Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 15 – San Juan de la Arena, 22 km / łącznie 400,6 km

Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 14 – Avilés, 35 km / łącznie 378,1 km
6 października 2022
Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 16 – Soto de Luiña, 24 km / łącznie 424,6 km
16 października 2022
Udostępnij to:

DZIEŃ 15 (PIĄTEK), 6 SIERPNIA 2021 r.
Avilés – San Juan de la Arena – 22,5 km; łącznie przeszedłem 400,6 km

 

***

Tego dnia nie musiałem wstawać wcześnie, bo wiedziałem, że dzisiejszy odcinek jest dosyć krótki, no, chyba że powstanie problem z noclegiem, to będę musiał iść dalej i szukać innego zakwaterowania. Jednak z natury jestem optymistą, więc takiego obrotu sprawy oczywiście nie zakładałem. Kiedy się przebudziłem z błogiego snu, to większość osób schronisko już opuściła, a pozostały tylko takie niedobitki, jak ja (uśmiech). Tak tylko nadmienię, ale zawsze, gdy chodzę spać, to do uszu wkładam sobie stopery po to, żeby nie słyszeć, jak inni pielgrzymi chrapią (uśmiech). Jestem wręcz na chrapanie wyczulony i dla mnie nie ma nic gorszego jak słuchanie w nocy głośnego chrapania.

Na dworze słoneczko już wzeszło dosyć wysoko i zapowiadał się bardzo przyjemny dzień, a takie właśnie dni bardzo lubię. Po porannej toalecie i spakowaniu się mogłem wyruszyć w drogę w piętnastym dniu mojej wędrówki. Jakby nie patrzeć, to minęło już dwa tygodnie, od kiedy przemierzam północną Hiszpanię. Z drugiej zaś strony, to niewiarygodne, jak ten czas szybko zleciał. Jak tak dalej pójdzie, to zanim się obejrzę, będę już niebawem w Santiago de Compostela (uśmiech).

Pierwszy etap dzisiejszej trasy prowadził mnie przez starą część miasta Avilés, gdzie mogłem zobaczyć starówkę wraz ze znajdującym się niedaleko kościołem oo. franciszkanów, którego, jak wyczytałem najstarsze fragmenty (zabytkowa kaplica), pochodzą z XIV wieku. Niestety kościół był zamknięty, więc nie mogłem wejść do środka. Szkoda, bo z przewodnika dowiedziałem się, że w tym kościółku odbywa się całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu. Widocznie przez panującą pandemię koronawirusa został w jakiś sposób zamknięty dla zwiedzających, ale tego, czy tak było na prawdę, to już nie wiem.

Innym napotkanym, ale już bardziej okazałym kościołem, był kościół pw. św. Tomasza z Canterbury. Niestety, gdy wszedłem do środka, akurat skończyła się Msza św., a gdy chciałem wykonać kilka pamiątkowych zdjęć, to nagle zgasło główne oświetlenie. Poniżej dodałem zdjęcia tuż po wyjściu ze schroniska.

 

Pierwszy etap trasy, który prowadził mnie do miasteczka Salinas, pomimo że był bardzo spokojny, to jednak w pewnym momencie wymagał, aby ostro piąć się w górę. To jakże urocze, nadmorskie miasteczko Salinas od schroniska, z którego wyszedłem, było oddalone zaledwie o ok. 6 km. Kiedy doszedłem do centrum miasta, zza budynków zaczął się wyłaniać ocean. Tego dnia, pomimo pięknej pogody, wiał bardzo silny wiatr. Ocean niestety był bardzo wzburzony i fale były dosyć spore. Tymczasem trasa, którą szedłem, nie wiodła przy samej plaży, ale jakby ją omijała. Z daleka zauważyłem, że w oddali znajduje się duże wzniesienie, na którem jest umiejscowiony punkt widokowy. Stwierdziłem, że nie mogę tego miejsca przegapić, tym bardziej że tego dnia nie musiałem się aż tak bardzo śpieszyć. Na plaży można było zobaczyć sporo młodych ludzi, którzy korzystając z fal, surfowali na desce. Ja natomiast mogłem delektować się pięknymi widokami i robieniem pamiątkowych zdjęć, które teraz poniżej pragnę zaprezentować całemu światu (uśmiech).

 

Kiedy już zobaczyłem to wszystko, co miałem zobaczyć nad oceanem, mogłem wrócić na szlak. Byłem podekscytowany tym, co zobaczyłem. To była bardzo słuszna decyzja, żeby jednak co nieco zejść ze szlaku i móc rozkoszować się tymi wszystkimi widokami. Tak sobie też pomyślałem, że Hiszpanie to dopiero mają dostęp do ogromnego oceanu, ciepłych wód i pięknych, piaszczystych plaż. Jednym słowem jest gdzie podczas urlopu wypoczywać. Szkoda, że takich widoków nie ma nad polskim morzem, ale cóż… dobrze, że chociaż mamy dostęp do morza, zimnego co prawda, ale mamy (uśmiech).

Żeby wydostać się z miasta, musiałem ponownie troszkę się cofnąć w kierunku centrum miasta. Następnie droga wiodła na samą górę, gdzie z wysoka mogłem jeszcze raz spojrzeć na ocean. Dobrze też, że wcześniej zaopatrzyłem się w odpowiedni napój, bo te podejścia były naprawdę dosyć strome, tak że w pewnym momencie musiałem nieco odpocząć na ławeczce i nawodnić organizm. Temperatura powietrza z każdą godziną również była coraz wyższa. Będąc nad samym oceanem, nie odczuwało się tego tak bardzo, ale gdy już wyszedłem z miasta, to naprawdę zaczął się ze mnie lać pot. Na tym etapie podróży po wyjściu z miasta spotkałem kolejnego pielgrzyma płci pięknej (nie pamiętam narodowości), który od kilku dni zmierzał do Santiago de Compostela. Pomimo że dla tej sympatycznej pani pokonywanie wzniesień było dosyć dużym wysiłkiem, to jednak mimo wszystko, kiedy robiłem jej zdjęcie, pojawiał się na jej twarzy uśmiech.

Rozpoczął się dla mnie ostatni etap dzisiejszej wędrówki. Droga wiodła przeważnie przez tereny wiejskie, tak że już za dużo zdjęć nie robiłem, a raczej spokojnym krokiem zmierzałem przed siebie. Ciągle też w głowie zastanawiałem się, co będzie z dzisiejszym noclegiem, który początkowo miałem mieć w miejscowości Muros de Nalón, jednak tam schronisko było zamknięte, a to, które było otwarte, nie miało już wolnych miejsc noclegowych. Musiałem nieco zejść z drogi i udać się na północ do miejscowości San Juan de la Arena, leżącej przy rzece Nalón i liczyć, że tam uda mi się znaleźć nocleg.

 

Po wyczerpującym dniu w końcu udaje mi się dotrzeć do kolejnego schroniska
15. dzień wędrówki z Avilés do San Juan de la Arena. Dystans: 22.5 km, czas: 6h 10m

 

Do schroniska, a raczej jakby do kwatery prywatnej znajdującej się na dosyć sporym uboczu miasta, doszedłem przed godz. 14:00. Niestety okazało się, że schronisko jest na razie zamknięte, a kartka przywieszona do drzwi informowała, że zostanie otwarte, ale dopiero o godz. 16:00. Byłem trochę zawiedziony, bo chciałem się normalnie położyć i odpocząć. Pomimo że odcinek dzisiejszej drogi nie był zbyt długi, to jednak było wiele wysokich i męczących wzniesień. Temperatura powietrza była też wysoka, przez co po sześciu godzinach marszu byłem już porządnie zmęczony.

Postanowiłem, że te dwie godziny poczekam sobie na Hospitalero na schodach. Kiedy zjawiła się osoba odpowiedzialna za rejestrację pielgrzymów (był nim stosunkowo młody człowiek), to okazało się, że w schronisku jest komplet gości. Byłem tą informacją wręcz zrozpaczony i nie wyobrażałem sobie, żeby iść dalej, bo w pobliżu tak naprawdę nie było już żadnego noclegu. Powiedziałem, że nie mam już siły nigdzie iść i poprosiłem o jakiekolwiek schronienie na tę jedna noc. Ten młody człowiek zaprowadził mnie do innego pomieszczenia, w którym znajdowało się łóżko i powiedział, że jeżeli chcę, to mogę jedynie w tym pomieszczeniu przenocować. Poczułem ogromną ulgę, bo pomimo że warunki były marne, to jednak miałem dach nad głową. Powiedziałem od razu, że zostaję. Za ten nocleg zapłaciłem 50% normalnej ceny, jaka obowiązywała za nocleg. Jeśli się nie mylę, to mój nocleg kosztował mnie 10 euro. Dostałem oczywiście prześcieradło, poszewkę na poduszkę i udałem się do swojego pomieszczenia. Znajdowała się w nim lodówka i, co najważniejsze, toaleta z prysznicem, z której to od razu skorzystałem. Dopiero gdy się wykąpałem, mogłem się położyć na łóżku i odpocząć. Dobrze, że w pomieszczeniu było również gniazdko elektryczne, mogłem więc naładować na jutro baterie w aparacie.

Po kilku krótkich godzinach odpoczynku poszedłem na spacer po okolicy. Odwiedziłem lokalną cukiernię, gdzie zakupiłem sobie kawę z mlekiem i do tego słodkie ciastko. Udałem się też do restauracji na niewielki posiłek i to było tak naprawdę wszystko. Pomimo że było już późne popołudnie, to na dworze było bardzo duszno, przez co nie miałem już siły nigdzie chodzić, tym bardziej że okolica nie była jakoś szczególnie wyjątkowa, a na dłuższy spacer po prostu nie miałem już siły. Swoje kroki skierowałem więc do schroniska. Zastanawiało mnie to, że pomimo kompletu gości w tym miejscu nie spotkałem, poza kilkoma turystami, żadnego pielgrzyma. Dziwne… Mimo wszystko postanowiłem, że muszę jeszcze bardziej i dokładniej planować kolejne dni swojej pielgrzymki, tak żeby już nie było takich przykrych niespodzianek.

Jutrzejszy nocleg w niewielkiej miejscowości Soto de Luiña udało się Ani na szczęście bezproblemowo dla mnie zarezerwować, więc mogłem spokojnie i bez zbędnego pośpiechu przemierzać kolejne kilometry, które jakby nie patrzeć coraz bardziej przybliżały mnie do celu mojej wędrówki. Dzisiejszego dnia przekroczyłem też kolejną barierę pokonanych 400 km. Cieszyłem się w głębi serca, że półmetek pięknej i mimo wszystko niełatwej drogi mam już za sobą. Pragnąłem dla siebie tylko jednego, a mianowicie, by kolejne dni były również dla mnie względnie łaskawe.

 

Łukasz Piotrowski

 

***

Kolejne dni pielgrzymowania szlakiem “Camino del Norte” do Santiago de Compostela + Muxía w Hiszpanii:

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: