Poznaję Boży świat / 2012 – Hiszpania, Camino Francés. Dzień 7 – Rabe de las Calzadas, 24 km
28 lutego 20132013 – Liturgia Wielkiej Soboty w parafii pw. Najświętszej Maryi Panny – Królowej Polski w Sieradzu
30 marca 2013Sieradz, 7 listopada 2012
Pragnę dziś wrócić pamięcią do pielgrzymki, którą odbyłem wraz z moją dziewczyną Justyną do Hiszpanii, a dokładnie do Santiago de Compostela – grobu św. Jakuba. Wiele czytałem wcześniej o tym wyjątkowym miejscu, ale sam chyba bym się nie odważył wyruszyć w tak daleką drogę. Pielgrzymka, zwana z hiszpańska „Camino de Santiago”, bardzo się różniła od tych, w których brałem udział wcześniej. Tutaj nie było przewodnika, który by nas poprowadził czy wskazał drogę, jaką trzeba iść. Wszystko należało samemu zaplanować i zaufać Panu Bogu, że będzie dobrze i że nic złego nam się nie przytrafi. Zaraz przypominają mi się słowa pięknej piosenki: Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę.Spotykając się od dłuższego czasu z moją sympatią (uśmiech), zaproponowałem, by nasze pierwsze wspólne wakacje spędzić również z Panem Bogiem i to na pielgrzymim szlaku. Nie jestem zwolennikiem spędzania wolnego czasu na plaży i wylegiwania się na słońcu. Wolę aktywniej spędzać urlop i dlatego bardzo mnie ucieszyło, że Justynie mój pomysł się spodobał. Do przygotowań przystąpiliśmy zaraz po powrocie z 401 pielgrzymki sieradzkiej. Zaczęliśmy sporo o naszej wędrówce czytać. Wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie, że będziemy zdani tylko na siebie, ale oboje mamy świadomość, że jeśli chce się coś w życiu osiągnąć, trzeba sporo i poświęcić. Dla mnie ważne jest to, by iść przez życie z Bogiem i o Bogu mówić. Wiem, że czuwa nade mną każdego dnia, i dlatego nie obawiałem o to, iż nasza pielgrzymka może nie dojść do skutku.
Ludzie interesujący się ruchem pielgrzymkowym wiedzą, że w samej Hiszpanii jest kilka szlaków, które prowadzą do Santiago de Compostela. Początkowo zdecydowaliśmy się na szlak północny, „Camino del Norte”, który prowadzi wzdłuż północnego wybrzeża, ale po dłuższym zastanowieniu się uznaliśmy, że jak na pierwszą taką wędrówkę, ta droga może się okazać dla nas za trudna. Chodziło o bardzo górzysty teren, jak i zróżnicowaną pogodę. Dlatego wybraliśmy najbardziej popularny w Hiszpanii szlak, zwany szlakiem francuskim, gdzie do przebycia jest ponad 700 km. Na wędrówkę przeznaczyliśmy praktycznie cały nasz urlop. Bilety zakupiliśmy już kilka miesięcy wcześniej, a na wspólne pielgrzymowanie wybraliśmy czerwiec/lipiec.
I tak 21 czerwca 2012 roku udaliśmy się do Warszawy, by samolotem dostać się do Hiszpanii. Już chyba tradycją się stało, że ilekroć wyjeżdżam na wakacje – w Polsce jest zimno i deszczowo. Tym razem również było zimno, a na dodatek w nocy szalała straszna burza. Mieliśmy przesiadkę w Portugali i na lizbońskim lotnisku spędziliśmy ładnych kilka godzin, czekając na samolot do Bilbao w północnej Hiszpanii. Wylądowaliśmy na miejscu przed godziną 24 i pierwszą hiszpańską noc spędziliśmy na lotnisku, a dokładnie na podziemnym parkingu, jako że lotnisko w Bilbao jest na noc zamykane. Na parkingu po raz pierwszy spotkaliśmy Polaków ze szlaku św. Jakuba, rankiem już wracających do kraju. Był to ojciec z synem, którzy wybrali szlak północny, ten – jak wcześniej pisałem – bardziej wymagający. Porozmawialiśmy sobie o wędrówce, przez nich zakończonej, a przez nas właśnie rozpoczynanej. Opowiadali o tym, co ich spotkało na drodze, a że pogodę mieli przeważnie deszczową, cieszyli się już na powrót do domu, zwłaszcza że syn był nieźle przeziębiony i miał gorączkę. W trakcie rozmowy tata przeziębionego syna powiedział słowa, które do dzisiaj pamiętam i które dały nam sporo do myślenia: „Ta pielgrzymka was zmieni, tak że wrócicie już innymi ludźmi”. I faktycznie, z Hiszpanii wróciliśmy już jako narzeczeni (uśmiech).
Gdy nastał świt, udaliśmy się autobusem do centrum miasta, a następnie z dworca odjechaliśmy autokarem do Logrono. Jest to malownicze miasto liczące ok. 150 tysięcy mieszkańców, położone jakieś 150 km od Bilbao. I tak 22 czerwca 2012 roku przed południem dotarliśmy do naszego pierwszego schroniska (Albergue) na szlaku. Schroniska otwierane są z reguły po południu, dlatego zamiast czekać przed zamkniętymi drzwiami, wybraliśmy się jeszcze na spacer po mieście. Po powrocie do schroniska poprosiliśmy wolontariuszy o założenie nam specjalnych pielgrzymich paszportów, w których zbiera się pieczątki. Każde schronisko czy niektóre bary po drodze mają charakterystyczne wzory pieczątek, dlatego większość pielgrzymów skrzętnie je zbiera. Taki paszport jest również przepustką do schroniska, bez niego bowiem nie otrzyma się w nim noclegu. W schronisku zakupiliśmy również nasze muszle (symbol pielgrzyma), które towarzyszyły nam przez cały pobyt w Hiszpanii. I tak po zajęciu łóżek, wzięciu prysznica udaliśmy się na małe zakupy, bo coś trzeba było zjeść, a już dnia następnego wyruszaliśmy w naszą długą wędrówkę do Santiago de Compostela.
Przed wyjazdem do Hiszpanii mieliśmy opracowany szczegółowy plan podróży i wiedzieliśmy, ile danego dnia powinniśmy pokonać kilometrów i w jakich miejscowościach zrobić nocleg. Zostawiliśmy sobie dwa dni na wypadek jakichś ewentualnych (odpukać) problemów zdrowotnych. Nie mogliśmy jednak przewidzieć do końca pogody, a dokładnie upałów, które nas przywitały już nazajutrz.
Tak więc pierwszego dnia wyszliśmy ze schroniska w Logrono o godzinie 7.30, mając do pokonania 32 km. Jednak już po kilku kilometrach zdaliśmy sobie sprawę z błędu, jakim było wyjście o tak późnej porze. Temperatura w południe dochodziła do 40 stopni, a do pokonania zostało jeszcze kilkanaście kilometrów i tak o godzinie 15, po trudach upalnego dnia, doszliśmy na nasz drugi nocleg. Następnego dnia nie popełniliśmy już wcześniejszego błędu i wyruszyliśmy o 6 rano. O tej godzinie w Hiszpanii jest jeszcze ciemno, ale dla nas najważniejsze było uniknięcie wędrowania w gorącym słońcu i przychodzenie na nocleg najlepiej przed godziną 13. Tak więc zazwyczaj pobudkę mieliśmy o 5.30, by już o 6.00 wyruszyć na nasze Camino.
Niestety, po kilku dniach stwierdziliśmy, że przy tych temperaturach i założonej na każdy dzień ilości kilometrów do pokonania, nie uda nam się zajść zbyt daleko. Tym bardziej, że do celu pozostało jeszcze ponad 600 km. Podczas skromnej kolacji podjęliśmy decyzję, że by na te dwa awaryjne dni, przeznaczone na ewentualne problemy zdrowotne, rozpisać część kilometrów, tak by zmniejszyć dzienną stawkę. Mieliśmy świadomość, że każdego dnia musimy koniecznie wykonać normę kilometrów, bo inaczej nie dojdziemy do celu, który tak bardzo chcieliśmy osiągnąć pieszo. Bo oczywiście w razie czego można byłoby podjechać samochodem, ale jak się później przekonaliśmy, nie było to takie proste, jako że przez większość naszego wędrowania szliśmy przez miasteczka i wsie, gdzie o autokar było niesłychanie trudno, a na dodatek praktycznie nie widzieliśmy przystanków autobusowych.
