Łódź, 10.09.2010
Nazywam się Irena Witkowska, jestem siostrą Jacka Teodorczyka. Przepraszam, że wykorzystuję Pani adres internetowy , który otrzymałam wraz z pocztą od p. Andrzeja Ruszkowskiego. Pokusa podzielenia się kilkoma uwagami związanymi z czytaną książką „I wszystko w sny odchodzi” Pani autorstwa jest tak silna, że zdecydowałam się wykorzystać tę drogę korespondencji.
Dzięki Pani memuarowi odżywa tak bardzo wiele wspomnień (podobnie jak u wielu uczestników spotkania w sieradzkim magistracie), że czasami wstaję w nocy, by powtórnie przeczytać pewne fragmenty.
Pragnę przede wszystkim podziękować za tekst poświęcony pani Jarocińskiej. Osoby tej prawdopodobnie nigdy nie spotkałam, natomiast odegrała ona dość istotną rolę w wychowaniu patriotycznym naszej rodziny.
Moja Mama, Janina Teodorczyk, pytana o wiek, zawsze podkreślała, iż ma tyle lat, ile Niepodległa Polska. Uważała rok swojego urodzenia za istotny wyróżnik. To ona, bardzo często z pewnym żalem, zarzucała nam, że my, dzieci urodzone w czasach komuny, nie mamy pojęcia, co znaczy patriotyzm.
Następnie jako dowód umiłowania Ojczyzny przez pokolenie ludzi urodzonych przed 1945 rokiem pojawiały się dwa przykłady: wujka Ziętkiewicza, który na wieść, iż Polska odzyskała niepodległość, przybiegł do domu, by się tą radością podzielić, i zmarł na atak serca. I drugi przykład pani Jarocińskiej, która pobłogosławiła swoich synów i wysłała, by bronili Warszawy w 1944 roku, zdając sobie sprawę, że mogą nie wrócić.
Kiedy czytałam „Leksykon sieradzki”, zabrakło mi wśród wymienionych osób nazwiska pani Jarocińskiej. Był moment, że nawet zwątpiłam w jej istnienie. Mama nie żyła, więc nie mogłam rozwiać swoich wątpliwości. Z pomocą przyszła mi „Kronika okupacyjna klasztoru sióstr urszulanek w Sieradzu”. Byłam pewna, że pojawiająca się na jej stronach pani Jarocińska jest właśnie tą osobą. Rozpytywałam wielu sieradzan o jej tragiczną historię, ale nikt nie potrafił mi pomóc. Osoby, które ją znały, dowiadywały się ode mnie o śmierci jej synów. Kiedyś, w rozmowie z Marysią Pisulanką, wspomniałam o Pani jako najlepszym źródle informacji. Marzenia się spełniają. Mam nadzieję, że nazwisko Kazimiery Jarocińskiej i jej bohaterskich synów trafi do leksykonu.
Pozwolę sobie na pewne wspomnienia dotyczące pani Tarasowej. Ponieważ sąsiadowaliśmy przez sień w domu, wtedy przy Targowej 2, a obecnie Krakowskie Przedmieście 18, stała się ważną osobą we wspomnieniach z mojego dzieciństwa. Pamiętam, jak wyczekiwałam na jej powroty. Wyjmowała srebrny klucz i czasami zapraszała do swego pokoju. Myślę, że zapach, który nas witał, to zapach nasion kopru. Jej łóżko znajdowało się po prawej stronie, a nad nim wisiał nekrolog z nazwiskiem jej syna. Robiło to na mnie duże wrażenie. Przed oczami pojawia się także parawan stojący po lewo i stół pod oknem, a przy nim pani Janeczka.
Inny obrazek to ogród wczesną wiosną i pani Tarasowa leżąca na worku papierowym (takim po cukrze) na trawie, ciesząca się pierwszymi promieniami słońca. Ta zapamiętana scena kazała mi po latach wyposażać w gazetę dzieci udające się zimą w góry. Wiedziałam, że papier jest doskonałym izolatorem i może stać się pomocny w trudnych sytuacjach.
Pogodną osobę pani Janeczki Turowicz najczęściej wspominam przy okazji Wielkanocy. Podobnie jak moja siostra, Danusia Truszkowska. Marzy nam się, by móc zobaczyć jeszcze kiedyś kartki świąteczne malowane jej ręką. Tato, który w naszej rodzinie zajmował się wysyłaniem życzeń, zawsze zamawiał u p. Janeczki kartki, które przez krótki czas cieszyły nasze oko.
Chciałabym się też podzielić refleksją dotyczącą Pani Mamy. Otóż dla mnie jest ona „Hiobem naszych czasów”. Jakże ważne było dla mnie jej uczestnictwo w pielgrzymkach do Częstochowy. Kiedy przebywałam z dziećmi na wakacjach w Sieradzu i dane mi było żegnać czy witać pątników, zaraz wyszukiwałam w tłumie jej osoby. To świadectwo wiary bardzo wiele dla mnie znaczyło.
Podczas lektury listów Pani brata, Janka, a kolegi mojego brata Jacka, powróciły zapamiętane sceny, najczęściej z podwórka Dzidka Wojtanki, ale także wizyta w łaskim mieszkaniu 1 listopada 1980. Wracaliśmy z mężem do Łodzi samochodem Jacka. Janek i Jacek spotkali się na sieradzkim cmentarzu i umówili na to spotkanie. Nie wiem, czy nie zawodzi mnie pamięć, ale jestem pewna, że było tam bardzo dużo książek. I jeszcze kartka rysowana przez Janka, a ofiarowana Jackowi. Gotycki portal, a w środku wc. Przez wiele lat wpatrywałam się w finezyjnie narysowany piórkiem portal i ten dowcip.
Może się to wydać Pani niepoważne, ale główki mikołajków i aniołków powracają w moich wspomnieniach jak bumerang. Kiedyś nawet sprawdzałam w internecie, czy czasem nie są gdzieś dostępne. I dziękuję za uwagi dotyczące Rynku. Podzielam Pani pogląd na temat stanu obecnego. Kiedyś powiedziałam moim synom, że Sieradz pozostał już tylko we wspomnieniach, bo tamtych magicznych miejsc nie ma, a czas porozsiewał po świecie i wszechświecie tych, którzy są wciąż w naszych sercach.
Niestety, nie byłam na spotkaniu w magistracie. Szczegółowo opowiedziała mi o nim Danusia. Serdecznie dziękuję za wszystkie chwile wzruszeń, gratuluję i pozdrawiam. Przepraszam za to wtargnięcie, ale emocje wzięły górę,
Irena Witkowska, dla bliskich Goga.