pani dziadek i mój ojciec byli przyjaciółmi – razem pracowali, razem polowali i razem chodzili na wódeczkę. Rzecz dziwna i dająca do myślenia – w marcu tego roku, tuż przed Wielkanocą zadzwoniła do mnie kuzynka z Wróblewa, abym poszukała pamiątek po moim ojcu i może coś o P. Łabędzkim – sekretarzu gminy i innych pracownikach, bo powstaje kronika Wróblewa. Przed świętami robiłam dwie odbitki zdjęć: 1 – spotkanie biesiadne z 1932 roku; 2 – Grób Nieznanego Żołnierza przed Urzędem Gminy, z opisem na odwrocie wskazującym Pani Dziadka, mojego ojca, p. Holaka i innych. Przekazałam je do Wróblewa osobom zainteresowanym, a po tygodniu odezwała się wnuczka p. Łabędzkiego z wieścią, że rodzina przeżyła wojnę. Ale dlaczego nikt nie odzywał się przez 70 lat?

Było to pytanie zasadnicze. Musiało się łączyć z jakąś głęboką traumą. Nie mogłyśmy już babci, mamy i cioci o to zapytać. Nawet za życia niewiele wspominały. Dlaczego jednak dopiero po wielu latach, bo w 2013 roku, my dwie poczułyśmy potrzebę dotarcia do zdarzeń i ludzi z tamtych lat? To typowa mądrość człowieka po szkodzie. Za młodu ważne jest dla niego tu i teraz; raczej patrzy w przyszłość, nie w przeszłość. A dopiero w wieku dojrzałym zaczyna go coraz dotkliwiej męczyć myśl, że coś bardzo ważnego przegapi. Bezpowrotnie. To doskwiera wielu. Mogłyśmy tylko powiedzieć – przepraszamy.

Bardzo nas wzruszyło nazwanie naszego nieznanego dziadka Władeczkiem. Taka serdeczność. Poczułyśmy, że musimy się zobaczyć i poznać. Była więc pełna emocji rozmowa telefoniczna, były kolejne gorące maile. 9 kwietnia przeczytałam jeszcze „ciepłą” wiadomość:

Dzień dobry. Rozmawiałem dziś rano z mamą. Chciałaby zorganizować spotkanie, może u nas na działce, skąd blisko jest zarówno do Wróblewa jak i do Sieradza. Niech tylko wiosna rozgości się na dobre. Pozdrawiam serdecznie
Cezary Zbrojewski.

P.S. Proszę przy najbliższej okazji przekazać moc pozdrowień dla Pani Ity Turowicz. Jej książkę „I wszystko w sny…” bardzo sobie cenię, podobnie jak szereg moich znajomych, którzy rozczytywali się w niej poszukując klimatów dawnego, nieistniejącego już prawie Sieradza. Niewiele jest takich książek, tak jak niewielkie jest nasze miasto. Sam też próbuję utrwalać i przywoływać te klimaty, ale na płótnie i papierze… Wszystkiego Dobrego.
Cezary Z.

Przekazałam tę wiadomość pani Icie Turowicz. Oto odpowiedź z 15 kwietnia:

Ale miło, Pani Małgosiu! Dla autora to miód na serce słyszeć takie głosy, prawda? A może by zapytała Pani p. Cezarego, któremu jestem wdzięczna za miłe słowo, czy nie napisałby paru zdań na temat lektury mojej książki i nieco szerzej o swojej twórczości. Wstawilibyśmy na stronę sieradz.praga.pl – również z reprodukcjami wybranych przez niego obrazów. Sama chętnie ujrzę jakiś sieradzki obraz z „tymi klimatami”…
Serdecznie pozdrawiam Panią i cudem dla Pani pozyskanego Pana Cezarego.
Ita Turowicz

I tak się stało. Piękne sieradzkie obrazy pana Cezarego Zbrojewskiego można dziś oglądać na stronie https://www.sieradz-praga.pl/index.php?page=cezary-zbrojewski

A potem, w lipcu, nastąpiła dwudniowa szalona wyprawa do Sieradza i Wróblewa. Chciałyśmy na raz zobaczyć wszystko. I Rynek, i Muzeum Okręgowe w Sieradzu, i dom, w którym była Apteka Staromiejska państwa Turowiczów (dlaczego, dlaczego jej tam już nie ma). Znaleźć ulicę Krakowskie Przedmieście 9, gdzie mieszkały babcia, mama i ciocia; podobnie ulicę Parkową, Szkołę im. Królowej Jadwigi, Gimnazjum Koedukacyjne koła Polskiej Macierzy Szkolnej, kościół farny pw. Wszystkich Świętych, sklepik pani Wandy Kopcińskiej przy Kolegiackiej, blok oficerski, w którym poznali się nasi rodzice… Wszystko to stało się możliwe dzięki niezawodnemu przewodnikowi – Panu Cezaremu, który wie o Sieradzu wszystko, bo kocha to miejsce na ziemi.

