Poznaję Boży świat / 2021 – Hiszpania, Camino del Norte. Dzień 3 – Castro Urdiales, 10 km / łącznie 54,9 km

2022 – Koncert z okazji Dnia Matki w wykonaniu uczniów Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Sieradzu
29 maja 2022
2022 – II Marsz dla Życia i Rodziny w Sieradzu
13 czerwca 2022
2022 – Koncert z okazji Dnia Matki w wykonaniu uczniów Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Sieradzu
29 maja 2022
2022 – II Marsz dla Życia i Rodziny w Sieradzu
13 czerwca 2022
Udostępnij to:

DZIEŃ 3 (NIEDZIELA), 25 lipca 2021 r.
Ontón – Castro Urdiales – 9,7 km; łącznie przeszedłem 54,9 km

 

***

Na początku pozwolę sobie na małą dygresję. Kiedy sobie siedzę przy biurku i piszę o swoim tegorocznym Camino, to mam wrażenie jakbym na nowo wyruszał w drogę. Te wszystkie zdjęcia, które wybieram na stronę przywołują jakże piękne wspomnienia z niezapomnianej wędrówki do grobu św. Jakuba. Tego uczucia nie da się w żaden sposób opisać.

Trzeciego dnia wstałem dosyć późno, tak, że większość pielgrzymów już wyszła na szlak. Nie śpieszyłem się specjalnie, bo wiedziałem, że dzisiejszego dnia mam do przejścia zaledwie 10 km, a do hotelu w Castro Urdiales mam się zgłosić nie wcześniej jak przed godz. 13:00. Kiedy wstałem zobaczyłem, że niebo jest zachmurzone i jest dosyć wietrznie. Jakby tego było mało, to jeszcze padał lekki deszcz. Pomyślałem sobie, że niestety, ale pogoda, którą wczoraj sprawdzałem na dzisiejszy dzień się sprawdziła.

Z rana nie jadłem już śniadania, zresztą jakoś nigdy rano nie mam apatytu, dlatego po porannej toalecie zacząłem się szykować do wyjścia. Ze względu na padający deszcz i krótki odcinek, to buty trekkingowe schowałem do plecaka, a założyłem sobie sandały. Nie było to złe rozwiązanie, ale przy dłuższych odcinkach i zróżnicowanym terenie, to sandałów jednak nie polecam. Dodatkowo ze względu na niewielki, ale zawsze padający deszcz założyłem sobie cienką kurtkę przeciwdeszczową, tak żeby za bardzo nie zmoknąć. Kiedy się już naszykowałem i pożegnałem mogłem wyruszyć w dalszą drogę.

Tuż przed wyjściem ze schroniska w Ontón. Z koleżanką ze Słowenii spotkaliśmy się już dzień wcześniej, kiedy przeprawialiśmy się w Portugalete przez Most Biskajski. Również i wtedy zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Kolejny i już ostatni pozytywnie nastawieni pielgrzymi wyruszają ze schroniska
Pochmurno, wietrznie i trochę deszczowo. Jeżeli mam być szczery, to nie przepadam za taką pogodą.
Odcinek był dosyć trudny. Wzniesienie terenu wynosiło 10%. Jednak widoki, które można było podziwiać dodawały mi sił.
Znaczna część drogi wiodła drogą asfaltową. Dobrze, że była to niedziela więc na drodze praktycznie nie było samochodów.
Czas na odpoczynek. W oddali widać miasto do którego zmierzam – Castro Urdiales.

 

***

 

Pierwsze kilkaset metrów, które po wyjściu ze schroniska pokonałem było dosyć ciężkich. Droga od początku wiodła pod górę. Pomimo, że padał lekki deszcz, to w tej kurtce, którą miałem na sobie zacząłem się od wysiłku strasznie pocić. Nie było to przyjemne uczucie, bo pod spodem byłem mokry, dlatego postanowiłem ją w pewnym momencie zdjąć i schować do plecaka. Im wyżej się wspinałem, to powolutku zaczęło się przejaśniać i od czasu do czasu wychodziło nawet słońce. Pogoda w górach faktycznie jest bardzo zmienna. Pewnie ktoś się zapyta o to, kto mi robił podczas drogi zdjęcia. Odpowiadam więc. Przeważnie sam sobie robiłem (uśmiech). Na początku drogi niewielu spotykałem wędrowców, szczególnie poza miastami byłem zdany tylko praktycznie na siebie. Jak pisałem też na wstępie, to miałem ze sobą niewielki, lekki statyw do którego zabrałem też: „bezprzewodowy pilot wyzwalający migawkę”. Troszkę, to było czasochłonne, bo najpierw trzeba było rozłożyć statyw, zamocować aparat, podpiąć do niego pilot i odpowiednio ustawić aparat. W czasie całej drogi było to najbardziej żmudną czynnością, którą wykonywałem, ale przez to mam pamiątkowe zdjęcia, z których jestem nawet zadowolony (uśmiech).

Przez góry prowadziła nie tylko lokalna droga, którą szedłem, ale i również autostrada
Kiedy spoglądało się z góry, to wszystko było takie małe nawet widoczne klify
Te dwa zdjęcia; z lewej jak i z prawej strony tworzą jakby całość. Na zdjęciu widoczna jeszcze pusta plaża przy jednej z miejscowości.
Teren jakże piękny i różnorodny. Miłośnicy kąpieli, i ci którzy lubią piesze wędrówki będę z całą pewnością zachwyceni tym miejscem.

 

***

 

Droga, która prowadziła mnie do miejscowości Castro Urdiales była dosyć kręta, ale nie licząc początku, kiedy wyszedłem ze schroniska w Ontón nie była szczególnie wymagająca. W pewnym momencie zszedłem ze szlaku i postanowiłem iść wzdłuż drogi podziwiając piękne widoki. Idąc sobie i chcąc umilić czas, to co jakiś czas sobie nuciłem różne piosenki. Wykorzystując fakt, że dookoła mnie nie było żadnej żywej duszy, to śpiewałem na głos (uśmiech). Wchodząc do miasta Castro Urdiales mogłem się jemu bardziej przyjrzeć. Nie musiałem się śpieszyć do hotelu, bo i tak byłem sporo przed czasem. Szkoda, że i w tej miejscowości schronisko było zamknięte i większość pielgrzymów zatrzymywała się w hotelach, albo szła dalej. Ja bardzo chciałem zostać w tej malowniczej i nadmorskiej miejscowości. Zdawałem sobie sprawę, że w kolejnych dniach będę musiał troszkę nadrobić utracone kilometry. Miałem to szczęście, że hotel, który udało mi się zarezerwować za nieduże pieniądze znajdował się w samym centrum starego miasta.

Po zakwaterowaniu się w hotelu mogłem w końcu wyjść na upragniony spacer po mieście. Jednym z najbardziej znanych zabytków miasta jest piękny gotycki kościół Santa Maria de la Asunción, który widoczny jest już z daleka. Niestety, kiedy poszedłem go zobaczyć, to miałem cichą nadzieję, że uda mi się uczestniczyć w niedzielnej Mszy św. Jednak  spóźniłem się i po dojściu do drzwi kościoła ksiądz już niestety go zamykał. Trochę było mi smutno, ale cóż, nic na to nie mogłem poradzić. Kościół znajduje się na wzgórzu, z którego rozpościera się wyjątkowy widok na ocean i stare miasto. Postanowiłem, że sobie usiądę na zboczu i odmówię różaniec, który miałem ze sobą. Mogłem, to wszystko z czym idę do Santiago de Compostela zawierzyć jeszcze raz Matce Bożej. Ta panująca cisza, a zarazem powiew wiatru było dla mnie takie wymowne. Było mi tam dobrze i chciałem żeby ten dzień szybko się nie kończył. Po skończonej modlitwie kontynuowałem swój spacer wzdłuż przybrzeżnej promenadzie.

Miasto Castro Urdiales podobnie jak to wcześniejsze Portugalete było wypełnione nie tylko turystami, ale i zapewne mieszkańcami miasta. Miasto bardzo zadbane z dużą ilością zieleni i kwiatów. Wzdłuż głównej ulicy znajdowało się mnóstwo różnorodnych i obleganych restauracji, przy których można było też spotkać grających grajków muzycznych. Moja koleżanka Ania, o której wspominałem na początku wyjaśniła mi, że Hiszpanie uwielbiają spędzać wolny czas z rodziną, znajomymi w restauracjach, barach. Rzadko odwiedzają siebie w domu tylko preferują spotkania na na świeżym powietrzu, gdzie jest dużo słońca. I faktycznie taki obraz „towarzyskich i rodzinnych Hiszpanów” podczas całej mojej drogi był bardzo widoczny. W wąskich uliczkach miasta można było też dostrzec mężczyzn grających w karty, i dzieci bawiące się na placach zabaw. Podczas spaceru miałem też przyjemność podziwiania ludowego zespołu tanecznego, który akurat występował na deptaku przy porcie. Mój spacer po mieście trwał z przerwami do późnych godzin nocnych. Z całą pewnością był to dla mnie dobrze wykorzystany czas i kolejne słuszna podjęta decyzja o tym żeby w tym mieście zostać troszkę dłużej.

 

Łukasz Piotrowski

 

***

 

 

***

Kolejne dni pielgrzymowania szlakiem “Camino del Norte” do Santiago de Compostela + Muxía w Hiszpanii:

 

***

Ponadto zapraszam do przeczytania moich wspomnień z pielgrzymek:

Udostępnij to: