2024 – W przededniu uroczystości Wszystkich Świętych na cmentarzu komunalnym w Sieradzu
31 października 20241 listopada 2024 – Uroczystość Wszystkich Świętych na cmentarzu parafialnym w Sieradzu
2 listopada 2024Sieradz, 26 października 2020
aktualizacja: 2 listopada 2024
„Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11,25).
+++
Cmentarz parafialny w Sieradzu widziany z lotu ptaka w uroczystość Wszystkich Świętych; fot. 1 listopada 2021
+++
Dzień Wszystkich Świętych, obchodzony 1 listopada, jest dla nas katolików dniem bardzo szczególnym, bo tego dnia wspominamy tych, którzy dostąpili już chwały nieba.
W czytaniu z Apokalipsy św. Jana Apostoła słyszymy o wielkim tłumie, którego nie sposób policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojącym przed tronem i przed Barankiem (por. Ap 7,9). Kim są ci święci i błogosławieni, których wspominamy 1 listopada? To ci wszyscy, co „w ziemskim życiu starali się zawsze pełnić Jego wolę, całym sercem miłując Boga, a bliźnich jak samych siebie. Z tego powodu musieli też cierpieć próby i prześladowania, teraz jednak wielka jest ich nagroda w niebie” (Jan Paweł II, Anioł Pański, 1 listopada 1999). To ci wszyscy, dla których dzisiejsza Ewangelia była światłem i drogowskazem życia, bo „Osiem Błogosławieństw to drogowskazy ukazujące kierunek, w jakim należy iść. Jest to droga pod górę, a Jezus przeszedł ją pierwszy” (Jan Paweł II, ŚDM 2002).
Święci są bohaterami, geniuszami miłości. Dla Boga i ludzi gotowi zdobyć się na każde szaleństwo. Pana Boga i Jego przykazania, Jego błogosławieństwa biorą na serio, bezkompromisowo. Nie uważają tego świata za wartość najwyższą i nieprzemijającą. Ich najwyższym dobrem jest Bóg. Każdy z nas ma kogoś bliskiego, kto już zakończył swoją ziemską wędrówkę. Tak jak wszystko na świecie, kiedyś i nasze życie przeminie, ale – jak pięknie powiedział św. Jan XXIII – „Śmierć wprowadza nas w prawdziwe życie; ze śmiercią zaczyna się nasza gloryfikacja w Chrystusie”.
Człowiek – może to dziwnie zabrzmi – nie powinien bać się śmierci, lecz swoich grzechów i ich skutków. Jak mawiał św. ksiądz Jan Bosko „Tylko ci, którzy źle żyją i nie przystępują wcale albo bardzo rzadko do sakramentów, mogą bać się śmierci”. Dzień 1 listopada, w Polsce tak pięknie i uroczyście obchodzony, powinien skłonić nas wszystkich do refleksji nad własnym życiem.
Na początek chciałbym zaprezentować wybrane zdjęcia z kilku minionych lat, które wykonywałem o zmierzchu w dniu Wszystkich Świętych na sieradzkim cmentarzu parafialnym. Nekropolie w całej Polsce tego jedynego wieczoru w roku wyglądają tak pięknie i niepowtarzalnie, a blask zapalonych zniczy nadaje im niespotykany klimat. Sposób, w jaki ten dzień obchodzą Polacy, stanowi ewenement na skalę światową.
Cofnijmy się teraz kilka dni wstecz, gdy większość z nas przygotowuje się do uroczystości Wszystkich Świętych. Na cmentarzach w całej Polsce prowadzone są staranne porządki na grobach, kupowane różnorodne kwiaty, znicze, tak by w dniu 1 listopada groby tych, których kochamy i których nosimy w sercu, wyglądały jak najpiękniej. Również i szkoły włączają się w porządkowanie nekropolii – młodsi i starsi uczniowie wraz z nauczycielami dbają, by przed dniem Wszystkich Świętych uprzątnąć cmentarne alejki, oczyścić z mchu zabytkowe nagrobki i odsłonić zatarte przez czas nazwiska tych, którzy odeszli.
Dla mnie ten dzień jest dodatkowo szczególny, ponieważ poprzez zdjęcia mogę ukazywać jego piękno i mówić o tych, którzy wprawdzie nieobecni już wśród nas, wciąż żyją w naszej pamięci.
Cmentarz parafialny w Sieradzu został poświęcony 22 listopada 1823 roku i należy do najstarszych nekropolii w regionie łódzkim. Pamiętajmy, że stanowi on nasze wspólne dziedzictwo, jest częścią historii naszego miasta i naszym obowiązkiem jest ratowanie go. Szczególnie w dniu Wszystkich Świętych możemy zobaczyć, jak wiele grobów wymaga pilnej renowacji, ile z nich popada w ruinę i zapomnienie, czego akceptowanie stanowczo nam chrześcijanom nie przystoi.
Niestety, w pędzie codziennego życia, w zgiełku przygotowań do dnia Wszystkich Świętych, zdarza nam się zapominać o tym, co dla zmarłych jest najważniejsze: o płynącej z serca modlitwie. Zresztą nasza modlitwa winna towarzyszyć zmarłym nie tylko 1 listopada, ale każdego zwykłego dnia mamy obowiązek modlić się za nich, bo oni tego najbardziej potrzebują. Pismo Święte mówi, że modlitwa za zmarłych jest modlitwą miłą Panu Bogu: „(…) święta i zbawienna jest myśl modlić się za umarłych, aby byli od grzechów uwolnieni” (2 Mch 12,45). Jest ona aktem miłosierdzia. „Miłosierni zaś miłosierdzia dostąpią” (por. Mt 5,7).
Kiedy czytamy historie z życia świętych, możemy przekonać się, jak wiele dusz przebywających w czyśćcu o taką modlitwę prosi. Dusze czyśćcowe nie mogą w żaden sposób sobie pomóc, ale za zgodą Boga niejednokrotnie przychodzą do nas i proszą o modlitwę. „Czyściec jest przede wszystkim ogromną tęsknotą za Bogiem. Dusze, które przebywają w tym stanie, nie mogą widzieć Boga, dlatego czują ogromny ból. Są szczęśliwsze niż my, bo mają pewność zbawienia, ale też bardziej dotkliwie odczuwają cierpienie, bo mają większe poznanie Boga niż my. I nie mogą tego bólu niczym zagłuszyć” – napisała pięknie w jednym z artykułów s. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych (siostry bezhabitowe).
Chciałbym teraz przytoczyć kilka historii o duszach zmarłych, które przychodziły do dzisiejszych świętych, prosząc ich o modlitwę. Na szczególną uwagę zasługuje postać Natuzzy Evolo (trwa proces beatyfikacyjny), jednej z najbardziej niezwykłych postaci współczesnego Kościoła. Mama Natuzza, bo tak była powszechnie nazywana, zmarła w opinii świętości właśnie w dniu Wszystkich Świętych 1 listopada 2009 roku. Za życia otrzymała dar stygmatów i uzdrawiania, czytania w ludzkich sercach i sumieniach, łaskę bilokacji i mistycznych wizji, w czasie których spotykała się z aniołami, udzielającymi jej wsparcia, oraz z duszami czyśćcowymi, które za jej pośrednictwem prosiły o pomoc w jak najszybszym uzyskaniu pełni życia w Bogu. Niechaj te historie pobudzą i skłonią nasze serca do gorliwszej modlitwy za zmarłych.
Natuzza Evolo (1924–2009), włoska mistyczka i stygmatyczka, miała wyjątkowy charyzmat kontaktu ze zmarłymi przebywającymi w niebie i w czyśćcu, a nwet z osobami potępionymi…. które z wyraźnego rozkazu Boga musiały dawać świadectwo o wiecznej karze piekła. Pan Bóg udzielił Natuzzy specjalnego daru: mogła widzieć i spotykać zmarłych. Najczęściej widziała ich obok osób, które przychodziły do niej z prośbą o modlitwę i duchową pomoc. „Często się zdarza, że gdy przychodzi do mnie jakiś człowiek – mówiła Natuzza – to widzę obok niego zmarłą osobę; może to być jego brat, siostra, ojciec lub matka. I wtedy ci zmarli mówią mi ważne rzeczy, które przekazuję ich krewnym lub znajomym. Rozpoznaję tylko dusze, które są w niebie, dlatego że promieniują one wielkim szczęściem i lekko unoszą się nad ziemią. Natomiast dusze czyśćcowe trudno jest mi odróżnić od ludzi żyjących na ziemi. Wiele razy dawałam im krzesło, aby sobie usiadły, a wtedy mi mówiły: „nie potrzebuję, ponieważ jestem duszą z innego świata”. Jeden z przykładów: Podczas ekstaz Natuzzy doktor Valente rozpoznawał głosy zmarłych, których doskonale znał za ich życia na ziemi; był pod wielkim wrażeniem tego wszystkiego, co słyszał. Doktor Valente miał możność porozmawiania ze swoim synem, zmarłym w wieku dziecięcym. Dziecko mówiło: „Czy rozpoznajesz mnie, tatusiu?”. „Oczywiście, że cię poznaję. Czy czegoś potrzebujesz?” – odpowiedział ojciec. „Nie, tatusiu, ale proszę cię, bądź cierpliwy, kiedy pracujesz z pacjentami”. Doktor Valente był dobrym człowiekiem, ale szybko się denerwował i niecierpliwił. Kiedy usłyszał słowa swojego syna, rozpłakał się ze wzruszenia.
Fragment opracowania ks. Mieczysława Piotrowskiego TChr dla fronda.pl
Święty Ojciec Pio (1887–1968) spotyka duszę czyśćcową:
Było to zimą, w opuszczonym klasztorze w Foggi. O. Pio siedział przy kominku i ogrzewał się: „Pozostałem sam blisko kominka. Byłem zatopiony w modlitwie, kiedy drzwi otworzyły się i wszedł stary człowiek. Ubrany w starą pelerynę powszechnie noszoną przez starych ludzi w San Giovanni Rotondo i usiadł obok mnie. Spojrzałem na niego, lecz wcale nie pomyślałem o tym, jak udało mu się wejść do klasztoru o tej porze. Spytałem go: – Kim jesteś? Czego chcesz? Mężczyzna odpowiedział: – Ojcze Pio, jestem Pietro di Mauro, przezywany Precoco. Zmarłem w tym klasztorze 18 września 1908 roku. W pokoju nr 4, wtedy ten klasztor był jeszcze przytułkiem dla bezdomnych. Pewnej nocy zasnąłem z palącym się cygarem, moje łóżko zapaliło się. Udusiłem się i spaliłem żywcem. Jestem nadal w czyśćcu i potrzebuję Mszy św., aby moja dusza została stąd uwolniona. Pan Bóg pozwolił mi przyjść do ciebie i poprosić o twoje modlitwy. Po wysłuchaniu jego opowieści przyrzekłem mu: – Możesz być pewny, że jutro odprawię Mszę św. za twoje uwolnienie. Wstałem i poszedłem za nim do drzwi klasztoru. Nie zdawałem sobie sprawy, że o tej porze drzwi były dobrze zamknięte na klucz i zaryglowane dwoma żelaznymi sztabami. Otworzyłem drzwi i pożegnałem starego człowieka, mówiąc mu do widzenia. Była pełnia księżyca, a plac przed klasztorem był pokryty śniegiem. Było tak widno, jak w ciągu dnia i nagle zdałem sobie sprawę, że ten mężczyzna, który był tuż obok mnie, zniknął. Byłem przerażony i powróciłem do gościnnego pokoju i omal nie zemdlałem”. Kilka miesięcy później o. Paolino dowiedział się, że Pietro di Mauro rzeczywiście istniał. Zmarł 18 września 1908 roku na skutek pożaru.
Źródło: Ks. bp Zbigniew Kraszewski, Tajemnica życia wiecznego,
Oficyna Wydawnicza Adam, Warszawa 2000, s. 163
Święty Maksymilian Maria Kolbe (1894–1941) ukazuje się matce:
Będąc zaprzyjaźniony z franciszkanami, dzięki uprzejmości o. dr. Czesława Barana, w archiwum franciszkańskim w Warszawie odnalazłem oryginalne listy matki św. Maksymiliana Kolbego pisane w okresie okupacji. Jeden z tych listów zwrócił moją szczególną uwagę. W liście tym Maria Kolbe pisze, że była świadkiem przedziwnego wydarzenia dotyczącego jej syna. Otóż w 1941 roku, wkrótce po męczeńskiej śmierci Maksymiliana, Maria Kolbe obudziła się o 7 rano. Gdy zaczęła poranną modlitwę, usłyszała delikatne jakby pukanie do drzwi, które otworzyły się i… nagle zobaczyła ku wielkiemu zdziwienia swego syna w habicie. Był radosny, twarz miał uśmiechniętą i otaczało go przedziwne światło. W pierwszej chwili pani Kolbe zaniemówiła z wrażenia, wyczuwając intuicyjnie, że chociaż widzi syna, to jednak jest to jakaś nieziemska jego postać. Zapytała po chwili milczenia: „Synu, czy Niemcy ciebie puścili?”. Tajemnicza postać przeszła przez pokój, zbliżyła się do okna i rzekła: „Nie martw się o mnie, matko. Tam, gdzie jestem, jest pełnia szczęścia”. To powiedziawszy… znikł nagle! Wówczas pani Kolbe zrozumiała, że jej syn na pewno nie żyje, a widziała jego ducha. Na potwierdzenie tego faktu jeszcze tego dnia otrzymała wiadomość o śmierci Maksymiliana Kolbego. W dalszym opisie tego zjawiska Maria Kolbe z naciskiem i całą świadomością podkreśla, że nie był to sen, lecz realne przeżycie na jawie, które widziała i słyszała własnymi zmysłami.
Źródło: Ks. bp Zbigniew Kraszewski, Tajemnica życia wiecznego,
dz. cyt., s. 146
Siostra Faustyna (1905–1938) i dusza zakonnicy:
Pod koniec postulatu (29 IV 1926) przełożeni wysłali mnie do Krakowa do nowicjatu. Radość niepojęta panowała w duszy mojej. Kiedyśmy przyjechały do nowicjatu, Siostra (…) przychodzi do mnie (po śmierci) i każe mi iść do Matki Mistrzyni i powiedzieć, żeby Matka prosiła jej spowiednika księdza Rosponda, żeby za nią odprawił jedną mszę św. i trzy akty strzeliste. W pierwszej chwili powiedziałam, że dobrze, ale na drugi dzień pomyślałam sobie, że nie pójdę do Matki Mistrzyni, ponieważ niewiele rozumiem, czy to sen, czy jawa. I nie poszłam. Na przyszłą noc powtórzyło się to samo wyraźniej, w czym nie miałam żadnej wątpliwości. Jednak rano postanowiłam sobie, że nie powiem o tym Mistrzyni. Dopiero powiem, jak ją zobaczę wśród dnia. Zaraz się z nią (umarłą) spotkałam na korytarzu, robiła mi wyrzuty, że nie poszłam zaraz, i napełnił duszę moją wielki niepokój, więc natychmiast poszłam do Matki Mistrzyni i opowiedziałam wszystko, co zaszło. Matka odpowiedziała, że tę sprawę załatwi. Natychmiast spokój zapanował w mej duszy, a na trzeci dzień owa siostra przyszła i powiedziała mi: „Bóg zapłać”.
Źródło: Święta s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek,
Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2009, s. 28
Święta Małgorzata Maria Alacoque (1647–1690) i dusza zakonnika:
Kiedy byłam przed Najświętszym Sakramentem w dzień Bożego Ciała, zjawiła się przede mną nagle jakaś osoba zanurzona w ogniu. Politowania godny stan, w jakim się znajdowała, pobudzający mnie do obfitych łez, uświadomił mi, że cierpi w czyśćcu. Powiedziała mi, że jest duszą zakonnika benedyktyna, który mnie spowiadał pewnego razu i polecił mi przystępować do Komunii świętej. Przez wzgląd na to pozwolił mu Bóg zwrócić się do mnie, abym przyniosła mu ulgę w jego cierpieniach. Prosił mnie, bym przez trzy miesiące ofiarowała za niego wszystko, co tylko będę mogła zrobić i wycierpieć. Obiecałam mu to wypełnić, skoro tylko otrzymam pozwolenie od swojej Przełożonej. Powiedział mi, że powodem jego wielkich cierpień było to, iż przedkładał swój interes nad chwałę Bożą przez zbytnie przywiązanie do dobrej opinii o sobie; drugim powodem był brak miłości względem braci; trzecim – nadmiar uczuć naturalnych wobec stworzeń. Trudno mi wyrazić, co musiałam wycierpieć przez te trzy miesiące, gdyż zakonnik ten nie opuszczał mnie wcale i zdawało mi się, że widzę go całego w ogniu wśród tak dotkliwych boleści, że prawie ustawicznie jęczałam i płakałam. Przełożona moja, przejęta współczuciem, nakazała mi mocne pokuty, zwłaszcza dyscypliny. Wreszcie pod koniec trzech miesięcy ujrzałam go przepełnionego radością i chwałą: odchodził cieszyć się swoim szczęściem wiecznym, a dziękując mi powiedział, że będzie się za mną wstawiał u Boga.
Źródło: Ks. bp Zbigniew Kraszewski, Tajemnica życia wiecznego,
dz. cyt., s. 92-93
Kiedy nastaje dzień 1 listopada i udaję się na cmentarz parafialny w Sieradzu, by uczestniczyć we Mszy Świętej, staram się zawsze przyjść sporo wcześniej. Wówczas spaceruję sobie z aparatem fotograficznym pomiędzy alejkami, oddając się swojej pasji. Zawsze odczuwam ogromną radość w sercu, że mogę poprzez te zdjęcia utrwalać ziemski czas przemijania, który mamy dobrze wykorzystać. Uroczystości Wszystkich Świętych fotografuję od 2005 roku, chociaż z początku były to głównie rodzinne zdjęcia. Dopiero z czasem zacząłem fotografować ten szczególny i piękny dzień w naszej Chrystusowej wierze.
W trakcie całego dnia Wszystkich Świętych na naszej prastarej sieradzkiej nekropolii spotykamy wiele osób, bardziej lub mniej nam znanych. Wielu z nich jest rodowitymi sieradzanami kochającymi swoje miasto. Na tzw. starym cmentarzu groby rodzinne na ogół posiadają osoby, które od pokoleń mieszkają w Sieradzu, i tutaj, w tej świętej i omodlonej ziemi spoczywają ich najbliżsi. Zapewne i wielu z nas dzisiaj żyjących tutaj kiedyś spocznie i przyjdzie nowe pokolenie, które będzie nas poprzez modlitwę wspominać. Niektóre osoby, widząc mnie z aparatem, uśmiechają się, co jest miłe. Czasami zamienimy kilka słów, powspominamy różne wydarzenia, ale są też i tacy, którzy na widok aparatu odwracają się i robią groźne miny (uśmiech). Wszystkich jednak należy uszanować i zrozumieć.
W tym dniu, gdy na cmentarzu spotykają się tysiące ludzi, panuje zazwyczaj duży tłok i trudno jest wyciszyć się, pobożnie przeżyć Mszę Świętą sprawowaną na ołtarzu przy kościółku Świętego Ducha. Wielu ludzi mających swoje groby w bardziej odległych miejscach cmentarza podchodzi na czas Eucharystii bliżej kościółka, gdzie jest lepsze nagłośnienie. W dniu Wszystkich Świętych groby naszych bliskich zmarłych są szczególnie przyozdobione pięknymi kwiatami, pali się mnóstwo zniczy, ale są też groby zapomniane i omijane przez nas. Niech w tym dniu dla wszystkich zmarłych nie zabraknie tego najważniejszego, a więc modlitwy – szczególnie za dusze, o których nikt już nie pamięta, a które tej modlitwy bardzo potrzebują do osiągnięcia zbawienia. Zresztą niech ta modlitwa im towarzyszy nie tylko podczas dnia Wszystkich Świętych, ale co dzień, kiedy klęczymy, odmawiając wieczorny pacierz.
Tak wygląda w skrócie ów szczególny dzień na moich zdjęciach, które dzisiaj z ogromną radością mogę zaprezentować. Ziemski czas szybko przemija i z każdym dniem jesteśmy starsi, a bywa, że i bardziej schorowani. Pamiętajmy jednak, że każdy dzień, który jest nam dane przeżyć, zbliża nas do spotkania z Bogiem i tymi, co dostąpili już nieba. Pomyślmy więc:
- Jaka to będzie ogromna radość, kiedy staniemy przed Panem Jezusem i Jego Matką Maryją.
- Jaka to będzie radość, kiedy ujrzymy w niebie tak wielu świętych, do których za życia kierowaliśmy modlitwy z prośbą o wstawiennictwo.
- Jaka to będzie radość, kiedy spotkamy w niebie pierwszych uczniów Pana Jezusa, których wybrał do głoszenia Ewangelii.
- Jaka to będzie radość ujrzeć w niebie męczenników wiary, którzy oddali swoje życie za Pana Jezusa i Jego Kościół.
- Jaka to będzie radość, kiedy ujrzymy w niebie tych, za których się modliliśmy o ich nawrócenie.
- Jaka to będzie radość, kiedy staniemy w niebie obok naszych rodziców, rodzeństwa, dziadków.
- Jaka to będzie radość, kiedy ujrzymy w niebie dzieci, które być może za życia były chore, sparaliżowane, przykute niejednokrotnie do łóżka.
- Jaka to będzie radość, kiedy rodzice ujrzą w niebie swoje dzieci, które w wyniku różnych chorób i tragicznych zdarzeń przedwcześnie zmarły.
- Jakie to będzie wzruszenie dla matki, która nawróciwszy się, ujrzy w niebie swoje dziecko, któremu kiedyś odebrała życie.
Na koniec pragnę zaprezentować homilie, które podczas uroczystych Mszy Świętych przy XV-wiecznym kościółku pw. św. Ducha na cmentarzu parafialnym w Sieradzu zostały wygłoszone przez ks. inf. Mariana Bronikowskiego, proboszcza Bazyliki Mniejszej pw. Wszystkich Świętych w Sieradzu.
Chciejmy pamiętać, że zostaliśmy powołani do świętości i do rzeczy wielkich. Każdy z nas jest w oczach Boga piękny i niepowtarzalny. Dla Niego jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi, wyjątkowymi i niezastępowalnymi. Bóg chce naszego poddania się Jego woli i pragnie, byśmy byli z Nim w raju. Kiedy staniemy nad grobami naszych bliskich, kierujmy wzrok ku niebu, będącemu celem naszej ziemskiej pielgrzymki. Tam oczekuje nas wspólnota świętych, którą 1 listopada w Dniu Wszystkich Świętych Kościół wspomina. Pamiętajmy też, że wiara w świętych obcowanie pozwala nam na łączność nie tylko z mieszkańcami nieba, ale także ze zmarłymi, którym do pełni radości potrzeba jeszcze oczyszczenia. Pomagajmy duszom czyśćcowym – choćby poprzez zamawiane Mszy Świętych, odmawianie koronki do Bożego Miłosierdzia i różańca – skrócić karę i osiągnąć zbawienie. Nasze życie, o Panie, przemija, ale się nie kończy, a gdy rozpadnie się dom naszej doczesnej pielgrzymki, wprowadź nas, Panie Jezu, w przygotowane dla nas w niebie wieczne mieszkanie. O to Cię proszę, mój Jezu ukochany.
Łukasz Piotrowski