Małgorzata i Cezary Zbrojewski na sieradzkim Rynku

Czy to jest właśnie dom przy ul. Krakowskie Przedmieście 9 – zadają sobie pytanie obie siostry: Anna i Małgorzata. Podobno na parterze była tu niegdyś piekarnia.

Na bajkowej działce rodziny Zbrojewskich. Od lewej Małgorzata, Sławomira – córka chrzestna dziadka Władysława Łabęckiego i Anna

We Wróblewie ręką w rękę z panią Marią Strózik, Sławomirą Zbrojewską i Sławomirą Paszkiewicz odtwarzałyśmy zdarzenia i tropiłyśmy pamiętne miejsca – bo już, niestety, nie przedwojenne obiekty pamiętające rodzinę Łabęckich: Urząd Gminy, gdzie mieszkała (już go nie ma, wchłonął go nowy budynek), 7-klasową Publiczną Szkołę Powszechną (już jej nie ma), cmentarz z miejscem pochówku Dziadka Władka, feralny zakręt szosy, gdzie tragicznie zginął…

O feralnym dla dziadka Władysława zakręcie na szosie z Dąbrówki do Wróblewa opowiadają Małgorzacie Sławomira Zbrojewska i Sławomira Paszkiewicz

Minęło jak sen złoty. Pozostał ogrom wdzięczności dla tych wszystkich, którzy tak bardzo zaangażowali się w naszą wróblewsko-sieradzką wyprawę. Zaraz po powrocie, 8 lipca napisałyśmy:

Witamy, Panie Cezary
Słowa podziękowania są nazbyt skromne wobec wdzięczności, jaką obie z siostrą czujemy za tak miłe i rodzinne zaproszenie do wspólnej podróży w przeszłość. Dzięki Wam Wszystkim była to podróż nie tylko sentymentalna, ale magiczna, na poły nierzeczywista. To jedna z takich rzeczy, o których myślisz sobie, że nie są możliwe, a kiedy się jakimś zbiegiem okoliczności wydarzą, to trochę brakuje słów. Choć gadaliśmy, gadaliśmy i gadaliśmy…

Żeby utrzymać się w konwencji realizmu magicznego dodam tylko, że w drodze powrotnej przez Dzierżąznę i Włyń (które leżą w stosunku do siebie dosłownie przez miedzę), gdzie urodziła się moja mama i jej siostra, napotkany przez nas gospodarz (rocznik 1947) na pytanie o najstarszego mieszkańca wsi rzucił jak stał obrządek w gospodarstwie, wskoczył ochoczo z wnuczkiem w samochodzik, i ruszyliśmy – cztery domy dalej – do najstarszej starowinki rocznik 1924. Ta wysłuchała nas, spojrzała bystrym oczkiem i zadumała się wielce. Po czym wymieniła wszystkich swoich nauczycieli z pierwszej klasy (niesamowite!!!) oraz rzuciła nieco światła na ówczesne klimaty. Nauczyciela Łabęckiego jednak nie pamiętała, bo nie mogła. Kiedy ona w 1931 poszła do szkoły, on był już we Wróblewie. Ale radosna i bezinteresowna chęć mieszkańców wioseczki do niesienia pomocy była urocza. A kiedy ruszyłyśmy dalej, przyrzekając sobie solennie, że tu jeszcze wrócimy, przy szosie pojawiła się zjawiskowa klępa łosia na pięknych długich nogach. Przeżuwała niespiesznie trawę i „spojrzała nam głęboko w oczy”.
I tak. „Bywają takie dni, że się na jawie śni…”.

Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI, które prosimy też przekazać Mamie i wróblewskiej kuzynce.

Małgorzata i Anna

A na jesieni, jeszcze przed 1 listopada, z naszej inspiracji i dzięki wspaniałej akcji państwa Zbrojewskich, ich rodziny i znajomych, na cmentarzu we Wróblewie, w miejscu, gdzie kiedyś pochowano Dziadka Władka stanął piękny stary krzyż z napisem:

Śp.
Władysław Piotr Łabęcki
herbu Korab
ur. 26.11.1896 w Dzietrznikach,
zm. tragicznie 11.08.1937 we Wróblewie
żołnierz, nauczyciel, leśnik
w latach 30-tych XX w. sekretarz Gminy Wróblew
Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…

Krzyż pamięci dziadka Władysława Łabęckiego na cmentarzu we Wróblewie

Podczas drugiej, listopadowej wyprawy do Sieradza i Wróblewa wszyscy zapaliliśmy przy krzyżu świeczki. Pamięci dziadka i wszystkich tych, których tak się naszukałyśmy, i choć na chwilę, w sensie symbolicznym, odnalazłyśmy.


Małgorzata Mieczkowska-Borejko

 

***

Zobacz także:

Udostępnij to: