Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 13 – Camping Deva Gijon, 22 km / łącznie 342,5 km

2022 – 412. Piesza Pielgrzymka Sieradzka na Jasną Górę. Dzień 3 (2022-08-24)
25 września 2022
2022 – 412. Piesza Pielgrzymka Sieradzka na Jasną Górę. Dzień 5 (2022-08-26)
2 października 2022
2022 – 412. Piesza Pielgrzymka Sieradzka na Jasną Górę. Dzień 3 (2022-08-24)
25 września 2022
2022 – 412. Piesza Pielgrzymka Sieradzka na Jasną Górę. Dzień 5 (2022-08-26)
2 października 2022
Udostępnij to:

DZIEŃ 13 (ŚRODA), 4 SIERPNIA 2021 r.
Villaviciosa – Camping Deva Gijon – 22,5 km; łącznie przeszedłem 342,5 km

 

***

Rozpoczynam kolejny 13. dzień swojej wędrówki. Tak, tak 13. dzień. Podobno „13” to pechowa liczba i chyba coś w tym niestety jest. Kiedy przebudziłem się nad ranem, przez okno w pokoju zauważyłem, że na dworze niebo jest zachmurzone i pada deszcz, lecz to nie były zwykłe opady deszczu, po prostu lało jak z cebra. Pomyślałem sobie, że nieźle się ten trzynasty dzień dla mnie zaczyna. Nic nie zapowiadało, żeby pogoda mogła się zmienić. Wiedziałem, że przy takich obfitych opadach deszczu nawet mój płaszcz przeciwdeszczowy za bardzo mi nie pomoże.

Ubrałem się tego dnia bardzo lekko, nie zakładałem na siebie nawet bluzy polarowej, bo i tak wiedziałem, że się przemoczy. Buty trekkingowe schowałem głęboko do plecaka, a założyłem cienkie adidasy. Aparat, po zrobieniu tuż po wyjściu ze schroniska kilku zdjęć, schowałem do specjalnej fotograficznej torby i włożyłem do plecaka. Na dworze, w momencie, gdy wychodziłem, było jeszcze dosyć szaro i paliły się latarnie na ulicach. Jednak nie mogłem już dłużej zostać w schronisku, tylko mimo deszczu musiałem wyruszyć w drogę, tak jak uczynili to inni pielgrzymi.

 

Tak na powyższych zdjęciach wygląda deszczowe Villaviciosa. Niestety przez większość drogi nie robiłem już żadnych zdjęć, bo po prostu bałem się o swój aparat. Pierwszy etap drogi, pomimo ulewnego deszczu, był dosyć łatwy, bo trasa wiodła drogą asfaltową. Po przejściu ok. 4 km doszedłem do miejscowości Casquita, gdzie na rozwidleniu dróg należało zdecydować, którędy dalej pójdziemy. Można było pójść w kierunku Oviedo, a dalej Camino Primitivo albo iść w kierunku Gijon, a więc Camino del Norte. Oczywiście ja trzymałem się konsekwentnie tej drugiej drogi. Deszcz nie przestawał padać, a ja już byłem cały przemoczony. Martwiłem się, że jak tak dalej będzie padać, to i plecak cały przemoknie.

Po kolejnych kilometrach moja droga zaczęła prowadzić w stronę stromych wzniesień. Niebo zaczęło się przejaśniać i nawet co jakiś czas wychodziło słońce, tak że mogłem wyciągnąć na chwilę aparat i zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Jednak ten etap, który jak się okaże, będzie należał do najtrudniejszych i będzie prowadził przez góry, w których będę doświadczał bardzo zmiennej pogody.

Pierwszy etap dzisiejszej wędrówki był bardzo deszczowy, dopiero po kilku przebytych kilometrach i wchodzeniu na wyższe wzniesienia niebo zaczęło się jakby przejaśniać
Byłem już cały przemoknięty, dlatego, jak pojawiały się promienie słońca, to ściągałem płaszcz przeciwdeszczowy, żeby się osuszyć
W oddali widać nadchodzące kolejne deszczowe chmury, z których niebawem przyszedł ulewny deszcz
Chociaż widoki były ładne, to niestety pogoda tego dnia bardzo utrudniała wędrówkę
Deszczowe chmury nie przeszkadzały chyba tylko wypasającemu się bydłu
Pogoda w górach zmienna jest, i to bardzo
Kolejny odcinek trasy prowadził przez górskie ścieżki. Zaczęła się istna wspinaczka. Jakby tego było mało, to zaczął intensywnie padać deszcz.
Mimo trudnej pogody inni pielgrzymi również doświadczają na swojej skórze ulewnych opadów deszczu
Im wyższe partie gór, tym było bardziej mglisto i ponuro
Mieszkaniec pobliskiej wioski w takich oto pięknych drewnianych chodakach

Najtrudniejszym momentem, nie tylko podczas tego dnia, ale całej wędrówki do grobu św. Jakuba, był dla mnie ten dzisiejszy etap, gdy należało przejść przez dwa kilkusetmetrowe wzniesienia. Według przewodnika jeden liczył 340 m, a drugi 200 m. To nie było zwykłe podejście, chociaż mogłoby się wydawać, że czym jest tak naprawdę 340 i 200 m. Była to jednak mozolna wspinaczka, gdzie każdy zrobiony krok przychodził mi z wielkim trudem. Nigdy nie zapomnę tego odcinka i pogody, która tego dnia nas pielgrzymów nie rozpieszczała. To był dla mnie jeden z dwóch najgorszych etapów podczas całej drogi. Trzeba było też bardzo uważać, gdzie się stąpa, bo pod nogami znajdowało się mnóstwo śliskich od deszczu kamieni, a ja miałem jeszcze na nogach założone adidasy. Im wchodziło się wyżej, tym mocniej padał ulewny deszcz. Było również bardzo wietrznie i mglisto. W mojej butelce szybko skończyła się woda, a w pobliżu nie było żadnego sklepu. W pewnym momencie tej trudnej drogi przyszedł też kryzys. Byłem już wyczerpany, przemoknięty, zmarznięty i nie miałem siły iść dalej. Widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów, a wiatr w wyższych partiach wiał coraz mocniej. Byłem jednym słowem wściekły na te mordercze warunki, które psychicznie i fizycznie mnie wykończyły. Nawet nie było gdzie się schować, żeby przez chwilę móc odpocząć, bo ciągle padał ulewny deszcz. Do schroniska pozostało ponad 10 km, a wtedy czułem jakby to była wieczność. Zapewne, gdybym wówczas trafił na jakiekolwiek schronisko albo nawet drogi hotel, to od razu udałbym się tam na nocleg. Bałem się również, że gdy już dojdę cały przemoczony do schroniska, to mogę się jeszcze z tego wszystkiego rozchorować. Niestety po drodze żadnego noclegu nie znalazłem i nie miałem innego wyjścia, jak tylko dotrzeć jak najszybciej do schroniska w Camping Deva Gijon.

Kiedy w końcu udało mi się pokonać owe wzniesienia, byłem bardzo spragniony wody. Gdyby tylko trafiło się jeszcze jedno takie wzniesienie, to chyba musiałbym zanurzyć głowę w jakimś strumyku, które tworzyły się na górskich pagórkach od ulewnego deszczu. W pewnym momencie dostrzegłem w oddali kilka zabudowań, a przy jednym z nich dwie rodziny siedziały przy stole, jedząc śniadanie. Zbliżyłem się do okna i zapukałem. Jedyne czego pragnąłem, to móc napić się wody. Wtedy deszcz już przestał padać, ale wciąż na dworze było chłodno. Kiedy ci ludzie mnie zobaczyli, zrobiło im się chyba mnie żal. Wiedzieli po moim ubiorze, kim jestem i dokąd zmierzam. Widzieli zapewne też w moich oczach zmęczenie, przygnębienie i to, że byłem cały przemoknięty od deszczu. Poprosiłem ich tylko o wodę, której byłem bardzo spragniony. Od razu jedna z pań poszła po nią i dała mi do wypicia. Poprosiłem o jeszcze jedną szklankę wody i o kolejną. Poprosiłem również, żeby moją pustą butelkę również napełniła wodą, tak żeby mi wystarczyła na kolejne kilometry. Ci wszyscy ludzie w tym gospodarstwie byli bardzo mili i życzliwi dla mnie. Zapytali się, czy chcę może coś zjeść, ale podziękowałem im za ten jakże miłosierny uczynek. Dali mi na drogę parę słodkich ciasteczek, które po chwili sobie zjadłem. Bardzo im wszystkim za tę życzliwość podziękowałem, tym bardziej że pomimo panującej pandemii koronawirusa przyjęli mnie i nie odmówili pomocy. Po wyjściu podziękowałem za tych ludzi Panu Bogu i za to, że mi ich na tym wyczerpującym odcinku postawił.

Ostatni etap dzisiejszego dnia był już znacznie łatwiejszy. Droga nie prowadziła już pod górę, a w dół. Przestał też padać deszcz, ale już nie miałem siły wyciągać z przemokniętego plecaka aparatu i robić zdjęć. Do schroniska pozostało niewiele kilometrów. Jaka panowała wówczas w moim sercu radość, że mimo wszystko udało mi się dotrzeć do celu. To był straszny dzień, o którym chciałem jak najszybciej zapomnieć.

.
13. dzień wędrówki z Villaviciosa do Camping Deva Gijon. Dystans: 22,5 km, czas: 6h 07m.

W okolicach godziny 14:00 doszedłem do schroniska, a raczej do dużego campingu na przedmieściach miasta Gijon i udałem się do recepcji. Pani wręczyła mi również mapkę, na której były zaznaczone m.in. restauracje, w których mogłem się posilić. Wszystko znajdowało się na terenie campingu. Po załatwieniu wszystkich formalności zaprowadziła mnie do pokoju, w którym miałem nocleg. Niestety warunki, jakie tam zastałem, były dalekie od tych, które zastawałem wcześniej w schroniskach. Były to zwykłe, ciasne i niechłodne pomieszczenia, do których wchodziło się z dworu. Jednak nie narzekałem na to, bo najważniejsze było, że mam dach nad głową. Od razu zabrałem się za rozpakowywanie plecaka i suszenie wszystkiego, co było mokre. Wszystkie ubrania rozłożyłem na piętrowych łóżkach, tak żeby, jak najszybciej przeschły. Przemoknięte i śmierdzące buty wystawiłem na korytarz (uśmiech). Dobrze, że w plecaku były suche trekkingi, które wiedziałem, że kolejnego dnia założę. Następnie szybko udałem się pod prysznic. Kiedy odkręciłem kurki z ciepłą wodą, byłem przeszczęśliwy, bo woda była bardzo gorąca, a taką najbardziej lubię. Często w schroniskach bywała zazwyczaj ciepła woda, a tutaj wręcz leciał wrzątek. Pod prysznicem spędziłem sporo czasu, bo chciałem się porządnie wygrzać. Następnie założyłem polar i wskoczyłem pod śpiwór, żeby móc w końcu odpocząć. Kiedy tak leżałem, nogi mi strasznie pulsowały, tak że nie mogłem od zmęczenia zasnąć. Zaczęły w pewnym momencie przeszywać mnie dreszcze, dlatego bałem się, żeby czasami nie dopadła mnie choroba. Po pewnym czasie do mojego pokoju przybyli Hiszpanie – tata z synem, których miałem przyjemność spotkać przedwczoraj w drodze do San Esteban de Leces. Byli również bardzo zmęczeni i przemoknięci. Powiedzieli mi, że dzisiejszy etap liczył u nich ponad 30 km. Byłem pełen podziwu dla nich, bo ja chyba tyle kilometrów nie dałbym rady przejść.

Po południu, kiedy zacząłem dochodzić do siebie, udałem się do restauracji, którą recepcjonistka zaznaczyła mi na mapce. Cały obiekt campingu był położony na rozległym terenie, na którym znajdowały się baseny do kąpieli, boisko do gry w koszykówkę, plac zabaw dla dzieci, sklepik spożywczy i inne atrakcje przygotowane dla gości. Tego dnia zamówiłem sobie na obiad frytki ze smażonymi rybkami i ciepłą kawę z dodatkiem mleka. Na sam koniec dnia poprawiłem jeszcze wszystko grillowanym fastwoodem i sandwichem z frytkami (uśmiech). I tak gdy swój brzuszek zapełniłem smacznym, aczkolwiek nie do końca najzdrowszym jedzonkiem, mogłem udać się do pokoju, aby zapoznać się z jutrzejszym rozkładem dnia. Miałem również cichą nadzieję, że pogoda jutrzejszego dnia będzie o wiele łaskawsza, niż ta dzisiejsza, bo na mojej drodze znajdzie się największe miasto w regionie Asturia, położone nad Zatoką Biskajską, miasto Gijón. Nocleg miałem natomiast zarezerwowany, oczywiście dzięki Ani, w mieście Avilés. Następny dzień będzie też pod względem przebytych kilometrów jednym z dłuższych, dlatego należało dobrze wypocząć i modlić się o dobrą pogodę (uśmiech).

 

Łukasz Piotrowski

 

***

Kolejne dni pielgrzymowania szlakiem “Camino del Norte” do Santiago de Compostela + Muxía w Hiszpanii:

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: