Poznaję Boży świat / 2020 – Francja, Lourdes. Dzień 3. Wyjście w góry

Znani sieradzanie / Klimczak Dariusz (1967-2023) – fotograf, artysta
23 września 2023
2022 – Cmentarz ewangelicko-augsburski w Łodzi
5 października 2023
Udostępnij to:

2020 – Francja, Lourdes

 

***

Dzień 3
25 sierpnia 2020 r.

Dzisiejszy dzień zapowiada się dla mnie niezwykle interesująco, ponieważ będę chciał spędzić go bardzo aktywnie. Tego dnia w Lourdes ma być bezchmurne niebo z dużą ilością słońca, dlatego cały dzień zaplanowałem na wyjście w góry. Kilka kilometrów od sanktuarium znajduje się kolejka górska, która po kilkuminutowej przejażdżce dociera w pobliże szczytu Pic du Jer na wysokości 900 m n.p.m. I ten górski szczyt właśnie jest dzisiaj moim celem.

To niezwykłe i jakże piękne miejsce jest mi już znane, bo we wspomnianej wcześniej pielgrzymce w 2007 roku wraz z żołnierzami udaliśmy się w to urokliwe miejsce. Wejście na szczyt będzie dla mnie niejako powrotem do tamtych chwil spędzonych w Pirenejach. Na szczycie góry znajduje się nie tylko krzyż, znak zbawczej męki i śmierci Pana Jezusa, ale i ścieżka spacerowa prowadząca do nieistniejącego już obserwatorium. To tam ze szczytu roztacza się wspaniały, panoramiczny widok na łańcuch Pirenejów i równinę Lourdes.

Na początek troszkę wspomnień… W dniach 7-17 maja 2007 roku uczestniczyłem w 41. Międzynarodowej Pielgrzymce do Lourdes. Była to moja pierwsza w życiu podróż zagraniczna, z której bardzo się cieszyłem. Miałem wówczas 24 lata (uśmiech). Zdjęcie z wejścia na górę w pobliżu szczytu Pic du Jer; fot. 11 maja 2007
A to już pamiątkowe zdjęcie z niewielką częścią naszej grupy. W oddali widać Lourdes. Byli również z nami m.in. żołnierze niemieckiej Bundeswehry. Zdjęcie wykonane moim pierwszym aparatem cyfrowym Canon A95. To były czasy (uśmiech); fot. 11 maja 2007

Po dokładnym spakowaniu mogłem opuścić hotel i spacerkiem udać się w kierunku podnóża gór. Pogoda z samego rana była idealna. Na niebie, tak jak zapowiadano w prognozie pogody, nie było ani jednej chmurki, a temperatura powietrza, póki co była jeszcze bardzo niska, dlatego też było rześko i przyjemnie się szło. Zanim doszedłem do miejsca, gdzie znajduje się kolejka górska, którą można wjechać na sam szczyt Pic du Jer, to po drodze wykonywałem nieco zdjęć na obrzeżach miasta.

 

Będąc już przy kolejce, stwierdziłem, że na sam szczyt udam się tak jak przed laty, a więc nie wjadę wagonikiem, tylko wejdę pieszo. Niestety, jak się później okazało, to był błąd. Szlak, który prowadził na szczyt, na pewnym odcinku był zamknięty, a jedynym szlakiem, który wydawało mi się, że jest otwarty, był szlak, albo droga przeznaczona dla rowerów górskich. Pomyślałem sobie, że zamknięcie szlaków spowodowane jest zapewne przez pandemię koronawirusa. Nie chciałem już zawracać, stwierdziłem tylko, że mimo wszystko wejdę na szczyt o własnych siłach. W pewnym momencie na mojej drodze pojawiło się kilka rozwidleń i wtedy zupełnie straciłem orientację. Dookoła mnie nie było nikogo, kogo mógłbym zapytać o drogę. Idąc dalej, zacząłem sobie uświadamiać, że droga, którą wybrałem, chyba nie jest drogą, która doprowadzi mnie do celu. Byłem już świadomy, że najprawdopodobniej nieco pobłądziłem i zamiast zawrócić, stwierdziłem, że wejdę jeszcze wyżej i sprawdzę, w którym miejscu dokładnie się znajduję. W pewnym momencie swojej wspinaczki zorientowałem się, że w oddali znajdują się dwa duże krzyże i jest tam nieco miejsca, z którego będę mógł określić swoje położenie. Dochodząc do krzyży i spoglądając na całą okolicę, uświadomiłem sobie, jak bardzo zboczyłem ze szlaku i jak bardzo oddaliłem się od miejsca, do którego miałem się dostać. Trochę mnie to przeraziło i w myślach powiedziałem do siebie: „Łukasz, gdzie ty człowieku wszedłeś! Brakuje jeszcze, tylko żebyś spotkał na drodze jakiegoś niedźwiedzia (uśmiech)”. Dzisiaj, kiedy to piszę, mam uśmiech na twarzy, ale wtedy do śmiechu mi nie było. Znajdowałem się bowiem w miejscu oddalonym o kilkaset metrów od miejsca, do którego zmierzałem. Najgorsze było to, że znalazłem się zupełnie sam w miejscu, gdzie nie było żywej duszy.

Stacja stuletniej kolejki górskiej, którą można udać się na wysokość 900 m n.p.m. w pobliżu szczytu Pic du Jer. O poranku słońce jest jeszcze schowane za górami; fot. 25 sierpnia 2020
Wyruszając, tak jak przed laty pieszo na szczyt góry, nie byłem jeszcze świadom tego, że za chwilę wraz z wejściem na szczyt zaczną się problemy

 

Dopiero przy tych dwóch betonowych krzyżach zobaczyłem, jak bardzo oddaliłem się od miejsca, z którego wyszedłem
Stojąc przy krzyżach, w oddali dostrzegłem fragment kolejki górskiej widocznej również na powyższym zdjęciu. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo zboczyłem ze szlaku.
Ze szczytu wykonałem obiektywem „rybie oko” zdjęcie całej okolicy. Pomimo mojego przerażenia widok był imponujący.
Następnie podpiąłem do aparatu teleobiektyw, tak żeby w zbliżeniu ukazać Lourdes. Z lewej strony widzimy sanktuarium, a w centralnym kadrze – średniowieczny zamek, który w 2017 roku zwiedziłem.

 

W tym mimo wszystko odosobnionym miejscu nie spędziłem z wiadomych przyczyn wiele czasu. Po wykonaniu jedynie kilku zdjęć udałem się szybko w drogę powrotną do miejsca, z którego wyszedłem. Trochę żałowałem, że od razu nie zdecydowałem się wsiąść do kolejki i w ciągu kilku minut być na szczycie, tylko zechciało mi się pieszej wędrówki i to jeszcze po zamkniętych szlakach. Cały ja (uśmiech).

Po kilkudziesięciu minutach schodzenia ze szczytu wreszcie znalazłem się w miejscu, z którego wychodziłem. Tym razem po drodze spotkałem kilka osób spacerujących po szlakach. Jedną z nich poprosiłem o zrobienie mi pamiątkowego zdjęcia.
Niektóre osoby odmawiały różaniec. Był to dla mnie piękny widok, że i w miejscu oddalonym o kilka kilometrów od sanktuarium można spotkać modlących się na różańcu ludzi.
Uradowany, że w końcu udało mi się znaleźć w znanym mi miejscu. Nie tracąc czasu, pośpiesznie udałem się do kasy biletowej. Na zdjęciu widzimy również stojącą ciuchcię, którą podróżując, można zwiedzić piękne zakątki miasta. W Lourdes, jak widać, człowiek nie może się nudzić (uśmiech).
Kasa biletowa do kolejki górskiej. Pozostało tylko zakupić bilety i można jechać na szczyt Pic du Jer. Bilet w dwie strony kosztował 12 euro.
No to w drogę!
No i jestem na szczycie. Przejażdżka kolejką trwała zaledwie kilka minut. Tuż za mną moje ukochane Lourdes.
Lourdes leży u podnóża Pirenejów. U zbocza tych majestatycznych gór, niemych świadków cudu dzieła stworzenia, położone jest właśnie Lourdes – miejsce, które wybrało Niebo, aby właśnie stąd rozprzestrzenił się na cały świat głos Bożego wezwania, nawołujący nas do nawrócenia.
Serce jest symbolem miłości i życia. Takie charakterystyczne plansze można znaleźć w Lourdes w wielu miejscach.

Będąc już na szczycie, mogłem zacząć delektować się tym miejscem, z którego roztaczają się przepiękne krajobrazy malowniczych gór. Na szczycie, tuż obok kolejki górskiej, znajduje się restauracja, która w tym miejscu prowadzona jest już od wielu lat. Jest to tutaj jedyne miejsce, w którym można smacznie zjeść, dlatego restauracja cieszy się dużą popularnością wśród odwiedzających szczyt turystów. Do restauracji wybiorę się na sam koniec mojego pobytu, żeby zjeść w tym malowniczym miejscu z widokiem na Lourdes smaczny obiad. Teraz jednak udam się pieszo jeszcze kilkadziesiąt metrów wyżej do miejsca, gdzie znajduje się nieczynne już obserwatorium. Z tego to miejsca rozciągają się niezwykłe widoki.

Będąc już na szczycie, mogłem w końcu zdjąć plecak, odłożyć aparat na bok i odpocząć. Na zdjęcia przyjdzie jeszcze czas, ale póki co, chciałem troszkę się jakby wyłączyć i być w ciszy sam na sam z Panem Bogiem. Pomodliłem się modlitwą Ojcze Nasz i podziękowałem za wszystko, co dla mnie czyni Panu Bogu, a szczególnie za to, że mogę w tym niezwykłym miejscu być jakby bliżej Jego Domu, do którego jako pielgrzym zmierzam. Bardzo wymowna dla mnie była cisza, która tutaj panowała. Pięknie o symbolice ciszy powiedział przed laty papież Benedykt XVI: „Cisza to atmosfera najbardziej sprzyjająca skupieniu, słuchaniu Boga, medytacji. Już samo zasmakowanie w milczeniu, «napełnienie» ciszą, predysponuje nas do modlitwy. Wielki prorok Eliasz na górze Horeb był świadkiem gwałtownej wichury, potem trzęsienia ziemi, a następnie błysków ognia, ale nie rozpoznał w nich głosu Boga; usłyszał go jednak w szmerze łagodnego powiewu. Bóg przemawia w ciszy, ale trzeba wiedzieć, jak Go słuchać”. To był ten czas, kiedy mogłem być sam na sam z Panem Bogiem. To był czas, który chciałem, żeby jak najdłużej trwał. Och! Jak dobrze było tutaj być.

 

Czas w tym malowniczym miejscu szybko mijał i zanim się obejrzałem, trzeba było powoli wracać. Jednak zanim udałem się w drogę powrotną do hotelu, to poszedłem jeszcze do restauracji na obiad. W środku na jej ścianach wisiały archiwalne zdjęcia ukazujące m.in. budowę kolejki górskiej i restaurację, która od kilku dziesięcioleci tutaj funkcjonuje. Bardzo lubię takie właśnie fotografie, które zawsze przyciągają moją uwagę i niejednokrotnie przywołują wspomnienia. Dzięki takim zdjęciom możemy wybrać się w podróż po dawnych ścieżkach i zobaczyć, jak zmieniały się miejsca, obok których przechodzimy każdego dnia. Dzisiaj takim miejscem jest ta wspomniana restauracja, której jestem klientem.

 

W restauracji na obiad zamówiłem sobie pieczoną kaczkę z pieczonymi ziemniaczkami, sałatkę i deser. Usiadłem w miejscu, z którego mogłem jeszcze ostatni raz przyglądać się tym pięknym widokom i delektować się odpoczynkiem we francuskich Pirenejach. To, co zamówiłem do jedzenia, było bardzo smaczne, ale najbardziej smakował mi deser malinowy, który był prawdziwą ucztą dla mojego podniebienia (uśmiech).

Po obiedzie pożegnałem się z tym miejscem i udałem się w drogę powrotną. Miałem już wykupiony bilet na kolejkę górską, ale stwierdziłem, że jednak spacerkiem powrócę sobie do hotelu. Kiedy wracałem, to w wielu miejscach szlaki się krzyżowały i ponownie, tak jak w drodze na szczyt, tak i teraz w pewnym momencie „troszkę” zgubiłem orientację (uśmiech). Jednak po chwili zastanowienia przyszedł mi do głowy pomysł, że przecież mam ze sobą telefon i mogę skorzystać z aplikacji Google Maps, przy pomocy której spróbuję wyznaczyć pieszą drogę powrotną prosto do mojego hotelu. Tak też uczyniłem i muszę powiedzieć, że aplikacja poradziła sobie z tym wzorowo. Byłem uradowany, że tym razem już nie zbłądzę i w miarę szybko dojdę do hotelu. Schodząc z gór, w mojej głowie zrodził się pomysł, że ta dobrze znana mi aplikacja, która sobie świetnie poradziła w górach, może mi pomóc przy innej wędrówce, którą rozważam odbyć. Mam na myśli Szlak Północny św. Jakuba w Hiszpanii (Camino del Norte). To by było coś niesamowitego i pięknego dla mnie, móc po raz drugi wybrać się w 2021 roku na jeden z najstarszych i najczęściej odwiedzanych szlaków pielgrzymkowych na świecie. Życie zweryfikuje, czy tak się stanie. Teraz jednak nabrałem przynajmniej pewności siebie, że ta pielgrzymka do grobu św. Jakuba jest dla mnie do możliwa do zrealizowania.

 

 

Tego dnia nie miałem na szczęście już więcej przygód. W godzinach popołudniowych doszedłem szczęśliwie do hotelu, gdzie mogłem w końcu wziąć zimny prysznic i odpocząć w wygodnym łóżeczku. Byłem szczęśliwy z całego dnia i nawet z tych wszystkich zdarzeń, które mnie spotkały, bo przynajmniej będzie o czym w swoich wspomnieniach pisać (uśmiech). Opatrzność Boża poprowadziła mnie nie tylko na sam szczyt góry, ale byłem jej także szczególnie wdzięczny za tę drogą powrotną, w której trakcie zrodził się pomysł na kolejny mój urlop. Myślami wybiegałem już w przyszłość i zawierzyłem wszystko Panu Bogu. Jeżeli taka będzie Jego wola, to będę mógł wyruszyć na Camino del Norte.

Zwieńczeniem całego dnia będzie dla mnie jeszcze wieczorna procesja z lampionami, w której ponownie wezmę udział. Natomiast jutrzejszy dzień tj. 26 sierpnia będzie tak naprawdę ostatnim dniem mojego pobytu w Lourdes. Dzień też dla nas Polaków szczególny, bo będziemy obchodzić święto Matki Bożej Częstochowskiej. Będę w duchowej łączności z sieradzką pielgrzymką, która tego dnia będzie uczestniczyć w Sumie Odpustowej na wałach Jasnej Góry. Ten dzień jest dla mnie ważny jeszcze z innego powodu, ponieważ równo 6 lat temu w wieku 87 lat zmarła moja ukochana babcia Marysia. Odeszła tuż przed godziną 21.00, w zbliżającej się porze Apelu Jasnogórskiego. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień i moment, w którym zmarła i dziękuję Panu Bogu, że wraz z rodzicami pozwolił nam być przy niej, kiedy odchodziła i to jeszcze w takiej szczególnej godzinie.

Dzisiaj jednak pragnę się już ze wszystkimi pożegnać i powiedzieć swoim czytelnikom do zobaczenia jutro, w kolejnych moich wspomnieniach z pielgrzymki do Lourdes.

 

Łukasz Piotrowski     

 

Ciąg dalszy…

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: