Ita Turowicz / Listy do Autorki / Eulalia Paszkiewicz
19 sierpnia 2018Ita Turowicz / Listy do Autorki / Irena Witkowska z d. Teodorczyk cz.2
19 sierpnia 2018Listy do Ity Turowicz
autorki książki „I wszystko w sny odchodzi…”
Ewa Stanisławiak z d. Janiak
kiedyś mieszkanka sieradzkiego Rynku 17
dr psychologii UW
Pani Ito!
Na Pani książkę, czyli na: „I wszystko w sny odchodzi. Memuar sieradzki„, czekałam od bardzo dawna. Myślę, że od czasów szkoły podstawowej, kiedy to po raz pierwszy przeczytałam monografię Sieradza, napisaną przez ks. Walerego Pogorzelskiego i wydaną w 1927 roku. Musiało, jak widać, upłynąć prawie sto lat, aby pojawiło się inne, równie ważne dla sieradzan dzieło. Swoją drogą, kiedy ileś tam lat temu trafiłam, bodaj w piśmie „Nad Wartą”, na Pani wspomnienie o Rynku, miałam przeczucie, a jeszcze bardziej nadzieję, że to właśnie Pani kiedyś napisze taką książkę. Dodam od razu – wspaniałą.
Dostałam ją w prezencie na Gwiazdkę 2010. I poczułam się tak jak w dzieciństwie. Miałam lekturę, od której nie sposób było się oderwać. Czytałam zachłannie. I byłam szczęśliwa. Po pierwsze, książka okazała się prawdziwym „wehikułem czasu”, który przeniósł mnie w lata 50. i 60. ubiegłego wieku. Po drugie, uświadomiłam sobie, jacy piękni ludzie żyli w naszym mieście i jak ciekawe, choć trudne, było dane im życie. Po trzecie, ożywiły się moje wspomnienia.
To rzeczywiście jest książka, którą, jak Pani napisała, każdy z nas nosi w sobie. Ale to, co Pani „nosiła” i przekazała w „Memuarze”, jest nadzwyczaj bogate. Mnie osobiście zachwyciło Pani „skupienie się na innych”, dociekliwość w ich poznawaniu i umiejętność pokazania tego, co w nich najlepsze, najciekawsze. Powstały niezwykle żywe wizerunki sieradzan. Dziękuję za przypomnienie Andzi, pana Henryka Naglera, pani Anny Szygowskiej, dr. Jana Felchnera, dr. Władysława Milewicza. Nie sposób wszystkich wyliczyć. Osoby z zamieszczonych w „Memuarze” fotografii to osoby mijane na sieradzkich ulicach, spotykane w kościele. Niesamowite jest też to, że na niektórych fotografiach rozpoznawałam twarze uwiecznione również na zdjęciach przechowywanych w moim domu. Nie wiedziałam, kim były te osoby. Dzięki Pani książce przestali być anonimowi, mają swoje nazwiska i swoją historię.
Bardzo ważny był też dla mnie spacer po sieradzkim cmentarzu, opisy sieradzkich pór roku, rozdziały poświęcone rodzinie Melów i dyskretne, nasycone miłością, rzetelne, tak myślę, rozdziały dotyczące Pani najbliższych. Powyższa wyliczanka w zasadzie nie ma sensu, bo książka wciąga, czyta się ją od deski do deski, w moim przypadku wielokrotnie, i wszystko w niej jest istotne.
Kiedy czytam „Memuar sieradzki”, mam często wrażenie, że to moje własne wspomnienie, że to tak właśnie było. Droga z dworca do Rynku, sieradzkie wiosny, lata, jesienie i zimy, cmentarne alejki i przede wszystkim Rynek – to również moje dzieciństwo, moja przeszłość. Czasem mam ochotę coś uzupełnić, opowiedzieć po swojemu. Ale jest taki fragment, który mogłabym napisać prawie identycznie. Chodzi o kilka zdań, w których Ita Turowicz opisuje swoje „okno na świat”, czyli rytuał wyglądania przez lufcik na Rynek. Odczuwam swoiste déjà vu.
I myślę o dwóch dziewczynkach, jednej trochę starszej, drugiej trochę młodszej, które kiedyś tam, dawno temu, być może w tym samym momencie, nic o sobie nie wiedząc, patrzyły, każda przez swoje okno, na sieradzki Rynek i marzyły, rozmyślały, tęskniły, a może po prostu podziwiały cudowny księżyc wiszący nad Sieradzem .
A w fotografie, których pełna jest książka, chciałoby się wejść, tak jak udawało się to bohaterom książek dla dzieci, i pomieszkać znowu, choć przez chwilę, w Sieradzu, który „odszedł w sny”. Przy okazji, dzięki Pani wspomnieniom udało mi się w końcu wtargnąć na zaplecze apteki Pani rodziców, która w dzieciństwie bardzo mnie fascynowała i do której często zaglądałam od strony schodów, w nadziei, że podejrzę, jak robi się te wszystkie zadziwiające lecznicze mikstury.
W jakimś momencie, bodaj we wstępie, tłumaczy się Pani z klimatu „beztroski i niefrasobliwości” we wczesnych osobistych wspomnieniach. Myślę podobnie jak Pani. Dzieciństwo wymyślono po to, by dziecko było szczęśliwe. Jeżeli jest szczęśliwe, nawet w obiektywnie trudnych czasach, a jego wspomnienia z tego okresu są beztroskie, to znaczy, że miało ciepłą rodzinę, mądrych opiekunów, kochających rodziców. Jeżeli jako dorośli nie potrafimy patrzeć na wczesne lata życia przez „różowe okulary”, to znaczy, że ktoś lub coś zawiodło i zabrało nam ten cudowny czas. Pani ciepłe wspomnienia odbieram jako swoisty hołd złożony osobom, które Panią otaczały.
Kończąc swoje wywody, jeszcze raz dziękuję za książkę i pozdrawiam,
Ewa Janiak, sąsiadka, Rynek 17
P.S.
Monografię ks. Pogorzelskiego pożyczyła naszej rodzinie bohaterka innej Pani książki-wywiadu, pani Maria Melowa. Nic nie dzieje się przypadkiem. Pani Melowa zaraziła mnie w ten sposób, na wieki, dumą z Sieradza, zaszczepiając jednocześnie fascynację jego historią.