Ita Turowicz / Listy do Autorki / Eulalia Paszkiewicz

Ita Turowicz / Moje rysunki
18 sierpnia 2018
Ita Turowicz / Listy do Autorki / Ewa Stanisławiak z d. Janiak
19 sierpnia 2018
Ita Turowicz / Moje rysunki
18 sierpnia 2018
Ita Turowicz / Listy do Autorki / Ewa Stanisławiak z d. Janiak
19 sierpnia 2018
Udostępnij to:

Listy do Ity Turowicz,
autorki książki „I wszystko w sny odchodzi…”

Eulalia Paszkiewicz
Wilkasy, pow. Giżycko

Witam, Pani Ito!

Minęło już sporo czasu od naszego ostatniego kontaktu, ale cały czas mam potrzebę podzielenia się z Panią swoimi odczuciami na temat Pani publikacji. Książka I wszystko w sny odchodzi zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Nie jestem sieradzanką i nigdy nie byłam w Sieradzu. Ale to w żaden sposób nie przeszkodziło mi w żywym odebraniu treści książki, tego sieradzkiego memuaru.

Przeczytałam ją już jakiś czas temu, podsunęłam też do przeczytania kilku znajomym. Zdania nas wszystkich są jednomyślne – jest to niesamowita „kronika” życia pewnej grupy naszego społeczeństwa. Poza tym tak pięknie ułożyła Pani rozdziały, że czytając jeden – już chce się z ciekawością szybko sięgać po następny. A na końcu łzy same leciały mi z oczu jak paciorki. Nie pytałam znajomych, czy też płakali, ale sądzę, że tak.

Czytając tę książkę, nie sposób nie zastanowić się nad swoim życiem. Daje ona dużo do myślenia na temat świata wartości. Często nawet nie wiemy, nie myślimy o tym, jak  wiele ofiarował nam los, i szastamy tym wszystkim. A z drugiej strony, nie zawsze mamy wpływ na swoje życie. W tej chwili piszę o swoich wrażeniach z perspektywy czasu. Na bieżąco trudno byłoby mi sformułować myśli – bo pamiętam, że byłam pod wielkim wrażeniem Pani stylu pisania. Wspaniałe słownictwo, a jednocześnie to ujęcie w czasie, rozłożenie materiału, stopniowanie informacji.

Kiedy oglądam jakiś film – zdarza mi się patrzeć na niego okiem reżysera (jak ja bym to zrobiła?), to samo gdy czytam książkę – zastanawia mnie, jak ja bym to napisała. Pamiętam, że gdy wchodził na ekrany film Pan Tadeusz, zaraz kupiłam bilety do kina i natychmiast ponownie przeczytałam Mickiewicza, żeby mieć lepszy ogląd tego, w jaki sposób Wajda poemat napisany wierszem przeniósł na ekran. Byłam zafascynowana filmem.

Podobnie było w przypadku Pani książki; dopadły mnie myśli – czy ja bym tak samo napisała? I po rozważeniu wyszło mi, że inaczej tego wszystkiego po prostu ująć nie sposób. Tak jak Pani to zrobiła – to najbardziej optymalna wersja. Moim zdaniem, po prostu – perfekcja.

Pani Ito, to są moje odczucia, którymi pragnęłam się z Panią podzielić. Nie jestem zawodowcem i swoje przemyślenia ujmuję w formie bardzo prostej i bezpośredniej. Ale proszę mi uwierzyć, że książka zyskała moje wielkie uznanie i jej treść zrobiła na mnie wrażenie. Tym bardziej, że towarzyszyła mi cały czas świadomość, iż to nie fikcja a prawdziwe życie.

Serdecznie pozdrawiam i życzę Pani napisania jeszcze mnóstwa takich pięknych książek.

==========

Dopisek Ity Turowicz

A zaczęła się nasza znajomość od tego, że przez internet zamówiłam u pani Eulalii trochę jej frykasów, o których przeczytałam na stronie Allegro. Wszystko było nie tylko przepyszne, ale pięknie i ze smakiem opakowane. Poszło na prezenty pod choinkę, i nie tylko.

I tak się potoczyła nasza znajomość. Okazało się, że pani Eulalia z mężem Andrzejem prowadzi w mazurskich Wilkasach gospodarstwo agroturystyczne „Margot”, przyjmuje letników – a przy tym jest osobą bardzo znaną w Krainie 1000 Jezior. Potem wymieniłyśmy się książkami, bo i pani Eulalia jest autorką zupełnie niezwykłych książek o smakowaniu przetworów na Mazurach i smakowaniu samych Mazur. Jest współzałożycielką i prezeską Mazurskiej Akademii Smaku.

Książeczkę zaś, którą otrzymałam, można nazwać wysmakowaną pod każdym względem. I graficznie, i bogatym opisem przetworów, i wreszcie, co się raczej rzadko zdarza w kulinarnych książkach – przepięknym osobistym klimatem rodzinnym, przy tym pełnym zachwytu nad Mazurami i przepojonym miłością do nich. Zauroczyłam się tą książeczką, Pani Eulalio. Przyznaję Pani pierwsze miejsce w kategorii niezwykłych książek kulinarnych!

A ponieważ za oknem piękne, kolorowe i słoneczne lato, po nim zaś zawita jeszcze barwniejsza, bajeczna jesień, a następnie biała, spokojna i przepiękna zima – postanowiłam przekazać Państwu za pośrednictwem pani Eulalii zachętę nie tylko do odwiedzania mazurskiej krainy o każdej porze roku, ale i do własnoręcznego przyrządzania (gdy przyjdzie na to stosowna pora) najsmaczniejszych i najzdrowszych domowych przetworów.

Eulalia Paszkiewicz

Niektórym z nas Mazury kojarzą się tylko z jeziorami i żaglówkami. Ale my – mieszkańcy Wilkas – wiemy, że czas żaglówek i wypoczynku trwa tylko kilka tygodni. A żyć trzeba cały rok. Więc lato – dla większości z nas jest czasem do maksymalnego wykorzystania.

Tak samo – tylko my – mieszkańcy wiemy, że Mazury są piękne również w innych porach roku. We wrześniu, gdy na Niegocinie pływa stosunkowo mało jachtów, delektujemy się piękną polską złotą jesienią. Dla mnie nie ma piękniejszej pory roku w Wilkasach niż jesień. Jest to czas wyciszenia, odpoczynku, grzybobrania.

Właśnie ostatnie moje zapasy – to grzyby. Uwielbiam wyprawę do lasu. Potrafię kilka razy w tygodniu wybrać się na moje ulubione podgrzybki. A później na kołpaki. Gdy z bagażnika samochodu wyładujemy kilka (co ja mówię – kilkanaście) koszyków grzybów – siadamy sobie przy rozpalonym ognisku. Potem jest wspaniały czas integracji, gdy mąż i inni członkowie rodziny czy wypoczywający u nas goście czyszczą grzybki, a w kuchni stoją garnki do ich gotowania. W jednym same kapelusze, w drugim całe małe grzybki. Część grzybków jest marynowana, część mrożona. Raj. Istny raj.

I w tym naszym raju mamy również zimę – spokojną, cichutką. Pozornie nic się nie dzieje, bo mało turystów i nie ma tego gwaru letniego. Ja właśnie na takie Mazury bym namawiała wszystkich szukających wyciszenia i wypoczynku. Tu, w okolicy Wilkas mamy wszystko – jezioro i las, ciszę i spokój. W każdą niedzielę chodzimy z rodziną i psem na długie spacery do lasu. Ładujemy nasze akumulatory, podziwiamy piękną przyrodę w zimowej szacie. No i jesteśmy razem. Potem obiadek, do niego na deser gruszki w miodzie (oczywiście ze słoika przygotowanego pracochłonnie wcześniej).

Bardzo gorąco namawiam do propagowania w naszych rodzinach domowych przetworów. Jest to nie tylko sposób na kultywowanie tradycji narodowej, ale i na zdrowe odżywianie. Jest to również sposób na wspólne spędzanie czasu – najpierw podczas przygotowywania, a później przy spożywaniu tych smakołyków.

Jest to także pasja. Ja – nauczycielka – znalazłam w sobie zamiłowanie do gotowania i szukania starych przepisów. Stało się to moją pasją i niejako zawodem.

**

Czy można piękniej kochać niż smacznie?
Można.. Bo gdy tak kochać  się zacznie,
To już na wieki. Do kresu Słońca.
Przypomni nam o tym jabłkami pachnąca
Szarlotka.
Albo ogórek kiszony w słoju.
A więc, kochani, ruszamy do boju
Na noże, widelce i inne patelnie
Kochajmy się  smacznie, radośnie, subtelnie.

Czyż to nie brzmi wspaniale?
Przyłączam się do zachęty pani Eulalii: kochajmy Mazury i propagujmy domowe przetwory! A jeśli ktoś odwiedzi panią Eulalię w jej mazurskim królestwie, niech ją ode mnie serdecznie pozdrowi i przy okazji podpyta o najbardziej tajemnicze przepisy, takie jak konfitura wiśniowa z pieprzem zielonym, wiśnie w czekoladzie czy śliwki nadziewane… śliwkami…

 

 

***

Zobacz także:

Udostępnij to: