2018 – Auschwitz-Birkenau, Kalwaria Zebrzydowska, Wadowice, Łagiewniki i Kraków

2017 – Droga Krzyżowa w Lourdes / Rozważanie
16 grudnia 2017
Ochrona i rewitalizacja Pragi / 2010 – Uszczelnienie wału przeciwpowodziowego
19 stycznia 2018
Udostępnij to:

Wycieczkę do Auschwitz-Birkenau, Kalwarii Zebrzydowskiej, Wadowice, Łagiewniki i Krakowa odbyłem w dniach 27 – 30 sierpnia 2018 roku

 

Sieradz, 9 grudnia 2018

Wycieczkę do Auschwitz-Birkenau, Kalwarii Zebrzydowskiej, Wadowice, Łagiewniki i Krakowa odbyłem w dniach 27-30 sierpnia 2018 roku

Rok 2018 powoli przechodzi do historii. Za kilkanaście dni będziemy witać Nowy Rok. Nadchodzi zatem 2019 rok, a z nim pewnie pojawią się pytania o to, co nowego on przyniesie. W niniejszym artykule pragnę skupić się jeszcze na kończącym się roku i przywołać swoje wspomnienia z pewnej wycieczki, którą odbyłem pod koniec sierpnia. Udałem się wówczas do miejsc szczególnych, które choć znajdują się w Polsce, są znane na całym świecie: Auschwitz – Birkenau, Kalwaria Zebrzydowska, Wadowice, Łagiewniki i Kraków. Chciałem w końcu nawiedzić miejsca tak bardzo związane z naszym umiłowanym rodakiem, papieżem św. Janem Pawłem II. To właśnie On podczas ostatniej pielgrzymki do Polski pięknie wspominał swoje rodzinne miasto Wadowice, mówiąc: „Tutaj wszystko się zaczęło…”

Mam taką refleksję, iż Pan Jezus w sposób szczególny umiłował nasz kraj, bo zanim powołał kard. Wojtyłę na swojego następcę na Stolicy Piotrowej, wezwał Helenę Kowalską znaną jako s. Faustyna Kowalska, zwykłą, prostą dziewczynę urodzoną 25 sierpnia 1905 roku we wsi Głogowiec. Jej właśnie powierzył prorocką misję głoszenia światu orędzia do poznawania tajemnicy Miłosierdzia Bożego. Mam w pamięci również nasz rodzinny wyjazd do Głogowca i Świnic Warckich, gdzie z żoną i malutką Klarusią zwiedziliśmy miejsca narodzin i wzrastania św. s. Faustyny Kowalskiej.

Czteroletnia Klarusia i trzyletni Kacperek siedzący u tatusia na kolanach, w dniu moich 35 urodzin; fot. 10 listopada 2018

Pan Bóg pozwolił mi uczestniczyć w wielu różnych pielgrzymkach zagranicznych, z czego bardzo się cieszę. Związane z nimi piękne wspomnienia zapewne pozostaną w mojej pamięci do końca moich ziemskich dni. Były one dla mnie niesamowitym doświadczeniem i wspierały mój rozwój duchowy. Były one przyczynkiem do poznawania różnych miejsc świętych, zgłębiania nowych kultur, zwyczajów i ludzi, których Pan Bóg wybrał, by za ich pośrednictwem o sobie nam wszystkim jeszcze raz przypomnieć i uświadomić, do czego jesteśmy tak naprawdę tutaj na ziemi powołani. Urlop w pracy, który sobie zaplanowałem tego roku na sierpień postanowiłem spędzić troszkę inaczej. Sierpień jest dla Polaków czasem pieszych pielgrzymek, które zmierzają na Jasną Górę z najodleglejszych zakątków naszego kraju. Również i ja po raz kolejny wziąłem w niej udział, jednak w tym roku poszedłem w jedną stronę, bo z Jasnej Góry do domu, a w zasadzie na spotkanie z moimi dziećmi wróciłem już samochodem. Przepraszam za dygresję, lecz nie ma chwili, bym o nich nie myślał, jednak nauczyłem się już żyć w pewnym odizolowaniu i samotności. Jestem z moich dzieci bardzo dumny i szczęśliwy, że je mam. Są dla mnie ogromną motywacją.

Nieraz tak się zastanawiam, dlaczego człowiek jeździ po świecie w poszukiwaniu pięknych i wyszukanych miejsc, gdy tymczasem nie zna dobrze swojej ojczyzny, jej bogatej historii i nie zdaje sobie sprawy z tego, co dookoła nas się znajduje. Początkowo swój czterodniowy urlop chciałem spędzić w Krakowie, blisko starego miasta i stamtąd zwiedzać wybrane przeze mnie miejsca. Jednak z czasem stwierdziłem, że lepszym rozwiązaniem będzie zakwaterowanie w Domu Pielgrzyma w Kalwarii Zebrzydowskiej. Chciałem bardziej się wyciszyć i zanurzyć w samotności, a Kalwarię Zebrzydowską postrzegam jako idealne miejsce do odcięcia się od tego całego zgiełku współczesnego świata. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie sanktuarium Pasyjno-Maryjne i klasztor oo. Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej, ale więcej o tym miejscu napiszę troszkę później.

Głogowiec 11, wieś położona w województwie łódzkim. To w tym domu przyszła na świat św. s Faustyna Kowalska, jedna z największych mistyczek Kościoła; fot. 27 kwietnia 2015
Dla naszej córeczki Klary była to jedna z pierwszych wycieczek; fot. 27 kwietnia 2015

Zanim doszło do mojego wyjazdu zaplanowałem, jakie miejsca będę chciał zobaczyć, a w większości z nich byłem niestety dopiero pierwszy raz w życiu. Nie omieszkałem również zabrać ze sobą aparatu fotograficznego, by swoimi zdjęciami innych zachęcić do odwiedzenia miejsc, które było dane mi podczas tych czterech dni zobaczyć. Pamiętajcie, że zanim udacie się np. do Auschwitz-Birkenau czy do rodzinnego domu św. Jana Pawła II w Wadowicach, warto dokonać rezerwacji online, by później się nie rozczarować, że nie można wejść, bo limit dla odwiedzających został już wyczerpany.

Swoją podróż rozpocząłem od zwiedzenia dwóch ważnych miejsc, a są nimi: były Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny i Zagłady Auschwitz – Birkenau, które znajdowały się na terenie Oświęcimia i pobliskich miejscowościach w latach 1940-1945. By trafić do tego jakże przerażającego miejsca, które dla świata stało się symbolem terroru i ludobójstwa, zrobiłem odpowiednią rezerwację już kilka miesięcy wcześniej. Kiedy na miejsce przyjechałem punktualnie na godz. 9, dowiedziałem się, że moja rezerwacja obejmuje nie tylko opiekę edukatora, lecz także rozszerzoną trasę zwiedzania, co mnie pozytywnie zaskoczyło i bardzo ucieszyło. Nasza grupa liczyła ok. 20 osób i mieliśmy to szczęście, że został nam przydzielony p. Sebastian Reczek – interesujący przewodnik, który w bardzo szczegółowy i przejmujący sposób omawiał nam każde z tych przerażających miejsc.

Trudno pisać o tym miejscu, w którym życie straciło tak wiele osób. Każdy człowiek, który tam trafił, to przecież odrębna historia. Jak bardzo ważne jest to miejsce dla współczesnego świata, może świadczyć to, że trzej papieże: św. Jan Paweł II, Benedykt XVI i obecny papież Franciszek odwiedzali to miejsce, by modlić się za tych, którzy ponieśli śmierć w komorach gazowych czy umierając z głodu. Pięknym i wymownym widokiem była szczególnie wizyta papieża Benedykta XVI 28 maja 2006 roku w Centrum Dialogu i Modlitwy. Papież przyjechał pod Międzynarodowy Pomnik Męczeństwa Narodów na terenie byłego obozu Birkenau. W tym momencie zaczął padać deszcz. Ojciec Święty w zupełnej ciszy przeszedł obok umieszczonych przed pomnikiem 22 tablic, na których w różnych językach wspomniano ofiary tego miejsca. Zatrzymał się przy pierwszej i modlił się żarliwie. Potem zatrzymywał się co kilka kroków. W tym momencie deszcz przestał padać, a nad obozem pojawiła się wielka tęcza. Jak wiemy dla chrześcijan tęcza jest symbolem zawartego przymierza Boga z człowiekiem. Nieraz słyszy się oburzonych ludzi, którzy nie pojmują, gdzie wówczas, gdy dokonywały się te wszystkie zbrodnie na niewinnych ludziach, był Bóg. Myślę sobie, że wtedy to właśnie Bóg otworzył na oścież bramy nieba, by Ci wszyscy pomordowani ludzie z ziemskiego piekła przeszli do raju, który Bóg dla nas przygotował po śmierci.

Auschwitz stał się dla świata symbolem terroru, ludobójstwa i Holocaustu. Utworzony został przez hitlerowców w 1940 roku na przedmieściach miasta Oświęcim, które podobnie jak i inne tereny Polski, było okupowane przez Niemców w czasie II wojny światowej. Nazwa miasta została zmieniona na Auschwitz, tak też nazwano obóz. W ciągu następnych lat obóz został rozbudowany. Od 1942 roku obóz stał się miejscem największego masowego mordu w dziejach ludzkości, dokonanego na europejskich Żydach w ramach hitlerowskiego planu całkowitej zagłady tego narodu.
Często w oczach przewodników, którzy oprowadzają grupy ludzi po tym największym cmentarzu świata – jak jest często nazywany obóz koncentracyjny Auschwitz Birkenau – można było dostrzec wzruszenie i łzy.
Pan Sebastian Reczek, nasz przewodnik, którego z czystym sercem polecam wszystkim, którzy chcą dokładnie i szczegółowo poznać niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny.
KL Auschwitz II Birkenau 1944. Żydzi deportowanie z Węgier. Dziecko trzymająco się kurczowo swojej matki nie zdaje sobie sprawy z tego, że zmierzają oboje ku straszliwej śmierci.
Wśród co najmniej 1,3 mln osób deportowanych do Auschwitz znalazło się około 216 tys. dzieci żydowskich, 11tys. romskich, 3 tys. polskich, ponad tysiąc białoruskich, rosyjskich, ukraińskich i innych – w sumie 232 tys. dzieci i młodocianych w wieku do 18 lat. Do ewidencji obozowej esesmani wpisali ok. 23 tys. dzieci i młodocianych, w tym 11 tys. dzieci romskich. Wolności w Auschwitz doczekało nieco ponad 700 z nich.
Żydzi o widocznym kalectwie, nienadający się zdaniem esesmanów do wykorzystania jako niewolnicza siła robocza, byli mordowani w komorach gazowych zaraz po przyjeździe do Auschwitz i selekcji na rampie.
W oddali widać bramę, przez którą od poł. maja 1944 r. wjeżdżały pociągi z deportowanymi Żydami, pełniła również funkcję głównej wartowni SS.
Jedno z chyba niewielu miejsc na ziemi, które trzeba i wypada zobaczyć

Jednym z najbardziej znanych nie tylko u nas, lecz także na świecie Polaków, którzy zginęli w obozie koncentracyjnym Auschwitz, jest o. Maksymilian Maria Kolbe. Został aresztowany 17 lutego 1941 r. w Niepokalanowie, gdzie pełnił funkcję przełożonego, gwardiana. Po kilkumiesięcznym śledztwie z warszawskiego więzienia Pawiak został przywieziony do Auschwitz. Tu otrzymał numer 16 670, w obozie koncentracyjnym spędził niecałe trzy miesiące. Ojciec Maksymilian Kolbe do Auschwitz trafił 29 maja 1941 roku. W końcu lipca 1941 roku w odwecie za ucieczkę jednego z więźniów kierownik obozu skazał 10 współwięźniów uciekiniera na śmierć głodową. Jeden ze skazanych, Franciszek Gajowniczek, prosił o darowanie mu życia ze względu na żonę i dzieci. Poruszyło to serce ojca Kolbego, który wystąpił z szeregu i zwrócił się do esesmanów z propozycją, iż on poświęci się w zamian za tego zrozpaczonego więźnia. Przeprowadzający wybiórkę Karl Fritzsch zgodził się i ojciec Kolbe dołączył do pozostałych więźniów, których odprowadzono do podziemi bloku 11. Po dwóch tygodniach zarządzono opróżnienie celi. Większość więźniów była już martwa, niektórzy jeszcze dawali oznaki życia, wśród nich ojciec Kolbe. Esesmani postanowili więc zabić żyjących więźniów zastrzykami fenolu. Jednak według wystawionego przez administrację obozową aktu zgonu przyczyną śmierci była Myocardinsuffizienz – niedoczynność mięśnia sercowego. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe był pierwszym męczennikiem z Auschwitz i pierwszym uznanym za świętego w okresie powojennym Polakiem. Ojciec Kolbe został uznany przez Kościół rzymskokatolicki męczennikiem i ogłoszony błogosławionym przez papieża Pawła VI w 1971 roku. W 1982 roku papież Jan Paweł II ogłosił go świętym.

Miejsce Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau

 

Z naszym przewodnikiem w Auschwitz-Birkenau spędziliśmy łącznie ponad 7 godzin. Pan Sebastian nawet nagiął program zwiedzania i poświęcił nam dodatkową godzinę, by jak najwięcej rzeczy nam przekazać. Nieraz również zdarzało mu się zwracać uwagę na niegodne zachowanie zwiedzających – szczególnie młodzieży. Z roku na rok coraz więcej ludzi z całego świata odwiedza to miejsce i dobrze, bo świat nigdy nie może zapomnieć tego, co w latach 1940-1945 się wydarzyło. To była dla mnie ogromna lekcja historii i pokory, lekcja, którą dobrze utrwaliłem. Kiedyś tutaj z całą pewnością wrócę, ale już z moimi dziećmi, by – gdy będą o wiele starsze, mogły zobaczyć, do czego może doprowadzić chora ideologia jednego człowieka, kanclerza Niemiec Adolfa Hitlera.

Po tej wzruszającej i jakże smutnej wizycie w Auschwitz-Birkenau udałem się prosto na swój pierwszy nocleg do Kalwarii Zebrzydowskiej. Do Kalwarii Zebrzydowskiej dojechałem późnym popołudniem i pierwsze, co zrobiłem, to udałem się do recepcji, by się zakwaterować, wziąć prysznic i troszkę odpocząć, zanim udam się do Bazyliki na modlitwę. Byłem pod dużym wrażeniem całego kompleksu i jakże malowniczego położenia sanktuarium Pasyjno-Maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej, o którym św. Jan Paweł II powiedział „Tutaj moje serce zostało na zawsze”. Już nie mogłem doczekać się kolejnego dnia, w którym to zaplanowałem sobie wyjście na Dróżki Pana Jezusa i Dróżki Matki Bożej, tym bardziej, że na cały tydzień zapowiadano bardzo słoneczną pogodę, co jeszcze bardziej mnie cieszyło, gdyż stwarzało okazję do zrobienia lepszych zdjęć.

Główny wjazd na teren Sanktuarium Matki Bożej Kalwaryjskiej.
Tak prezentuje się nocą Bazylika i klasztor Ojców Bernardynów – widok od strony Góry Ukrzyżowania. W tym przepełnionym modlitwą miejscu spędziłem trzy noce.
Sanktuarium kalwaryjskie, nazywane często Kalwarią Papieską, jest dziś miejscem wielkiej modlitwy za Jana Pawia II – zgodnie z Jego prośbą wypowiedzianą w Kalwarii 7 czerwca 1979 roku: „I proszę abyście się za mnie tu modlili, za życia mojego i po mojej śmierci”.
Dom Pielgrzyma usytuowany jest w samym sercu manierystycznego zespołu architektoniczno-krajobrazowego oraz parku pielgrzymkowego, który został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Również i ja skorzystałem z tego miejsca, które bardzo polecam.
Fasada Bazyliki Matki Bożej Anielskiej z 1702 roku. Z lewej strony znajduje się okazały pomnik św. Jana Pawła II, który z tym świętym miejscem był związany od dziecka.
Z tego miejsca rozciąga się piękny widok na okoliczne góry

Całe sanktuarium położone jest na terenie malowniczego Pogórza Makowskiego (pow. wadowicki, woj. małopolskie). Panuje tam wyjątkowa cisza, która sprzyja kontemplacji. Czułem się, jakbym trafił do przedsionka nieba (uśmiech), bo takie miejsca, a tym bardziej jeszcze nie odkryte przeze mnie, bardzo mnie fascynują i rozpalają moją duchowość.

Z tym jakże świętym miejscem bardzo związany był nasz umiłowany papież św. Jan Paweł II. W tym miejscu chciałbym przytoczyć jeden z interesujących artykułów, który ukazał się na portalu aleteia.org.

Kalwaria Zebrzydowska, rok 1930. 10-letni Karol Wojtyła (siedzi) ze swoim ojcem. Nie wiadomo, kim są pozostałe osoby. Fotografia pochodzi ze zbiorów Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie

Kalwaria Zebrzydowska to szczególne miejsce w życiu Karola Wojtyły, a potem także i papieża Jana Pawła II. Od najmłodszych lat lubił tam przyjeżdżać. Po śmierci swojej mamy gorliwie się tam modlił. Nie inaczej było, gdy został wybrany na Stolicę Piotrową. Umiłował to miejsce i gdy tylko była okazja – powracał, by w ciszy powierzyć się opiece Pani Kalwaryjskiej.

Miejsce to zostało ufundowane w 1602 roku przez Michała Zebrzydowskiego. Kalwaria Zebrzydowska jest najstarszą kalwarią w Polsce. Wystawiane są tam misteria Męki Pańskiej. Znajduje się tam również wzniesiona przez Jana Bernardoniego bazylika Matki Bożej Anielskiej. Kalwaria Zebrzydowska nazywana jest też „polską Jerozolimą”.

Jan Paweł II Maryję obrał za swoją matkę. Totus Tuus Maryja – cały Twój Maryjo. Podczas uroczystych wizyt w Kalwarii Zebrzydowskiej w 1979 roku, a następnie w 2002 roku podkreślał jakie szczególne miejsce zajmuje Maryja w jego życiu. Wielokrotnie widziano go klęczącego, pogrążonego w modlitwie.

Papież nie omijał tego miejsca i nawet gdy był ponaglany przez ceremoniarzy, by respektować program wizyty, zawsze znajdował czas na modlitwę i zawierzenie siebie i Kościoła opiece Pani Kalwaryjskiej. To Ona, jak powiedział: „wychowywała jego serce już od najmłodszych lat”. Znane jest zrobione tu zdjęcie Karola Wojtyły z ojcem z 1930 roku.

Szukał tu natchnienia i jak potwierdzał wiele razy: otrzymywał je, a sprawy wydawałoby się niemożliwe, zostały w cudowny sposób rozwiązane: „Kiedy w domu były jakieś uroczystości lub kłopoty, wtedy szliśmy do Kalwarii i tak to już mi zostało” – wspominał.

W tym miejscu Jan Paweł II duchowo dojrzewał, krocząc drogami Zbawiciela i Jego Matki. Jego związki z tym miejscem były na tyle silne i głębokie, że wspomnienie tego miejsca znajduje się w passusach jego książek, np. w „Przekroczyć próg nadziei”.

W 1987 roku przywieziono na krakowskie Błonia wizerunek Matki Bożej Kalwaryjskiej, u której stóp papież złożył złotą różę. Podobnie w 1999 roku wizerunek Pani Kalwaryjskiej został wyróżniony.

7 czerwca 1979 roku, będąc w Kalwarii Zebrzydowskiej, papież wołał między innymi o jedność społeczną i jedność ducha. Prosił o modlitwę za niego, by zdołał spełnić misję powierzoną mu przez Boga. Powiedział wtedy m.in.: „Kalwaria ma w sobie coś takiego, że człowieka wciąga” oraz „Tu szukałem światła, szukałem natchnień w służbie Kościołowi (…) uczyłem się wiary”.

Podczas ostatniej wizyty w tym miejscu 19 sierpnia 2002 roku Jan Paweł II złożył w sanktuarium złoty krzyż papieski. Wspominał wówczas samotne spacery dróżkami pasyjnymi i maryjnymi: „rozpamiętywałem ich najświętsze tajemnice”.

Odprawiał wtedy nabożeństwa „dróżkowe” – jako kapłan, ale również jako metropolita krakowski. W 2002 roku nadał sanktuarium miano bazyliki mniejszej. Stale zachęcał do odwiedzenia tego miejsca. Także gdy będąc w Polsce, nie mógł ze względów organizacyjnych przybyć do Kalwarii Zebrzydowskiej, wskazywał na wyjątkowość tego miejsca.

Podczas wizyty w Kalwarii Zebrzydowskiej w 2002 roku Jan Paweł II wypowiedział wzruszające słowa: „Proszę, abyście się tu za mnie modlili, za życia mojego i po śmierci”.

W sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej zachowała się „tradycja” sprawowania mszy świętej w intencji papieża. Oczywiście, te intencje na przestrzeni lat ulegały zmianie, szczególnie po jego beatyfikacji i kanonizacji. W ten sposób realizowany był i jest „duchowy testament” Jana Pawła II. Ta modlitwa jest tu stale obecna.

Późnym popołudniem udałem się na modlitwę do Bazyliki, by pierwszy raz uklęknąć przed cudownym obrazem Matki Bożej Kalwaryjskiej. Na zewnątrz Bazyliki słońce powoli chowało się za horyzont, a jego promienie mocno oświetlały piękne wnętrze świątyni. Miałem teraz czas nie tylko na modlitwę, lecz także na dokładne podziwianie jej wnętrza, mogłem rozkoszować się robieniem zdjęć i cieszyć się z tego, że Pan Bóg pozwolił mi tutaj przebywać. W myślach zadawałem sobie pytanie: dlaczego dopiero teraz tutaj przyjechałem, wszak Kalwaria Zebrzydowska od mojego domu oddalona jest o nieco ponad 200 km, więc stosunkowo niedaleko. Pewnie było to spowodowane tym, że bliżej położone jest sanktuarium w Częstochowie, do którego zresztą staram się każdego roku z sieradzką pielgrzymką wędrować. Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, które powstało na początku XVII wieku jako fundacja Mikołaja Zebrzydowskiego, należy dzisiaj do najciekawszych w Polsce założeń krajobrazowo-architektonicznych i do najczęściej uczęszczanych polskich miejsc pielgrzymkowych.

Wnętrze bazyliki kalwaryjskiej oświetlone przez promienie zachodzącego słońca. Proszę spojrzeć na wyżłobioną przez miliony pielgrzymów odwiedzających to miejsce posadzkę.
W głównym barokowym ołtarzu bazyliki kalwaryjskiej znajduje się srebrna figura Matki Bożej.

Kiedy zbliżała się godzina 19:00, do bazyliki, a dokładnie do kaplicy, w której znajduje się cudowny obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej zaczęli przychodzić wierni, którzy pragnęli uczestniczyć we Mszy św. Również i ja na Eucharystii zostałem, by powoli kończący się dzień ofiarować Panu Bogu. Wcześniej w kaplicy Adoracji Najświętszego Sakramentu był wystawiony Przenajświętszy Sakrament i można było zanurzyć się w modlitwie, zawierzając Panu Jezusowi nasze codzienne sprawy. Po zakończonej Eucharystii, kiedy wierni zaczęli wychodzić z Bazyliki, pewna elegancka Pani w średnim wieku podeszła do kropielnicy i zanurzywszy w niej swoją rękę przeżegnała się. Może nie było by w tym nic dziwnego, bo przecież wielu z nas tak robi, ale ta Pani wyjęła ze swojej torebki telefon komórkowy i na nim tą woda święconą uczyniła na nim znak krzyża. Byłem tym widokiem troszkę zaskoczony i zdziwiony, bo zrozumiałe jest, by znak krzyża czynić na swoim czole, lecz na telefonie? Było to dla mnie co najmniej dziwne. Żeby zaspokoić swoją ciekawość, postanowiłem ową elegancką Panią zapytać, dlaczego tak zrobiła. Ta bardzo miła i sympatyczna Pani odpowiedziała chętnie, że czyni to przed złym duchem, który wykorzystuje do walki z człowiekiem również nowinki technologiczne, w tym telefony komórkowe często z dostępem do Internetu. Byłem pod pozytywnym wrażeniem tego, co powiedziała i zrobiła. Był to dla mnie bardzo intensywny dzień, więc odczuwałem już zmęczenie. Niebawem po zakończonej Mszy św. udałem się jeszcze na nocny krótki spacer po sanktuarium, by podziwiać jego piękno nocą, tym bardziej, że niebo było bezchmurne i cały kompleks wyglądał przepięknie. Następnego dnia w planach miałem spacer po słynnych na całą Polskę Dróżkach Kalwaryjskich, więc należało odpowiednio wcześniej położyć się spać i wypocząć przed kolejnym pięknie zapowiadającym się dniem, by gdzieś po drodze nie paść ze zmęczenia (uśmiech).

Tuż przy samym ołtarzu głównym znajduje się wejście do kaplicy z cudownym obrazem Matki Bożej Kalwaryjskiej. To właśnie w tej kaplicy w dni powszednie są odprawiane Msze Święte
Jedną z największych świętości Sanktuarium Kalwaryjskiego jest Obraz Matki Bożej Płaczącej, przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem. Obraz powstał na początku XVII wieku.
Widok na organy znajdujące się w Bazylice Matki Bożej Anielskiej
Ściany Bazyliki pokryte są pięknymi freskami, przy których warto dłużej się zatrzymać
Niewielka kaplica Adoracji Przenajświętszego Sakramentu, w której znajdują się relikwie św. s. Faustyny Kowalskiej, Apostołki Bożego Miłosierdzia i św. Jana Pawła II, papieża Polaka
Cisza zewnętrzna prowadzi do wewnętrznego uwrażliwienia na to, co stanowi istotę wszystkiego: obecność Boga w duszy. Cisza jest zwierciadłem duszy. Zamieszkuje w sercu człowieka i pozwala smakować w Bogu, który nawiedza duszę. Pozwala uważnie nadsłuchiwać natchnień Ducha Świętego i przyjmować Słowo, aby – jak pisze Benedykt XVI – stało się Ono w nas formą życia (Verbum Domini, 27)

Kolejny dzień pobytu w Kalwarii Zebrzydowskiej zapowiadał się dla mnie bardzo aktywnie. Tego dnia poza wyjściem na Dróżki Pana Jezusa i Matki Bożej nie miałem innych planów, dlatego nie musiałem wcześnie wstawać i robić wszystkiego w biegu. Ten dzień w całości chciałem spędzić na kalwaryjskich „dróżkach”, rozkoszując się pięknem tego miejsca. Na oficjalnej stronie internetowej sanktuarium na możemy przeczytać:

Specyfiką kalwaryjską jest praktykowanie nabożeństwa „Dróżek Pana Jezusa”, również „Dróżek Matki Bożej” i za zmarłych, przez ludzi świeckich, lub pod kierunkiem świeckiego przewodnika. Zwyczaj ten ukształtował się w połowie XVII wieku i jest świadectwem istnienia w Kalwarii Zebrzydowskiej apostolstwa świeckich na długo przed II Soborem Watykańskim.

„Tu wzajemnie się przenikają Maryja i Jej Syn, Jego dzieło i Jej uczestnictwo. Dlatego też dróżki są pomyślane bardzo znamiennie. Pierwsze to Dróżki Pana Jezusa — Jego rozszerzona Droga Krzyżowa. Równocześnie ta sama Droga Krzyżowa Pana Jezusa w innym wymiarze i kierunku stanowi Dróżki Matki Bożej, na których rozważamy Jej boleści, Jej pogrzeb… wreszcie Jej Wniebowzięcie”. Karol Wojtyła w Kalwarii Zebrzydowskiej — 29 kwietnia 1969 roku

„To, co tutaj stale pociąga na nowo, to właśnie owa tajemnica zjednoczenia Matki z Synem i Syna z Matką. Tajemnica ta jest opowiedziana plastycznie i szczodrze przez wszystkie kaplice i kościółki, które rozłożyły się wokół centralnej bazyliki”. Jan Paweł II w Kalwarii Zebrzydowskiej — 7 czerwca 1979 roku

Zawsze przed wyruszeniem w podróż do danego miejsca staram się czegoś o swej destynacji wcześniej dowiedzieć. Sięgam wtedy do swojej biblioteczki po książki i oddaję się lekturze, by zapoznać się ze specyfiką miejsc, które mam w planach zobaczyć. Stało się to niemal moim rytuałem (uśmiech).

Dróżki kalwaryjskie rozciągają się na przestrzeni 6 km, wkomponowane są w malowniczy beskidzki krajobraz. Pod względem topograficzno-architektonicznym przypominają one miejsca święte w Jerozolimie. Jest to więc swoista kopia jerozolimskiej Drogi Bolesnej z zespołem kaplic w stylu barokowym i manierystycznym, na której rozważa się Mękę Pańską oraz tajemnice życia Matki Bożej. Dróżki kalwaryjskie są częścią sanktuarium, które jest jednym z najczęściej odwiedzanych przez pątników miejsc w Polsce, a jednocześnie uznawane jest za jedno z najciekawszych założeń krajobrazowo-architektonicznych w Europie. Rocznie przybywa tu ponad milion pielgrzymów. Największą frekwencją cieszą się obchody Wielkiego Tygodnia z Chwalebnym Misterium Pańskim oraz uroczystości Pogrzebu i Triumfu Matki Bożej w sierpniu.

Warto pamiętać, by przed wyruszeniem na dróżki zaopatrzyć się w napoje i – co najważniejsze – wygodne obuwie, bo później może być z tym problem, aczkolwiek mniej więcej w połowie drogi przy jednym z domostw była możliwość zakupienia napojów. Sklepów na tym szlaku nie uświadczysz, za to zagwarantowane mamy ciszę i oszałamiające piękno przyrody jeszcze nie skażonej piętnem cywilizacji. Takie okoliczności pozwalają się wyciszyć i ułatwiają kontemplację.

Wypoczęty, pełen werwy i gotowy, by wyruszyć na Kalwaryjskie Dróżki
Kościół Ukrzyżowania i kaplica Namaszczenia Chrystusa
Ratusz Poncjusza Piłata, kościół z 1609 roku. Widok od strony południowej
W bliskiej odległości od Kościoła Ukrzyżowania znajduje się Kościół III Upadku Chrystusa z 1754 roku
We wnętrzu kościółka znajduje się okazała figura przedstawiająca III Upadek Chrystusa
Kaplica św. Weroniki wybudowana została w roku 1926 na miejscu pierwotnej, która uległa zniszczeniu (stała ona w tym miejscu w latach 1632-1641)
Spojrzenie na chustę św. Weroniki uruchomiło we mnie wspomnienia z mojej pielgrzymki do Włoch, którą odbyłem w 2009 roku. To tam we włoskim miasteczku Manoppello znajduje się relikwiarz z całunem przedstawiającym wizerunek twarzy Jezusa Chrystusa.
Kalwaria Zebrzydowska jest najstarszą kalwarią na terenie Polski

Dróżki Pana Jezusa i  Dróżki Matki Bożej

 

Przemierzając dróżki i podziwiając kościoły oraz kaplice stopniowo coraz bardziej zanurzałem się w myśli, a wówczas wracały wspomnienia i „demony” przeszłości. Przemyślenia dotyczące zachowań ludzi co jakiś czas powracają do mnie, chociaż od dłuższego czasu żyje sobie własnym rytmem i w zgodzie ze sobą. Kiedy człowiek na swojej drodze poznaje kogoś wyjątkowego, to z czasem zaczyna snuć piękne plany, marzenia wobec tej osoby. Podobnie było ze mną i moją sympatią, którą spotkałem na pewnym odcinku swej drogi, a przed którą podczas pielgrzymki do Santiago de Compostela w Hiszpanii uklęknąłem i poprosiłem o to, by została moja żoną. Kiedy pozytywnie odpowiedziała na moją prośbę, ogarnęło mnie niespotykane szczęście – byłem przekonany, że niebawem zaczniemy nowe jeszcze piękniejsze życie. Tak też się stało, lecz na naszej wspólnej drodze stanęły osoby, które nie podzielały naszej radości. Tymi osobami byli rodzice mojej wybranki, a obecnie żony. Dopiero dzisiaj potrafię powiązać pewne fakty i wiele rzeczy staje się dla mnie oczywistymi. W pamięci mam pewną telefoniczną rozmowę z mamą mojej dziewczyny, a były to początki naszej znajomości, podczas której usłyszałem, że jeśli nie pojadę z nimi na rodzinnego grilla, to ich córka również nie będzie ze mną jeździła do mojej rodziny. Bardzo mnie to zaskoczyło. Z czasem czułem, że ci ludzie nie darzą mnie sympatią. Tego się nie dało nie zauważyć. Nie byli zadowoleni z faktu, że planujemy przejść szlak hiszpański i gorąco nam to odradzali. Nie zapomnę momentu, w którym ojciec mojej narzeczonej po kilkunastu dniach od naszych zaręczyn na Santiago de Compostela przyjechał niespodziewanie do mojego taty na rozmowę. Na szczęście byłem świadkiem tego spotkania. W pewnym momencie mój przyszły teść rozpłakał się i zaczął się trząść, przekonując, że powinniśmy się wstrzymać ze ślubem. To, co mówił na mój temat, przerażało mnie i nie dowierzałem własnym uszom. Nie docierały do niego moje argumenty. Pamiętam do dziś słowa mojego taty, który nie chciał się wtrącać w nasze plany, uznał, iż jesteśmy dorośli i skoro chcemy być razem ze sobą, to on nigdy temu się nie sprzeciwi. O owym wydarzeniu po jakimś czasie opowiedziałem swojej narzeczonej, która wówczas potwierdziła moje przeczucia: jej rodzice mnie nie akceptowali. Jednak wbrew ich sugestiom do ślubu doszło, a z czasem na świat przyszli: nasza córeczka Klara i synek Kacperek. Teściowie nadal okazywali mi swoją niechęć. Jednak nie to było dla mnie najgorsze… Z tego morza złych wspomnień wydobyła mnie grupa dzieciaków i ich opiekunów, która odmawiała różaniec. Konfrontacja z nimi przywróciła memu sercu radość.

“Jeszcze będzie pięknie, mimo wszystko. Tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia całe życie.” św. Jan Paweł II
Przejazd pociągiem przez takie dzikie tereny, w otoczeniu pięknej przyrody musi z całą pewnością należeć do przyjemnych
Ludzkie serce cieszy widok modlących się dzieci, którzy swoje wakacje, a przynajmniej ich część pragną poświęcić Panu Bogu
“Chciałbym wam powiedzieć, że zawsze lubię patrzeć na wschodzące słońce (…), podczas wschodu słońca coraz wspanialszy staje się świat, domy, mieszkania, a także nasze życie. Wszystko staje się cieplejsze. Bardzo lubię obserwować wschodzące słońce. (…) Każdy człowiek, każde dziecko jest słońcem, które wschodzi. Dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta. Są owocem miłości małżeńskiej, która dzięki nim odżywa i się umacnia. Przychodząc na świat, przynoszą ze sobą orędzie życia, które wskazuje na pierwszego Stwórcę życia. We wszystkim od nas uzależnione, zwłaszcza na wczesnych etapach życia, są naturalnym wezwaniem do solidarności. Nieprzypadkowo Jezus wezwał uczniów aby mieli dziecięce serca (por. Mk 10, 13-16). Każde dziecko przychodzące na świat jest “epitafią” Boga, jest darem życia, nadziei i miości. (…) Modlę się za dzieci – nienarodzone i narodzone – we wszystkich krajach świata: niech każde z nich zostanie przyjęte i otoczone miłością”. Św. Jan Paweł II
Nawet najzwyklejsza kałuża może ubogacić zdjęcie (uśmiech). Kilka dni przed moim przyjazdem dosyć mocno w Kalwarii Zebrzydowskiej popadał deszcz.
Dróżki Kalwaryjskie są również idealnym miejscem do spacerów, podczas których można się wyciszyć
Byłem tak podekscytowany tymi pięknymi jesiennymi widokami i tym miejscem, że musiałem zadzwonić do p. Ity Turowicz i podzielić się swoimi radosnymi przeżyciami z mojej wyprawy
Na Kalwaryjskich Dróżkach możemy podziwiać bardzo wymowne obrazy, przy których warto dłużej się zatrzymać. Na zdjęciu obraz znajdujący się w Kaplicy Uwielbienia Duszy Maryi.
Przy moście na rzece Cedron. Na tym moście widać niewielką kapliczkę, w której umieszczono piękny obraz Jana Jerzyczka
Wspomniany obraz malarza Jana Jerzyczka pt. ”Strącenie Chrystusa do rzeki”
Kościół Grobu Matki Bożej w Brodach koło Kalwarii Zebrzydowskiej, którego początki sięgają 1611 roku, kiedy to Mikołaj Zebrzydowski wybudował w tym miejscu małą kaplicę Grobu Matki Boskiej, której nadano kształt sarkofagu. W 1986 roku w Brodach utworzona została samodzielna parafia. Kościółek nadal jednak pozostaje jedną z kapliczek na ścieżkach kalwaryjskich i rzadko kiedy postrzegany jest jako samodzielny kościół (dla większości pielgrzymów jest to nadal Kalwaria Zebrzydowska).
Tak wygląda jego piękne i bogate wnętrze. Kościół jest dostępny od rana do wieczora, cały czas jest otwarty i można go spokojnie zwiedzać, co też i mnie się udało.

Pod koniec przemierzania kalwaryjskich dróżek moje nogi zrobiły się ciężkie. Wydawać by się mogło, że pokonanie tych kilku kilometrów nie będzie jakimś większym wysiłkiem, a jednak… Wychodząc z klasztoru, byłem przekonany, że na swojej drodze spotkam wielu pielgrzymów, turystów, którzy podobnie do mnie wyruszą na „dróżki”. Ku mojemu zaskoczeniu przez kilka godzin na swojej drodze – nie licząc grupy dzieci i mieszkańców Kalwarii – spotkałem zaledwie kilka osób. Jak pisałem wcześniej, co potwierdzają także mieszkańcy, największą frekwencją cieszą się obchody Wielkiego Tygodnia z Chwalebnym Misterium Pańskim oraz uroczystości Pogrzebu i Triumfu Matki Bożej w sierpniu. Kto wie, być może – jeżeli Pan Bóg pozwoli – któregoś roku i ja wybiorę się na te znane w całej Polsce uroczystości, w których każdego roku bierze udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Bardzo bym tego pragnął. Pozostałą część dnia spędziłem na odpoczynku, spacerując po klasztorze oo. Bernardynów. Odwiedziłem też przyklasztorną księgarnię i cukiernię, w której moje oczy śmiały się na widok wielu pysznych ciast, w tym słynnych kremówek papieskich i babeczek owocowych. Nic dziwnego, że byłem tu częstym bywalcem (uśmiech). Sklepy z dewocjonaliami, które znajdują się na terenie klasztoru, były dobrze wyposażone i każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie bądź na prezent dla najbliższych. Mnie najbardziej interesowała jednak księgarnia, w której zakupiłem sobie wspaniałe poświęcone temu świętemu miejscu albumy. Następny dzień zapowiadał się dla mnie jeszcze bardziej interesująco i ciekawie, bo w planach miałem odwiedzić Wadowice, rodzinne miasto św. Jana Pawła II, a następnie udać się do Łagiewnik, gdzie ostatnie swoje lata spędziła św. s. Faustyna Kowalska. Jednym słowem kolejny dzień zapowiadał się dla mnie pełen duchowych wrażeń i przeżyć.

Nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. 29 sierpnia 2018 roku był dla mnie ważny także z tego względu, że tego dnia do Sieradza powracali sieradzcy pielgrzymi. Toteż wówczas w myślach i w modlitwie łączyłem się z tymi, którzy zdecydowali się na powrót pieszo. Magię naszej sieradzkiej pielgrzymki opisywałem w swojej ilustrowanej fotografiami relacji, którą możecie odnaleźć na mojej stronie internetowej. Kto wie, być może znajdzie się jakaś osoba, która zdecyduje się na pieszą pielgrzymkę do Jasnogórskiej Pani z Sieradza. Kiedy sieradzcy pielgrzymi mieli do pokonania ostatni liczący ponad 30 km odcinek, ja byłem w Kalwarii Zebrzydowskiej i powoli udawałem się do rodzinnego miasta św. Jana Pawła II. Kiedy w 1999 roku Jan Paweł II odwiedził po raz kolejny swoją ojczyznę i 16 czerwca odwiedził swoje miasto, Wadowice, powiedział o nim z wielkim wzruszeniem: „Tutaj, w tym mieście, w Wadowicach wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, studia się zaczęły i teatr się zaczął. I kapłaństwo się zaczęło”. Słowa te padły pod wieczór 16 czerwca 1999 roku z ołtarza polowego przed wadowickim kościołem parafialnym. Wadowice znałem jedynie z materiałów telewizyjnych, artykułów ukazujących się w prasie czy Internecie, stąd radość moja była wielka, iż dane mi było wreszcie być w miejscu, w którym nasz ukochany papież – Polak – Karol Wojtyła przyszedł na świat i spędził swe dzieciństwo.

Bazylika Ofiarowania Najświętszej Marii Panny z cudownym obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy stoi w centrum Wadowic, przy Rynku. Tuż za rogiem mieszkał Karol Wojtyła, który w tej świątyni 20 czerwca 1920 roku przyjmował chrzest, a później I Komunię Świętą; fot. 29 sierpnia 2018
Wykonany z brązu dwu i półmetrowy pomnik przedstawia uśmiechniętego papieża w stroju pontyfikalnym. Figura ta stoi na granitowej skale; w lewej dłoni papież trzyma pastorał, a prawą rękę wyciąga w geście błogosławieństwa. Autorem pomnika jest rzeźbiarz Maksymilian Biskupski. Jego dzieło zostało odsłonięte 30 sierpnia 2006 roku przez metropolitę krakowskiego kardynała Stanisława Dziwisza oraz burmistrz Wadowic Ewę Filipiak. Pomnik stoi w miejscu, w którym papież spotykał się z mieszkańcami miasta podczas jego wizyt w Wadowicach w 1979 i 1999 roku.

Wnętrze Bazyliki Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach.
To w tej Chrzcielnicy dnia 20 czerwca 1920 roku ks. Franciszek Żak, kapelan wojskowy, udzielił Chrztu Świętego w 33 dniu życia Karolowi Wojtyle, synowi Karola i Emilii z Kaczorowskich. Chrzcielnicę tę Karol Wojtyła ucałował dwukrotnie: 18 maja 1970 r. jako Kardynał Metropolita Krakowski w 50 rocznicę urodzin i 7 czerwca 1979 r. jako Papież Jan Paweł II podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny.

W bocznej kaplicy św. Jana Pawła II znajduje się relikwiarz z Jego Krwią.

Tuż po wyjściu z Bazyliki udałem się do Domu Rodzinnego św. Jana Pawła II, który oddalony jest od świątyni dosłownie o kilka metrów. Wcześniej zrobiłem sobie rezerwację, bez której mogło by być ciężko wejść do środka. Obowiązkowa rezerwacja organizuje wejścia turystów do muzeum – grupy wpuszczane są w odpowiednich godzinach, dzięki czemu nie ma chaosu i zamieszania spowodowanego zbyt dużą ilością ludzi. Nasza grupa miała przewodnika, który był skarbnicą wiedzy i historii. Cała kamienica, w której znajdował się rodzinny dom Karola Wojtyły, została przekształcona w przepiękne muzeum. Nowoczesna, multimedialna wystawa narracyjna nie tylko pozwala poznać lub odkryć na nowo życie, działalność i nauczanie Człowieka, który zmienił oblicze współczesnego świata, lecz także zabiera zwiedzających w podróż w czasie przez najnowszą historię Polski. Twórcami ekspozycji są Barbara i Jarosław Kłaputowie. Zapraszają oni do swego rodzaju spotkania z naszym ukochanym Ojcem Świętym. Wystawa ta nie jest kolejnym pomnikiem – ona prezentuje Ojca Świętego jako człowieka z krwi i kości.

Obowiązkowym punktem tego dnia była wizyta w Muzeum – Domu Rodzinnym św. Jana Pawła II. Cała ekspozycja muzealna przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jeżeli będziecie w Wadowicach, koniecznie odwiedźcie to miejsce, które znajduje się tuż przy Bazylice.
Około 1 200 m2 powierzchni wystawienniczej na czterech kondygnacjach budynku podzielono na szesnaście stref, które prowadzą śladami Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Najważniejszą strefą – sercem Muzeum – jest Mieszkanie Wojtyłów, w którym Karol przyszedł na świat i przeżył 18 lat.
Robienie zdjęć pozwala na oswojenie się ze świadomością, że wszystko kiedyś się skończy. Zdjęcia pozwalają nam przypomnieć sobie przeszłość – znajome twarze, miejsca i emocje, które towarzyszyły nam w danej chwili.
Karol Wojtyła wychował się u podnóża Beskidu Małego, od najmłodszych lat wędrował po pobliskich górach. Z górami związany był przez całe życie. Nic więc dziwnego, że nazwał siebie człowiekiem gór. Zawsze był blisko natury, zachwycał się jej pięknem i potęgą, co niejednokrotnie znajdowało wyraz w jego poezji.
Idąc schodami w górę, można oglądać fotografie i eksponaty związane z górskimi wyprawami Karola Wojtyły, np. wełniane podkolanówki, trampki czy pojemnik na wodę.
Jedna ze ścian tej strefy składa się z setek kolorowych tabliczek układających się w wielkie zdjęcie Jana Pawła II otoczonego młodzieżą. Stojąc przy niej można ujrzeć siebie w lustrze po przeciwnej stronie i symbolicznie poczuć się częścią tej fotografii. Na niewielkich ekranach można obejrzeć fragmenty filmów m.in. ze Światowych Dni Młodzieży. To właśnie Jan Paweł II był pomysłodawcą spotkań młodych.
Jan Paweł II w otoczeniu świętych i błogosławionych, których wyniósł na ołtarze i w końcu sam do nich dołączył. Takie oto graffiti otwiera kolejną część wystawy.
Podpis do zdjęcia znajduje się tuż nad moją głową. Dodam tylko, że papieskie kremówki, o których wspominał Jan Paweł II są przepyszne i godne polecenia.

Do Wadowic przyjechałem tuż po godzinie siódmej rano i dzięki temu mogłem się cieszyć względnym spokojem. Dopiero po kilku godzinach wadowicki rynek zaczął wypełniać się ludźmi. To był dla mnie sygnał, że powoli mój pobyt w tym miejscu dobiega końca i należy udać się do kolejnego miejsca, które tego dnia zaplanowałem zobaczyć. Udałem się więc do podkrakowskich Łagiewnik, miejsca kultu św. s. Faustyny Kowalskiej, której Pan Jezus powierzył misję ogłoszenia całemu światu Orędzia Bożego Miłosierdzia. Natężenie ruchu w stronę Krakowa było już dosyć spore, lecz udało mi się dotrzeć do celu tylko z lekkim opóźnieniem. Parking samochodowy znajdujący się przy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia nie należy do największych, dlatego ucieszyłem się, że bez większego trudu znalazłem miejsce postojowe. Kalwaria Zebrzydowska, Wadowice, a teraz Łagiewniki są to miejsca, w których nigdy wcześniej nie miałem okazji być, a teraz szedłem za głosem wypełnionego radoscią serca do miejsca wybranego przez Pana Boga (uśmiech). Kiedy stanąłem przed Bazyliką Bożego Miłosierdzia i spojrzałem na nią, z moich ust wyrwało się tylkoprzeciągłe: Wow! Oczom nie wierzyłem, że światynia ta jest tak duża i piękna. Wiele osób twierdzi, że Bóg tylko raz objawił się ludziom – 2000 lat temu, a potem pozostawił ich samym sobie. Nic bardziej błędnego! Bóg nigdy o nas nie zapomina. W tajemniczy sposób obecny jest w życiu każdego człowieka. Jednak co jakiś czas dochodzi do szczególnych interwencji Bożych, a nawet objawień samego Pana Jezusa. Tego właśnie doświadczyła św. s Faustyna Kowalska.

Na terenie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Tuż za mną Klasztor Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Sanktuarium w Łagiewnikach to jedno z najważniejszych miejsc na świecie związanych z kultem Bożego Miłosierdzia. Tutaj w 1938 roku zmarła jego orędowniczka s. Faustyna Kowalska, kanonizowana 30 kwietnia 2000 roku przez papieża Jana Pawła II.
Jan Paweł II poświęcił Bazylikę Miłosierdzia Bożego 17 sierpnia 2002 roku podczas pielgrzymki do Polski. Powierzył wówczas świat Bożemu Miłosierdziu w uroczystym Akcie zawierzenia.

 

Wnętrze Bazyliki Bożego Miłosierdzia

 

Święta Siostra Faustyna Kowalska od najmłodszych lat była obdarzona niezwykłymi charyzmatami – darem kontemplacji, wizjami, ukrytymi stygmatami, czytania w duszach ludzkich, ale przede wszystkim darem widzenia rzeczywistości nadprzyrodzonej. Od dawnych lat ukazywał jej się Pan Jezus, który wybrał ją na sekretarkę i apostołkę Bożego Miłosierdzia. To właśnie na Jego polecenie Siostra Faustyna pisała Dzienniczek, który jest swego rodzaju kroniką jej mistycznych przeżyć. Chrystus powierzył jej także wielką misję szerzenia orędzia o Bożym miłosierdziu. Tak oto mówił do niej:

Wysyłam ciebie do całej ludzkości z moim miłosierdziem. Nie chcę karać zbolałej ludzkości, ale pragnę ją uleczyć, przytulając ją do swego miłosiernego serca (Dz. 1588) Jesteś sekretarką mojego miłosierdzia; wybrałem cię na ten urząd w tym i przyszłym życiu. (Dz. 1605) Jest to twój urząd i twoje zadanie w całym twym życiu, abyś dawała duszom poznać moje wielkie miłosierdzie, jakie mam dla nich i zachęcała je do ufności w przepaść mojego miłosierdzia… (Dz. 1567).

W ramach tej misji Pan Jezus wyznaczył Siostrze Faustynie konkretne zadania:

Namalowanie obrazu na podobieństwo wizji, którą miała w klasztorze w Płocku w 1931 roku:

Wieczorem, kiedy byłam w celi ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady (…) Po chwili powiedział mi Jezus: wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem Jezu, ufam Tobie. (Dz. 47) Przez obraz ten udzielać będę wiele łask dla dusz, a przeto niech ma przystęp wszelka dusza do niego (Dz. 570).

Ustanowienie święta Bożego Miłosierdzia:

Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia (Dz. 49) Pragnę, aby święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników (Dz. 699) Dusze giną mimo mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia mojego. Jeżeli nie uwielbią Miłosierdzia mojego, zginą na wieki (Dz. 965) “Kto w dniu tym przystąpi do Źródła Życia, ten dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar (Dz. 300) W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia mojego; niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat. (Dz. 699).

Wypraszanie miłosierdzia dla świata poprzez odmawianie i rozpowszechnianie podyktowanej przez Chrystusa Koronki do Miłosierdzia Bożego:

Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę (Dz. 811) Przez odmawianie tej koronki podoba mi się dać wszystko, o co mnie prosić będą (1541), jeżeli to (…) będzie zgodne z wolą moją (Dz. 1731). Przez odmawianie tej koronki zbliżasz ludzkość do mnie (Dz. 929) Dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie moje ogarnie (…) w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie. (Dz. 754).

Modlitwa w Godzinie Miłosierdzia, czyli w godzinie śmierci Chrystusa:

Ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, uwielbiając i wysławiając je; wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo w tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. W tej godzinie uprosisz wszystko dla siebie i dla innych; w tej godzinie stała się łaska dla świata całego – miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość (Dz. 1572).

Czynienie Miłosierdzia wobec bliźnich:

Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć, ani wymówić, ani uniewinnić (Dz. 742).

Szerzenie czci Miłosierdzia Bożego:

Dusze, które szerzą cześć Miłosierdzia mojego, osłaniam je przez życie całe, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinie śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia mojego; szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju miłosierdzia, bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość (Dz. 1075).

 

Cela św. Siostry Faustyny 

Odtworzona cela zakonna s. Faustyny jest dostępna dla pielgrzymów, którzy mogą przekonać się, jak ubogie i pokutne życie wiodła przyszła święta.
Narzędzia pokutne s. Faustyny Kowalskiej, które towarzyszyły jej każdego dnia, m.in. pasek kolczasty, krzyżyk kolczasty, bransoletka.

 

Kaplica z cudownym obrazem Jezusa Miłosiernego i grobem św. Siostry Faustyny Kowalskiej

Sercem Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach jest kaplica klasztorna z łaskami słynącym obrazem Jezusa Miłosiernego i grobem św. Faustyny.
Łagiewnickie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia to miejsce międzynarodowego kultu, do którego rocznie przybywa już ponad 2 miliony pielgrzymów z Polski i całego świata.
Przy łagiewnickim Sanktuarium znajduje się jedna z najstarszych nekropolii Krakowa – cmentarz zakonny założony pod koniec XIX wieku w głębi dawnego ogrodu Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Spoczywają na nim ciała sióstr, kapelanów, wychowanek Zgromadzenia i osób związanych z klasztorem w Łagiewnikach. Na tym cmentarzu przez 28 lat spoczywały także doczesne szczątki św. s. Faustyny. Tutaj pochowana jest m.in. jej przełożona generalna m. Michaela Moraczewska, s. Kaliksta Piekarczyk, która swoje życie złożyła w ofierze w intencji ocalenia Krakowa w latach drugiej wojny światowej, m. Ksawera Olszamowska ofiarująca swe życie w intencji ustanowienia w Kościele święta Bożego Miłosierdzia i szerzenia orędzia Miłosierdzia oraz inne siostry, które złożyły w ofierze swe życie w różnych intencjach. Cmentarz zakonny od strony południowej sąsiaduje z bazyliką w łagiewnickim Sanktuarium i często jest nawiedzany przez pielgrzymów.
Na grób siostry Faustyny Kowalskiej, w którym jej ciało spoczywało do 25 listopada 1966 roku, wciąż przychodzą ludzie i w ciszy, która na tym niewielkim cmentarzu panuje, zanurzają się w modlitwie.

Dzień, który w pełni poświęciłem na zwiedzanie Wadowic i Łagiewnik, czyli miejsc bardzo związanych ze św. Janem Pawłem II, powoli się kończył. Jednak zanim udałem się na odpoczynek do Kalwarii Zebrzydowskiej, postanowiłem zobaczyć jeszcze jedno miejsce, które znajduje się w bardzo bliskiej odległości od Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Tym miejscem było przepiękne sanktuarium poświęcone naszemu kochanemu papieżowi św. Janowi Pawłowi II, które uroczyście erygował 11 czerwca 2011 roku ks. kard Stanisław Dziwisz, osobisty sakretarz Ojca Świętego. Sanktuarium jest wyrazem wdzięczności i ofiarności narodu polskiego za Jego Wielki pontyfikat. Mimo, że jest to najmłodsze sanktuarium w naszym kraju, to przyciąga rocznie już ponad milon pielgrzymów. Sanktuarium wzrosło na tzw. Białych Morzach, dokładnie tam, gdzie młody Karol Wojtyła pracował ciężko jako robotnik. Po wejściu do środka w oczy rzucają się przepiękne mozaiki, które zdobią wnętrze kościoła. Ich autorem jest o. Marko Iwan Rupnik SJ, uznany w świecie artysta, którego mozaiki zdobią także nowy kościół San Giovanni Rotondo we Włoszech.

W Sanktuarium wierni mogą zobaczyć m.in. płytę z grobu Jana Pawła II pochodzącą z Grot Watykańskich Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Płyta znajduje się w Kaplicy Kapłańskiej zaprojektowanej na wzór krypty św. Leonarda na Wawelu, w której ks. Karol Wojtyła odprawił swoją prymicyjną Mszę św. Na płycie umieszczony jest relikwiarz wykonany na wzór otwartego Ewangeliarza, którego strony przewracał wiatr w czasie pogrzebu Papieża. W dniu 34. rocznicy zamachu na życie Ojca Świętego Jana Pawła II Jego osobisty sekretarz kard. Stanisław Dziwisz przekazał do Sanktuarium bezcenną relikwię. Jest to naznaczona krwią sutanna, w którą święty Jan Paweł II ubrany był 13 maja 1981 r. W tym dniu podczas audiencji generalnej na Placu św. Piotra zamachowiec Mehmed Ali Agca próbował zabić papieża. Obecnie bezcenna relikwia znajduje się w szklanej gablocie w Kościele Górnym.

Sanktuarium św. Jana Pawła II zwiedzałem bez pośpiechu, by w zadumie, ciszy i spokoju podziwiać tę piękną i okazałą budowlę – dzieło rąk ludzkich i chłonąć panującą w niej atmosferę. Jednocześnie robiłem zdjęcia, bo chciałem zatrzymać w kadrze to wszystko, co zobaczyły moje oczy.

Sanktuarium św. Jana Pawła II, w którym znajdują się jego relikwie, powstało na terenach, gdzie znajdowały się zakłady, w których podczas okupacji pracował Karol Wojtyła. Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” zostało powołane 2 stycznia 2006 roku przez kard. Stanisława Dziwisza, by upamiętnić postać Jana Pawła II i upowszechniać jego nauczanie poprzez działalność naukową, religijną i społeczną. Jego nazwa nawiązuje do słów wypowiedzianych przez Jana Pawła II w październiku 1978 roku podczas inauguracji jego pontyfikatu: “Nie lękajcie się. Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!”
Wnętrze kościoła zdobią przepiękne mozaiki wykonane z niesamowitą dokładnością. Mozaiki projektował o. Marko Ivan Rupnik SJ.
Monumentalna scena mozaikowa na ścianie bocznej w kaplicy Chrzcielnej ukazująca Matkę Bożą trzymającą w ramionach martwe ciało Jezusa Chrystusa.
Obraz Teresy Śliwki Moskal i Piotra Moskala ukazuje Jana Pawła II w otoczeniu świętych – (od lewej) Jana z Dukli, o. Rafała Kalinowskiego, Kingi, Brata Alberta, Jadwigi Królowej, Siostry Faustyny, Edyty Stein, o. Maksymiliana Marii Kolbego, bp. Józefa Sebastiana Pelczara i s. Urszuli Ledóchowskiej.
Chłopiec całujący relikwiarz, który zawiera ampułkę z krwią św. Jana Pawła II.
W kaplicy Kapłańskiej znajduje się płyta, która przez 6 lat przykrywała grób Jana Pawła II w Grotach Watykańskich. Na niej położono relikwiarz w kształcie otwartego Ewangeliarza, dzieło Carla Balljany z 2011 roku.
Sutanna św. Jana Pawła II naznaczona krwią podczas zamachu na jego życie w dniu 13 maja 1981 roku.

W tym miejscu chciałbym zakończyć opowieść o trzecim dniu mojego pielgrzymowania po miejscach wybranych przez Pana Boga i jakże bliskich naszemu umiłowanemu papieżowi św. Janowi Pawłowi II. Następnego dnia czekała mnie wizyta w Krakowie – jednym z najstarszych miast w Europie. Miasto, które dawniej było siedzibą polskich królów i stolicą Polski, bardzo pragnąłem zobaczyć, ale póki co marzyłem o odpoczynku po dość intensywnym dniu, który mogę zaliczyć z całą pewnością do bardzo udanych.

Czwartkowy poranek przywitał mnie chłodnym i rześkim powietrzem. Na niebie na próżno byłoby szukać jakiejkolwiek chmurki, która zwiastowałaby opady deszczu, a to zapowiadało, że czeka mnie kolejny piękny i słoneczny dzień na małopolskiej ziemi. Nie tracąc zbytnio czasu, szybko się wyszykowałem, spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy (przede wszystkim aparat) i udałem się na wycieczkę do dawnej stolicy Polski, Krakowa. Na zwiedzanie tego królewskiego miasta przeznaczyłem co prawda cały dzień, lecz to i tak niewiele wobec tego, co Kraków ma do zaoferowania. Skoncentrowałem się więc jedynie na Starym Mieście, któremu i tak wypadałoby poświęcić więcej czasu.

Godzinna podróż do Krakowa przebiegła bezproblemowo. We znaki dawały mi się jedynie potężne korki, które potęgowały się w miarę zbliżania się do centrum miasta. Jeżeli mam być szczery, to na dłuższą metę nie umiałbym funkcjonować w takim zblokowanym przez samochody mieście, bo to bardzo męczące i nie wynagradza tego nawet fakt, iż Kraków jest jednym z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejszym) miast w Polsce. Nie jestem przyzwyczajony do tak szybkiego tempa życia, dlatego dziękuję Panu Bogu, że mieszkam tam, gdzie mieszkam, czyli w urokliwym i spokojnym Sieradzu.

Aplikacja Google maps pomogła mi znaleźć podziemny parking praktycznie tuż przy Zamku Królewskim na Wawelu, dzięki czemu nie musiałem tracić czasu na szukanie jakiegokolwiek parkingu. Swoje pierwsze kroki skierowałem w stronę Wawelu, który dawniej był siedzibą polskich królów i gdzie w kryptach spoczywają wielcy polscy bohaterowie i władcy.

Dzień dobry, Kraków! Wycieczkę czas zacząć…
Smok wawelski jest jednym z najbardziej znanych symboli Krakowa. Kryjówką tej mitycznej postaci była jaskinia zwana Smoczą Jamą. Znajduje się ona u podnóża Wzgórza Wawelskiego. Autorem legendy, stanowiącej najstarszy zapis o smoku wawelskim, był znany biskup krakowski, autor Kroniki polskiej – Wincenty Kadłubek. Owa opowieść powstała na przełomie XII i XIII wieku.
Baszta Sandomierska jest jedną z dwóch baszt ogniowych (przystosowanych do użycia broni palnej) na Wawelu. Powstała ok. 1460 roku za panowania króla Kazimierza Jagiellończyka.
Wawel jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na mapie Polski.
Każdego dnia tysiące turystów odwiedza to wyjątkowe miejsce. Jednym z nich pozującym do zdjęcia pośród kolorowych kwiatów i na tle Bazyliki archikatedralnej św. Stanisława i św. Wacława byłem ja, Łukasz (uśmiech).
Pozostałości fundamentów średniowiecznego kościoła św. Michała na zewnętrznym dziedzińcu Wawelu. Świątynia została wyburzona przez Austriaków na początku XIX w.

Troszkę wstyd się przyznać, lecz to była moja pierwsza wycieczka na Wawel, podczas której zobaczyłem zamek od środka. Bardzo się cieszę, że bez pośpiechu mogłem podziwiać cały Zamek Królewski. Przez całe wieki stanowił on centrum polskiej państwowości. Wizyta w dawnej rezydencji królewskiej to fascynująca podróż w głąb historii Polski. Jest to z całą pewnością dla nas, Polaków, a i nie tylko dla nas, jeden z najpiękniejszych i najbardziej znanych zamków na świecie. W 1978 roku został on wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zanim udałem się do Katedry, przez kilkadziesiąt minut spacerowałem po dziedzińcu, rozkoszując się aurą tego miejsca i podziwiając jego piękno. Katedra, o której wspomniałem jest nie tylko najsłynniejszą w Polsce nekropolią królewską, ale także prawdziwym panteonem narodowym. Obok królów we wnętrzu świątyni pochowani zostali biskupi krakowscy i najbardziej zasłużeni dla ojczyzny Polacy. Ubolewam jedynie nad tym, że nie wszędzie można robić zdjęcia i mój aparat co jakiś czas lądował w plecaku, przez co moja fotorelacja jest troszkę uboższa. Pod Wieżą Srebrnych Dzwonów znajduje się krypta marszałka Józefa Piłsudskiego oraz sarkofag, w którym spoczywa para prezydencka: Lech i Maria Kaczyńscy. W pobliżu wspomnianych przeze mnie krypt w północnej części katedry wawelskiej znajduje się wejście na Wieżę Zygmuntowską ze słynnym dzwonem ufundowanym przez króla Zygmunta I Starego. O historii „Zygmunta” informuje m.in. inskrypcja łacińska, która głosi: Bogu najlepszemu, największemu i Dziewicy Bogarodzicy, świętym patronom swoim, znakomity Zygmunt król Polski ten dzwon godny wielkości umysłu i czynów swoich kazał wykonać roku zbawienia 1520. 9 lipca 1521 roku dzwon zawisł na wieży katedry na Wawelu. Wykonał go Hans Beham z Norymbergi. Dzwon był tak olbrzymi, iż musiano przebudować ówczesną wieżę i nieco ją podnieść. Oczywiście nie mogłem sobie odmówić przyjemności dotknięcia serca dzwonu, więc wraz z innymi turystami wdrapałem się po krętych schodach wieży na samą górę.

W zaprojektowanej przez Adolfa Szyszko-Bohusza krypcie, w romańskiej wieży spoczywa ciało marszałka Józefa Piłsudskiego, przeniesione tutaj z krypty św. Leonarda, gdzie zostało pochowane. Marszałkowi zgodnie z jego wolą towarzyszy gliniana urna z ziemią z grobu matki Marii z Bilewiczów Piłsudskiej pochowanej (podobnie jak serce marszałka) na wileńskiej Rossie.
10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem rozbił się prezydencki samolot Tu-154M. Na jego pokładzie była 96-osobowa delegacja państwowa, która zmierzała na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej. Zginęli wszyscy znajdujący się na pokładzie, wśród nich prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Para prezydencka spoczęła na Wawelu tuż obok krypty Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Wiszący na Wieży Zygmuntowskiej legendarny dzwon Zygmunt waży około 11 ton. By wprawić go w ruch, potrzeba od 8 do 12 osób.
Z okna wieży, na której znajduje się dzwon Zygmunta, można podziwiać piękną panoramę Starego Miasta. Na pierwszym planie widzimy Wyższe Seminarium Duchowne Archidiecezji Krakowskiej, którego alumnem był św. Jan Paweł II.

Całe Wzgórze Wawelskie i jego historia zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Na każdym kroku znajduje się tu ślady historii, kilku setek lat, na przestrzeni których tak wiele się tu wydarzyło. Mowę wieków usłyszeć można szczególnie w Katedrze na Wawelu, która stanowiła centrum czci kanonizowanego w 1253 roku św. Stanisława, biskupa krakowskiego zamordowanego w 1079 roku z rozkazu króla Bolesława Śmiałego. Na Wawelu gościłem dosyć długo. Z pewnym smutkiem stwierdzam, że szkoda, że nie można fotografować wszystkich historycznych obiektów (najbardziej żałuję, iż zakaz ten obejmuje wnętrza Katedry). Jednak na pewne rzeczy nie mamy wpływu i trzeba się dostosować do obowiązujących w danym miejscu zasad.

Prosto z Wawelu udałem się spacerkiem na Stare Miasto. Podobnie jak zamek królewski w 1978 roku jako jedno z pierwszych 12 obiektów na świecie zostało wpisane na listę UNESCO. Jego centrum stanowi natomiast Rynek Główny z kościołem archiprezbiterialnym Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zwanym także bazyliką Mariacką lub kościołem Mariackim. Jest on jednym z największych i najważniejszych, po archikatedrze wawelskiej, kościołów Krakowa. Na Starym Mieście zakończyłem swą wycieczkę po Krakowie. Jednak zanim dotarłem do Rynku Głównego podziwiałem piękne zabytkowe uliczki tak bardzo zapełnione turystami. W obrębie Starego Miasta znajduje się niezliczona wręcz ilość różnorakich restauracji, sklepów, w których każdy znajdzie coś dla siebie. Mnie najbardziej zaciekawiła pewna cukiernia, która skusiła mnie przeróżnymi słodkościami. Wszelakie torty bezowe i ciasta z bitą śmietaną, desery, koktajle owocowe to moja (chyba jedna z największych) słabość! Obok słodyczy nie potrafię przejść obojętnie. Tak było i tym razem (uśmiech).

Uliczka prowadząca prosto na Rynek Główny w Krakowie.
Tymi obłędnymi słodkościami mogłem się delektować (uśmiech).
Zamknięty w kadrze uliczny grajek pięknie grający na skrzypcach.
Na jednej z bocznych uliczek siedział ze szkicownikiem starszy Pan z gęstą brodą…
W oddali gotycka wieża ratuszowa z XIV wieku wyrastająca z Rynku Głównego. Jej wysokość sięga 70 m. Ocalała po zburzeniu ratusza w 1820 roku.
Kolorowo przyozdobione krakowskie dorożki są jednym z symboli tego miasta.
Krakowski Kościół Mariacki to jeden z najbardziej rozpoznawalnych kościołów w Polsce. Z wieży, z wysokości 54 metrów, grany jest co godzinę hejnał mariacki, od lat kojarzony z Krakowem.
Kościół Mariacki jest każdego dnia bardzo licznie odwiedzany przez turystów. Niestety, by podejść bliżej słynnego ołtarza Wita Stwosza, należy uiścić odpowiednią opłatę. Całe wnętrze kościoła robi niezwykłe wrażenie.

Kraków jest godnym podziwu, a dla fotografa wręcz idealnym miastem. Mijając ludzi na Starym Mieście miałem wrażenie, że jest tu więcej obcokrajowców niż Polaków, ale to chyba dobrze, że tak wielu zagranicznych turystów spędza wolny czas w naszej przepięknej ojczyźnie. Kiedy w moim brzuchu zaczęło troszkę burczeć (uśmiech), udałem się na obiad do jednej z restauracji w pobliżu słynnej Piwnicy pod Baranami, by na świeżym powietrzu posilić się i odpocząć.

Niedaleko Rynku Głównego znajduje się Pałac Biskupi oczywiście przy Franciszkańskiej 3. Jest on siedzibą kurii metropolitarnej, a od końca XIV wieku siedzibą biskupów krakowskich. Znajduje się tam znane dla wszystkich Polaków papieskie okno. To tutaj odpoczywał nasz umiłowany papież św. Jan Paweł II podczas wszystkich swoich pielgrzymek do Polski i tutaj witał młodzież w nieoficjalnych, bardzo serdecznych i pełnych emocji spotkaniach. To tutaj żegnał się z nimi przed wyjazdami do Watykanu. Tutaj, pod tym oknem młodzież modliła się żarliwie, kiedy papież mocno podupadł na zdrowiu.

W ciągu 30 lat okno na Franciszkańskiej 3 stało się nie tylko świadkiem przemian politycznych i społecznych oraz wymiany pokoleń, lecz także zmian w życiu samego Jana Pawła II.
Zwyczaj spotkań narodził się 6 czerwca 1979 roku podczas pierwszej pielgrzymki. Przed kurią zebrał się tłum młodych i papież do nich wyszedł. Nawet stanął na parapecie. “Kiedy tutaj dawniej byłem w Krakowie, byłem całkiem porządnym człowiekiem. Nigdy nie właziłem na okna. A teraz co się ze mną stało?” – żartował. Spotkania nigdy nie były przygotowywane, lecz improwizowane, a – jak mówił sam papież – improwizowane jest zawsze najbardziej przygotowywane, bo to się improwizuje, co się nosi najgłębiej w sobie. Nie było też ich w oficjalnych programach kolejnych papieskich wizyt, ale za każdym razem młodzież na nie czekała.

Czas w tym miejscu szybko mijał i nie wiadomo, kiedy powoli trzeba było żegnać się z Krakowem i wracać do domu. W Krakowie, jak wspominałem wcześniej, można spotkać wielu utalentowanych ludzi, np. karykaturzystów, którzy za niewielkie pieniążki mogą narysować nasz humorystyczny portret. Również i ja postanowiłem z ich usług skorzystać i poprosiłem o swoją karykaturę. Troszkę się bałem efektu końcowego, ale do dzisiaj rysunek ten wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Następnie udałem się jeszcze na niewielkie zakupy, by kupić pamiątki dla swoich ukochanych dzieci, które cały czas noszę w swoim sercu. Na sam koniec swoje kroki skierowałem nad brzeg Wisły i przy pięknej słonecznej pogodzie udałem się niewielkim stateczkiem w rejs po Wiśle, by z daleka spojrzeć raz jeszcze na Królewski Wawel. To był kolejny udany i pełen atrakcji dzień…

Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia z malowniczego Krakowa. Trzeba będzie jeszcze tutaj wrócić i zobaczyć jak Stare Miasto prezentuje się po zmierzchu.
Pan Łukasz Piotrowski widziany okiem karykaturzysty (uśmiech).

Ostatnie spojrzenie na Zamek Królewski na Wawelu. Rejs statkiem po Wiśle był bardzo przyjemny i spokojny, pogoda jednym słowem dopisała.

Na tym ostatnim zdjęciu pragnę zakończyć moją wycieczkę po miejscach, które sobie wcześniej obrałem za cel. Początkowo do domu miałem wracać w piątek rano, ale stwierdziłem, że wyjadę już w czwartek wieczorem. Po spakowaniu się, wzięciu prysznica, pożegnałem się z Kalwarią Zebrzydowską, w której przez wszystkie dni miałem nocleg. Był to dla mnie piękny czas, który mogłem poświęcić na głębsze odkrywanie swojej ojczyzny. Byłem w miejscach tak bardzo związanymi z ludźmi, którzy za swojego największego przyjaciela wybrali Pana Boga i Jemu się w pełni oddali. Św. s. Faustyna Kowalska, św. Maksymilian Maria Kolbe i św. Jan Paweł II to moi „przewodnicy”, a zarazem postacie znane na całym świecie, o których nie wolno nam zapomnieć. Mamy wielkich świętych w niebie, do których mamy się zwracać w modlitwach, by wstawiali się za nami, grzesznikami u Naszego Miłosiernego Ojca.

Jestem wdzięczny Panu Bogu za piękną i słoneczną pogodę, która w żaden sposób nie pokrzyżowała moich planów. Jest jeszcze wiele miejsc w Polsce, które chciałbym odwiedzić i podzieli się swoimi zaklętymi w fotorelację wrażeniami z innymi. Moje życie rodzinne od kilku lat jest bardzo skomplikowane, ale to nie znaczy, że jestem nieszczęśliwym i ponurym człowiekiem, chociaż niektórym tak się może wydawać. Pamiętajcie drodzy czytelnicy, że jeżeli do naszego życia zaprosimy Pana Jezusa i pozwolimy się Jemu prowadzić, co nieraz nie jest oczywiście łatwe, to Pan Jezus sprawi, że będziecie najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. W moim życiu Pan Bóg od wielu już lat jest zawsze na pierwszym miejscu, ale im bardziej to podkreślam, tym silniejsze są ataki szatana i tak już zapewne pozostanie do końca moich dni tutaj na ziemi. Więcej i szerzej napiszę o tym przy innej okazji. Dzisiaj stawiam już w tym miejscu kropkę, by ten rozdział swojej wycieczki zamknąć i niebawem otworzyć nowy (uśmiech).

Łukasz Piotrowski

 

 

***

Ponadto zapraszam do obejrzenia fotorelacji z:

Udostępnij to: