Homilie ks. Zygmunta Majdzińskiego. Rok 2025
17 stycznia 20252024 – Neapol, miasto ks. Dolindo Ruotolo
- Wstęp, poznanie ks. Dolindo, podróż do rodziców nad morze, kazania ks. prof. Roberta Skrzypczaka
- Dzień 1. Podróż do Neapolu i pierwszy spacer po mieście
***
Poniedziałek, 16 września 2024 roku
Przygotowanie do wyjazdu do Neapolu rozpocząłem już kilka miesięcy wcześniej, tak jak miało to miejsce przy poprzednich moich wyjazdach. Również i tym razem z należytym wyprzedzeniem należało zarezerwować samolot i wykupić nocleg. Zależało mi, żeby nocleg był w samym centrum miasta, dlatego zanim dokonałem odpowiedniej rezerwacji, sprawdziłem na mapie, jakie odległości do poszczególnych miejsc będę miał z hotelu. Tak się dobrze złożyło, że znalazłem bardzo interesujący nocleg, który był nie tylko atrakcyjny pod względem cenowym, ale również znajdował się w samym centrum Neapolu. To miejsce noclegowe miało jeszcze coś wyjątkowego w sobie, co mnie urzekło i bardzo mi się spodobało. Mianowicie hotel posiadał taras z widokiem na Zatokę Neapolitańską i Wezuwiusz. Jak się później okazało, to nie był zwykły hotel, tylko wyremontowane na 4 piętrze kamienicy, duże mieszkanie, w którym znajdowało się kilka pokoi pod wynajem wraz ze wspólnym korytarzem, łazienką i tarasem. Jednak to miejsce, które przecież wcześniej widziałem na zdjęciach, okazało się w rzeczywistości jeszcze piękniejsze niż na zamieszczonych w internecie fotografiach. Cały wystrój pomieszczeń, co później pokażę na zdjęciach, był bardzo uroczy i niepowtarzalny, więc jeżeli bym ponownie pojechał do Neapolu, to z całą pewnością jeszcze raz bym się w tym miejscu zatrzymał. Szybko zatem dokonałem rezerwacji. Również bilety na samolot wykupiłem ze sporym wyprzedzeniem. Kiedy nocleg i samolot miałem już załatwione, dopracowywałem program wyjazdu. O programie, który sporządziłem, nie będę pisał, bo w rzeczywistości, kiedy dotarłem na miejsce, sporo w nim zaszło zmian, które spowodowane były tym, że w miejscach, które odwiedzałem, zostawałem o wiele dłużej i po prostu na inne „atrakcje”, które miałem w programie, brakowało już czasu. Neapol, Drodzy Czytelnicy, jest ogromnym miastem, i żeby go dobrze zwiedzić, potrzeba naprawdę sporo czasu. Jednak warto w nim zostać na dłużej, niż tylko być przejazdem, jak to często bywa w ofertach pielgrzymkowych.
Ostatnie trzy miesiące przed wylotem do Neapolu spędziłem bardzo aktywnie i przyjemnie, z czego się bardzo cieszę. Wiele w tym czasie mogłem zobaczyć nie tylko interesujących miejsc, ale i przebywać z cudownymi i bliskimi mojemu sercu osobami. W lipcu pojechałem na 35. Festiwal Młodych do Medjugorie, gdzie na powrocie, co wspominałem w poprzedniej zakładce, zawitałem na kilka dni do rodziców nad morze. Następnie pod koniec sierpnia udałem się w kolejną pieszą pielgrzymkę z Sieradza na Jasną Górę, a w dniach 12-14 września wziąłem udział w pięknych i historycznych obchodach Jubileuszu 400-lecia obecności Sióstr Bernardynek w Warcie. W tych wszystkich szczególnych dla mnie miejscach zrobiłem mnóstwo zdjęć, którymi powoli dzielę się poprzez swoją stronę. Bardzo mnie cieszy, że te miejsca, o których wspominam, są związane tylko i wyłącznie z Chrystusowym Kościołem. Móc służyć Panu Jezusowi, krocząc z aparatem za nim, to nieopisany dla mnie zaszczyt i przywilej. Również i teraz, kiedy niebawem wyląduję w Neapolu, mieście Sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo, odczuwam nieopisaną radość, która „troszkę” jednak miesza się z lękiem przed nieznanym dla mnie wcześniej miastem.
Poniedziałek, 16 września br., był dniem mojego wyjazdu do Neapolu. Wczesnym rankiem pożegnałem się z rodzicami, którzy, jak mają w zwyczaju, powiedzieli i tym razem, żebym na siebie uważał i jechał z Bogiem. Droga na lotnisko Warszawa-Modlin przebiegła szybko i na szczęście bez żadnych przykrych niespodzianek. W podróż zabrałem ze sobą jedynie niewielką walizkę i plecak, w którym znajdował się tylko aparat z obiektywami i niewielkim statywem. Patrząc na prognozę pogody, zauważyłem, że o tej porze roku w Neapolu wciąż jest bardzo ciepło, dlatego wziąłem ze sobą wyłącznie lekkie i niezbędne ubrania. Na lotnisko dojechałem tuż po godz. 9.00, gdzie po szybkiej odprawie mogłem wyczekiwać swojego samolotu, którym udam się już bezpośrednio do Neapolu, miasta Sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo!
Cała podróż pomimo niewielkiego opóźnienia samolotu przebiegła bezproblemowo. Opuszczając lotnisko, nie wiedziałem do końca, na jaki przystanek mam się udać. Dopiero nieco z oddali dostrzegłem jakby zajezdnię autobusową, do której zmierzali z lotniska pasażerowie. Poszedłem również i ja w tym kierunku i po chwili nadjechał autobus, do którego w długiej kolejce stali ludzie. Pomyślałem sobie, że to chyba tutaj się wsiada, bo nigdzie dookoła takiego skupiska ludzi nie ma. Nie wiedziałem, czy to akurat ten nadjeżdżający autobus jedzie do centrum miasta, ale za chwilę również taki sam nadjechał. Zapytałem kierowcy, czy autobus jedzie do centrum miasta i odpowiedział, że wszystkie autobusy z tego przystanku jadą w tamtym kierunku. Biletu nie musiałem już kupować, bo wcześniej zrobiłem to przez internet, i w ten sposób zaoszczędziłem kilka eurocentów (uśmiech). Według mojej rozpiski miałem dopiero wysiąść na drugim przystanku i już pieszo (ok 800 metrów) dojść pod wskazany adres.
Jadąc autobusem, spoglądałem przez okno na zatłoczony Neapol, w którym od kilkudziesięciu minut się znalazłem. W godzinach południowych to miasto jest bardzo zakorkowane. Dookoła pełno ludzi jadących motorami i tylko było słychać jak na wszystkich dookoła trąbią. Powiem szczerze, że takie ogromne metropolie trochę mnie przerażają, bo nie jestem przyzwyczajony w takich miastach często bywać. Dojeżdżając do drugiego przystanku, dostawałem co chwilę wiadomości od zniecierpliwionej pani „recepcjonistki” na WhatsAppa za ile będę na miejscu. Byliśmy umówieni na daną godzinę, ale ze względu na opóźnienia wszystko przedłużyło się niestety w czasie. Pomyślałem sobie też, dlaczego cały czas do mnie wypisuje wiadomości, skoro jest przecież w pracy i czy ja dotrę za godzinę czy później, to jest bez znaczenia. Jest w pracy, to powinna cierpliwie czekać zamiast denerwować się i poganiać zestresowanego pielgrzyma (uśmiech). Dopiero na miejscu okazało się, dlaczego pani „recepcjonistka” była tak zniecierpliwiona…
Wysiadając na wskazanym przystanku, pospiesznie udałem się do miejsca mojego zakwaterowania. Ta odległość od przystanku do mieszkania, w którym miałem zrobioną rezerwację, nie była duża, bo zaledwie do przejścia miałem kilkaset metrów. Mapa w telefonie cały czas była włączona i już nic nie robiłem, tylko szybkim krokiem szedłem do swojego wynajętego mieszkania. Pierwsze wrażenie, kiedy znalazłem się w samym centrum miasta, było jakże negatywne. To miasto było tak brudne, zaśmiecone i zaniedbane, że przypomniały mi się kraje arabskie, w których miałem okazję być. Czytając wcześniej o Neapolu, wiedziałem, że jest brudnym miastem, ale żeby aż tak?! Ciężko było mi zrozumieć, że jedno z największych włoskich miast może tak wyglądać.
Początkowo kamienicę, w której miałem nocleg, trudno było znaleźć i to pomimo faktu, że znajdowała się w samym centrum miasta. Dopiero po kilkunastu minutach w końcu ją odnalazłem, a na domofonie przy ogromnych drzwiach wejściowych na podwórze była umieszczona nazwa mieszkania. Na tym podwórku, do którego przylegały też inne kamienice, znajdowała się zabytkowa winda, którą wjechałem na ostatnie piętro kamienicy.
Neapolitańskie kamienice bardzo różnią się od tych naszych w Polsce, a przynajmniej ta, w której się znalazłem, była inna; dużo większa, bardziej rozbudowana, a korytarze dodatkowo okratowane. Kiedy w końcu znalazłem się pod drzwiami, zapukałem i otworzyła mi sympatyczna pani „recepcjonistka”. Wytłumaczyłem swoje spóźnienie i wtedy też zrozumiałem, dlaczego tak jej się spieszyło, żebym dotarł tutaj jak najszybciej. Po krótkiej naszej rozmowie opłaciłem z góry swój cały pobyt, a następnie pokazała mi, co gdzie się znajduje w mieszkaniu i dała mi 3 klucze. Jeden do głównych drzwi kamienicy, drugi do mieszkania, a trzeci do pokoju. Kiedy już mi wszystko powiedziała, pożegnała się i poszła… Byłem zdziwiony tym, bo myślałem, że tutaj pracuje, a okazało się, że ta pani nie była recepcjonistką tylko właścicielką, która tylko wynajmowała swoje przebudowane mieszkanie. Pomyślałem sobie, że fajnie, że będę sam w całym mieszkaniu, które było urządzone z niezwykłym gustem. Pod koniec dnia pokażę Wam, jak całe mieszkanie wyglądało w rzeczywistości. Kiedy już znalazłem się w pokoju, który również był bardzo ładnie urządzony, wypakowałem się i poszedłem się wykąpać. W tym mieszkaniu już od pierwszych chwil bardzo dobrze się czułem. A przez wszystkie dni mojego pobytu nikogo tam nie spotkałem tylko kilka razy słyszałem, jak osoby wchodzą do swoich pokoi. Czułem się wręcz jak u siebie w domu, co było dla mnie bardzo komfortowe i przyjemne.
Kiedy już się wykąpałem, pierwsze swoje kroki skierowałem nie gdzie indziej, jak na taras widokowy. Chciałem jak najprędzej zobaczyć, jakie widoki będę mógł z niego podziwiać. Do tej pory zdjęcia ze względu na brak czasu robiłem telefonem. Teraz mogłem w końcu wyjąć z plecaka swojego Nikosia i zacząć w końcu prawdziwą zabawę (uśmiech).
Widoki były cudne! Nie mogłem się napatrzeć na całe miasto i przez dłuższy czas wpatrywałem się w krajobraz Neapolu. W oddali był dobrze widoczny, ogromny Wezuwiusz i Zatoka Neapolitańska, do której za chwilę się udam. Zrobiłem z tarasu jeszcze szybko kilka zdjęć telefonem i wysłałem rodzicom i bratu, żeby i oni mogli zobaczyć miejsce, do którego przyjechałem. Byłem szczęśliwy i już spokojny, że tutaj jestem, a tym bardziej, że za chwilę wyruszę poznawać miasto ks. Dolindo. To było niezwykłe dla mnie uczucie, bo w pewnym momencie lęk, który jeszcze przed chwilą odczuwałem przed tym ogromnym i okrytym złą sławą miastem, jakby znikł. Kiedy już nacieszyłem wzrok widokami, mogłem w końcu wyruszyć na miasto.
Dzisiejszego dnia nie miałem jakoś specjalnie sprecyzowanych planów. Chciałem jedynie odbyć spacer po mieście, zobaczyć, jak tętni jego życie, a przede wszystkim dojść do zatoki i pozostać już tam do zmierzchu. Do kościoła pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa przy Via Salvatore Tommasi 20, w którym spoczywa ks. Dolindo, wybiorę się jutro, kiedy będę już dobrze wypoczęty.
Opuszczając mieszkanie, udałem się zgodnie z mapą nad zatokę. Miałem czas już tylko dla siebie i nie musiałem się już nigdzie spieszyć. Ciekawiło mnie bardzo, jak dzisiejszy dzień się zakończy i co przez te kilka godzin zdążę zobaczyć. Neapol po godz. 15.00 tętnił życiem, a uliczki były tak zatłoczone, że w niektórych miejscach aż ciężko się przechodziło. Dookoła było mnóstwo wszelakich sklepów, barów, restauracji, aż w pewnym momencie nie wiedziałem, w którą stronę się kierować (uśmiech). W pewnym momencie skręciłem w pierwszą uliczkę, która była oddalona od mojego mieszkania o jakieś 100 metrów. Uliczka, jak się okazało, prowadziła na plac Gesù Nuovo (Nowy Jezus), na której znajdował się ogromny obelisk Niepokalanego Poczęcia i kościół o takiej samej nazwie, co plac. Obok kościoła Gesù Nuovo, którego fasada z zewnątrz wyglądała dość charakterystycznie, znajdowała się ogromna gotycka bazylika i zespół klasztorny św. Klary, której budowę rozpoczęto w 1310 roku. Na terenie klasztoru znajdują się przepiękne krużganki, na których można podziwiać m. in. XVII-wieczne freski. Kiedy czytałem wcześniej opinie o tych dwóch wspomnianych miejscach, nie było takich osób, które by nie były pod wrażeniem ich piękna, dlatego i ja do tych miejsc już niebawem się wybiorę.
Do bazyliki św. Klary podczas dzisiejszego dnia nie zaglądałem, bo była zamknięta, ale zajrzałem na chwilkę do tego z pozoru mało atrakcyjnego z zewnątrz kościoła Gesù Nuovo. To w nim, jak dowiedziałem się wcześniej z książki Joanny Bątkiewicz-Brożek pt. Jezu, Ty się tym zajmij! o. Dolindo Ruotolo: Życie i cuda, spoczywa św. Józef Moscati – lekarz ubogich, zmarły 12 kwietnia 1927 roku. Kiedy przekroczyłem próg kościoła, moim oczom ukazała się przepiękna, bogato zdobiona, z wieloma freskami i kaplicami bocznymi barokowa świątynia. Sięgając do przewodnika, możemy przeczytać, że jest to jeden z najpiękniejszych kościołów w Neapolu. I to jest z całą pewnością prawda, bo to, co ujrzałem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Była to istna perła wśród wszystkich kościołów, które w swoim życiu widziałem. W środku było już dużo ludzi, dlatego pomyślałem sobie, że od tej przepięknej świątyni rozpocznę jutrzejszy dzień. Zależało mi, żeby podczas zdjęć było jak najmniej osób, dlatego przyjdę jutro, tuż przed samym jej otwarciem, żeby mieć już całą bazylikę tylko dla siebie (uśmiech).
: Pierwszy spacer po mieście
Zbliżając się już do zatoki z oddali zobaczyłem ogromny zamek, Castel Nuovo, wybudowany od strony morza w latach 1279 – 1282 r., w celu obrony miasta. Ta imponująca twierdza jest architektonicznym symbolem miasta, znanym również jako Maschio Angioino, czyli forteca andegaweńska. Oczywiście podszedłem bliżej zamku, by z bliska móc go obejrzeć. Zastanawiałem się też, czy nie wejść do środka i nie zwiedzić tej jakże okazałej średniowiecznej twierdzy z czterema wieżami, w której znajduje się m.in. muzeum sztuki. Z tego względu, że zamek usytuowany jest tuż przy zatoce, stwierdziłem, że jednak wejdę na chwilę do środka i zobaczę, jak prezentuje się od wewnątrz, a następnie udam się już nad samą zatokę. Bilet do zamku kosztował 6 euro, ale niestety ze względu na prowadzone prace remontowe nie było możliwości wejścia m.in na mury obronne zamku. Troszkę się zasmuciłem tym faktem, bo zapewne widoki z wież obronnych byłyby piękne, no ale cóż, czasami tak niestety bywa, że nie wszystko da się obejrzeć. Kiedy już zakupiłem bilet, mogłem w końcu wejść do środka i zacząć zwiedzanie zamku.
: Zwiedzanie zamku
Spacer po okazałym zamku nie trwał jednak zbyt długo, bo zaledwie ok 2 godzin. Myślałem, że w środku będzie więcej miejsc do zwiedzania, ale niestety, jak już pisałem, część obiektu była wyłączona dla zwiedzających. Z pierwszego piętra można było wyjść na taras widokowy i z niego spojrzeć na zatokę, co niniejszym uczyniłem. Następnie poszedłem zwiedzić dwie sale muzealne. W jednej z nich znajdowały się piękne obrazy sakralne i dzieła sztuki. Jeden obraz, na który natrafiłem, i który był udostępniony dla zwiedzających, w sposób szczególny mnie zaciekawił. Namalowany był przez Paolo de Matteis, włoskiego malarza barokowego, który przedstawiał umierającego św. Józefa w obecności kochającego Jezusa i Maryi. Takie wymowne i piękne obrazy są dla mnie bardzo ważne też z innego powodu, bo natrafiając i fotografując takie perełki mogę je później wykorzystać do mojej oddzielnej zakładki pt. Aforyzmy świętych i błogosławionych Kościoła katolickiego, gdzie każde moje zdjęcie jest zaopatrzone pięknym cytatem ludzi, których Kościół wyniósł na ołtarze. W kolejnej zamkowej sali znajdowało się muzeum sztuki, które również zwiedziłem, a przy okazji zrobiłem nieco pamiątkowych zdjęć. Kiedy już „ubogaciłem” się kulturowo, mogłem swoje kroki skierować w stronę wyjścia.
Opuszczając zamek, udałem się już bezpośrednio nad zatokę do portu, w którym pozostałem aż do zmierzchu. W jednym z przewodników wyczytałem o nim takie słowa:
Jeśli chcesz poczuć prawdziwego ducha tego miasta, wybierz się na spacer wzdłuż nabrzeża. Port w Neapolu od stuleci był bramą na świat, ważnym ośrodkiem handlowym na mapie Europy. Współcześnie rozległy port podzielony jest pirsami i falochronami na liczne doki oraz baseny, w których cumują jachty czy statki pod różnymi banderami. Zawsze tętni życiem. Jest pełen turystów oraz żeglarzy z całego świata, przesiadujących w licznych kawiarniach i restauracjach. Z nabrzeża Calata di Beverello odpływają statki na wyspy Ponza, Capri i Ischia, gdzie warto się udać na jednodniową wycieczkę, pełną relaksu i słońca. Z portu rozciąga się spektakularny widok na Zatokę Neapolitańską, która z zachodu otwiera się na Morze Tyrreńskie, a na wschodzie sięga stoków Wezuwiusza.
Pierwszym, co ukazało się moim oczom, kiedy zbliżałem się do portu, był ogromny pasażerski statek, który był zacumowany w porcie. Powiem szczerze, że takiego olbrzymiego statku moje oczy jeszcze nie widziały. Statek składający się z kilku pięter zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Zaciekawiło mnie, jak mógłby wyglądać rejs takim ogromnym statkiem po morzach i oceanach. Kto wie, może i ja kiedyś wybiorę się w taką podróż po „nieznanych wodach” (uśmiech). Będąc już przy samym porcie, mogłem zobaczyć, że z drugiego miejsca odpływają też inne statki, które były oczywiście o wiele mniejsze niż ten wspomniany kolos. Rejsy tych statków odbywały się na wyspy znajdujące się w niedalekiej odległości od Neapolu. Kiedy podszedłem bliżej, by się czegoś więcej dowiedzieć o rejsach, mogłem wyczytać z tablic informacyjnych, że takie rejsy statkami odbywają się każdego dnia. Na tablicach czy w punktach informacyjnych są podane szczegółowe informacje m. in. godziny, w których statki odpływają i powracają. Mnie najbardziej ciekawiła wyspa Capri, która jak już pisałem na początku jest uważana przez wielu za jedną z najpiękniejszych włoskich wysp. Początkowo myślałem, że rejs na taką wyspę może być nieco bardziej skomplikowany, ale okazało się, że jest zupełnie inaczej. Byłem już bardzo podekscytowany tym i wiedziałem doskonale, że pod koniec mojego pobytu udam się z samego rana na cały dzień na wyspę Capri. Taki miałem plan, który udało mi się z Bożą pomocą zrealizować.
Port był moim ostatnim punktem zwiedzania podczas dzisiejszego dnia. Jest to niezwykłe miejsce, które będąc w Neapolu warto odwiedzić. Pomimo że powoli robiło się już na dworze ciemno, to o tej porze roku wciąż w Neapolu jest bardzo ciepło i przyjemnie. Jak zauważyłem, życie w mieście dopiero zaczyna się po zmierzchu. Wszystkie restauracje, uliczki i place miejskie wypełniają się mieszkańcami i turystami. Kiedy zrobiło się już zupełnie ciemno, pora była wracać do mieszkania na nocleg. Byłem też już zmęczony po całym dniu podróży, dlatego udałem się w drogę powrotną. Zadzwoniłem jeszcze z portu do rodziców i włączyłem wideo rozmowę, żeby pokazać im, jak o tej porze wygląda Neapol.
: Spacer
Pomimo tego, że wieczorem na uliczkach Neapolu robi się bardzo tłoczno, było bardzo spokojnie i bezpiecznie. Pamiętam dobrze, jak przed wyjazdem niektórzy mnie przestrzegali przed tym miastem i żebym samemu nie chodził wieczorami po mieście. Jednak, jak się okazało, było zupełnie inaczej. Po całym dniu bez jedzenia nieco zgłodniałem, dlatego zanim poszedłem do mieszkania, musiałem zakosztować włoskiej kuchni. Dochodząc do placu Gesù Nuovo, a więc tego miejsca, z którego rozpoczynałem zwiedzanie, znalazłem restaurację do której wszedłem. Jak się okazało, była to restauracja, która od wielu lat w tym miejscu się znajduje. W internecie wyczytałem, że ma bardzo dobre opinie klientów, dlatego zdecydowałem, że skosztuje na kolację włoską pizzę wypiekaną w starym tradycyjnym piecu opalanym drewnem.
Pizza polana oliwą z oliwek była wyborna. Nic dziwnego, że włoskie pizze uważane są za najlepsze na świecie. Tak mi ta pizza posmakowała, że każdego dnia udawałem się do tej samej restauracji na placu Gesù Nuovo i wybierałem za każdym razem inną pizzę, którą się z rozkoszą zajadałem. Nie należę do osób, które lubią eksperymentować z jedzeniem. Jestem taką osobą, że jeżeli coś mi posmakuje, to zazwyczaj daną potrawą mogę zajadać się w nieskończoność. Kiedy już się posiliłem do syta, mogłem w końcu spełniony i szczęśliwy wracać do mieszkania i pójść spać. Na ulicy przy której znajdowała się kamienica, w której miałem nocleg, było dużo restauracji, barów, które wieczorami były oblegane. Dobrze, że w moim pokoju były szczelne okna, więc nie musiałem słuchać tego gwaru panującego na zewnątrz.
Po wejściu do mieszkania panowała w nim zupełna cisza. Pomyślałem sobie, że chyba jeszcze nikt się nie wprowadził i jestem w nim zupełnie sam. Zanim poszedłem do swojego pokoju, zrobiłem kilka zdjęć mieszkania, w którym przyszło mi przez najbliższe dni przebywać. Jak pisałem na początku, było bardzo urocze i klimatyczne. Teraz możecie zobaczyć, jak ono prezentowało się na zdjęciach.
Kiedy zrobiłem zdjęcia w mieszkaniu, poszedłem jeszcze zaciekawiony na taras widokowy, żeby zobaczyć, jak wieczorem wygląda Neapol. Widoki były kapitalne i przez pewien czas stałem, podziwiając nocną panoramę Neapolu.
: Mieszkanie
: Nocny widok z tarasu na Neapol
Dzisiejszy cały dzień z całą pewnością był dla mnie wyjątkowy i piękny. W głębi serca bardzo cieszyłem się, że tutaj jestem, że nie zwątpiłem i odważyłem się przyjechać sam do Neapolu. Kiedy już położyłem się do łóżka, nogi bardzo mnie bolały i odczuwałem po całym pierwszym dniu zmęczenie. Teraz jedynie chciałem jak najszybciej zasnąć, by rano wstać już wypoczęty i zacząć kolejny dzień mojego pielgrzymowania po Neapolu.
Po przeanalizowaniu programu zdecydowałem, że jutrzejszego dnia zanim udam się m.in. do grobu ks. Dolindo Ruotolo, najpierw odwiedzę kościół Gesù Nuovo, do którego tylko dzisiaj na chwilę zajrzałem. To od tej przepięknej świątyni rozpocznę drugi dzień swojej pielgrzymki. Do grobu ks. Dolindo udam się dlatego później, że kościół pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa przy Via Salvatore Tommasi 20 otwarty jest tylko w wyznaczone godziny. Było to dla mnie kolejnym zdziwieniem, że kościół, w którym spoczywa jeden z najbardziej znanych mistyków XX wieku, nie jest otwarty cały dzień, tylko w wyznaczone i do tego krótkie godziny. Jednak o tym więcej napiszę już jutro, bo teraz trzeba w końcu pójść spać. Widzimy się jutro! Dobranoc (uśmiech).
Łukasz Piotrowski
Ciąg dalszy…
- Wstęp, poznanie ks. Dolindo, podróż do rodziców nad morze, kazania ks. prof. Roberta Skrzypczaka
- Dzień 1. Podróż do Neapolu i pierwszy spacer po mieście
***
Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:
- 2024 – Neapol, miasto ks. Dolindo Ruotolo
- 2024 – 35. Festiwal Młodych w Medjugorie
- 2023 – Włochy, Wenecja
- 2023 – Francja, Lourdes
- 2022 – Grecja, śladami św. Pawła
- 2021 – Hiszpania, Camino del Norte
- 2020 – Francja, Lourdes
- 2019 – Liban, śladami św. Charbela
- 2018 – Francja, La Salette, Ars, Taizé, Paray-le-Monial
- 2018 – Bałkany, Medjugorie, Mostar, Kotor, Dubrownik
- 2017 – Francja, Lourdes
- 2013 – Portugalia, Fatima
- 2012 – Hiszpania, Camino Francés
- 2011 – Meksyk, Guadalupe, Acapulco
- 2010 – Ziemia Święta, Jordania, Egipt
- 2009 – Włochy, Rzym, Watykan, Asyż, San Giovanni Rotondo
- 2007 – Francja, Lourdes