Dzisiejszego dnia, podobnie jak wczoraj, pobudkę ustawiłem sobie na godz. 5:30. Tak wczesną godzinę ustawiałem tylko wtedy, kiedy wiedziałem, że danego dnia mam sporo kilometrów do przejścia. Dzisiaj tych kilometrów miało być ok. 32, ale ostatecznie dojdę do schroniska, mając w nogach prawie 35 km. Z przewodnika wyczytałem, że odcinki, które tego dnia będę pokonywał, będą pod względem widoków i poziomu trudności bardzo zróżnicowane. Cieszyło mnie bardzo, że dzisiaj ponownie będę szedł brzegiem oceanu, to zawsze dodaje pielgrzymowi takiemu, jak ja, sił do dalszej podróży.
Opuszczając schronisko, widziałem, że część pielgrzymów wyszła na szlak, a część jeszcze sobie smacznie spała. Kiedy wstaje się wcześnie, to trzeba starać się, żeby zawsze cicho się zachowywać, tak żeby nie zbudzić ze snu innych pielgrzymów. Na dworze, jak to często bywało, niebo było zachmurzone, a temperatura powietrza była niska, dlatego założyłem na siebie bluzę z polaru. Dopiero gdy pokonałem pierwsze na swojej drodze wzniesienia, a pojawiły się one bardzo szybko, zrobiło mi się już ciepło, tak że musiałem zdjąć bluzę, żeby się nie zgrzać...