
Sieradz w kadrze mojego aparatu…
25 lipca 20252024 – Neapol, miasto ks. Dolindo Ruotolo
- Wstęp, poznanie ks. Dolindo, podróż do rodziców nad morze, kazania ks. prof. Roberta Skrzypczaka
- Dzień 1. Podróż do Neapolu i pierwszy spacer po mieście
- Dzień 2. Kościół Gesù Nuovo, św. Józef Moscati, grób ks. Dolindo, taras Belvedere San Martino, spacer…
- Droga Krzyżowa w kościele Gesù Nuovo
***
Wtorek, 17 września 2024 roku
Po wczorajszym dotarciu do Neapolu nastał kolejny dzień, który w całości przeznaczę na jego zwiedzanie. Pierwszym miejscem, do którego się udam, będzie barokowy kościół Gesù Nuovo (Nowy Jezus), o którym wczoraj troszkę już wspomniałem. To w tym jakże ogromnym kościele, który jest wypełniony przepięknymi obrazami i przyozdobiony niezwykłymi malowidłami, znajduje się grób św. Józefa Moscatiego (1880-1927), wybitnego lekarza, który jest jednym z najbardziej znanych świętych Neapolu. Następnie udam się już bezpośrednio na Via Salvatore Tommasi 20, gdzie w kościele pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa znajduje się grób Sługi Bożego, ks. Dolindo Ruotolo. To właśnie nawiedzenie grobu ks. Dolindo jest głównym celem mojego przyjazdu do Neapolu. W godzinach popołudniowych udam się również do kościoła Santa Maria delle Anime del Purgatorio ad Arco, który został konsekrowany w 1638 roku i jest poświęcony pamięci dusz cierpiących w czyśćcu. Oczywiście Neapol to nie tylko kościoły, których jest ok. 500, ale także tętniące życiem włoskie miasto, w którym każdy zakątek opowiada swoją historię. Taki właśnie Neapol będę chciał ukazać na swoich wszystkich fotografiach, a czy mi się to uda, to już sami, Drodzy Czytelnicy, ocenicie.
Dzisiejszego dnia budzik obudził mnie o godz. 6.00. Całe szczęście, że moje okno w mieszkaniu było dobrze uszczelnione, bo za bardzo nie musiałem słuchać panującej do późnych godzin nocnych na ulicach miasta wrzawy (uśmiech). Zauważyłem przez te wszystkie dni mojego pobytu w Neapolu, że neapolitańczycy bardzo lubią prowadzić taki nocny tryb życia, gdzie wieczorami wszystkie restauracje, puby i ogródki są oblegane przez mieszkańców i turystów. Miasto wtedy tętni życiem.
Po wzięciu porannego prysznica mogłem w końcu udać się spacerkiem do kościoła Gesù Nuovo, który znajdował się bardzo blisko mojego mieszkania. Wrześniowe poranki w Neapolu są bardzo przyjemne. Na dworze jest dosyć rześko, a całe miasto powoli budzi się do życia. O tej godzinie jeszcze nie ma wielu turystów, dlatego warto ten czas do południa przeznaczyć na zwiedzanie m. in. wnętrz kościołów. Unikniemy wtedy tłumów i panującego często gwaru. Możemy wówczas nie tylko na spokojnie zwiedzić dany kościół, ale przede wszystkim w ciszy poprzebywać sam na sam z Panem Bogiem, bo jak powiedział św. Jan od Krzyża: „Pierwszym językiem Boga jest cisza”.
Kościół Gesù Nuovo, do którego podążam, znajduje się na placu noszącym taką samą nazwę. Do placu Gesù Nuovo przylega też ogromny kompleks klasztorny św. Klary, którego budowę rozpoczęto w 1310 roku. Klasztor ten znany jest w całych Włoszech nie tylko z pięknego ogrodu, w którym rosną drzewa pomarańczy, cytryn, ale przede wszystkim z krużganków, które są pokryte XVII-wiecznymi freskami. Do tego niezwykłego miejsca w dniu jutrzejszym z nieopisaną radością się udam. Warto też wspomnieć, że te dwa kościoły są bardzo bliskie ks. Dolindo. Kiedy był dzieckiem, to jego mama, Silvia Ruotolo chodziła do nich na Mszę Świętą. Poruszający obraz z dzieciństwa małego Dolindo zapadł mu szczególnie w pamięć. Tak opisuje to ks. Dolindo: „Czekałem już na jej powrót przy samych drzwiach”. Chłopczyk, kiedy tylko drzwi się otwierają, wspina się na paluszki, by ucałować mamę. „Dotykała moich ust swoimi, delikatnie, by przekazać mi tchnienie Jezusa Sakramentalnego, którego właśnie przyjęła do serca. Sądzę, że właśnie dlatego wychodziłem jej naprzeciw z takim pośpiechem”. To pokazuje jak od najmłodszych lat ks. Dolindo był rozkochany w Panu Jezusie, za którym już od najmłodszych lat podążał.
Gdy doszedłem na miejsce, kościół Gesù Nuovo był jeszcze zamknięty. Żeby nie tracić czasu, wszedłem do kościoła Sióstr Klarysek, który znajduje się naprzeciwko kościoła Gesù Nuovo. Miałem to szczęście, że akurat siostry, które były oddzielone żelazną kratą od świata, trwały na porannych modlitwach. Z oddali przyjrzałem się wnętrzu i nie chcąc siostrom jak i przybyłym na modlitwę wiernym przeszkadzać, jedynie zrobiłem kilka zdjęć z jego wnętrza i wyszedłem.
Wychodząc od Sióstr Klarysek, poszedłem już do kościoła Gesù Nuovo, który został wybudowany w 1470 roku, a konsekrowany 7 października 1601 roku. Drzwi wejściowe były już otwarte, dlatego z ogromnym podekscytowaniem wszedłem do środka. Kościół jest przeogromny i, jak wyczytałem w internecie, należy do najważniejszych kościołów w Neapolu. W kościele znajduje się jeden z największych zbiorów obrazów i rzeźb sztuki barokowej autorstwa najbardziej wpływowych artystów szkoły neapolitańskiej. Mieszczą się tu także płótna takich malarzy, jak: Massimo Stanzione czy Jusepe de Ribera. Znajdują się tu także marmurowe kompozycje Cosimo Fanzago, włoskiego architekta i rzeźbiarza. Kościół zachwyca swoim rozmiarem. Byłem przeszczęśliwy, że mogę w nim być i to już od samego rana. Zanim zacząłem robić zdjęcia, najpierw cały kościół powoli sobie obszedłem. Musiałem nieco ochłonąć, bo byłem pod ogromnym wrażeniem wielkości świątyni, która na zewnątrz wyglądała trochę niepozornie. Ukląkłem sobie z boku filaru i pomodliłem się do Boga, dziękując Stwórcy, że mogę tutaj być i że za chwilę wykonam fotoreportaż z wnętrza tej niezwykłej świątyni, w której mieszka sam Bóg.
Z prawej strony od wejścia do kościoła widoczny jest grób św. Józefa Moscatiego. Jest to bardzo ciekawa i zasłużona postać dla Neapolu, którą warto bardziej poznać. Poniżej przytoczę bardzo interesujący fragment artykułu o św. Józefie Moscatim, na który natrafiłem w internecie (www.twojawalkaduchowa.pl). Co ciekawe postać świętego lekarza w jakimś stopniu jest powiązana z ks. Dolindo Ruotolo chociażby poprzez posługę przy chorych w szpitalu, w którym pracował św. Józef Moscati.
Józef Moscati urodził się w 1880 roku, w Benewencie. Do Neapolu rodzina Moscatich przeprowadziła się 4 lata później. Ojciec Józefa był sędzią docenianym w swoim zawodzie. I choć w rodzinie dbano o dobre wykształcenie, wybór studiów medycznych przez młodego Moscatiego był nie lada zaskoczeniem.
Faktycznie uchodził za bardzo dobrego studenta, a później za świetnego specjalistę. Szczególnym bohaterstwem odznaczył się w czasie epidemii cholery, która nawiedziła Neapol w 1911 roku. To wówczas na korytarzach miejskiego szpitala spotykał się najpewniej z księdzem Dolindo Ruotolo, który niósł cierpiącym duchowe pocieszenie. Tak opisała to Joanna Bątkiewicz-Brożek w bestsellerowej książce „Jezu, Ty się tym zajmij!”:
„Wszędzie unosi się fetor ludzkich odchodów, ran, krwi i niemal gnijących ciał. Chorzy leżą oddzieleni parawanami z prześcieradeł na wielkich halach, jęczą z bólu. I nikt z nimi nie rozmawia – nawet pielęgniarki, zakonnice. Pacjent był w tamtym czasie niemym przedmiotem. Taki schemat przełamuje w Neapolu dwóch mężczyzn: Dolindo w czarnej sutannie i profesor Józef Moscati w białym kitlu. Obaj widzą w pacjentach obolałego Chrystusa”.
Józef Moscati nie był po prostu lekarzem, ale uchodził za naprawdę wybitnego lekarza. W Neapolu pełnił funkcję ordynatora, reprezentował również włoskie środowisko medyczne na jednym z międzynarodowych kongresów. Rozumiał swój zawód inaczej niż wielu jego ówczesnych kolegów po fachu. Moscati, jako uznany naukowiec, nie dostrzegał żadnego konfliktu pomiędzy wiarą a nauką. Pan Bóg nie był dla niego zbędną hipotezą, lecz źródłem obiektywnej Prawdy, z którą spójna powinna być też prawda przez małe „p” – cel każdego badacza.
Pielęgnował w sobie też miłość do Chrystusa, codziennie przystępując do Komunii Świętej i adorując Najświętszy Sakrament. Jego świętość nie zasadzała się na współczuciu dla człowieka, lecz miłości do bliźniego, podobnej do tej, jaką ukochał Chrystusa. Poświęcenie Moscatiego wynikało właśnie z ewangelicznego nakazu miłości Boga i bliźniego. „Chorzy są obrazem Jezusa Chrystusa. Wielu nieszczęśliwych przestępców i grzeszników trafia do szpitali z woli miłosiernego Boga, który pragnie ich ocalenia” – notował święty lekarz.
Neapolitański medyk w czasach, gdy usługi medyczne były kosztowne i trudno dostępne dla ubogich, leczył ludzi bez względu na koszty. Na jego biurku leżał kapelusz, do którego można było złożyć dowolny datek za opiekę medyczną, lub… zabrać pieniądze, jeśli tego wymagała trudna sytuacja materialna pacjenta.
To dlatego Moscati żył bardzo skromnie, niemal biednie. Zmarł 12 kwietnia 1927 roku we własnym fotelu, kilka godzin po przyjęciu Komunii Świętej.
Tuż przy grobie świętego stoi całkiem sporych rozmiarów figura przedstawiająca jego postać. Lokalna wieść głosi, że potarcie dłoni posągu przynieść może łaskę uzdrowienia. Dlatego dłoń ta, kiedy przyjrzymy się z bliska, jest wytarta. Tuż obok grobu znajdują się drzwi do pomieszczeń, w których znajduje się m. in. muzeum poświęcone temu wybitnemu i ubogiemu lekarzowi, który był rozkochany w Chrystusie, a którego w 1987 roku kanonizował św. Jan Paweł II.
Fotoreportaż z wnętrza kościoła Gesù Nuovo podzielę na trzy części. Pierwszą z nich będzie ukazanie wnętrza świątyni, w drugiej części ukażę z bliska grób św. Józefa Moscotiego, a trzecia część będzie poświęcona muzeum św. Józefa Moscatiego, które znajduje się w kościele.
Wnętrze kościoła Gesù Nuovo
Grób św. Józefa Moscatiego
Muzeum poświęcone św. Józefowi Moscatiemu
Fotografując wnętrze kościoła, zauważyłem na murach świątyni bardzo wymowną Drogę Krzyżową, którą zdecydowałem się sfotografować. Zdjęcia te posłużyły mi do rozważań Męki Pańskiej opartych na Piśmie Świętym i Dzienniczku św. Siostry Faustyny, które zamieściłem na stronie w okresie Wielkiego Postu. Link do rozważań i zdjęć znajdziecie tutaj.
W kościele spędziłem kilka godzin. Było mi tak dobrze, że nie spieszyłem się nigdzie. Bardzo się cieszyłem z tego, co przed chwilą zobaczyłem. Postaci św. Józefa Moscatiego wcześniej nie znałem, dopiero kiedy czytałem książkę Joanny Bątkiewicz-Brożek „Jezu, Ty się tym zajmij!”, pierwszy raz natrafiłem na tę jakże bardzo oddaną Chrystusowi postać. Jadąc do Neapolu, wiedziałem, że to miejsce będzie obowiązkowe do nawiedzenia.
Po wyjściu z kościoła uliczki starego miasta, pomimo że zaczął padać niewielki deszcz, zaczęły wypełniać się mieszkańcami oraz turystami. Większość sklepów była już otwarta. Lubiłem się tym sklepikom przyglądać, bo były bardzo oryginalne. Najbardziej ciekawiły mnie sklepy z produktami lokalnymi. Na jeden taki niewielki sklepik natrafiłem tuż przy wyjściu z kościoła Gesù Nuovo. Byłem oczarowany jego wystrojem i tymi wszystkimi lokalnymi specjałami, które oferował. Wszedłem do środka i zapytałem sprzedawczyni, czy mógłbym zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Ściany sklepu pokryte były licznymi, oprawionymi rodzinnymi zdjęciami, co jeszcze bardziej podkreślało jego rustykalny charakter. Do tego sklepiku powrócę jeszcze na sam koniec mojego pobytu w Neapolu, kiedy zakupię dla rodziców kilka lokalnych specjałów (uśmiech).
Kolejne kroki skierowałem już pod adres, w którym znajduje się kościół pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa. To w tym kościele proboszczem był starszy brat ks. Dolindo Ruotolo, ks. Elio Ruotolo, który jest również w nim pochowany. Ks. Dolindo pomagał jako kapłan przez ostatnie lata swojego życia w tym kościele. Byłem podekscytowany, że za chwilę uklęknę przy grobie tego świętego i pokornego kapłana z Neapolu. Zanim ukażę zdjęcia z wnętrza kościoła, chciałbym, żebyście najpierw zerknęli na przylegające uliczki do kościoła, w którym spoczywa ks. Dolindo. Powiem szczerze, że wcale nie było łatwo odnaleźć wspomniany kościół. Dobrze, że dzisiaj w telefonach mamy różne aplikacje, mapy, które bardzo ułatwiają podróżowanie i przemieszczanie się po miastach. Kiedy będziecie, Drodzy Czytelnicy, oglądali zdjęcia, zwróćcie uwagę, jak te wszystkie uliczki wyglądają. Jakie są nie tylko zatłoczone, wąskie, strome, ale jakie są też zaniedbane. Ks. Dolindo każdego dnia nimi chodził. Nie narzekał, że jest mu trudno nawet wtedy, kiedy posunął się w latach i ciężko chorował. Przez ostatnie dziesięć lat swojego życia był na wpół sparaliżowany. Mimo to chodził ulicami Neapolu z różańcem w ręku i o lasce. Błogosławił ulice, wypędzał demony z kryjówek kamorry, odwiedzał szpitale. Świadkowie mówili, że jak przemierzał Neapol, to również nosił własnoręcznie uszytą czarną torbę, która była wypełniona kamieniami. Nazywał je „cennymi perłami dla nieba”, a dzieciom, do których lubił zwracać się „moje aniołeczki”, mówił: „to są skarby dla zbawienia dusz”. To na tych uliczkach przez jednych był wyśmiewany i wyszydzany (szczególnie wtedy, kiedy był przez wiele lat przez Święte Oficjum odsunięty od sprawowania sakramentów), inni natomiast nazywali ks. Dolindo świętym kapłanem i wielkim szacunkiem go darzyli. Ks. Dolindo upodabniał się wtedy do Pana Jezusa, który dźwigając krzyż w drodze na Golgotę, był przez jednych poniżany, wyśmiewany, opluwany, a drudzy opłakiwali Jego cierpienie i niesłuszne skazanie. Ks. Dolindo każdego dnia ofiarował swoje cierpienie Chrystusowi. Zgadzał się na cierpienie, bo twierdził, że im bardziej cierpi, tym jest bliżej Boga. Temu, kto mu je zadawał, dziękował, gdyż w ten sposób mógł być w ciągłym kontakcie ze Stwórcą.
Uliczki Neapolu
Kiedy doszedłem na ulicę, na której znajdował się Kościół pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa, to ogarnęło mnie wielkie zdziwienie. Inaczej wyobrażałem sobie to miejsce, a tym bardziej kościół, w którym spoczywa ks. Dolindo. To miejsce w żaden sposób nie było oznaczone i gdyby nie nawigacja, to bym miał spore problemy żeby tutaj trafić. Dziwnie się czułem, bo z zewnątrz ten kościół za bardzo nie przypominał kościoła, tylko jakby dużą kamienicę. Uliczka, przy której znajduje się świątynia, jest bardzo wąska, a po drugiej jej stronie w odległości kilku metrów znajduje się warsztat samochodowy.
„Pocieszajcie ubogich, napełniajcie nadzieją tych, którzy zawodzą z powodu jej braku, przywróćcie ludziom wiarę, zróbcie wszystko, by pojednali się z Bogiem ci, którzy od Niego odeszli, albo też gorzej – którzy się przeciw Niemu zbuntowali w swoim bólu i żyją w mroku swojej ich świadomości, bez jakiegokolwiek pocieszenia, bez nadziei!” (ks. Dolindo Ruotolo, kilka miesięcy przed śmiercią).
Jeszcze kilka lat temu postać Sługi Bożego, ks. Dolindo Ruotolo, była mi zupełnie obca, nieznana. Nigdy bym nie przypuszczał, że przyjadę sam do tego ogromnego miasta, Neapolu, i będę klęczał przy jego grobie. Jakże niezwykły był to dla mnie moment, kiedy przekroczyłem próg kościoła, w którym znajduje się ciało jednego z najbardziej znanych mistyków XX wieku. Kościół z zewnątrz nie robi dobrego wrażenia i nie zachęca do wejścia do środka. Jednak już jego wnętrze, co mogę ukazać na zdjęciach, jest zupełnie inne. Byłem sam na sam z ks. Dolindo. Nie musiałem nigdzie się spieszyć, spoglądać na zegarek, że już czas iść dalej. Nie! Mogłem spokojnie z aparatem w ręku krok po kroku przemierzać kościół, który był tak jemu bliski. Ku mojemu zaskoczeniu w kościele nie było dużo ludzi, wręcz świecił pustkami. Ci, którzy przychodzili, szli od razu do ks. Dolindo. Niektórzy przystawiali sobie krzesło do jego grobu i z nim w ciszy rozmawiali i się modlili. Inni klęczeli, pukali trzykrotnie w płytę nagrobną, całowali jego grób, zdjęcie i zawierzali wszystkie swoje sprawy, z którymi przybyli. To było dla mnie piękne i wzruszające tym bardziej, że sfera sacrum jest dla mnie nie tylko najbliższa, ale i najpiękniejsza, bo ukazuje najczulszą relację między człowiekiem a Bogiem.
Kościół nie jest niestety otwarty przez cały dzień, a jedynie dwa razy w ciągu dnia w godzinach 9-12 i 17-20, co było dla mnie zaskoczeniem. Jadąc do ks. Dolindo myślałem, że będzie tutaj jakaś księgarnia, w której można by zakupić książki napisane przez ks. Dolindo, albo wydane jakiekolwiek albumy czy dewocjonalia związane z ks. Dolindo. Niestety, bardzo mnie zasmuciło, że niczego takiego nie było. Jedynie w zakrystii kościoła były panie, u których można było kupić kilka dewocjonaliów… i nic więcej. Przyszła mi na myśl postać kapucyńskiego świętego, Ojca Pio z Pietrelciny i jakże rozwinięty kult związany z jego osobą. Pamiętam, jak w 2009 roku miałem okazję być u o. Pio w San Giovani Rotondo, i jakie wrażenie zrobił na mnie cały kompleks jemu poświęcony. Ogromy, nowo wybudowany kościół, na zewnątrz znajdująca się monumentalna Droga Krzyżowa, liczne sklepiki, księgarnie i bogato wyposażone muzeum, w których znajdują się liczne pamiątki po świętym zakonniku. To wszystko robi na pielgrzymie wrażenie. A tutaj? Nie było nic, jakby postać ks. Dolindo praktycznie nie istniała, a przecież ci dwaj wielcy mistycy o. Pio i ks. Dolindo żyli w tych samych latach. Ojciec Pio mówił do pielgrzymów z Neapolu: „Dlaczego do mnie przyjeżdżacie? Macie świętego kapłana. W trudnych sprawach idźcie do niego!”, a innym razem o. Pio powie o ks. Dolindo: „Nic, co wyszło spod pióra ks. Dolindo, ani jedno słowo, nie może zostać zaprzepaszczone. Święty to kapłan!”.
Mam nadzieję, że z czasem będzie inaczej, że postać ks. Dolindo Ruotolo będzie bardzo znana i będzie mocno jaśniała nie tylko nad Neapolem, ale i całym światem. W Polsce na szczęście jest już sporo książek nie tylko poświęconych ks. Dolindo, ale i tych, które sam napisał. Te wszystkie książki są wielką ucztą dla duszy, to wielka łaska, że możemy czerpać z jego bogactwa duchowego, a jego pisma mają jeden zasadniczy cel: ukazać nam Jezusa Chrystusa, zaufać Jemu bezgranicznie i pójść za Nim…
Kiedy zbliżała się godzina zamknięcia, musiałem opuścić kościół, ale nie na długo, bo już pojutrze (19 września) będzie kolejna miesięcznica śmierci ks. Dolindo, albo jak inni mówią „rocznica narodzin dla nieba”. W tym dniu również przyjdę tutaj, bo o godz. 17 odbędzie się nabożeństwo i Msza Święta, w której nie tylko będę uczestniczył, ale i którą ukażę na fotografiach.
Wychodząc z kościoła udałem się najpierw do pobliskiego prowadzonego od pokoleń przydomowego sklepu/warsztatu z antykami, który znajdował się kilka kroków od świątyni. Bardzo mnie interesowało, jak wygląda w środku, bo znajdowało się w nim mnóstwo „leciwych” przedmiotów, z których każdy ma swoją historię, która czyni go unikalnym. Miałem wrażenie, że w tym miejscu czas się zatrzymał. Zresztą zobaczcie sami, jak jego wnętrze wyglądało.
Po obiedzie mogłem udać się w końcu do mieszkania na odpoczynek. Byłem już nieco zmęczony, ale czułem w sercu radość z tych miejsc, które dzisiaj zobaczyłem. Po południu chciałem zobaczyć jeszcze dwa miejsca, o których pokrótce napiszę. Pierwszym z nich będzie kościół Santa Maria delle Anime del Purgatorio ad Arco poświęcony Matce Bożej i duszom czyśćcowym. Drugim, a zarazem ostatnim miejscem, do którego się udam, będzie wzgórze Vomero i znajdujący się przy zamku Sant’Elmo taras Belvedere San Martino. Jest to niezwykłe miejsce, z którego rozciąga się przepiękna panorama na cały Neapol. No to w drogę!
Kościół Santa Maria delle Anime del Purgatorio ad Arco
Taras Belvedere San Martino
Z kościoła Santa Maria delle Anime del Purgatorio ad Arco udałem się od razu na taras widokowy. Było już późne popołudnie, więc musiałem się spieszyć, bo chciałem wejść jeszcze na teren zamku Sant’ Elmo. Kiedy przeglądałem zdjęcia z tego miejsca, zauważyłem, że cała panorama na Neapol robiła niesamowite wrażenie. Droga do zamku jest dosyć wymagająca i trzeba się przygotować na dosyć strome wejście krętymi uliczkami. Kiedy już wszedłem na samą górę, byłem mocno zmęczony i spocony. Na miejscu okazało się, że spóźniłem się kilkanaście minut i zamek był już zamknięty dla zwiedzających. Byłem troszkę zawiedziony tym faktem i musiałem zadowolić się widokami z tarasu. Oczywiście widoki były cudowne, ale mnie korciło wejście na teren zamku, bo z niego widać panoramę nie tylko na miasto, ale i na całą zatokę. Wejście na zamek musiałem przełożyć na jutrzejszy dzień i tak zaplanować zwiedzanie, żeby przyjść tutaj o znacznie wcześniejszej godzinie.
Na tarasie widokowym spędziłem trochę czasu nie tylko robiąc zdjęcia, ale i podziwiając Neapol z wysoka. Widoki robiły na wszystkich ogromne wrażenie i jeżeli ktoś będzie w Neapolu, to koniecznie musi to miejsce odwiedzić. W pewnym momencie zaczęło się na dworze ściemniać i musiałem już wracać. Do mieszkania miałem kawał drogi, dlatego nie czekając, aż zrobi się zupełnie ciemno, zacząłem schodzić ze wzgórza. Po drodze delektowałem się jeszcze widokami i obserwowałem, jak Neapol zaczyna budzić
się do życia nocnego, zwłaszcza w jego historycznym centrum. To też było dla mnie niezwykłe, jak ci wszyscy ludzie, którzy tam mieszkają, żyją. Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, a ja wciąż schodziłem ze wzgórza tymi krętymi uliczkami, na uliczkach pojawiało się mnóstwo skuterów, samochodów. Każdy chciał jak najszybciej dojechać do swojego mieszkania, przez co w pewnym momencie zaczęło się wszystko korkować i słychać było tylko dźwięk klaksonów. Tak sobie pomyślałem, jak ci wszyscy ludzie tutaj funkcjonują i żyją, bo ja bym zwariował i w duszy dziękowałem Bogu, że nie muszę tutaj mieszkać tylko na swojej sieradzkiej Pradze (uśmiech). Poniżej możecie zobaczyć, jak to wszystko wyglądało nocą nie tylko na zdjęciach, ale i na krótkim filmiku, który nagrałem telefonem.
Przed godziną 22.00 w końcu doszedłem do swojego mieszkania. Byłem już bardzo zmęczony i chciałem jedynie jak najszybciej wziąć prysznic i położyć się spać. Pomimo zmęczenia odczuwałem radość z dzisiejszego dnia, szczególnie że nie tylko mogłem wykonać sporo zdjęć, ale przede wszystkim mogłem być przy grobie ks. Dolindo Ruotolo. To jest jego miasto, które bardzo kochał, które znał i któremu służył jako kapłan i człowiek. Szkoda tylko, że postać ks. Dolindo w jego własnym mieście jest przez mieszkańców i w jakimś też stopniu przez sam Kościół zapomniana. Niestety ks. Dolindo nie miał łatwo w swoim życiu i nie ma też łatwo po śmierci, kiedy jego proces beatyfikacyjny jest wstrzymywany. Jednak jako chrześcijanin głęboko wierzę, że ks. Dolindo jest teraz w niebie wraz z Jezusem i Maryją, których tak bardzo kochał, a nam, żyjącym, będzie dane w końcu doczekać wyniesienia na ołtarze Kościoła Sługi Bożego, ks. Dolindo Ruotolo.
To by było na tyle z dnia dzisiejszego. Teraz czas na błogie spanko, bo jutrzejszy dzień zapowiada się również bardzo interesująco. A zatem dobrej nocy!
Łukasz Piotrowski
Ciąg dalszy…
- Wstęp, poznanie ks. Dolindo, podróż do rodziców nad morze, kazania ks. prof. Roberta Skrzypczaka
- Dzień 1. Podróż do Neapolu i pierwszy spacer po mieście
- Dzień 2. Kościół Gesù Nuovo, św. Józef Moscati, grób ks. Dolindo, taras Belvedere San Martino, spacer…
- Droga Krzyżowa w kościele Gesù Nuovo
***
Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:
- 2025 – Rwanda, Kibeho
- 2024 – Neapol, miasto ks. Dolindo Ruotolo
- 2024 – 35. Festiwal Młodych w Medjugorie
- 2023 – Włochy, Wenecja
- 2023 – Francja, Lourdes
- 2022 – Grecja, śladami św. Pawła
- 2021 – Hiszpania, Camino del Norte
- 2020 – Francja, Lourdes
- 2019 – Liban, śladami św. Charbela
- 2018 – Francja, La Salette, Ars, Taizé, Paray-le-Monial
- 2018 – Bałkany, Medjugorie, Mostar, Kotor, Dubrownik
- 2017 – Francja, Lourdes
- 2013 – Portugalia, Fatima
- 2012 – Hiszpania, Camino Francés
- 2011 – Meksyk, Guadalupe, Acapulco
- 2010 – Ziemia Święta, Jordania, Egipt
- 2009 – Włochy, Rzym, Watykan, Asyż, San Giovanni Rotondo
- 2007 – Francja, Lourdes