Według naszego nowego rozkładu mieliśmy każdego dnia do pokonania średnio 25 km i staraliśmy się, by z rana – kiedy jest jeszcze w miarę chłodno – przejść jak najdłuższy odcinek bez odpoczynków. Dopiero po 10 km, czyli około dwóch godzinach marszu, zatrzymywaliśmy się w którymś z pobliskich barów na śniadanie. Bary w Hiszpanii różnią się bardzo od naszych w Polsce, kojarzących nam się z piwem i nie najciekawszym towarzystwem. W hiszpańskim barze można było zjeść śniadanie w postaci kanapki z wędliną, serem, pomidorem czy z tuńczykiem, napić się gorącej herbaty, kawy albo kakao, a do tego zjeść słodką bułkę lub ciastko. Kusiło również skosztowanie regionalnego wina lub napicie się zimnej coli, co mnie najbardziej odpowiadało, podczas gdy Justynka preferowała herbatę z cytryną (uśmiech).
W czasie naszej wędrówki spotykaliśmy ludzi z najdalszych krajów świata, z którymi na szlaku łatwo się było zaprzyjaźnić. I tak pragnę z tego miejsca pozdrowić naszą pielgrzymkową ciocię Marinalvę i wujka Gersona z Brazylii, Sandrę oraz jej kolegę Andreasa, a także Lizę z Niemiec, Petera, Korina i Danę z Chicago, Gary’ego i Merchy z Nowego Jorku, Tatjanę ze Słowenii, Chucka z USA, Eunsang z Korei Południowej i wielu innych pielgrzymów. Tych, których wymieniłem, spotykaliśmy prawie każdego dnia na różnych odcinkach drogi czy na noclegach.
Kiedy po przebyciu 620 km dotarliśmy do celu naszej wędrówki, wzruszającym momentem było dla nas już samo wejście na plac katedralny św. Jakuba. Zmęczeni, ale szczęśliwi, mogliśmy uklęknąć przed Panem Bogiem i za wszystko, co dane nam było przeżyć po drodze, gorąco podziękować. W Santiago de Compostela spędziliśmy ponad dwa dni, odpoczywając i podziwiając piękne historyczne miasto. W czasie tego pobytu spotykaliśmy się z naszymi przyjaciółmi, którzy również kolejno docierali do celu, jakim był grób św. Jakuba. Cieszyliśmy się, że wszystkim udało się dotrzeć i że mogliśmy w tym świętym dla chrześcijan miejscu się spotkać. Następnego dnia uczestniczyliśmy we Mszy świętej sprawowanej specjalnie dla pielgrzymów. Mieliśmy ogromne szczęście, mogąc podziwiać okadzanie całego wnętrza katedry okazałą kadzielnicą, co podobno nie zdarza się często. Kolejne godziny, które spędziliśmy w Santiago de Compostela, przeznaczyliśmy na spotkania z naszymi nowymi przyjaciółmi. Wiedzieliśmy, że za dwa dni każdy z nas powróci do swego domu i raczej szybko się nie spotkamy. Wymieniliśmy się adresami mailowymi, tak by utrzymywać dalej kontakt.
Nasza pielgrzymka w Santiago dobiegła końca, ale mając jeszcze 3 dni zapasu, zdecydowaliśmy, że na przylądek Finisterre nie pojedziemy autokarem, tylko pójdziemy pieszo, przemierzając ponad 80 km, by dotrzeć do ostatniego już punktu naszej pielgrzymki. Wyruszając wczesnym rankiem z Santiago de Compostela, nie wiedzieliśmy, jaka nas czeka pogoda w kolejnych dniach. Wiedzieliśmy tylko z przewodnika, że aby trafić na piękną i ciepłą pogodę, w dodatku bez deszczu i bezwietrzną, trzeba mieć ogromne szczęście. Uznaliśmy jednak, że co ma być, to będzie, i chcemy naszą pielgrzymkę zakończyć nad oceanem, na tzw. „końcu świata”. Ostatni dzień wędrówki zaczęliśmy bardzo wcześnie, jako że do pokonania mieliśmy 35 km i to w większości przez góry. Ze schroniska wyszliśmy o 5 rano z latarką w ręku. Był to nasz błąd, bo wokół panowała jeszcze zupełna ciemność, a dookoła tylko lasy, toteż nie wiedzieliśmy dokładnie, czy dobrze idziemy. Postanowiliśmy więc przez dwie godziny odczekać na poboczu. Rozłożyliśmy śpiwór, przykrywając się drugim, bo z rana zawsze było zimno i na trawie leżała rosa. I tak pod gołym niebem, przysypiając, przeczekaliśmy do świtu, by wyruszyć na ostatni już odcinek drogi. Tego dnia szliśmy przez lasy i góry. Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy momentu, kiedy wyłoni się przed nami… Ocean Atlantycki. Pogoda robiła się coraz piękniejsza i wreszcie, po godzinie 10, gdy schodziliśmy powoli z gór, ukazał się naszym oczom długo wyczekiwany ocean, a w oddali przylądek Finisterre, który zrobił na nas ogromne wrażenie. Bardzo zmęczeni, po godzinie 16 dotarliśmy do schroniska, gdzie spotkaliśmy przyjaciół, z którymi pielgrzymowaliśmy od kilku tygodni. Było wiele radości z tego kolejnego spotkania. Po krótkim odpoczynku resztkami sił udało nam się dotrzeć na sam szczyt przylądka. Trafiliśmy na piękną, bezwietrzną pogodę. To, co ujrzeliśmy, trudno opisać, tak przepiękne były to widoki. Ze szczytu przylądka spoglądaliśmy na otaczający nas zewsząd bezkresny ocean. Dalej już drogi nie było, co oznaczało, że nasza pielgrzymka zwolna zmierza ku końcowi.
Po powrocie do schroniska, po smacznej kolacji i krótkim odpoczynku wyszliśmy wieczorem raz jeszcze na szczyt przylądka, by podziwiać zachód słońca nad oceanem. Wracając zaś do schroniska, cieszyliśmy się, że już nie musimy zrywać się rano i możemy sobie dłużej pospać. Następnego dnia szykowaliśmy się do drogi powrotnej – oczywiście już autokarem. Ale jeszcze do południa wraz ze świeżo pozyskanymi przyjaciółmi leżeliśmy na plaży, wspominając całą przebytą drogę i to, co w naszym życiu zmieniło Camino. My z Justynką cieszyliśmy się, że do Polski i naszego Sieradza wrócimy jako narzeczeni. O godzinie 12 czekaliśmy już na dworcu na autokar. Przyszli również nasi przyjaciele, z którymi trzeba się było pożegnać. Pojawiły się łzy i wzruszenie, że to wszystko piękne dobiegło końca. Wsiadając do autokaru, spoglądaliśmy ostatni raz na Finisterre. Autokar zawiózł nas do Santiago de Compostela, skąd mieliśmy polecieć do Madrytu, a następnie do Warszawy. Ostatnie kilkadziesiąt minut spędziliśmy jeszcze przed katedrą św. Jakuba, robiąc szybko ostatnie pamiątkowe zakupy. Wreszcie pożegnaliśmy się ze św. Jakubem, obiecując sobie, że jeszcze tutaj wrócimy i również pieszo.
Nasza pielgrzymka trwała 32 dni, podczas których przeszliśmy pieszo ponad 700 km. W pamięci pozostaną piękne chwile, wspólnie spędzone na hiszpańskiej ziemi, gdzie mogliśmy poznawać nowych przyjaciół, z którymi utrzymujemy kontakt do dnia dzisiejszego. Mówi się, że po powrocie z Camino stajemy się innymi ludźmi. My staliśmy się jeszcze bliżsi sobie i zamierzamy iść razem przez życie. A na tej drodze chcemy, żeby był z nami Bóg, bo przecież tak naprawdę do Niego zmierzamy. Wierzę, że będzie nam dane w niedalekiej przyszłości jeszcze raz wybrać się do Santiago de Compostela. Jest wiele Jakubowych szlaków w Hiszpanii, którymi warto wędrować, szczególnie z ukochaną osobą. W czasie naszej pielgrzymki wykonałem sporo zdjęć, którymi chciałbym się teraz podzielić i gorąco zachęcić wszystkich do takiej formy spędzenia czasu. Pamiętajcie, że czas spędzony z Bogiem nigdy nie jest czasem straconym.Buen Camino!
Łukasz Piotrowski
***
Kolejne dni naszego wspólnego pielgrzymowania szlakiem “Camino Francés” do Santiago de Compostela w Hiszpanii:
- Dzień 1 (21 czerwca 2012 r.) – Podróż do Hiszpanii
- Dzień 2 (22 czerwca 2012 r.) – Podróż do Logroño
- Dzień 3 (23 czerwca 2012 r.) – Logroño -> Nájera (31 km)
- Dzień 4 (24 czerwca 2012 r.) – Nájera -> Redecilla del Camino (32 km)
- Dzień 5 (25 czerwca 2012 r.) – Redecilla del Camino -> Villafranca Montes de Oca (25 km)
- Dzień 6 (26 czerwca 2012 r.) – Villafranca Montes de Oca -> Orbaneja Riopico (27 km)
- Dzień 7 (27 czerwca 2012 r.) – Orbaneja Riopico -> Rabe de las Calzadas (24 km)
- Dzień 8 (28 czerwca 2012 r.) – Rabe de las Calzadas -> Castrojeriz (29 km)
- Dzień 9 (29 czerwca 2012 r.) – Castrojeriz -> Frómista (25 km)
- Dzień 10 (30 czerwca 2012 r.) – Frómista -> Carrión de los Condes (20 km)
- Dzień 11 (1 lipca 2012 r.) – Carrión de los Condes -> Terradillos de los Templarios (26 km)
- Dzień 12 (2 lipca 2012 r.) – Terradillos de los Templarios -> El Burgo Ranero (32 km)
- Dzień 13 (3 lipca 2012 r.) – El Burgo Ranero -> Mansilla de las Mulas (19 km)
- Dzień 14 (4 lipca 2012 r.) – Mansilla de las Mulas -> León (20 km)
- Dzień 15 (5 lipca 2012 r.) – León -> San Martin del Camino (27 km)
- Dzień 16 (6 lipca 2012 r.) – San Martin del Camino -> Astorga (24 km)
- Dzień 17 (7 lipca 2012 r.) – Astorga -> Foncebadón (27 km)
- Dzień 18 (8 lipca 2012r.) – Foncebadón -> Ponferrada (27 km)
- Dzień 19 (9 lipca 2012 r.) – Ponferrada -> Villafranca del Bierzo (25 km)
- Dzień 20 (10 lipca 2012 r.) – Villafranca del Bierzo -> La Faba (26 km)
- Dzień 21 (11 lipca 2012 r.) – La Faba -> Triacastela (25 km)
- Dzień 22 (12 lipca 2012 r.) – Triacastela -> Calvor -> Sarria (19 km)
- Dzień 23 (13 lipca 2012 r.) – Sarria -> Gonzar (31 km)
- Dzień 24 (14 lipca 2012 r.) – Gonzar -> Melide (27 km)
- Dzień 25 (15 lipca 2012 r.) – Melide -> Santa Irene (30 km)
- Dzień 26 (16 lipca 2012 r.) – Santa Irene -> Santiago de Compostela (20 km)
- Dzień 27 (17 lipca 2012 r.) – Santiago de Compostela
- Dzień 28 (18 lipca 2012 r.) – Santiago de Compostela -> Negreira (22 km)
- Dzień 29 (19 lipca 2012 r.) – Negreira -> Olveiroa (32 km)
- Dzień 30 (20 lipca 2012 r.) – Olveiroa -> Fisterra (31 km)
- Dzień 31/32 (21/22 lipca 2012 r.) – Fisterra -> Warszawa
***
Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:
- 2022 – Grecja, śladami św. Pawła
- 2021 – Hiszpania, Camino del Norte
- 2020 – Francja, Lourdes
- 2019 – Liban, śladami św. Charbela
- 2018 – Francja, La Salette, Ars, Taizé, Paray-le-Monial
- 2018 – Bałkany, Medjugorie, Mostar, Kotor, Dubrownik
- 2017 – Francja, Lourdes
- 2013 – Portugalia, Fatima, Coimbra, Nazare, Porto, Santiago de Compostela
- 2012 – Hiszpania, Camino Francés
- 2011 – Meksyk, Guadalupe, Acapulco
- 2010 – Ziemia Święta, Jordania, Egipt
- 2009 – Włochy, Rzym, Watykan, Asyż, San Giovanni Rotondo, Manopello
- 2007 – Francja, Lourdes